Muzyka

środa, 30 lipca 2014

Rozdział 11 cz. 1

Przepraszam za przerwę w dodawaniu rozdziałów, ale byłam ostatnio zajęta i nie miałam czasu żeby pisać. Jeśli chodzi o rozdział - według mnie beznadziejny :c. Tak jakoś mi się wydaje, że nie wyszedł tak, jak wyjść powinien. Jest nudny, mało akcji. Dodatkowo to tylko część pierwsza - na drugą poczekacie sporo czasu, bo nie jestem w stanie napisać pewnego małego, acz ważnego szczegółu :/ . No dobra to zapraszam do czytania. Proszę o komentarze.

   Percy patrzył na dziewczynę.  Ubrana była w ciemne dżinsy i biały podkoszulek z logo Guns n’ Roses. Posiadała także pasek, przy którym przypięty był groźnie wyglądający, ogromny nóż. Chłopak zastanawiał się przez chwilę ile osób zabiła tą bronią. Szybko jednak odłożył te myśli na bok skupiając się nad tym by do krwawej kolekcji ofiar tego noża nie dołączyło dwóch herosów stojących naprzeciw dziewczyny. Przygotował się do ewentualnej obrony. Rozważał jak uratować siebie i Nica. Szczególnie, że dziewczyna miała przewagę - posiadała łuk. Mogła powystrzelać ich jak kaczki.
- Czego chcesz? – warknął próbując przedłużyć czas na obmyślenie sensownego planu.
- Przecież mówię – pomogę wam – powiedziała zirytowana dziewczyna.
Percy popatrzył na nią wnikliwie. Nie wiedział o co jej chodzi. Po co miałaby im pomagać? Cały czas trzymał miecz w pogotowiu.
- Jakbym chciała już dawno byście nie żyli – dziewczyna wywróciła oczami. – Weź nie rób z siebie idioty Perseuszu. Widzę, że najchętniej położyłbyś mnie trupem. Nie masz szans. Zastrzelę Cię nim zdołasz zrobić dwa kroki w moim kierunku.  Możesz mi zaufać i wyjść z tego bagna, albo ponieść szybką śmierć.
Miała racje i syn Posejdona dobrze o tym wiedział.  
- Dlaczego mówisz, że chcesz nam pomóc? - spytał podejrzliwie.
- Słyszałam całą waszą rozmowę – wypaliła dziewczyna. – Ja wiedziałam o planie bogów już wcześniej. Nie podobało mi się to, że macie zginąć. A poza tym… Z tego co wywnioskowałam chcecie obalić tych światem rządzących światem, prawda? Dla nie to na rękę. Nie lubię Artemidy. Nawet nie jestem łowczynią…
- Że co? – powiedzieli równocześnie zdziwieni chłopcy.
Jak to nie była łowczynią? To co ona w takim razie robiła  obozie? – nasuwające się na myśl pytania tylko bardziej rozproszyły Percy’ego.  
- A no tak… - westchnęła dziewczyna. – Jestem na okresie próbnym i nie powiem żebym żałowała decyzji, że od razu się nie zdecydowałam zostać łowczynią. Odeszłabym już dawno, ale… Nie mogę zostawić paru moich przyjaciółek… One… Jakby to powiedzieć… - Zniżyła głos do szeptu  -Zakochały się.
- ŻE CO?! – znów powiedzieli jeszcze bardziej zdziwieni chłopcy.
Percy nie wiedział co powiedzieć. Zakochane łowczynie? Śmiech na sali! Przecież one nie mogły być zakochane…
- Wiem, do jakich wniosków doszliście – dziewczyna świdrowała ich oczami, tak jakby próbowała co najmniej czytać im w myślach. – Artemida je zabije jak się dowie.  Ja nie mogę do tego dopuścić. Po setkach lat każdy ma prawo do odrobiny miłości, czyż nie? Ja widzę ich przerażenie kiedy muszą się stawiać przed Artemidą. Patrzę jak są szczęśliwe gdy wracają z potajemnej randki z ukochanym. Nie chce by musiały żyć w wiecznej niewoli… Nie wszystkie oczywiście tak postępują. Niektóre dalej są wierne Artemidzie. Dlatego każda z tych, które poznały smak miłości, musi uważać również na swoje przyjaciółki, bo wie, że ktoś może donieść bogini. Nie jest to łatwe życie…
Percy średnio wierzył dziewczynie. Jakoś nie wyobrażał sobie uciekających na randki łowczyń. To było… Nienormalne.  Ale nie mógł zrobić nic innego jak jej zaufać. Nawet jakby pokonał ją w starciu, nigdy nie wydostałby się poza barierę. Percy wiedział, że musi zaryzykować.
- No dobrze… Czyli przeprowadzisz nas przez barierę? – spytał niepewnie chłopak.
Zauważył, że Nico patrzy się na niego pytająco. Percy spodziewał się, że i on nie ufa dziewczynie. Starał się nie zwracać uwagi, że jego tymczasowy wspólnik podziela wątpliwości wobec służki Artemidy, bo to jedynie go rozpraszało. Musiał być skupiony tylko i wyłącznie na dziewczynie.
Skinęła głową  odpowiadając na pytanie Percy’ego.
- Chodźcie za mną – odwróciła się i zniknęła w zaroślach.
Percy zerknął na Nica i wzruszył ramionami. Widział, że syn Hadesa nie był zachwycony rozwojem wydarzeń. Ten tylko westchnął i ruszył z miejsca. Niestety nie zrobił nawet dwóch kroków, gdy jak długi leżał na ziemi. Percy zrozumiał, że nie doszedł jeszcze do siebie. Ciągle męczyły go wątpliwości dotyczące Nica jednak skłony był mu uwierzyć biorąc pod uwagę fakt, że sam doświadczył podobnej sytuacji jeśli chodzi o opętanie. Zresztą dziewczyna, o dziwo, potwierdziła plan bogów.  Percy podszedł i pomógł chłopakowi wstać. Ten opał się o niego, krzywiąc się z bólu. Syn Posejdona podtrzymywał go i ruszyli za dziewczyną. Pery odgarnął ręką krzaki i przedarł się do mniej zarośniętej części lasu. Dziewczyna opierała się o drzewo. Na jej twarzy malowała się frustracja i zniecierpliwienie.
- Wolniej się nie da? – wykrzywiła usta w grymasie niezadowolenia.
- Jakbyś nie widziała mamy rannego – stwierdził Percy, patrząc wymownie na syna Hadesa, wkurzony jej zachowaniem.
- Przepraszam, ale nie dam rady iść szybciej – skrzywił się Nico, wyraźnie odczuwając ból. – Ambrozja jeszcze nie poradziła sobie z obrażeniami wewnętrznymi, ale z każdą minutą jest coraz lepiej. Niestety na razie nie jestem w stanie poruszać się w takim tempie jak wy.
Dziewczyna zerknęła w jego kierunku, a wyraz jej twarzy złagodniał. Skinęła głową i dał znak aby ruszać dalej. Obróciła się na pięcie i poszła przodem. Jednak zdeterminowany Percy, nadal podtrzymując Nica, po chwili ją dogonił.
- Mam jeszcze jedno pytanie - dlaczego zdecydowałaś się pójść za nami? Przecież nie wiedziałaś, że chcemy stworzyć rebelie przeciw bogom, czyż nie?
Dziewczyna zarumieniła się.
- Nie Twój interes! Pomagam wam, prawda? Ciesz się, że to robię i nie zadawaj zbędnych pytań!
- Ale… - zaczął Percy.
- Nie ma żadnego ale! – przerwała mu ostro i z całą stanowczością dziewczyna. - Powiedzmy, że coś mnie tknęło. Nie chciałam pomóc bogom w spełnieniu ich perfidnego planu. 
- A skąd znałaś plan? – tym razem podchwytliwe pytanie padło ze strony Nico.
Dziewczyna zmarszczyła brwi i po chwili udzieliła odpowiedzi:
-  Mimo że, jak wam już mówiłam, jestem na okresie próbnym i w sumie teraz robię za popychadło Artemidy, to bogini nie zauważyła jednego – że ja mam zawsze oczy i uszy szeroko otwarte. Wiem o wiele więcej niż powinnam.
Potem szli już w milczeniu. Dziewczyna zajęła się własnymi myślami, a Percy nie szczególnie miał ochotę z nią rozmawiać. Nico zresztą też. Samo to, że szedł było dla niego wykańczające. Mieli do przejścia niecały kilometr. Percy nie wiedział co będzie dalej. Jeśli dziewczyna ich oszukała padną trupem na miejscu - to było pewne. Natomiast jeśli nie… Będą musieli z Nickiem jak najszybciej opuścić te tereny. Nie chciał mieć na głowie stada rozwścieczonych łowczyń z Artemidą na czele. Coś czuł, że nie uda im się jednak tego uniknąć. Jeśli plan bogów naprawdę istniał to Artemida zrobi wszystko byleby tylko naprawić swój błąd. Syn Posejdona martwił się co będzie po ich ucieczce. A jeśli pomysł Nica nie wypali? – pesymistyczne myśli krążyły w jego umyśle. Percy był zmęczony – psychicznie jak i fizycznie. Po bieganiu za Nickiem podczas polowania, jak i teraz gdy go niósł, był wykończony. Natomiast jeśli chodzi o jego psychikę – najpierw wojna z Kronosem, potem uprowadzenie przez Herę i poznawanie całkiem nowego świata w Obozie Jupiter, następnie wojna z Gają i wszystkie okropne wydarzenia, które go wtedy spotkały. Każdy normalny człowiek trafiłby po czymś takim do psychiatryka z silnymi zaburzeniami w układzie nerwowym. Ale Percy nie był normalny. Był herosem. Skrzywił się na tę myśl. Wolałby być kimś innym. Mieć szczęśliwą rodzinę, żyjących przyjaciół. Westchnął. Zauważył, że przygląda mu się Nico. Na twarzy syna Hadesa również malowało się zmęczenie, ale z domieszką czegoś jeszcze. Po chwili syn Posejdona rozpoznał, że to cierpienie spowodowane bólem. Odwrócił wzrok, przeklinając swoją żądze zemsty.  Percy wstydził się tego jak się zachował. Nie umiał sobie samemu tego wytłumaczyć. Torturowanie nigdy nie było w jego stylu.  
Po chwili spostrzegli barierę. Lśniła na niebiesko.  Percy spojrzał na Nica. Syn Hadesa również odwrócił do niego wzrok. Chwila prawdy – albo zginą, albo uciekną stwarzając szanse na polepszenie życia dla wszystkich herosów. Ostrożnie podeszli do bariery. Dziewczyna została w tyle. Syn Posejdona spróbował przez nią przejść. Nie był jednak w stanie.  Spojrzał wymownie na dziewczynie. Ta lewą dłonią sięgnęła do prawej ręki, na której było pewne urządzenie. Syn Posejdona nie widział jak wygląda. Stał za daleko. Nacisnęła je  i gestem dłoni kazała Percy’emu spróbować raz jeszcze. Bariera nie stawiała oporu. Chłopcy spokojnie przez nią przeszli. Byli nieco zdziwieni – w sumie to bardziej wierzyli, że dziewczyna ich zdradzi. A jednak…
- Nie dziękujcie – powiedziała wykrzywiając twarz w dość nieprzyjemnym grymasie.
Percy zrozumiał, że popełnili gafę – nie dość, że gapili się na nią zdziwieni, doszukując się podstępu , to jeszcze nie wyrazili swojej wdzięczności.  Syn Posejdona, postanawiając naprawić błąd, skłonił się i rzekł:
- Przepraszamy, że Ci nie wierzyliśmy. Jednak nie znamy Cię i nie wiedzieliśmy dokładnie jakie masz intencje. Zdajesz sobie sprawę jak czuliśmy się w takiej sytuacji. Poszliśmy za Tobą jedynie z tego powodu, że samemu nie dalibyśmy rady przekroczyć bariery. Cóż… Dziękujemy.
 - Polecam się na przyszłość – parsknęła i odwróciła się kierując się w stronę obozu.
- Nie idziesz z nami? – spytał niepewnie Nico.
Przystanęła. Odwróciła się przez ramię i uśmiechnęła się.
- Nie mogę. Muszę pilnować moich przyjaciółek – staram się je kryć.
- A czy ta przysięga nie działa tak, że spotykasz się z facetem i – puff – nie żyjesz? – spytał Percy marszcząc brwi.
- Nie, ta przysięga działa na zasadzie – jak Cię Artemida przyłapię to leżysz trupem. Tak więc – czego bogini nie widzi to ją nie zaboli – a raczej Ciebie – dziewczyna wzruszyła ramionami.  
- Aha – mruknął syn Posejdona.
Dziewczyna z powrotem zaczęła się oddalać. Percy i Nico też odwrócili się i poszli w swoją stronę. Dopiero po chwili syn Posejdona zorientował się, że nie wie nawet jak dziewczyna miała na imię. Odwrócił się, lecz nie dostrzegł już jej. Skryła się pomiędzy krzakami i drzewami wędrując przez las do obozu. Percy był je wdzięczny za wszystko co da nich zrobiła. Jednak nie mógł odgonić od siebie myśli, że miała całkiem inny powód, dla którego im pomogła. Tylko na razie jeszcze go nie znał… 

sobota, 26 lipca 2014

Rozdział 10

Rozdział 10 miał być dopiero za jakiś tydzień. Półtorej tygodnia. Ale przyszedł Pan Wen i pomieszał mi plany :P . Nie wiem czy się cieszycie czy nie, ale napisałam go już na teraz. 
Radosna przykro mi, ale nie zrobiłam tego co chciałaś - mam nadzieje, że się nie obrazisz, ale tak miałam w planach od samego rozpoczęcia historii zrobić to co zrobiłam.
Rozdział dedykuje wszystkim którzy do tej pory komentowali: Radosnej, Viktori W. , Rainbow, Julie Jackson, Dziecku Magii, Pheronike, Edzi i Anonimowi. Wszystkim wam dziękuje - to wy sprawiacie, że piszę!
Proszę każdego kto czyta ten tekst - niech napisze w komentarz, niech pozostawi ślad po sobie, bo mnie to naprawdę motywuje! 
Zapraszam do czytania :) .

