Prosze bardzo jest i rozdział 7 również nudny, ale jak widzicie coraz bardziej się to rozwija. Zaproszam do czytania i komentowania! :D
Mijały dni. Percy cały czas mieszkał w Obozie myśląc raz o Nicu, a raz o Anthonym. Chciał się skupić na synu Hadesa i na jego odnalezieniu, ale pojawił się jego braciszek i wywrócił świat syna Posejdona do góry nogami. Percy miał dość mieszkania z nim. Ciągle spraszał gości. Stał się – można powiedzieć – Obozowym playboyem. Posejdon miał racje. Tony mimo tego, że na początku udawał upośledzonego, był mądry – przynajmniej do tego stopnia, żeby zorientować się jak pogrążyć Percy’ego. Wszystkim na około opowiadał jak to jego brat budzi się w środku nocy cały przepocony, beczy i woła mamusie. Dzieci Aresa miały niezły ubaw. Jeśli ktoś rozmawiał z Percym, a takich osób było niewiele, nazywał go maminsynkiem, albo beksą. Przy okazji Anthony zabrał łóżko brata, twierdząc, że jest wygodniejsze. Gdy Percy nie chciał mu oddać swojego miejsca spania, ten postraszył go Posejdonem. Perseusz nie mógł nic zrobić. Było jeszcze mnóstwo innych spraw podobnego pokroju, ale syn Posejdona, mimo że były denerwujące, uważał je za błahe w porównaniu do straty najbliższych. W tym momencie jego największym marzeniem było zatopienie miecza w sercu Nica di Angelo. Chciał widzieć jak cierpi, jak jego czarny ubiór przybiera czerwony kolor. Marzył by w oczach syna Hadesa był taki sam strach jaki widział u swojej matki. Percy siedział w pewnym oddaleniu od Obozu. Słońce jasno świeciło, niebo było bezchmurne, wokół rosły drzewa z liśćmi o barwie soczystej zieleni, jednak mimo tak pięknego lata dla Percy’ego cały świat był szary, pozbawiony kolorów. Patrzył na roześmiane dzieciaki wspinające się na ściankę lub grające w siatkówkę. Wszyscy oni byli tacy żywi, pełni energii. Chłopak pamiętał jak sam taki był. Chciał wyruszać na misje, pokonywać potwory. Teraz zapał z niego uciekł. Stał się żywym trupem żyjącym dla zemsty. Westchnął. Nie miał już życia w Obozie. Poza nim tym bardziej. Potwory zjadłyby go na śniadanie. Nie mógł na nikogo liczyć. Może gdyby Piper została w Obozie czułby się lepiej. Ona również zmagała się z różnymi problemami. Straciła chłopaka, któremu ze sławy odbiła szajba. Zginęły osoby, które ceniła i szczerze lubiła. Percy zastanawiał się jak teraz dziewczyna się czuje. Tak samo martwił się o Franka, który przeniósł się do Obozu Jupiter i nie miał z nim kontaktu. Słyszał jedynie, że próbował popełnić samobójstwo. Ta wojna nas wykończyła – pomyślał ponuro chłopak. – Nigdy żadne z nas nie będzie takie samo. Z Wielkiej Siódemki zostały trzy trupy, szalony bóg oraz pogrążeni w traumie pozostali herosi. A to wszystko dlatego, że urodziliśmy się półbogami.