Percy zatrzymał miecz w połowie drogi od Nica. Coś w nim pękło. Uświadomił sobie, że wcale nie jest lepszy od syna Hadesa. Też go torturował, tak jak on zrobił to z jego opiekunami. A poza tym jakby się zastanowić panowały nad nim jego emocje, a nie rozum. Atena go przed tym ostrzegała. A co jak co była boginią mądrości. Wkurzyło go tylko stwierdzenie, że Nico uznawał się za niewinnego. W sumie nie rozumiał tego. Przecież to on zamordował Annabeth, jego matkę i ojczyma. Stanął po stronie Gai. Pamiętał jednak ich ostatnie spotkanie i słowa chłopaka:  „Mam tylko nadzieje, że jednak postanowisz mnie wysłuchać. Być może zmieni to trochę twoją teraźniejszą sytuacje. Powinieneś chcieć się dowiedzieć wszystkiego nim umrę, prawda? Potem już możesz nie mieć okazji…”. Percy wiedział, że byłby głupcem nie wysłuchawszy go jeśli wiedział coś co mogło zaważyć na jego przyszłości. Popatrzył więc na zakrwawionego chłopaka. Wcześniej nie miał dla niego litości, ale teraz… Nie wiedział co się stało, ale zrobiło mu się go żal. Miał mieszane uczucia. Coś mu mówiło „zabij go”, ale jego druga strona kazała mu wysłuchać Nica. Wreszcie postanowił sprawdzić co chłopak mu ma do powiedzenia.
- Jesteś niewinny , tak? To kto zamordował moich najbliższych, co? Wyimaginowany chłopak podobny do Ciebie, hmmm? –warknął. Nawet jeśli postanowił go wysłuchać to i tak nie znaczy, że musi być miły.
- Ja – Nico odparł żałośnie.
W Percym minęła chęć wysłuchania chłopaka. Znów chciał go jedynie ukatrupić…

***

Nico przeraził się znów widząc furie w oczach chłopaka. Przez chwile dostrzegł dawnego Percy’ego, takiego jakiego znał. Teraz znów nadeszła ta jego „druga osoba”, bestia, która kazała mu zabić Nica. Syn Hadesa wiedział, że postąpił nierozważnie przyznając się tak prosto z mostu do winy. Musiał to naprawić o ile nie chciał przypłacić tego życiem.
- Poczekaj! Zanim mnie zabijesz –wysłuchaj mnie. Jestem niewinny, moim że to ja zabiłem – szybko powiedział Nico i skrzywił się z wysiłku, który spowodowany był mówieniem w jego stanie.
Percy zmarszczył brwi. Widać było, że myśli co zrobić. Zmagał się z chęcią natychmiastowego zabicia Nica, a wysłuchaniem go. Syn Hadesa dobrze o tym wiedział. Czekał z nadzieją na to, że zostanie mu okazana litość. Wreszcie Percy rzekł:
- Gadaj!
Nico odetchnął z ulgą. Teraz tylko musiał zmierzyć się opowiadaniem tej całej historii w takim stanie w jakim był.
- Nie miałbyś ambrozji? – zapytał tym samym przeciągając strunę. 
- A po co Ci? Miałeś wyjaśnić o co Ci chodzi! Gadaj, albo pozbawię Cię łba! – warknął Percy.
- Mogę nie do żyć jej końca… - mruknął Nico.
Percy wywrócił oczami i sięgnął do kieszeni. Po chwili Nico zauważył, że wyjmuje paczuszkę. Syn Posejdona podał mu ją. Nico szybko otworzył opakowanko i zobaczył dość sporą ilość ambrozji. Zjadł tyle ile mu było trzeba żeby móc mówić i oddał resztę Percy’emu chowając jednak dla bezpieczeństwa odpowiedni zapas jakby nie udało mu się przekonać syna Posejdona. Na chwile zamknął oczy. Czuł jak odzyskuje siły. Przywołał przytłaczające go wspomnienia, tak by nie pominąć żadnego wątku w historii, którą chciał opowiedzieć Percy’emu.
Nico siedział na skalnej półce wyjmując cieplutkiego hamburgera zakupionego w McDonald’s w niedalekim miasteczku. Łapczywie pochłaniał fastfood’a wdychając jego woń, wręcz narkotyzując się nią. Nico stawiał, że każdy jest od czegoś uzależniony, ma do czegoś słabość. W jego przypadku były to przekąski spod żółtego M.  Nie mógł nic na to poradzić. Były pyszne. Gdy skończył hamburgera spojrzał z nadzieją na paczuszkę, w którą zapakowywali żarcie na wynos. Była jednak pusta.  Nico westchnął. Był spłukany i nie miał za co dokupić dużych frytek. Życie jednak jest ciężkie – pomyślał.                Nico zsunął się ze skalnej półki i zeskoczył na ziemie. Jego celem było odnalezienie załogi Argo. Chciał im pomóc w przygotowaniach do bitwy .Chciał być blisko Percy’ego. Myślał, że może uda mu się go w sobie rozkochać, mimo że starał się odsuwać od siebie takie fantazje. Nawet jeśli nie, to chciał by był szczęśliwy i bezpieczny. Zależało mu na tym bardziej niż na własnym życiu. Szedł górzystym terenem, pełnym jaskiń. Gdzieś w okolicy całkiem niedawno widziano statek. Poszukiwał go już od wielu dni.                                                                                                                                                                                                     W pewnym momencie wydało mu się, że coś usłyszał. Przystanął i wsłuchał się w otoczenie. Jednak słychać było tylko śpiew ptaków i szelest traw. Dopiero po krótkiej chwili usłyszał czyjś głos. Wołał „ratunku!”. Nico był przerażony. Ale nie dlatego, że ktoś woła o pomoc tylko dlatego, że ten głos należał do Percy’ego…                                                                                                                                                                        Po chwili biegł w kierunku, z którego dobiegał dźwięk. Zorientował się, że Percy musi być w jaskini.  Stamtąd właśnie dochodził odgłos. Nico popędził przez nią jak najszybciej się da. Biegł przez dość długi tunel. Nic nie widział, ale nie zwracał na to uwagi. Liczył się tylko głos Percy’ego. Zdyszany Nico zauważył światło na końcu tunelu.  Podszedł do niego szybko, ale tak by nie narobić hałasu. Dotarł do jakiejś komnaty. Przykucnął. Widział wszystko dość wyraźnie bo tunel wychodził około trzech metrów nad podłożem groty. Dostrzegł Percy’ego w otoczeniu trzech cyklopów. Z tego co słyszał grozili mu. Zsunął się szybko z tunelu do groty, zeskakując na jej podłoże. Pochwycił swój miecz i natychmiast ruszył na ratunek synowi Posejdona. Jednak coś było nie tak. Nagle ziemia zaczęła się trząść, a po chwili Percy i potwory zniknęli. Po prostu rozpłynęli się w powietrzu. Nico patrzył zdezorientowany po jaskini. Ziemia nadal się delikatnie trzęsła.
- Witaj synu Hadesa – usłyszał przerażający głos. – Jesteś nieostrożny. Zbyt bardzo troszczysz się o tych, których kochasz. Zbyt bardzo próbujesz ich chronić. Po stracie siostry nie jest Ci łatwo pozwolić by ktoś podzielił jej los, prawda? Tym razem ta cecha zgubiła Cię. Chciałeś chronić kogoś kogo kochasz, ale nie umiałeś uchronić sam siebie. Jesteś głupem Nico di Angelo. Do tego słabym głupcem. Lecz ja sprawie byś stał się inny. Silniejszy. 
Nico cofną się z przerażenia. Gaja! – jego umysł nie mógł, albo po prostu nie chciał zarejestrować myśli w jakim znalazł się niebezpieczeństwie. Chłopak nie wierzył, że tak bezmyślnie wpakował się w jej łapy.
- Ja nie potrzebuje być silniejszy, nie chce byś mi pomagała! Ja chce Cię zniszczyć! – chciał by zabrzmiało to pewnie, ale nie mógł powstrzymać drżenia głosu. Cofnął się jeszcze o parę kroków.
- Wiedziałam, że nie będziesz chciał przyjąć mojej nauki, tego jakże cennego daru bez odrobiny przymusu – lodowaty ton głosu Gai wypełnił całe pomieszczenie. – Mam przyjaciela, który chętnie pomoże mnie jak i Tobie. Wreszcie staniesz się przydatny!
Gaja znikła. Ziemia przestała drżeć, a Nico nie wyczuwał już jej obecności, która przed sekundą była tak namacalna. Nico obejrzał się dookoła w poszukiwaniu „przyjaciela” Gai. Nie widział jednak nikogo. Cały czas ostrożny powoli skierował się do wyjścia z jaskini. Nagle coś się stało. Nie mógł panować nad ciałem! Chciał iść w przeciwną stronę tymczasem nogi pokierowały go zupełnie gdzie indziej! Nagle usłyszał swój własny głos. Nie mając nad nim kontroli usłyszał jak mówi:
- Witaj Nico di Angelo. Jestem ejdolonem i muszę Ci powiedzieć, że masz bardzo wygodne ciało. Coś czuję, że razem się będziemy świetnie bawić. Na początek wspólnej rozrywki: dzięki Twojemu umysłowi dowiedziałem się gdzie mieszkają rodzice Percy’ego, twojego kochasia. Gaja poprosiła byśmy i z nimi się nieco pobawili! Będzie fajnie zobaczysz!
Przerażony Nico nie mógł nic zrobić. Chciał powstrzymać demona jednak nie miał władzy nad swoim ciałem. Mógł zrobić tylko jedno – bezczynnie czekać, aż ktoś zrozumie, że jest opętany. Gdy jego ciało ruszyło Nico modlił się aby duch nic nie zrobił rodzicom Percy’ego. Wiedział, że syn Posejdona nigdy by mu tego nie wybaczył…
Nico zmierzył się z tym wspomnieniem. Zobaczywszy wyczekiwanie Percy’ego zaczął swoją opowieść…

***

Gdy Nico zakończył Percy borykał się z wieloma wątpliwościami. Czy Nico kłamie czy mówi prawdę? Czy to wina demona czy jego? Percy nie chciał zabić niewinnego, ale jeśli syn Hadesa był faktycznie mordercą nie chciał go też puścić wolno.
- Potem wiesz już co się stało – wypalił nagle Nico. – Nie kontrolując swojego ciała zniszczyłem Ci życie.
- Powinieneś być rozważniejszy – powiedział chłodno Percy.
- Sam za dużo w życiu straciłem. A poza tym… Ty nigdy nie zrozumiesz jakie to uczucie gdy widzisz, że niszczysz życie osobie, którą bardzo cenisz. Nigdy nie zrozumiesz jaki ból sprawia zabijanie i katowanie osoby, która nic złego Ci nie zrobiła, gdy musisz patrzyć na jej cierpienie choć wcale tego nie chcesz. Nie wiesz jak to jest – odparł gorzko Nico ze łzami w oczach.
Percy kompletnie stracił rezon. Albo Nico jest bardzo dobrym aktorem, albo faktycznie mówi prawdę. Poza tym wiedział jak się czuje. Pamiętał jak próbował uśmierci Jasona gdy jeden z demonów opętał jego ciało. Nie chciał tego robić, ale został zmuszony. Nie był w stanie wtedy nad sobą zapanować.
- Poza tym powiedz jaki mogłem mieć cel w uśmiercaniu Twoich rodziców? Żaden. Za Annabeth nie przepadałem, fakt, ale walczyliśmy po jednak stronie! Przeciwko Gai! Nie miałem żadnego motywu do ich zamordowania – w szczególności z takim okrucieństwem! Percy Ciebie również cenie i ty o tym wiesz – po co w takim razie miałbym niszczyć Ci życie? – pytał zacięcie Nico.
Percy skinął głową. Syn Hadesa miał racje. Nie miał żadnego powodu, by zrobić to co zrobił. Był coraz bardziej przekonany o jego niewinności.
- Co z tym ejdolonem?
- Nie żyje – odparł Nico. – Po śmierci Gai próbował zwiać, ale go tak łatwo nie wypuściłem. Zabiłem go za to co musiałem przejść.
- Dobrze zrobiłeś – powiedział zadowolony Percy.
- Wiem – nienawiść w głosie Nica zaskoczyła Percy’ego. Chociaż w sumie rozumiał go. Ejdolon również i jemu zniszczył życie. Odebrał zaufanie wszystkich, których znał. Percy po chwili uświadomił sobie jeszcze jeden fakt. Zmarszczył brwi i spytał:
- A bogowie? Czemu oni nic nie widzą o tym, że jesteś nie winny?
- W tym sęk,  że wiedzą – powiedział gorzko Nico. – Poszedłem po wojnie do mojego ojca. On wiedział, że jestem niewinny. Stwierdził, że przyniosłem mu wstyd i nigdy mnie nie będzie uważał za swojego syna. Miał gdzieś, że będę musiał zginąć za nic. Obchodziła go jedynie własna duma. Inni bogowie też wiedzieli, że nie chciałem popełnić tych zbrodni. Co więcej – nawet pomogli mi mordować! Wiedzieli, że chcę uprowadzić Twoich rodziców. Twój tato również. Stwierdził jedynie, że Twoja matka to dziwka, która woli spotykać się ze śmiertelnikami niż z bogiem. Pozwolili mi ich zabić, mimo że mogli mnie powstrzymać! Gdy zabiłem Annabeth, a potem gdy zasłabłeś podczas bitwy w ich głowach powstał całkiem sprytny plan. Podsłuchiwałem rozmowy pomniejszych bóstw, które nawijały o tym, że Olimpijczycy chcą się pozbyć dzieci Wielkiej Trójki. Ja miałem zginąć z Twoich rąk. Hades by się nie sprzeciwił, bo inne bóstwa na czele z Zeusem, który nie ma już dzieci półbogów, tak go zakręciły i tak go przeze mnie wyśmiały, że on sam chciałby mnie najchętniej zabić.  Z Twoim ojcem zrobili to samo. Gdybym ja teraz zginął oskarżyli by Cię, że zabiłeś niewinnego niczemu herosa. Hades miał być pokierowany tak, aby jego duma kazała mu zemścić się za syna. Bogowie by się już o to postarali. Zażądał by Twojego życia. Artemida umyłaby ręce - powiedziała by, że nigdy nie organizowała żadnego polowania. I skończyłoby się tak, że oboje bylibyśmy trupami.
- A co z Anthonym? – spytał zezłoszczony na bogów Percy. Po chwili dodał – To mój brat, jakbyś nie wiedział.
- Wiem, wiem – odparł Nico. – I z nim by sobie poradzili. Oskarżyliby go pewnie, że razem z tobą chciał mnie zabić, bo chcieliście być jedynymi dziećmi Wielkiej Trójki lub wymyśliliby coś równie absurdalnego.
- Na Zeusa – szepnął Percy. Czyli wszystko to było ukartowane. A przez kogo? Przez tych, którym tak długo ratował tyłki! Percy był wściekły. Wcześniej kierował złość na niewłaściwą osobę. Winni byli bogowie. To przez nich miał zawalone całe życie. A dlaczego? Bo był cholernym herosem!
- Percy – szepnął jakby nagle przestraszony, że ktoś ich podsłucha Nico. – Jest jeszcze jedna sprawa. Ja nie chce już żyć ciągle ukrywając się. Chcę żyć jak normalny człowiek. Mam dość bycia herosem. Dość potworów, a przede wszystkim dość…  bogów. Ja… Ja znalazłem sposób na ich zniszczenie.
Percy zmarszczył brwi. Sposób na zniszczenie nieśmiertelnych? Brzmiało to dość absurdalnie, nie mówiąc, że musiało to być bardzo niebezpieczne. Ale w tym momencie zgadzał się z synem Hadesa. On też nie chciał żyć tak jak heros. Miał dość dwulicowych, podstępnych, wykorzystujących go bogów. Chciał im wreszcie pokazać, że nie jest zabawką. Pokazać, że umie im się postawić. A przede wszystkim, że nie są niezniszczalni.
- Mów – odparł szybko, chcąc się dowiedzieć jaki pomysł ma Nico.
- Nie teraz. Na razie musimy się stąd wydostać – Nico wstał z ziemi i otrzepał ubranie ze ściółki.
Ambrozja podziałała – pomyślał Percy. Syn Posejdona nie wiedzieć skąd ufał Nickowi. Jego historia była wiarygodna. Była też przerażająca. Teraz gdy wysłuchał go nie żałował decyzji. Czuł, że chłopak był niewinny i cieszył się, że nie ma go na sumieniu. Teraz czas rozprawić się z prawdziwymi złoczyńcami – pomyślał Percy.
- Masz rację musimy się stąd wydostać. Tylko, że jest mały problem. Otacza nas bariera –powiedział z przerażeniem Percy.
Syn Posejdona wiedział, że prędzej czy później Artemida wyśle kogoś by się z nimi rozprawił. Na pewno brała udział w spisku bogów skoro zgodziła się na polowanie. Potem na naradzie bogów powie, że on i Nico zamordowali się sami nawzajem. A bogowie z uśmiechem na twarzach przyznaj im racje.
- Cholera -  szepnął Nico dochodząc do tych samych wniosków co Percy.
- Ja wam pomogę – odwrócili się słysząc czyjś głos.
Po chwili Percy rozpoznał dziewczynę, która wyłoniła się z krzaków, w których podsłuchiwała rozmowę jego z Nickiem. Była to łowczyni, z którą rozmawiał przez iryfon…        

czwartek, 24 lipca 2014

Rozdział 9

Uwaga, uwaga! Percy psychopata i autorka sadystka wielki powrót! No mam nadzieje, że spodoba wam się rozdział, bo dużo się napracowałam pisząc go. Uwaga: dużo scen drastycznych (praktycznie cały rozdział to scena drastyczna no ale... xD ). Miłego czytania i komentowania!

Percy wyczekiwał w swoim pokoju, aż zostanie wezwany na polowanie.
Minęła już reszta tamtego dnia, w którym skopał Nica. Zatłukł by go na śmierć już wtedy. Zmiażdżył by mu kości, porozrywał skórę, aby jego namiot wypełniła woń ciepłej, lepkiej, świeżej krwi. Przy okazji zgnoiłby go tak, że płakałby pod wyzwiskami. Chciał widzieć jego przerażenie, rozpacz. Miał nadzieje, że pod jego ciosami będzie błagał o litość. Jednak powstrzymała go ta łowczyni. Pamiętał z jaką furią wyszedł z namiotu Nica. Był wściekły na dziewczynę, że mu przerwała. Mimo wszystko posłusznie wrócił tam gdzie było jego miejsce. Przeszedł przez obóz łowczyń szybkim krokiem, nie zwracając uwagi na zdziwione jego widocznym gniewem nastolatki. Wpakował się do swojego namiotu i uwalił na macie. Przykrył się kocem. Był zmęczony. Pamiętał, że rozmyślał o wszystkich problemach: stracie najbliższych, o Posejdonie i  swoim „kochanym” braciszku. Wszystko to spowodowane było przez jedną osobę: Nico.  Zasnął jednak z myślą, że na następny dzień zemści się za wszystkie swoje boleści…


Śnił o krwi syna Hadesa, o wszystkim co chciał ujrzeć podczas polowania. W swym śnie śmiał się jak szaleniec nad zmasakrowanym ciałem Nico di Angelo. Wszystko było tam takie rzeczywiste. Jego umysł wytworzył nawet zapach lasu. Widział drzewa wokół siebie, słyszał szelest ich liści. Percy czuł również ciepło bijące od krwi swojego wroga gdy, jak rozradowany dzieciak bawiący się w piasku, babrał się w tej czerwonej mazi wypływającej z jeszcze oddychającego Nica. Siedział sobie tak na ściółce leśnej przy synu Hadesa, gdy nagle znikąd pojawił się ogień, dwa metry od niego. Nie wiedział jak to się stało , lecz zjawisko to zaintrygowało go. Ten ogień był inny niż zwyczajny. Był piękny, ale przerażający, mroczny.  Palił się na czarno - czerwono. To było dziwne zjawisko, wręcz nienormalne. Perseusz  podszedł do niego. Czuł ciepło. Kucnął i patrzył w płomienie. Dostrzegł w nich twarze Annabeth i opiekunów, a także przyjaciół. Przez chwile nie wierzył, że tam są. Przetarł oczy, lecz gdy znów spojrzał widział ich wyraźnie.  Percy zadrżał. Łzy znów zaczęły płynąć. Postacie wirowały w ogniu, również płacząc. Machały do niego. Chłopak miał dość. Twarze zmarłych były dla niego niczym rozżarzony pręt wbity w serce. Percy wstał. Popatrzył na skatowanego Nica. Nienawiść rozpaliła się w nim niczym ten ogień. Nagle wpadł na pewien pomysł.  Wziął gałąź leżącą nieopodal. Podpalił ją. Odwrócił  się do syna Hadesa i wolnym krokiem podszedł do niego. Był świadomy – miał otwarte oczy, w których widniało przerażenie.
- Percy co ty chcesz zrobić? –ostatkiem sił spytał chłopak.
Syn Posejdona się uśmiechnął.
- Żegnaj Nico – szepnął złowrogo.
Spuścił gałąź na syna Hadesa. Ten nie mógł jej odsunąć, ani sam uciec, bo jego kości były pogruchotane. Jego ubranie szybko się zajęło ogniem. Przeraźliwie wrzeszcząc, palił się. Percy patrzył na to uśmiechając się. Smród zwęglonego ciała roznosił się w powietrzu. Dla syna Posejdona była to jednak cudowna woń – najpiękniejszy zapach jaki czuł kiedykolwiek. Zaczął padać deszcz. Perseusz patrzył jak wiatr i woda gaszą ogień. Jego blask powoli bladł. W końcu nie zostało z niego nic. Perseusz podszedł do miejsca, w którym wcześniej leżał Nico. Teraz leżały tam jedynie zwęglone kości. Zaśmiał się i wyrywając jedną z nich rzucił w dal. Sprawiło m to wielką radość, więc  zrobił to samo z następną. I z jeszcze jedną. Skończyło się na tym, że kości syna Hadesa porozrzucał po całym lesie, śmiejąc się. Gdy to już zrobił obraz zaczął się zamazywać. Powoli się budził…
Przez cały kolejny dzień rozpamiętywał ten sen. Nie wychodził z namiotu. Śniadanie i obiad podała mu łowczyni. Chciał pobyć w samotności. Dusił w sobie chęć wkradnięcia się do namiotu Nica. Obiecał sobie, że wytrzyma do polowania, tak by wszystko było jak należy. Czekał więc cierpliwie…

***

Wreszcie nadszedł właściwy moment. Do jego namiotu weszła łowczyni i poważnie oznajmiła:
- Już czas.
Percy podniósł się z maty i natychmiast wyszedł za nią. Miała go najpierw zaprowadzić na spotkanie z Artemidą. Jego myśli cały czas krążyły wokół Nica. Chciał jak najszybciej odbyć rozmowę na temat polowania i ruszać.  Praktycznie przebiegł trasę, którą miał do pokonania by zobaczyć się z boginią.  Wszedł do jej namiotu. Spostrzegł ją siedzącą na krześle.
- Witaj powtórnie Perseuszu Jacksonie – uśmiechnęła się i kontynuowała. – Nie przedłużając – wiesz jak będzie wyglądało polowanie - ograniczony obszar lasu, bariera, ty masz broń, a Nico nie. To tak w skrócie dla przypomnienia. Jeszcze jedna ważna rzecz. Weź ten oto nadajnik. Wskaże Ci miejsce pobytu Nico… Nie zgubisz go w tym kawałku lasu. Plus to coś daje Ci możliwość teleportacji. Tu z boku jest taki guziczek. To tak na wszelki wypadek, żebyś nie zmęczył się lataniem za synem Hadesa.
Percy wziął od bogini coś co przypominało zegarek. Na tarczy jednak widniała mapka. Był na niej niebieski i czerwony punkt.
- Ty jesteś niebieski, a on czerwony – wyjaśniła pospiesznie bogini.
Chłopak skinął głową i założył urządzenie na rękę.
- Nie będę Cię zatrzymywać. On już tam czeka – rzekła Artemida i gestem przyzwoliła mu na wyjście.
Percy biegł do lasu. Już nie mógł się doczekać. Był jak dzieciak lecący po nową zabawkę do sklepu. Palił go entuzjazm. Wbiegł do lasu. Od razu spostrzegł lśniącą na niebiesko barierę. Przeszedł przez nią. Spróbował wyjść. Nie dało się. Uśmiechnął się. Miał pewność, że syn Hadesa nie ucieknie. Spojrzał na zegarek. Czerwona kropka była daleko. Praktycznie po drugiej stronie od niego.
 Mam czas Nico – pomyślał Percy. – Mam dużo czasu. I tak mi nie uciekniesz.
Zaśmiał się i ruszył w kierunku syna Hadesa…