Mijały dni. Percy cały czas mieszkał w Obozie myśląc raz o Nicu, a raz o Anthonym. Chciał się skupić na synu Hadesa i na jego odnalezieniu, ale pojawił się jego braciszek i wywrócił świat syna Posejdona do góry nogami. Percy miał dość mieszkania z nim. Ciągle spraszał gości. Stał się – można powiedzieć – Obozowym playboyem. Posejdon miał racje. Tony mimo tego, że na początku udawał upośledzonego, był mądry – przynajmniej do tego stopnia, żeby zorientować się jak pogrążyć Percy’ego. Wszystkim na około opowiadał jak to jego brat budzi się w środku nocy cały przepocony, beczy i woła mamusie. Dzieci Aresa miały niezły ubaw. Jeśli ktoś rozmawiał z Percym, a takich osób było niewiele, nazywał go maminsynkiem, albo beksą. Przy okazji Anthony zabrał łóżko brata, twierdząc, że jest wygodniejsze. Gdy Percy nie chciał mu oddać swojego miejsca spania, ten postraszył go Posejdonem. Perseusz nie mógł nic zrobić. Było jeszcze mnóstwo innych spraw podobnego pokroju, ale syn Posejdona, mimo że były denerwujące, uważał je za błahe w porównaniu do straty najbliższych. W tym momencie jego największym marzeniem było zatopienie miecza w sercu Nica di Angelo. Chciał widzieć jak cierpi, jak jego czarny ubiór przybiera czerwony kolor. Marzył by w oczach syna Hadesa był taki sam strach jaki widział u swojej matki. Percy siedział w pewnym oddaleniu od Obozu. Słońce jasno świeciło, niebo było bezchmurne, wokół rosły drzewa z liśćmi o barwie soczystej zieleni, jednak mimo tak pięknego lata dla Percy’ego cały świat był szary, pozbawiony kolorów. Patrzył na roześmiane dzieciaki wspinające się na ściankę lub grające w siatkówkę. Wszyscy oni byli tacy żywi, pełni energii. Chłopak pamiętał jak sam taki był. Chciał wyruszać na misje, pokonywać potwory. Teraz zapał z niego uciekł. Stał się żywym trupem żyjącym dla zemsty. Westchnął. Nie miał już życia w Obozie. Poza nim tym bardziej. Potwory zjadłyby go na śniadanie. Nie mógł na nikogo liczyć. Może gdyby Piper została w Obozie czułby się lepiej. Ona również zmagała się z różnymi problemami. Straciła chłopaka, któremu ze sławy odbiła szajba. Zginęły osoby, które ceniła i szczerze lubiła. Percy zastanawiał się jak teraz dziewczyna się czuje. Tak samo martwił się o Franka, który przeniósł się do Obozu Jupiter i nie miał z nim kontaktu. Słyszał jedynie, że próbował popełnić samobójstwo. Ta wojna nas wykończyła – pomyślał ponuro chłopak. – Nigdy żadne z nas nie będzie takie samo. Z Wielkiej Siódemki zostały trzy trupy, szalony bóg oraz pogrążeni w traumie pozostali herosi. A to wszystko dlatego, że urodziliśmy się półbogami.
Percy wstał i otrzepał spodnie z ziemi i trawy. Skierował się w stronę Obozu, a dokładniej –
zbrojowni. Musiał nabyć jakiś inny miecz, bo Orkan oddał bratu. Snując się
patrzył na otoczenie. Od wojny z Kronosem przybyło tu tyle nowych domków, tyle
obozowiczów. Mimo że była to jego zasługa nikt mu tego nie pamiętał. Zrezygnował
z nieśmiertelności dla innych. Tymczasem teraz stał się wyrzutkiem. Herosi się
z niego wyśmiewali, jakby nie widząc ile przeszedł, ile stracił. Jedna porażka
przyćmiła wszystkie zwycięstwa. Może półbogowie
odziedziczyli tą wadę po swoich boskich rodzicach? Wadę próżności i zbytniego
zadufania w sobie. Percy zdał sobie sprawę że nie zauważał tego wcześniej –
dopóki nie spotkało to jego. A przecież tyle herosów cierpiało w podobny
sposób. Na przykład Luke. Niby wszyscy się tak przejmowali po jego nie udanej
misji, ale po kątach słychać było śmiech. Jedynymi osobami, którzy szczerze się
o niego martwili byli Annabeth , Grover i Chejron. Percy nie był zbytnio zaangażowany
w tej sprawie, bo dopiero co wtedy przybył do Obozu. Jednak w tych chwilach
bardziej rozumiał dlaczego Luke popełnił ten błąd i spoufalił się z Kronosem.
Był w takiej sytuacji jak on. Nie miał matki – bo była chora psychicznie,
ojciec się nim nie interesował, był obgadywany i wyśmiewany. Percy teraz
naprawdę rozumiał jak było mu ciężko. Tak samo wiedział skąd brała się chęć
zemsty na bogach…
Chłopak doszedł do zbrojowni. Otworzył drzwi i zajrzał do
środka. Było tu pełno żelastwa, ale nie tylko. Można tu było znaleźć również
łuki i inne rzeczy wykonane z drewna.