***

Nico się bał. Gdy tylko łowczynie zaprowadziły go do lasu uciekał na jego drugą stronę jak tylko najszybciej mógł. Wiedział, że się nie wydostanie. Bariera ograniczała go do 2 kilometrów. Taka była średnica koła wyznaczonego na polowanie. Przebiegł cały ten odcinek w przeciągu 30 minut. Mógłby zrobić to szybciej, ale nie w takim stanie w jakim był. Jego ciało pokrywały świeże strupy. Pojawiły się one gdy rany zadane przez Percy’ego zasklepiły się. Nico nigdy nie widział go w takim stanie. Sądził, że chłopak nie byłby w stanie kogokolwiek katować. Zabić tak, ale nie torturować. Tego Nico się bał. Przerażała go myśl, że jego śmierć będzie długa i bolesna. Wspiął się na drzewo i skulił się. Miał nadzieje, że Percy go tu nie dostrzeże. W pewnym momencie usłyszał hałas. Trzask łamiących się gałęzi, szelest liści i skrzypienie ściółki pod czyimiś nogami. Chłopakowi zrobiło się nie dobrze. Chciał uciekać. Siedział jednak w bezruchu na drzewie, licząc, że nie zostanie odnaleziony.
- Hop, hop Nico! Gdzie jesteś?! – usłyszał przerażający głos syna Posejdona. Na dźwięk jego brzmienia włosy stanęły mu dęba. Trząsł się ze strachu. Syn Posejdona był bardziej przerażający od Tartaru. Nico jeszcze nigdy nie czuł się tak bezbronny. Jeśli to możliwe skulił się jeszcze bardziej…
Po chwili ujrzał Percy’ego. Szedł powoli, z gracją, a na jego twarzy błądził uśmiech szaleńca.
- Wiem, że tu jesteś – chłopak obrócił się w koło, próbując dostrzec Nica.
Syn Hadesa przypatrywał mu się z góry. Próbował wejść za jeszcze jedną gałąź, tak by być całkiem osłoniętym i niewidocznym. Pech chciał, że stając w niewłaściwym miejscu ułamał kawałek drzewa, który z głośnym hukiem spadł na ziemie. Syn Hadesa zamarł. Dostrzegł, że Percy spojrzał w góre i teraz patrzy wprost na niego. Wtedy Nico zaczął uciekać. Z tego drzewa przedostał się na następne i następne, schodząc po nic coraz niżej do czasu, aż mógł zeskoczyć. Gdy to już zrobił, zamortyzował upadek przewrotem w przód i biegł ile sił w nogach. Nagle nie wiadomo skąd tuż przed nim znalazł się Percy.
- Kabum! Zdziwiony? – zaśmiał się.
Nico zawrócił i biegł w przeciwnym kierunku. Przez około dziesięć minut nie zwalniał. Nagle na coś wpadł. Odsunął się i zobaczył… Percy’ego!
- Niespodzianka! Chyba się nie boisz? A może się zesikałeś w majtki ze strachu, co? Mam Cię już nazywać  Nicuś Sikuś, czy jeszcze nie? –  znów się zaśmiał.
Nico zbladł i nie ociągając się odwrócił się i znów zaczął uciekać. Łzy strachu płynęły mu po policzkach. Chciał się wydostać z tego piekła!
Biegł może 15 minut gdy nagle dostał w głowę kamieniem. Zachwiał się, ale zdołał utrzymać się na nogach. Po prawej stronie stał jego prześladowca.
- No, no czyli jednak mogłem Cię nazywać Nicuś Sikuś od tamtego razu – powiedział wskazując na spodnie syna Hadesa. Ten spojrzał w dół i zobaczył, że jest mokry.
- Popuściłeś co? – ryknął śmiechem Percy. Jednak potem spoważniał i powiedział nienawistnie -  Jesteś słaby. Jesteś śmieciem. Jesteś nikim…
- Percy ja… - zaczął Nico
- Nie przerywaj mi do cholery gnoju jeden! Jesteś mordercą! Czuje do Ciebie wstręt, rozumiesz? Dla mnie twoje ciało mogłoby gnić na ulicy, a ja bym się nie przejął! Zniszczyłeś mi życie! Wszystko co miałem straciłem! Dlaczego? Powiedz dlaczego? Bo ty tak chciałeś? Bo jesteś zakichanym pępkiem świata? Uważasz się za lepszego, hmm? To ja Ci pokaże kto jest lepszy!  Ja Ci do cholery pokarze! Teraz zacznie się prawdziwa zabawa! – wykrzyczał syn Posejdona, wyjmując zza pleców miecz.
Nico nie wiedział co zrobić. Nie ucieknie. Mimo wszystko znów odwrócił się i próbował. Walczył o życie…

***

Percy cieszył się każdą minutą polowania. Radował się strachem Nica. Widział jego chęć przeżycia. Dawał mu nadzieje. Kilka minut ucieczki i znów się pojawiał tuż przed nim, korzystając ze zmyślnego urządzenia Artemidy. Znów mu uciekł. Percy przysiadł na ściółce odczekując parę minut. Dłużyło mu się jednak wiedział, że efekt będzie lepszy. O wiele lepszy.
Teraz gładził swój miecz. Cieszył się, że już niedługo zatopi go w ciele di Angelo. Myślał już o tym jak gładko przejdzie przez skórę Nica rozszarpując jego mięśnie.
Wstał otrzepał się z liści i zaczął krążyć w miejscu. Dobra, pieprzyć czekanie – pomyślał i nacisnął guzik tuż przy magicznym „zegarku”. 
Pojawił się tuż przed zdyszanym synem Hadesa. Śmignął mieczem w powietrzu i bez ostrzeżenia ciął prawe udo Nica. Chłopak zawył z bólu. Z jego nogi zaczęła wyciekać krew. Rana była głęboka.
- Pamiętasz jak torturowałeś moich rodziców? Oni cierpieli tak jak ty teraz – szepnął Percy.
 Nico popatrzył na niego błagalnie. Percy natomiast bezwzględnie uderzył go w twarz tak, że ten upadł na ziemie. Następnie syn Posejdona kopnął go w tyłek. Nico zarył nosem w ziemie pod wpływem uderzenia. Jęknął. Percy’ego bardzo to ucieszyło.
- Wstawaj synu Hadesa! Biegnij! Może uciekniesz! – krzyknął rozbawiony chłopak.
Nico faktycznie podniósł się i nie patrząc na Percy’ego pobiegł, kulejąc. Zostawiał za sobą krwawe ślady. Percy’emu od razu nasunął się głupi tekst, którym uraczy syna Hadesa następnym razem.

***

Nico biegł.  Noga bolała go jak nie wiem. Na chwile przystanął. Rozerwał bluzkę uzyskując kawałek materiału, który wykorzystał na coś w stylu opaski uciskowej. Próbował zatamować choć troczę krwawienie. Gdy to zrobił, ruszył dalej.
Jedyne przez co stał na nogach to adrenalina. Był wykończony strachem i bólem. W tym momencie mógł nawet umrzeć, ale bał się śmierci. Nie wiedział co będzie dalej. Bał się sądu.
Znów przed sobą zobaczył Percy’ego. Zadrżał.
- Jesteś babą, wiesz? Tylko, że mógłbyś być nieco czystszy i wkładać podpaski jak potrzebujesz – chłopak wskazał na krwawe ślady, złośliwie się uśmiechając.
 Następnie pięścią wymierzył Nico cios w brzuch. Syn Hadesa skulił się czując potworny ból. Całość tortury dopełnił wbity w ramię miecz. Nowa fala bólu. Nico krzyknął. Percy miecz wyjmował powoli, poruszając nim by pogłębić ranę. Nico próbował go odepchnąć, ale był zbyt słaby. Czuł, że wszystkie siły z niego uleciały. W końcu kat wyjął broń z ciała bezradnego chłopaka. Nico płakał. Percy popchnął go i powiedział:
- No biegnij!
Nico nie chciał. Miał dość uciekania. Ale musiał. Nie chciał umrzeć. Mógł teraz liczyć jedynie na cud.
Percy nie da się przebłagać i on o tym dobrze wiedział. W tym momencie zdał sobie sprawę, że jest przegrany. Biegnąc przypomniał sobie słowa „ nadzieja umiera ostatnia”. Nieprawda, tym razem ja umrę ostatni – pomyślał gorzko Nico porzucając wszelką nadzieje na ratunek.

***

Percy cieszył się z polowania, jednak coś było nie tak. Nie wiedział za bardzo co, ale… Coś było nie w porządku. Odgonił szybko od siebie tę myśl znów wracając do słodkiej zemsty.
Sprawiało mu radość poniżanie i krzywdzenie Nica. Wiedział, że wreszcie mści się za swoich najbliższych.
Poruszał się spacerkiem rozkoszując się chwilą. Nigdzie mu się nie spieszyło. Miał w końcu urządzenie, prawda? Wsłuchiwał się w śpiew ptaków, szelest liści. Upajał się każdą minutą. Wreszcie czuł spokój. Brakowało mu tylko uśmierconego Nico, ale i na to przyjdzie pora. Usiadł sobie na suchym pniu i napił się wody z przepływającego obok strumyka. Gdy ugasił pragnienie przeniósł się do syna Hadesa, aby zrobić mu kolejną krzywdę.
Zobaczył go omdlałego, opartego o drzewo. Był jednak przytomny. Podszedł do chłopaka.
- Co już nie uciekasz? – wyszczerzył zęby w złowrogi uśmiechu.
Nico tylko na niego patrzył. Błagalny wzrok prosił o litość. Percy jednak starał się nie zwracać na to uwagi. Jednak przez właśnie ten sposób patrzenia Nica czuł, że coś na prawdę jest nie tak. Zmarszczył brwi. Szybko jednak odgonił od siebie niepotrzebne myśli, znów zajmując się katowaniem chłopaka. Stwierdził, że jeśli nie odpowiada na jego pytania, albo wyzwiska najlepszym sposobem będzie bicie. I tak zrobił.  Kopał Nica z całej siły. Pootwierał chłopakowi rany z dnia wcześniejszego, kiedy katował go w ten sam sposób. I jeszcze jedno przyłożenie i jeszcze. Podniósł go za kołnierz i przyparłszy do drzewa drugą ręką zaczął go okładać. Nico skulił się pod ciosami. Liczba ran na ciele mordercy wzrastała. Percy cieszył się każdą z nich.
- Błagam przestań – poprosił w końcu o litość Nico. Percy zaśmiał się na to. Liczył, że będzie błagał o litość. Cieszył się z tego. Rzucił Nico o ziemie i znów zaczął kopać, ignorując prośbę. Znów w głębi siebie poczuł, że coś jest nie tak. To również zignorował.
- Błagam, błagam, błagam… - krzyczał Nico. Błagał o litość. Percy stopą przycisnął mu twarz do ziemi, tak że chłopak nie mógł nic powiedzieć.
Wyjął miecz i zaczął przejeżdżać nim po ciele Nica. Jedna rana. I jeszcze jedna! Percy był szczęśliwy.
W końcu odszedł kawałek od Nica. Chłopak oddychał ciężko.  Percy popatrzył na niego. Był cały w krwi. Tak jak chciał tego Percy. Dopełniło się – pomyślał. Podszedł więc i uniósł miecz.
- Żegnaj Nico – szepnął złowrogo Percy.
- Jestem niewinny – krzyknął ostatkiem sił Nico, zasłaniając się rękami...


C
D
N
(nie zabijajcie za zakończenie! :P ) 

czwartek, 17 lipca 2014

Rozdział 8

Hej! Pozdrowienia z nad morza! Pisałam sobie na telefonie, bo chciałam dodać post w dniu swoich urodzin. No i się udało. Za wszystkie błędy przepraszam - strasznie źle pisze się na telefonie. No to miłego czytanie!

Percy za zgodą Chejrona został sprawnie przeniesiony do obozu Łowczyń. Artemida zrobiła jakieś boskie czary mary i chłopak stojąc w Wielkim Domu nagle siedział na kępce trawy tuż przed dziewczyną, z którą rozmawiał przez iryfon. Na oko Łowczyni miała 18 lat. Była zielonoką brunetką. Miała około 1,75 mera wzrostu. Była szczupła, ale umięśniona. Długie włosy powiewały jej na wietrze. Miała zdecydowany, dumny, ale przyjemny wyraz twarzy. Percy zorientował się, że wgapia się w dziewczynę z rozdziawioną buzią. Szybko się zreflektował: wstał, otrzepał spodnie i powiedział:
- Eee... Witaj? Miło Cię widzieć na żywo.
Dziewczyna się skrzywiła. No tak, podejście Łowczyń do facetów - pomyślał lekko zirytowany, acz rozbawiony miną brunetki Percy.
- Chodź za mną. Zaprowadzę Cię do Artemidy - powiedziała niby oschle, ale chłopak usłyszał w jej tonie jeszcze coś, jakby na kształt... Podziwu? Dziwne... - stwierdził w myślach. Szli pomiędzy namiotami. Obok nich w grupkach siedziały dziewczyny. Obserwowały chłopaka. Percy starał się na to nie zwracać uwagi. Łypiące nań Łowczynie wprawiały go w zakłopotanie. Nagle obok niego przebiegł wielki jak krowa wilk. Biedny Percy z przestrachu odskoczył na bok. Któraś z Łowczyń stojących niedaleko wzgardliwie prychnęła. Percy czuł się nieswojo w towarzystwie Łowczyń. Szczególnie, że nie było już Thali. Smutek ścisnął mu gardło, bo znów uświadomił sobie ile stracił. Dziewczyna weszła do jakiegoś namiotu dając chłopakowi znak aby poszedł za nią. Percy szybko ruszył w tamtą stronę i po chwili podziwiał wnętrze. Namiot był prosto wykonany. Było w nim sporo przestrzeni. Percy zobaczył młodą dziewczyne, w której rozpoznał Artemidę. Lekko skłonił się na przywitanie, a bogini się uśmiechnęła.
- Witaj Perseuszu Jacksonie - rzekła łagodnie.
- Witaj Artemido - odparł niepewnie chłopak. - Ja... Chciałbym Ci podziękować. Za możliwość zemsty, ale nie tylko. Również za uhonorowanie Annabeth gwiazdą. To dla mbie wiele znaczy
- Annabeth to była wspaniała dziewczyna - Artemida popatrzyła smutno na chłopaka. - Moje Łowczynie opowiedziały mi co syn Hadesa zrobił twoim opiekunom. Gdy tylko się dowiedziałam, rozpoczęłam polowanie. Złapałyśmy chłopaka. Miałam go natychmiast uśmiercić, lecz pojawiła się Nemezis, która przekonała mnie do zorganizowania jeszcze jednego polowania na Nica di Agelo. Dla Ciebie.
- Nemezis? - spytał Percy marszcząc brwi. Bogini zemsty... Podesłała mu miecz... Czy aż tak bardzo pragnie śmierci Nica z jego ręki, że przekonuje inną boginie do tego? Czy aż tak zależy jej na sprawiedliwiści? Percy nie bardzo chciał w to uwieżyć. Bogowie, jeśli coś robią to tylko i wyłącznie dla własnych kożyści...
- To bogini zemsty, nie wiesz o tym? - powiedziała Artemida do zamyślonego chłopaka.
- Wiem, wiem - odpowiedział lekceważąco Percy zajęty własnymi myślami. Po chwili zorientował się, że mogło to zabrzmieć niegrzecznie, więc chcąc się zreflektować odrzekł - Przepraszam, zamyśliłem się.
- Nic się nie stało. Rozumiem, że nie możesz doczekać się polowania - odparła łagodnie bogini.
- A w jaki sposób się to odbędzie? - spytał Percy.
- Widziałeś ten las wokół? Tam właśnie zostanie wyznaczona przestrzeń  do łowów. Będzie ograniczona magiczną barierą tak, że nikt się nie wydostanie poza nią. Nico będzie bezbronną zwierzyną, a ty myśliwym uzbrojonym w broń. Rozumiesz? - Artemida patrzyła się na chłopaka wnikliwie.
Percy rozumiał. Aż za dobrze. Na Nica wydano wyrok śmierci. Nie ma możliwości ucieczki. Percy dopnie swego. Zemści się.
- Tak rozumiem - odparł chłopak z przerażającyn uśmiechem. Po raz pierwszy w życiu cieszył się z czyjejś śmierci. Nawet swojego pierwszego ojczyma w pewien sposób żałował. Ale Nica? - nie.
- Cieszę się. Polowanie odbędzie się jutro, pod wieczór. Chyba możemy zakończyć spotkanie, czyż nie?
- Tak. Dziękuje - odparł chłopak.
- Nie ma za co - rzekła Artemida i gestem dłoni kazała się mu oddalić.
Percy odwrócił się na pięcie i wyszedł. Zorientował się, że z miejsca, w którym został postawiony namiot Artemidy widać panorame całego obozu. Musiał przyznać, że wyglądał on imponująco. Rozstawione namioty przywodziły na myśl średniowieczny, rycerski obóz wojenny. Pomiędzy nimi gdzieniegdzie w małych grupkach siedziały Łowczynie. Biegało tu również pełno ogromnych wilków. W okół polany był las mieszany. Drzewa liściaste szeleściły na wietrze nadając temu miejscu magiczną atmosfere: tworzyły muzykę, którą mogło się usłyszeć tylko na łonie natury. Za to majestatycznie pnące się w góre drzewa iglaste stanowiły ozdobę lasu. Percy poczuł spokój. Wiedział, że za niedługo uda mu się pomścić mamę, Paula i Annabeth. Nagle z zaamyślenia wyrwało go czyjeś chrząknięcie. Chłopak obrócił się i zobaczył Łowczynie,  która zaprowadziła go do bogini.
- Artemida kazała mi pokazać Ci twój namiot - wyjaśniła.
- Ok. No to prowadź - Percy ruchem dłoni poprosił by poszła przodem.
Dziewczyna ruszyła. Percy szedł tuż za nią. Jak się okazało jego namiot nie był daleko - został postawiony na tej samej górce, w pewnym oddaleneniu od obozu. Środki zapobiegawcze - pomyślał żartobliwie Percy. Namiot wykonany był ze sztywnego zielonego materiału, gdzieniegdzie ze wstawkami brązu i odcieni szarości.  Wszedł do środka. Na podłodze leżały zielonobure, wełniane dywaniki. Przy przeciwległej ścianie namiotu leżała brązowa mata z szarym kocem i ciemnozieloną poduszką. Z boku stał składany stoliczek, na którym znajdował się całkiem nie pasujący do otoczenia laptop.
- Tu będziesz spał - stwierdziła fakt dziewczyna.
- Ok. Dzięki - odparł Percy.
- Nie ma za co - mruknęła i wyszła.
Percy rozsiadł się na macie opierając się plecami o ściane namiotu. Zamknął oczy. Już nie mógł się doczekać zemsty. Chciał popatrzeć synowi Hadesa w oczy, widzieć w nich strach. Uśmiechnął się do siebie i wyobrażając sobie okrutne, ale dla niego piękne sceny zasnął.
                                           ***
- Wstawaj - obudził go dziewczęcy głos. - Artemida ustaliła widzenie więźnia, tak byś mógł go nieco postraszyć.
Chłopak obrucił się i zobaczył znów tą samą dziewczyne co zaprowadziła go do Artemidy i namiotu. Percy potarł oczy i ziewnął. Łowczyni na to wywruciła oczami i gestem dłoni ponagliła chłopaka. Syn Posejdona wstał, wygładził rękoma ubranie i poszedł za dziewczyną, któta wyszła już z namiotu. Skierowali się w dół, do centrum obozu. Percy obserwował mijane po drodze Łowczynie. Nie patrzyły na niego zbyt przyjaźnie, ale on się tym nie przejmował. Wiedział, że miały przysięge, która je zobowiązywała. Rozumiał, że tak po prostu im łatwiej. Obrzydzały sobie wszystko co było związane z mężczyznami i dzięki temu nawet nie to, że musiały, ale po prostu nie chciały zadawać się z facetami.
W końcu dotarli do namiotu z więźniem.  Weszli i Percy ujrzał wkulonego w róg namiotu, skutego w kajdany Nica. Chłopak wyglądał źle - jakby od bardzo dawna nic nie jadł. Wcześniej był szczupły, ale teraz był chorobliwie chudy. Percy'emu nie zrobiło się żal - nie czuł litości do Nica, a jedynie czystą nienawiść. Syn Hadesa za wszelką cene próbował coś powiedzieć, ale miał zakneblowaną buzie. Z jego ust wydobył się jedynie niezrozumiały bęłkot. Percy szyderczo się uśmiechnął.
- Witaj Nico. Powiem Ci, że już nie mogę się doczekać jutra - powiedział syn Posejdona groźnym tonem. - Pobawimy się nieco w kotka i myszkę, co? Ale będzie zabawa!
Percy zaśmiał się szaleńczo. Nico próbował uwolnić usta, tak aby coś powiedzieć, ale nie udawało mu się to. Syn Posejdona widząc wysiłek chłopaka cieszył się. Percy ni z tego ni z owego postanowił kopnąć syna Hadesa. Nico zawył z bólu i skulił się jeszcze bardziej. Percemu zrobiło to niesamowitą przyjemność. Kopnął więc jeszcze raz. I jeszcze. Po chwili okładał Nica, śmiejąc się. Łowczyni odciągnęła go.
- Jutro - powiedziała tylko.
Percy nie wiedział jak wytrzyma do polowania. Chciał już zakatować morderce.
- Na dzisiaj koniec - stwierdził do zakrwawionego chłopaka. - Ale jutro się jeszcze pobawimy.
Percy posłał synowi Hadesa nienawistne spojrzenie i splunął mu prosto w twarz. Następnie odwrócił się i wyszedł z namiotu tworząc w myślach błogie sceny dotyczące jutrzejszego polowania

piątek, 11 lipca 2014

Rozdział 7

Prosze bardzo jest i rozdział 7 również nudny,  ale jak widzicie coraz bardziej się to rozwija. Zaproszam do czytania i komentowania!  :D