Percy nie wiedział jak się zabrać do szukania. Tyle tego było… Podszedł i chwycił pierwszy
lepszy miecz. Był za długi i za ciężki. Od razu odrzucił go na bok. Szukał
dalej. Nic jednak z tego nie wychodziło. Po godzinie miał tylko dość sporą kupkę
broni, która mu nie odpowiadała i ani jednego miecza, który choć trochę by
pasował. Westchnął sfrustrowany. Wstał i stwierdził, że traci tylko czas. Gdy
zbierał się do wyjścia mignęło mu coś małego i złotego. Miał przeczucie, że to
to czego szuka. Przedmiot leżał pod stertą broni, dlatego też nie tracąc czasu,
chłopak kucnął i zaczął przekładać niepotrzebne żelastwo na bok. Po chwili jego
oczom ukazał się złoty medalion. Zafascynowany Percy podniósł go do góry,
trzymając za wisiorek. Na medalionie przedstawiony był gryf w kole, a pod nim
znajdował się bicz. Był otwierany, tak jakby w środku miało być miejsce na
zdjęcie. Percy z ciekawości otworzył go, ale ten zniknął, a zamiast niego w
dłoni Percy’ego pojawił się idealnie wyważony miecz z niebiańskiego spiżu. Był…
piękny, ale przerażający. Na trzonie
miecza ukazany był człowiek z
otaczającym go gryfem. Ów mitologiczny zwierz połykał głowę mężczyzny. Reszta
trzonu ozdobiona była kołami i gałęziami jabłoni. Jelec miecza był owinięty
złotym biczem. Głownia była prosta, bez
niepotrzebnych zdobień. Percy zauważył mały przycisk ukryty pod biczem. Było na
tyle miejsca by wsunąć palec i go nacisnąć. Chłopak zrobił to i natychmiast
zamiast miecza trzymał z powrotem medalion. Chłopak zarzucił go sobie na szyje
i zadowolony wyszedł ze zbrojowni.
Gdy tylko zamknął drzwi, zauważył jakiegoś chłopaka
pędzącego w jego stronę. Na oko miał 12 lat. Był brunetem o zielonych oczach.
Percy kojarzył go jedynie z widzenia.
- Chejron… - zaczął zdyszany chłopak. – Cię wzywa beks...
Syn Posejdona obrzucił chłopaka złowrogim spojrzeniem.
- Eee… To znaczy Percy - powiedział zmieszany chłopak.
Percy nie zamierzał zawracać sobie głowy jakimś bachorem.
Ominął go i szybkim krokiem skierował się w stronę Wielkiego Domu . Zastanawiał
się czego centaur może od niego chcieć. W sumie Pery też miał do niego sprawę.
Musi prosi o zwolnienie z Obozu, aby mógł odszukać Nica. W sumie mógłby się
wykraść – samo wyjście stanowiło najmniejszy problem. Gdzie Nica szukać? – w tym
miejscu był pies pogrzebany. Syn Hadesa mógł być wszędzie. Jednak Percy
wiedział, że kiedyś go dopadnie. Musi. Percy popatrzył w dal. Krótki odcinek
dzielił go od celu. Chłopak źle się czuł w Obozie. Wszędzie słychać było
śmiechy. Widział dzieciaki galopujące na koniach lub latające na pegazach. Jeszcze
inne walczyły na miecze jakby to była zabawa. Przytłaczała go myśl, że
niektórzy z nich marzą o misjach. Przecież to nie zabawa! W każdej chwili mogło
któreś z nich zginąć! Ale młodzi nie zdawalisobie z tego sprawy. Dotarł do
Wielkiego Domu. Przekroczył próg i zobaczył zniecierpliwionego Chejrona.
- Percy jesteś wreszcie – zaczął jednym tchem.- Wezwałem Cię
tu bo… - przerwał i zrobił wielkie oczy. – Co ty masz na szyi?!
Przerażony centaur podszedł do Percy’ego i chwycił medalion
bacznie mu się przyglądając.
- Jak… To niemożliwe… Ty? – jąkał się Chejron a następnie
powiedział poważnie – Otwórz go!
Percy nie za bardzo wiedział o co chodzi, ale przestraszyło
go zachowanie centaura, więc natychmiast spełnił wydany rozkaz. Otworzył
medalion i w jego ręce natychmiast pojawił się miecz. Percy parę razy przekręcił
dłoń by centaur mógł go obejrzeć ze wszystkich storn. Przerażenie w oczach
opiekuna Obozu było ogromne. Chłopak również poczuł strach. Magiczne przedmioty
nie zawsze były dobra. Ba, w większej części były złe. Na karku poczuł kropelki
potu.
- Na Zeusa! – krzyknął Chejron. – Czy ty wiesz co trzymasz w
ręce?
- Miecz? – odparł głupawo Percy.