Mijały dni. Percy cały czas mieszkał w Obozie myśląc raz o Nicu, a raz o Anthonym. Chciał się skupić na synu Hadesa i na jego odnalezieniu, ale pojawił się jego braciszek i wywrócił świat syna Posejdona do góry nogami. Percy miał dość mieszkania z nim. Ciągle spraszał gości. Stał się – można powiedzieć – Obozowym playboyem. Posejdon miał racje. Tony mimo tego, że na początku udawał upośledzonego, był mądry – przynajmniej do tego stopnia, żeby zorientować się jak pogrążyć Percy’ego. Wszystkim na około opowiadał jak to jego brat budzi się w środku nocy cały przepocony, beczy i woła mamusie. Dzieci Aresa miały niezły ubaw. Jeśli ktoś rozmawiał z Percym, a takich osób było niewiele, nazywał go maminsynkiem, albo beksą.  Przy okazji Anthony zabrał łóżko brata, twierdząc, że jest wygodniejsze. Gdy Percy nie chciał mu oddać swojego miejsca spania, ten postraszył go Posejdonem. Perseusz nie mógł nic zrobić. Było jeszcze mnóstwo innych spraw podobnego pokroju, ale syn Posejdona, mimo że były denerwujące, uważał je za błahe w porównaniu do straty najbliższych. W tym momencie jego największym marzeniem było zatopienie miecza w sercu Nica di Angelo. Chciał widzieć jak cierpi, jak jego czarny ubiór przybiera czerwony kolor. Marzył by w oczach syna Hadesa był taki sam strach jaki widział u swojej matki.  Percy siedział w pewnym oddaleniu od Obozu. Słońce jasno świeciło,  niebo było bezchmurne, wokół rosły drzewa z liśćmi o barwie soczystej zieleni, jednak mimo tak pięknego lata dla Percy’ego cały świat był szary, pozbawiony kolorów. Patrzył na roześmiane dzieciaki wspinające się na ściankę lub grające w siatkówkę. Wszyscy oni byli tacy żywi, pełni energii. Chłopak pamiętał jak sam taki był. Chciał wyruszać na misje, pokonywać potwory. Teraz zapał z niego uciekł. Stał się żywym trupem żyjącym dla zemsty.  Westchnął. Nie miał już życia w Obozie. Poza nim tym bardziej. Potwory zjadłyby go na śniadanie. Nie mógł na nikogo liczyć. Może gdyby Piper została w Obozie czułby się lepiej. Ona również zmagała się z różnymi problemami. Straciła chłopaka, któremu ze sławy odbiła szajba. Zginęły osoby, które ceniła i szczerze lubiła. Percy zastanawiał się jak teraz dziewczyna się czuje. Tak samo martwił się o Franka, który przeniósł się do Obozu Jupiter i nie miał z nim kontaktu. Słyszał jedynie, że próbował popełnić samobójstwo. Ta wojna nas wykończyła – pomyślał ponuro chłopak. – Nigdy żadne z nas nie będzie takie samo. Z Wielkiej Siódemki  zostały trzy trupy, szalony bóg oraz pogrążeni w traumie pozostali herosi.  A to wszystko dlatego, że urodziliśmy się półbogami.
Percy wstał i otrzepał spodnie z ziemi i trawy.  Skierował się w stronę Obozu, a dokładniej – zbrojowni. Musiał nabyć jakiś inny miecz, bo Orkan oddał bratu. Snując się patrzył na otoczenie. Od wojny z Kronosem przybyło tu tyle nowych domków, tyle obozowiczów. Mimo że była to jego zasługa nikt mu tego nie pamiętał. Zrezygnował z nieśmiertelności dla innych. Tymczasem teraz stał się wyrzutkiem. Herosi się z niego wyśmiewali, jakby nie widząc ile przeszedł, ile stracił. Jedna porażka przyćmiła wszystkie zwycięstwa.  Może półbogowie odziedziczyli tą wadę po swoich boskich rodzicach? Wadę próżności i zbytniego zadufania w sobie. Percy zdał sobie sprawę że nie zauważał tego wcześniej – dopóki nie spotkało to jego. A przecież tyle herosów cierpiało w podobny sposób. Na przykład Luke. Niby wszyscy się tak przejmowali po jego nie udanej misji, ale po kątach słychać było śmiech. Jedynymi osobami, którzy szczerze się o niego martwili byli Annabeth , Grover  i Chejron. Percy nie był zbytnio zaangażowany w tej sprawie, bo dopiero co wtedy przybył do Obozu. Jednak w tych chwilach bardziej rozumiał dlaczego Luke popełnił ten błąd i spoufalił się z Kronosem. Był w takiej sytuacji jak on. Nie miał matki – bo była chora psychicznie, ojciec się nim nie interesował, był obgadywany i wyśmiewany. Percy teraz naprawdę rozumiał jak było mu ciężko. Tak samo wiedział skąd brała się chęć zemsty na bogach…
Chłopak doszedł do zbrojowni. Otworzył drzwi i zajrzał do środka. Było tu pełno żelastwa, ale nie tylko. Można tu było znaleźć również łuki i inne rzeczy wykonane z drewna.  Percy nie wiedział jak się zabrać do szukania.  Tyle tego było… Podszedł i chwycił pierwszy lepszy miecz. Był za długi i za ciężki. Od razu odrzucił go na bok. Szukał dalej. Nic jednak z tego nie wychodziło. Po godzinie miał tylko dość sporą kupkę broni, która mu nie odpowiadała i ani jednego miecza, który choć trochę by pasował. Westchnął sfrustrowany. Wstał i stwierdził, że traci tylko czas. Gdy zbierał się do wyjścia mignęło mu coś małego i złotego. Miał przeczucie, że to to czego szuka. Przedmiot leżał pod stertą broni, dlatego też nie tracąc czasu, chłopak kucnął i zaczął przekładać niepotrzebne żelastwo na bok. Po chwili jego oczom ukazał się złoty medalion. Zafascynowany Percy podniósł go do góry, trzymając za wisiorek. Na medalionie przedstawiony był gryf w kole, a pod nim znajdował się bicz. Był otwierany, tak jakby w środku miało być miejsce na zdjęcie. Percy z ciekawości otworzył go, ale ten zniknął, a zamiast niego w dłoni Percy’ego pojawił się idealnie wyważony miecz z niebiańskiego spiżu. Był… piękny, ale przerażający. Na  trzonie miecza ukazany był człowiek  z otaczającym go gryfem. Ów mitologiczny zwierz połykał głowę mężczyzny. Reszta trzonu ozdobiona była kołami i gałęziami jabłoni. Jelec miecza był owinięty złotym biczem.  Głownia była prosta, bez niepotrzebnych zdobień. Percy zauważył mały przycisk ukryty pod biczem. Było na tyle miejsca by wsunąć palec i go nacisnąć. Chłopak zrobił to i natychmiast zamiast miecza trzymał z powrotem medalion. Chłopak zarzucił go sobie na szyje i zadowolony wyszedł ze zbrojowni.
Gdy tylko zamknął drzwi, zauważył jakiegoś chłopaka pędzącego w jego stronę. Na oko miał 12 lat. Był brunetem o zielonych oczach. Percy kojarzył go jedynie z widzenia.
- Chejron… - zaczął zdyszany chłopak. – Cię wzywa beks...
Syn Posejdona obrzucił chłopaka złowrogim spojrzeniem.
- Eee… To znaczy Percy  - powiedział zmieszany chłopak.
Percy nie zamierzał zawracać sobie głowy jakimś bachorem. Ominął go i szybkim krokiem skierował się w stronę Wielkiego Domu . Zastanawiał się czego centaur może od niego chcieć. W sumie Pery też miał do niego sprawę. Musi prosi o zwolnienie z Obozu, aby mógł odszukać Nica. W sumie mógłby się wykraść – samo wyjście stanowiło najmniejszy problem. Gdzie Nica szukać? – w tym miejscu był pies pogrzebany. Syn Hadesa mógł być wszędzie. Jednak Percy wiedział, że kiedyś go dopadnie. Musi. Percy popatrzył w dal. Krótki odcinek dzielił go od celu. Chłopak źle się czuł w Obozie. Wszędzie słychać było śmiechy. Widział dzieciaki galopujące na koniach lub latające na pegazach. Jeszcze inne walczyły na miecze jakby to była zabawa. Przytłaczała go myśl, że niektórzy z nich marzą o misjach. Przecież to nie zabawa! W każdej chwili mogło któreś z nich zginąć! Ale młodzi nie zdawalisobie z tego sprawy. Dotarł do Wielkiego Domu. Przekroczył próg i zobaczył zniecierpliwionego Chejrona.
- Percy jesteś wreszcie – zaczął jednym tchem.- Wezwałem Cię tu bo… - przerwał i zrobił wielkie oczy. – Co ty masz na szyi?!
Przerażony centaur podszedł do Percy’ego i chwycił medalion bacznie mu się przyglądając.
- Jak… To niemożliwe… Ty? – jąkał się Chejron a następnie powiedział poważnie – Otwórz go!
Percy nie za bardzo wiedział o co chodzi, ale przestraszyło go zachowanie centaura, więc natychmiast spełnił wydany rozkaz. Otworzył medalion i w jego ręce natychmiast pojawił się miecz. Percy parę razy przekręcił dłoń by centaur mógł go obejrzeć ze wszystkich storn. Przerażenie w oczach opiekuna Obozu było ogromne. Chłopak również poczuł strach. Magiczne przedmioty nie zawsze były dobra. Ba, w większej części były złe. Na karku poczuł kropelki potu.
- Na Zeusa! – krzyknął Chejron. – Czy ty wiesz co trzymasz w ręce?
- Miecz? – odparł głupawo Percy.
- Tak, tak, ale jaki miecz… To jest  εκδικητής – Mściciel. Miecz ten podsyła Nemezis człowiekowi, który żyje jedynie pragnieniem zemsty. – Chejron patrzył z obrzydzeniem na chłopaka.
- Nie słyszałem takiego mitu – powiedział zdumiony Percy.
- To całkiem nowa historia… Taki mit nie istnieje.
Percy zauważył wzrok Chejrona. Poczuł się źle. Jakby zawiódł centaura. Ale z drugiej strony, co on dla niego zrobił? Czy interweniował jak wszyscy obozowicze się z niego śmiali? Nie. Poza tym Percy uważał, że ma prawo pragnąć śmierci Nica. W końcu ten zabił całą jego rodzinę...
- Po coś mnie wołałeś? – rzekł Percy.
Centaur potrząsnął głową. Chłopak przerwał mu jakiś ważny proces myślowy.
- A, tak…  Łowczynie mają do Ciebie sprawę i połączyły się przez iryfon ze mną, abym wydał zgodę na.. A zresztą idź, same Ci powiedzą, bo ja sam nie wiem o co chodzi. Mówiły, że to sprawa do Ciebie i tylko Ciebie.
Chejron wskazał mu miejsce połączenia. Percy zobaczył Łowczynie. Znał ją. Była jedną z tych, które przeprowadzały sekcje zwłok jego opiekunów. Centaur zostawił ich sam.
- Witaj Percy – rzekła nieśmiało.
- Dzień dobry – powiedział ponuro, gdyż powróciły smutne wspomnienia.
- Artemida kazała Ci przekazać, że zezwoli na polowanie. Za nawową moją i Łowczyń, które widziały twoich opiekunów. Chejron Cię wypuści z Obozu. Decyzja należy do Ciebie. Zgadzasz się? – powiedziała szybko dziewczyna.
Percy nie wiedział o co chodzi.
- Co? Jakie polowanie? – spytał zdumiony.
Łowczyni zmarszczyła brwi.
- To ty nie wiesz? Polowałyśmy na tych, którym udało się uniknąć śmierci lub kary. Tych, którzy byli po stronie Gai. Już wiesz o co chodzi? Nie zabiłyśmy go. Postanowiłyśmy oddać go w twoje ręce, abyś wymierzył karę. Artemida na wyznaczonym terenie zorganizuje polowanie. To co?
Percy już wiedział o czym dziewczyna mówi. Uśmiechnął się usatysfakcjonowany.
- Oczywiście, że się zgadzam.
Nico nadchodzę – pomyślał i szyderczo się uśmiechnął.     


czwartek, 10 lipca 2014

Rozdział 6

Zapraszam na rozdział numer 6. Mało się dzieje. Przez parę rozdziałów ogólnie będzie mało akcji. Spowodowane jest to tym, że nie dotarłam jeszcze do głównego wątku mojego opowiadania. No ale cóż... Mam nadzieje, że się spodoba. Uwaga: jest parę przekleństw. W każdym razie miłego czytania!
I KOMENTOWAĆ MI TO ;P !  

Percy wydostał się z Olimpu jak najszybciej mógł. Wpakował się w windę i kliknął przycisk 0, aby zjechać na parter. Chłopak był wściekły i jednocześnie zrozpaczony. Kopnął nogą o rozsuwane drzwi,  następnie oparł się o ścianę, płacząc z poczucia bezsilności. Osunął się na podłogę i usiadł. Położył głowę na ugiętych kolanach. Rękami zaczął walić w ziemię. Miał dosyć siebie, dosyć życia, dosyć wszystkiego. Stracił to co było dla niego najcenniejsze, a teraz nawet jego ojciec powiedział mu, że jest nic nie wart. Może miał rację?- zastanawiał się Percy. – Może powinienem nie żyć? No bo po co jeśli wszystkim przysparzam tylko kłopotów? Ktoś by się zmartwił jakbym się zadźgał na śmierć? Nikt, do cholery! NIKT!
   W windzie leciała piosenka Nirvany „Rape Me”, która tylko podsycała wściekłość Percy’ego. Chłopak słuchając jej słów rozumiał co ma do przekazania wokalista utworu – „Zniszcz mnie przyjacielu” – syn Posejdona w tym „przyjacielu” widział swojego ojca, który przecież powinien go pocieszyć, a tymczasem on go jeszcze bardzie przygnębił. Teraz Percy chciał się bogu odpłacić pięknym za nadobne. Wiedział jednak, że nie zda się to na za wiele.  Nikomu na dobre nie wyszło kłócenie się z bogami. Mimo że był wściekły, chłopak umiał myśleć logicznie… Wiedział, że i tak najpierw musi dokonać jednej zemsty. Nico – pomyślał z furią. I w tym momencie drzwi windy się otworzyły. Mocno wkurwiony Perseusz Jackson wyjął kartę i rzucił portierowi prosto w twarz. Jednakowoż nie trawił. Karta poleciała tak, że uderzyła o filiżankę kawy, wytrącając ją z ręki biednego portiera. Napój wylał się mężczyźnie na krocze przez co facet wyglądał dość zabawnie. Portier zawył z bólu, bo kawa była dopiero co zrobiona – zalana wrzątkiem. Percy uśmiechnął się złośliwie. Wiedział, że to niemiło cieszyć się z czyjegoś nieszczęścia aczkolwiek ten facet sobie zasłużył – chłopaka denerwowało lekceważące podchodzenie mężczyzny do klientów. Poza tym ogólnie był wkurzony. Miło było popatrzeć, że nie jest sam…

- Ty! – pisnął portier trzymając się za krocze. – Moja kawa, moje spodnie, moje… au… krocze! Zamorduje Cię! Słyszysz?!

Percy jednak nie robił sobie nic z krzyków mężczyzny i wyszedł z budynku z nieco lepszym humorem. Ha! Przynajmniej na jednej osobie się zemścił! 
    Chłopak złapał autostop i poprosił o podjazd na Long Island. W aucie siedział facet około czterdziestki. Przez całą drogę nie zamienili ani słowa.  Percy natomiast, gdy opadły mu nerwy, poczuł się podle. Zniszczył dzień temu mężczyźnie i się z tego cieszył. W czym był lepszy od swojego ojca? Westchnął. Nie powinien był zrobić tak jak zrobił. Musi się nauczyć panować nad emocjami. Myślami wrócił do windy. Zauważył, że muzyka, która w niej leciała zawsze akurat pasowała do jego nastroju. Może winda jest zaczarowana – kto wie?

***

Chłopak dotarł do Obozu, do swojego domku. Uwalił się na łóżko i przymknął oczy. Potrzebował snu. Dużo snu. Powoli myśli odchodziły. Gdy Percy już prawie spał stało się coś nieoczekiwanego…

- Witaj braciszku!!!! – chłopaka obudził głos Tony’ego.

Ooo nie – pomyślał tylko wkurzony Percy. Podniósł się z posłania i posłał groźny wzrok Anthony’emu. Jak zauważył już nie był takim lalusiem. Widocznie Posejdon kazał mu obciąć grzyweczkę, bo zamiast niej miał krótkie, ładnie ułożone włosy.  Chłopak nie przyglądał się zbytnio ubraniom chłopaka, lecz jak sięgał pamięcią był on ubrany w zielone rurki i koszule w biało-czarną kratkę. Teraz jednak założył podkoszulek, lekką kurtkę w kolorach moro oraz specjalnie potargane dżinsy.

- Zmieniłeś image – powiedział nie myśląc zaspany Percy.

Tony popatrzył w dół na swój ubiór.

- Nie podoba Ci się? Ojciec powiedział, że tutaj ten styl pasuje – powiedział lekko zmieszany i rozczarowany.

Percy nie mógł uwierzyć w to co słyszy. Ten chłopak był wkurzający. Największym jego problemem życiowym był ubiór i fryzura. Dla Percy’ego, który miał straszne doświadczenia coś takiego było denerwujące i irytujące.

-  Wyglądasz świetnie – odparł dla świętego spokoju.

Położył się na łóżku i obrócił na drugi bok. Chciał spokoju jednak jego brat chyba tego nie zauważał.

- Wiesz, jak przybyłem do obozu, a stało się to wcześniej od twojego powrotu, bo ojciec mnie tu przeniósł – pewnie gdybyś tak nagle nie wybiegł też by to zrobił dla Ciebie – poznałem parę dziewczyn od Afrodyty i zaprosiłem na wieczór do nas. Tak samo facetów od Aresa – zrobili mi dość głupi żart, ale pośmiałem się z nimi i chyba mnie polubili. Przyjdą za jakieś 15 minut. Nie gniewasz się? – powiedział jednym tchem Anthony.    

Nie kurwa, skacze z radości – pomyślał w tym momencie naprawdę zły Percy. Dzisiejszy dzień był koszmarem. Najchętniej wyszedłby i się powiesił. Zresztą zrobiłby to już dawno. Jedne co trzymało go przy życiu to zemsta. Zabije Nico i z sobą skończę – pomyślał Percy.

- Mam głęboko gdzieś kogo zapraszasz, ale powiem Ci jedno koleś – pytaj o zdanie trochę wcześniej, ok?! 
Nie mieszkasz tu sam! Zauważ – nie jesteś pępkiem świata! - wykrzyczał Percy.

Twarz Tony’ego nabrała purpurowego odcienia.

- Ach tak?! A może to ty nim jesteś, co?! Wiecznie wkurzony dzieciuch Perseusz Jackson! Zabili mi rodzinkę i dziewczynę! Nikt mnie nie lubi! Ajaj! Co ja zrobię? Przyjaciele nie żyją! Chyba znów będę beczeć! Nawet tatuś mnie nie kocha! Woli innego syna, a ja z zazdrości go znienawidzę! – wkurzony Anthony zaczął naśladować Percy’ego.

W tym momencie starszy syn Posejdona poderwał się z łóżka i wyjął z kieszeni długopis, który natychmiast odetkał. Z prędkością światła podszedł do Tony’ego, chwycił chłopaka za podkoszulek, podnosząc brata, jednocześnie przypierając go do ściany i mieczem kłując jego pierś.

- Tylko. Spróbuj. Mnie. Tknąć – wycharczał Anthony.

- Bo co? Wezwiesz tatusia? – zaśmiał się rozwścieczony Percy.

- A żebyś wiedział, że wezwie. Puść go. Już – Perseusz usłyszał głos Posejdona.

Chłopak rozluźnił rękę, którą trzymał za podkoszulek. Anthony wyrwał mu się i pomasował obolałą szyję.

- Jak…? – zapytał zdezorientowany Percy.

- Spodziewałem się tego po tobie – odparł wściekły bóg. – Dałem Tonusiowi długopis – podobny do twojego.  Tylko że naciśnięcie tego takiego przycisku powoduje przywołanie mnie. A teraz Perseuszu Jacksonie za to co zrobiłeś mojemu prawowitemu synowi musisz ponieść karę. Oddaj mu Orkan.

- CO?! – Percy nie mógł uwierzyć w to co usłyszał.

- To co powiedziałem. Oddaj. Mu. Orkan. JUŻ!!! – wrzasnął Posejdon. Widząc wahanie Percy’ego dodał 
– Jeśli nie to rozwalę Cię od środka! Pamiętaj, że w 60% składasz się z wody!

Wtedy chłopak chcąc nie chcąc musiał oddać miecz. Anthony uśmiechnął się wrednie. Posejdon miał racje co do niego – pomyślał – na pierwszy rzut oka wydaję się głupi, ale to przykrywka. Jest naprawdę sprytną szują. Trzeba na niego uważać.

- Czyli co? Bawimy się w faworyzowanie? – złośliwie spytał w tym momencie doprowadzony do szału Percy.

Posejdon w tym momencie był wkurzony jak chyba nigdy. Perseusz, który nie widział go nigdy w takim stanie, nawet podczas ostatniej rozmowy. Przeraził się, że bóg może skorzystać z pomysłu Dionizosa i zamienić go w delfina.     

- Już Ci do cholery powiedziałem, że dla mnie nie jesteś moim synem!!! – wydarł się Posejdon.
W tym momencie  dwójka herosów i bóg zorientowali się, że nie są sami. W drzwiach stali goście.

- My chyba nie w porę. Przyjdziemy później – pisnęła jakaś dziewczyna od Afrodyty.

- Nie, nie właśnie miałem się zbierać – rzekł nadal wkurzony bóg i zniknął.

- Ja też – mruknął Percy i omijając oniemiałych herosów wyszedł  z domku trzaskając drzwiami.


A niech ich licho trafi! – pomyślał zdenerwowany Percy. – Posejdona i tego smarkacza Anthony’ego!

środa, 9 lipca 2014

Rozdział 5

Rozdział napisany na prędce. Nie miałam na niego nieco pomysłu. Wiedziałam co chce przekazać, ale nie wiedziałam jak. Dlatego wyszedł średnio. Miłego czytania i komentujcie!

Percy podszedł do portiera, który spokojnie popijał kawę. Chłopak stał przed nim przez chwilę, lecz mężczyzna zdawał się go nie zauważać. Syn Posejdona odchrząknął próbując zwrócić na siebie uwagę. Portier spojrzał w jego stronę i skrzywił się.

- Człowiek nie może nawet spokojnie zrobić sobie przerwy na kawę – powiedział z wyrzutem. – Dokąd? – spytał rozdrażniony.

- 600 piętro – odparł Percy.

- Umówiony? –  znudzony i lekko zirytowany portier chciał jak najszybciej pozbyć się niechcianego chłopaka. Ach ta dzisiejsza młodzież, wszędzie się spieszą i nie umieją uszanować chwili spokoju drugiego człowieka – pomyślał.

- Chyba tak. Posejdon mnie wzywał…

- Ach tak! – przerwał mu mężczyzna. – Wspominał coś, że jego gamoniowaty syn… eee… to znaczy ukochany syn ma dzisiaj przyjść. – portier chwilę pogrzebał w kieszeni swoich spodni i po chwili wyciągnął z nich kartę do windy. – Bierz i uciekaj mi stąd!

Percy lekko zdenerwowany nieprzyjemnym zachowaniem portiera jak najszybciej oddalił się w stronę windy. Akurat była na parterze. Wsiadł i przez zamykające się drzwi dostrzegł jeszcze mężczyznę, który rozłożony na fotelu delektował się smakiem cafe latte.  Percy westchnął. Ten to sobie prowadzi spokojny żywot – pomyślał – siedzi, pije kawę, a nerwów przysparzają mu tylko ludzie, którzy chcą się dostać na wyższe kondygnacje budynku. W windzie leciała akurat piosenka Led Zeppelin „Stairway To Heaven”. Cóż za ironia – zaśmiał się ponuro Percy – akurat jadę na Olimp. Wreszcie dotarł. Winda wydała z siebie charakterystyczny dźwięk, a następnie otworzyły się drzwi. Percy powoli wędrował ku głównemu budynkowi. Olimp zawsze wydawał mu się taki ogromny i piękny. Teraz jednak nie robił na nim wrażenia. Szybo przemierzył pozostały odcinek trasy. Cały czas nurtowało go to co przygotował dla niego Posejdon.  Wkurzył się nieco po tym jak portier popełnił gafę i powtórzył słowo w słowo Posejdona. Gamoniowaty syn. Percy prychnął. Mógł się tego spodziewać. Stracił wszystko, a jego ojciec się od niego odwrócił, bo stał się nieprzydatny. Z słów portiera wynikało także, że nie będzie to raczej niespodzianka na przeprosiny – no bo w końcu po co przepraszać gamoniowatego syna! Chłopak doszedł do sali z tronami. Na rybackim krześle siedział sobie jego ojciec. Był cały rozpromieniony i gadał z jakimś chłopakiem. Percy postanowił przyjrzeć się bliżej nieznajomemu nim doprowadzi do konfrontacji. Wyglądał na około 14 lat i w życiu kierował się zasadą: jest grzyweczka jest dupeczka. Zdaniem Percy’ego codziennie wklejał sobie selfie na Facebooka. Taki laluś. Przypominał nieco Narcyza. Percy stwierdził, że raczej się nie polubią. Z ponurą miną poszedł się przywitać.

- Cześć tato – mruknął. – Witaj – zwrócił się do chłopaka.

- Dzień Dobry synu – powiedział wrogo Posejdon. Nie ma to jak kochający tatuś – pomyślał zezłoszczony Percy.

- Wezwałem Cię tu – kontynuował bóg mórz – aby Ci przedstawić moją dumę. To jest Anthony Guy mój drugi syn, a twój braciszek. Chciałbym żebyście się poznali.

- Słyszałem o tobie Perseuszu – uśmiechnął się wrednie. – Mów mi Tony.

Percy’emu zrobiło się niedobrze. I to miał być niby jego brat?! Zaraz… I Posejdon złamał dwa razy przysięgę?!

- Witaj Tony, miło Cię poznać – wysyczał niby życzliwie Percy.

Anthony miał czarne włosy i zielone, magnetyczne oczy. Ręką odgarnął swoją gimbazjalną grzyweczkę. Percy z przerażeniem zauważył kolczyk w kształcie serduszka w uchu chłopaka. To nie Guy tylko gej – pomyślał obrzydzony. Ten chłystek nie nadawał się na herosa. Dzieci Aresa zrobią z niego miazgę – przeszło przez myśl Percy’emu.

- Mi Ciebie też. Słyszałem, że jesteś jednym z największych nieudaczników w Obozie. Spoko loko pomogę Ci! Trochę błyszczyku na usta, żel na włosy i pasta wybielająca potrafią zdziałać cuda! Mówię Ci tak Cię wystylizuje, że nie będziesz się mógł odgonić od dziewczyn! Słyszałem, że ostatnio twoja zginęła, hę? Dała się podejść jakiemuś małolatowi? – Anthony głupio zarechotał, a Percy poczuł chęć mordu. – Córka Ateny, a taka głupia. Ty też nie wydajesz się grzeszyć intelektem. Ale nie martw się nad tym też popracujemy! Poza tym nie umiesz rozmawiać, ani obcować z ludźmi… Czemu robisz taką minę jakbyś chciał mnie przemielić przez maszynkę do mięsa? Uśmiechnij się!  To przyciąga ludzi. – Tony wyjął z kieszeni gumy Orbit White (najprawdopodobniej nawet gumą wybielał swoje idealnie proste ząbki, które miały widoczne ślady działalności aparatu ortodontycznego) i wpakował sobie dwie do buzi. – Chcesz jedną?

- Podziękuję – powiedział, ledwo trzymający na wodzy swoje mocno zszargane nerwy, Percy.

- Jak chcesz – chłopaczek wzruszył ramionami.

- No widzę, że się polubiliście – powiedział uradowany Posejdon, patrząc na lalusia jak na nową zabawkę.

- Oczywiście – mruknął ponuro Percy.

- Nie bądź taki zgorzkniały. Pamiętasz co Ci mówiłem? Uśmiech! – powiedział Tony demonstrując bratu jak to powinien robić. Wyszczerzył zęby w niby czarującym uśmiechu.

- Zostaw nas na chwile samych Tonuś – powiedział Posejdon, czule patrząc na chłoptasia.

Zaraz… Tonuś, popatrzył czule?! – pomyślał przerażony Percy.  

- Jasne – powiedział Anthony i oddalił się.

- Coś niezadowolony jesteś z brata – powiedział wrogo Posejdon.  

- Tato czy ty go widziałeś?! On wygląda jak gej! – powiedział załamany Percy.

- Jest napakowany ja mało kto – stwierdził Posejdon. – Chodził na siłownie, a od ponad roku ćwiczył z Trytonem szermierkę. Jest świetny! Lepszy od Ciebie. I w walce i w kontaktach z ludźmi. Może nie wygląda, ale jest też mądry. A wiesz co najważniejsze? Nigdy mnie nie zawiódł!

Zabolało.  Percy nigdy nie myślał, że Posejdon może sprawić, że będzie przygnębiony. A jednak.

- Czyli jest lepszy ode mnie tak? Może bardziej przydatny, hm? A jak już przestanie być to wyrzucisz go tak jak mnie, co? – Percy był wściekły.