- Tak, tak, ale jaki miecz… To jest εκδικητής – Mściciel. Miecz ten podsyła
Nemezis człowiekowi, który żyje jedynie pragnieniem zemsty. – Chejron patrzył z
obrzydzeniem na chłopaka.
- Nie słyszałem takiego mitu – powiedział zdumiony Percy.
- To całkiem nowa historia… Taki mit nie istnieje.
Percy zauważył wzrok Chejrona. Poczuł się źle. Jakby zawiódł
centaura. Ale z drugiej strony, co on dla niego zrobił? Czy interweniował jak
wszyscy obozowicze się z niego śmiali? Nie. Poza tym Percy uważał, że ma prawo
pragnąć śmierci Nica. W końcu ten zabił całą jego rodzinę...
- Po coś mnie wołałeś? – rzekł Percy.
Centaur potrząsnął głową. Chłopak przerwał mu jakiś ważny
proces myślowy.
- A, tak… Łowczynie
mają do Ciebie sprawę i połączyły się przez iryfon ze mną, abym wydał zgodę na..
A zresztą idź, same Ci powiedzą, bo ja sam nie wiem o co chodzi. Mówiły, że to
sprawa do Ciebie i tylko Ciebie.
Chejron wskazał mu miejsce połączenia. Percy zobaczył
Łowczynie. Znał ją. Była jedną z tych, które przeprowadzały sekcje zwłok jego
opiekunów. Centaur zostawił ich sam.
- Witaj Percy – rzekła nieśmiało.
- Dzień dobry – powiedział ponuro, gdyż powróciły smutne
wspomnienia.
- Artemida kazała Ci przekazać, że zezwoli na polowanie. Za
nawową moją i Łowczyń, które widziały twoich opiekunów. Chejron Cię wypuści z
Obozu. Decyzja należy do Ciebie. Zgadzasz się? – powiedziała szybko dziewczyna.
Percy nie wiedział o co chodzi.
- Co? Jakie polowanie? – spytał zdumiony.
Łowczyni zmarszczyła brwi.
- To ty nie wiesz? Polowałyśmy na tych, którym udało się
uniknąć śmierci lub kary. Tych, którzy byli po stronie Gai. Już wiesz o co
chodzi? Nie zabiłyśmy go. Postanowiłyśmy oddać go w twoje ręce, abyś wymierzył
karę. Artemida na wyznaczonym terenie zorganizuje polowanie. To co?
Percy już wiedział o czym dziewczyna mówi. Uśmiechnął się
usatysfakcjonowany.
- Oczywiście, że się zgadzam.
Nico nadchodzę – pomyślał i szyderczo się uśmiechnął.
Rozdział jak zwykle fajny .
OdpowiedzUsuńNiech Percy zadźga Nico proszę.
Nie wytrzymam chyba tego tygodnia .
Dziękuje za koment - dzięki temu zmusiłam się do pisania na telefonie rozdziału 8. ;)
Usuńugh przeprasza za tą długą przerwe >.<
OdpowiedzUsuńnie miałam czasu-wchodze a tu DUP 3 nowe rozdziały, ._.
więc PRZEPRASZAM!
a więc rozdział.....super.
i szczerze nie wiem co ma zrobić percy
po 1. Tony mnie wkurza niczym Drew >.<
po2. Nico to moja ulubiona postać w książce
po3. Nico tutaj to idiota [XD]
po 4.nie wiem czy percy ma go zabić czy może jednak odpuścić mu XD
JEJU TO OPOWIADANIE JEST GENIALNE
nie wytrzymam do kolejnego rozdziału :<
Dziękuje :3 . Ciesze się, że wróciłaś bo twoje komentarze dodają skrzydeł. ;)
Usuńpo 1 nianwidze cie ... za to ze piszesz tak genialne historie! dodaj nexta jak najszybciej bo nie wytrzymam.Ale czy nie przesadzilas? Zeby usmiercac wszystkich a zwlaszcza Ann? No wez oni mieli zyc z Percym dlugo i szczesliwie haha. Po 2. Masz zamiar jakos wskrzesic tych co zmarli? Nie chce zeby misiek zostal samiutki :< smuteceg... hahah :D z niecierpliwoscia czekam na kolejmy rozdzial c:
OdpowiedzUsuńJej dziękuje! Ale się ciesze, że komuś podobają się moje wypociny :p. Jeśli chodzi o wskrzeszanie to... raczej nie. Ale kto wie. Zobacze jak wyjdzie. Na razie trzymam w niepewności ;) .
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńNiech Percy nie zabija Nico!! ;-(((
OdpowiedzUsuń