- Zagalopowujesz się synu! – powiedział ostro bóg mórz. – I żebyś wiedział, że jest lepszy od Ciebie! On jest moim najukochańszym synem! Ty przyniosłeś mi hańbę! Jesteś nikim.

- Ah tak? To może mnie wydziedzicz, co? – Percy zaśmiał się śmiechem szaleńca. – Nie dostane w spadku rybki, ani twoich kąpielówek… Straszne! Chyba się rozpłaczę! Przez to, że jestem twoim synem straciłem wszystko! Rozumiesz?! Wszystko!

Wściekły Posejdon poderwał się z krzesła. Wyglądał tak, jakby chciał zmieść swojego syna z powierzchni ziemi.

- Jak śmiesz! Nie jesteś godzien by nazywać się moim synem! Możesz mieszkać w moim domku na Obozie, ale wiec jedno – od dzisiaj ja Cię już nie będę nazywał moim synem. Jesteś dla mnie obcy. Nie chce Cię znać. Już Ci mówiłem – jesteś nikim! Odejdź i nie wracaj! Moim synem jest Tony, nie ty!

- Nie mam zamiaru wracać! Tylko pamiętaj – już jeden Nikt pokonał twojego syna! Więc jakbyś chciał go zwrócić przeciwko mnie wiedź jedno – nie uda się ani tobie ani jemu!  Zniszczyłeś mi życie i nie pomogłeś kiedy ja potrzebowałem! Byłeś tylko wtedy gdy to ty mnie wykorzystywałeś! Nienawidzę Cię! Do widzenia! – wyrzucił z siebie Percy i ze łzami w oczach wybiegł zostawiając osłupiałego Posejdona samego.

Nagle z bocznego korytarza wyszedł Zeus. Cieszył się, że Percy objawił wreszcie prawdziwą naturę. Mówił Posejdonowi, że kiedyś się na nim odbije zbytnie zaufanie do synka. Uwielbiał jak któremuś z braci coś nie wychodziło. Miał z tego niezły ubaw. Dlatego cicho podszedł do Posejdona i powiedział tylko rozbawiony gniewem brata:

- Toś se synka wychował!

wtorek, 8 lipca 2014

Rozdział 4 cz.2

Bardzo proszę oto część 2 rozdziału 4. Napisany bez Pana Wena, więc nie jest zbytnio dobry. Ale no cóż... A właśnie podoba wam się Nothing Else Matters? Ja uwielbiam tą piosenkę. No to co... Zapraszam do czytania!

Do okna domku Posejdona wpadły pierwsze promienie Słońca. Oświetlając pokój obudziły śpiącego w nim chłopaka. Percy podniósł się lekko na ręce, ziewając. Przecierając oczy, usiadł na łóżku. Przeciągnął się i wstał. Zaspany poszedł wypełnić poranny rytuał. Toaleta zeszła mu stosunkowo szybko. Zatrzymał się jednak na chwile przy lustrze, zauważając parę siwych pasemek włosów, których powstanie zostało spowodowane dramatycznymi sytuacjami w jego dotychczasowym życiu. Percy westchnął sfrustrowany na wspomnienie wczorajszego wieczoru. Uderzył ręką w ścianę ze złości na swoją własną głupotę. Mógł dopaść tego durnego di Angelo i wykończyć, zgnieść na miazgę, zmielić i przerobić na karmę dla kotów… Ale nie! Jak zwykle dał się ponieść emocją. Atena go ostrzegała. On jej nie posłuchał. Percy próbując odgonić niechciane myśli, poszedł się ubrać. Zarzucił pomarańczową koszulkę, włożył dżinsy i czarne, już rozchodzone trampki. Usiadł jeszcze przez chwilę na łóżku. Przeczesał palcami po swoich czarnych włosach, aby je nieco ułożyć, bo jak zwykle mimo czesania sterczały we wszystkie strony. Jednak nie działało na nie żadne przygładzanie. Percy westchnął. W tym momencie w sumie mało go obchodziło jak wyglądał. Tak właściwie to nic go nie obchodziło. Ani głupie komentarze ze strony rówieśników, ani gniew bogów. Miał wszystko gdzieś. Bo czym to jest wobec straty najbliższych? Jedynym jego celem w tym momencie było pomszczenie zmarłych… Chciał zabić Nica. Z zamyślenia wyrwał go obraz, który się przed nim pojawił. Posejdon skorzystał z iryfonu – pomyślał chłopak – ciekawe czego chce.

- Witaj synu – powiedział ponuro bóg. – Mam dla Ciebie niespodziankę. Przybądź dzisiaj na Olimp.

- Ale po co? – zapytał Percy całkiem niepotrzebnie, bo obraz zaczął się rozmazywać i po chwili go już nie było.

Nie ma co, mam rozmownego tatusia – stwierdził w myślach chłopak. Percy zebrał się do wyjścia. Postanowił nie iść do pawilonu jadalnego tylko od razu wybyć na Olimp. Po co ma się męczyć w towarzystwie tych wszystkich naśmiewających się z niego debili? Nikt z nich go nie zrozumie. Szybko więc wepchał sobie do kieszenie jakieś pieniądze, które miał z ubezpieczenia po mamie. Chłopak skrzywił się. Nie chciał tych pieniędzy, ale z czegoś musiał się utrzymać. Wybiegł z domku i skierował się w stronę pawilonu jadalnego, aby powiedzieć Chejronowi, o krótkim wypadzie do  Zglonociałego Władcy Kąpielówek.  Gdy dotarł na miejsce dość szybko wypatrzył koński zad centaura. Podszedł szybko do niego, nie zwracając uwagi na śmiechy i chichy dobiegające ze wszystkich stron. Jemu wcale nie było do śmiechu.

- Witaj Chejronie – powiedział Percy.

- Witaj – odrzekł centaur. – Coś się stało?

- Ojciec wzywa mnie na Olimp – powiedział szybko chłopak. – Ma mi cos do pokazania i prosi o przybycie. Chce załatwić to jak najszybciej, więc proszę o pozwolenie na opuszczenie Obozu.
Chejron zmarszczył brwi.

- A śniadanie…?

- Zjem po drodze – Percy się niecierpliwił. Prawie słyszał te wszystkie uwagi, które padały na jego temat. Chciał stąd wyjść. I to prędko!

Chejron popatrzył na syna Posejdona z czułością. Percy wiedział, że centaur go choć trochę rozumie.  On w końcu również cierpiał po stracie Annabeth. Jednak nie był to taki ból jak u młodego chłopaka. Stary centaur już się przyzwyczaił do śmierci herosów. Tak było przez lata…

- Percy - zaczął Chejron – ja widzę co się dzieje. Nie chcesz przebywać wśród innych herosów. Ciągle się zamartwiasz, zamknąłeś się w sobie. Rozumiem, że to co przeżyłeś było bardzo trudne, ale… Nie możesz tak się zachowywać ciągle. Musisz do nas wrócić. Martwimy się o Ciebie.

- Martwicie? – szepnął zdumiony Percy, by potem wrzasnąć – MARTWICIE?! WSZYSCY MNIE DO CHLOERY OBGADUJĄ, A TY STARY OŚLE MÓWISZ, ŻE SIĘ MARTWICIE?! ROZEJRZYJ SIĘ! NIKT MNIE TU JUŻ NIE CHCE! MOI PRZYJACIELE NIE ŻYJĄ, ROZUMIESZ?! NIE ŻYJĄ!

Chłopak zrozumiał, że popełnił błąd. Wszyscy w pawilonie gapili się na niego. Percy nie chciał uwagi. Miał wejść i wyjść cicho.  Chejron patrzył na niego zdumiony i zasmucony za razem. Chłopakowi zrobiło się głupio. Centaur chciał go pocieszyć, tymczasem on się na niego wydarł i nazwał głupim osłem. Znów poniosły mnie emocje – przeklął się w duchu.

- Ja… Przepraszam – powiedział słabym głosem Percy – Mogę jechać?

- Tak – Chejron cicho wyraził pozwolenie. – Uważaj na siebie Percy…

Syn Posejdona skinął głową.

- Dziękuje – szepnął i wybiegł z pawilonu, czując na swoich plecach spojrzenie martwiącego się o niego centaura.

Jak najszybciej chciał się wydostać z tego miejsca. Byle jak najdalej. Percy biegł do granicy Obozu. Zwykle czuł się tu bezpieczny. Teraz było inaczej… Gdy dotarł poza jego granice poczuł się wolny. Szybko przemierzył drogę do szosy. Miał szczęście bo akurat jechało jakieś auto. Percy postanowił skorzystać z autostopu. Wyciągnął kciuk. Udało się. Niebieski garbus, z piskiem opon, zatrzymał się. Z okna wychyliła się staruszka.

- Dokąd młody człowieku? – spytała uśmiechając się.

- Do Nowego Jorku, Manhattan  – odparł grzecznie Percy.

- No to wsiadaj! Masz szczęście, bo ja akurat też.

- Dziękuje – powiedział Percy pakując się do samochodu.

Zatrzasnął drzwi i ruszyli. Chłopak siedział w milczeniu zajęty własnymi myślami. Ciekawiło go co też Posejdon przygotował na jego przybycie. No bo raczej nie różowy tort z napisem „ Z przeprosinami dla ukochanego synka - Percy’ego”. Może kupił mu kąpielówki, bo były gdzieś na przecenie? Kto wie?

- Po co jedziesz do Nowego Jorku? – spytała starsza pani.

- Muszę coś załatwić. Mam sprawę do ojca – odparł.

- Ojca, hę? Pewnie nie jesteście zbyt blisko. Twoi rodzice się rozwiedli? Tatuś się tobą nie zajmował, co?

- Można by tak powiedzieć – uciął Percy.

- A co z mamą? – spytała staruszka.

- Nie żyję – Percy poczuł gulę w gardle. Rozpacz ścisnęła mu serce. Po raz pierwszy powiedział komuś obcemu, że jego mama nie żyje…

Staruszka już się nie uśmiechała. Popatrzyła współczująco na chłopaka.

- A mogę się spytać kiedy i jak to się stało…? – rzekła delikatnie, nie naciskając.

- Parę tygodni temu. Została zamordowana – gniew wypełnił syna Posejdona na wspomnienie Nica di Angelo.

Kobieta pokiwała głową zrezygnowana.

- Nawet nie wiesz jak Ci współczuje… Moja mama również odeszła wcześnie. Jak miałam szesnaście lat… Zmarła na raka -starsza pani otarła łzę z kącika oka.- Rany się goją, ale blizny zostają – westchnęła. – A twój ojciec? Wydaje mi się, że nie zwraca na Ciebie większej uwagi, prawda? Wręcz ignoruję?

- Skąd Pani wie? – spytał zdumiony chłopak.

- W moim wieku wie się dużo różnych rzeczy – odparła skrywając uśmiech. –Po prostu słyszę jak wymawiasz słowo „ojciec”…

- Jak wymawiam? – Percy zmarszczył brwi.

- Jakbyś wdepnął w psią kupę – rzekła.

- No może. Nie jesteśmy zbyt blisko.

- Raczej jesteście daleko – podpowiedziała starsza pani.

- No cóż… Raczej tak

- Wiesz co? Przypominasz mi nieco mnie jak byłam w twoim wieku… Wydajesz się taki stłamszony…  Też tak miałam po śmierci swojej mamy. Mój ojciec zostawił mnie na pastwę losu i poszedł do jakiejś swojej kochanki. Byłam zdana na siebie. Wiem jakie to jest trudne. Dlatego… Jakbyś miał jakiś problem, albo potrzebował miejsca do spania to dzwoń – starsza pani podała mu wizytówkę.

Percy’emu zrobiło się ciepło na sercu, choć z drugiej strony wydało mu się to dziwne. No bo kto daje propozycje mieszkania u siebie obcej osobie, w dodatku chłopakowi w jego wieku?

- Dziękuje – odrzekł odbierając wizytówką i wkładając ją sobie do kieszeni spodni.

- Nie ma za co. Poza tym mi się też przyda jakieś towarzystwo… Nie mam dzieci, a opiekunek nie lubię. 
Zwykle są takie nie szczere… Ty wydajesz się być prawdomówny…

I na tym zakończyła się ich rozmowa. Percy chciał się zająć własnymi myślami. Staruszka była miła, ale… Nie miał ochoty na razie z nikim rozmawiać. Od czasu tamtych sytuacji bardzo zamknął się w sobie. Patrzył przez szybę na świat za nią. Pola zniknęły, a pojawiły się wieżowce. Nowy York był dużym miastem. Percy lubił je mimo, że czasem zdarzało mu się tutaj zgubić. Kojarzyło mu się zawsze dobrze.  Z mamą. Tak zamyślony dotarł w końcu na miejsce.

- Do widzenia i trzymaj się – powiedziała serdecznie staruszka.

- Do widzenia i dziękuje – odparł Percy zatrzaskując drzwi.


Szybko przeszedł parę przecznic i dotarł do Empire State Building. Popatrzył na szczyt wieżowca. Za chwilę się dowiem co Ci chodzi po głowie tatusiu – pomyślał ponuro Percy i wszedł do budynku.