Od razu przepraszam,że tak długo czekaliście na ten rozdział, ale miałam masę spraw do załatwienia w tym tygodniu, a brak weny nie pomagał. Krótka notka, ale mam nadzieje, że wam się spodoba. :)
Nico obudził się pierwszy. Usiadł i rozglądnął się wokoło. Zaspany, przeciągnął się. Dopiero po chwili przypominał sobie wydarzenia z dnia wczorajszego. Chaos. Uśmiechnął się namyśl, że udało się go przekonać do podjęcia interwencji. Może jeszcze nie do końca,no ale... Zawsze coś. Działania idą w dobrym kierunku. Bardzo się z tego cieszył.
Nagle wzrok syna Hadesa spoczął na Percy'm. Przyglądał mu się przez chwilę. Wzdrygnął się gdy uświadomił sobie co kiedyś do niego czuł. Te wydarzenia należały jednak do przeszłości. Chłopak zbyt bardzo przypominał mu bolesne wspomnienia. Czuł zresztą, że to jest obustronne. Na razie byli wspólnikami, a nawet kolegami. Być może jeśli kiedykolwiek uda mu się odzyskać zaufanie Perseusza zostaną przyjaciółmi. Jednak nigdy nikim więcej.
W tym momencie przypomniała mu się bardzo ważna rzecz. Zadrżał na samą myśl. To mogło zniszczyć całe ich starania. Wystarczy jeden głupi błąd, jedna niepotrzebna emocja... Pamiętał jak sam przez to przechodził... Pamiętał panikę, radość i nienawiść. Taaaak. To uczucie przewyższało wtedy wszystkie inne.
Nagle syn Posejdona poruszył się. Nico na chwilę zostawił swoje rozmyślania i pochylił się w jego kierunku.
Po chwili spostrzegł, że Percy powoli otwiera oczy. Syn Hadesa uśmiechnął się do niego, ale po chwili spoważniał przypominając sobie jakie wieści ma mu do przekazania. Chłopak podniósł się i usiadł po turecku, przecierając oczy. Głośno ziewnął, a następnie uśmiechnął się.
— Co taka grobowa mina? — zapytał syna Hadesa. — Powinieneś się cieszyć. Udało nam się w końcu przekonać Chaos do pomocy.
— Tak, ciesze się. Ale jest coś o czym musimy pogadać. Coś co Ci się nie spodoba — powiedział ostrożnie Nico patrząc Percy'emu w oczy.
— O co chodzi? — spytał ,zdziwiony zachowaniem chłopaka, syn Posejdona.
— O twój miecz — mruknął potomek Hadesa.
— Co do tego wszystkiego ma mój miecz? — chłopak zmarszczył brwi i widocznie spochmurniał.
— Bo widzisz... To Mściciel. Dar, a raczej przekleństwo Nemezis. Zauważyłeś częste wahania nastrojów u siebie? Albo tą przemożną chęć zabicia mnie? To ten miecz Tobą kieruję...
— Że co, proszę? — spytał zdenerwowany syn Posejdona.
— Nemezis stworzyła go aby wpompowywać w kogoś złość i nienawiść. Wahania nastrojów mają to tuszować, ale w pewnym momencie wybuchniesz. Może się stać to w każdej chwili, w każdym momencie. Wtedy zabijesz wszystkich w swoim najbliższym otoczeniu...
Percy milczał przez chwilę. Zacisnął usta w wąską linie i przybrał zadumany wyraz twarzy.
— Może po prostu go wyrzucę? — zaproponował w końcu.
Nico pokręcił przecząco głową.
— To nic nie da. Ten miecz będzie Cię prześladował. Nawet jeśli go wyrzucisz, powróci. — Nico westchnął.
— To co mam zrobić? — Percy wykrzywił usta w grymasie niezadowolenia.
— Musisz się zemścić. Co równoznaczne jest z pokonaniem bogów — mruknął ponuro syn Hadesa.
— Skąd ty tyle wiesz na ten temat? — spytał Perseusz podejrzliwie patrząc na Nica.
— Bo sam go dostałem — wyszeptał smutno Nico. — Stało się to tuż po śmierci Bianki. Wtedy myślałem, że to ciebie muszę zabić. Okazało się, że chodziło o tytanów. Jak Kronos został pokonany to i miecz zniknął.
— Dlaczego w takim razie nigdy go nie widziałem w Twoich dłoniach? Nie walczyłeś nim? — dopytywał zielonooki.
— Nie, ja brzydziłem się tym mieczem. Nie chciałem mieć z nim nic do czynienia — odparł mrużąc nienawistnie oczy.
— Co w takim razie mogę zrobić? — spytał zrezygnowany Percy.
Co chwilę dokładano mu kłopotów. Dlaczego Nemezis musiała mu dać ten cholerny miecz?!
— Nie możesz zrobić nic oprócz kontrolowania swoich emocji. To jedynie może opóźnić wybuch.
Percy przez patrzył się w dal w zamyśleniu. Dopiero po chwili wznowił kontakt wzrokowy z synem Hadesa.
— Co z naszą misją? Musimy poszukać jakiś uciskanych przez bogów herosów — powiedział zielonooki specjalnie zmieniając temat.
— Otóż nie musimy — stwierdził Nico z tajemniczym błyskiem w oku. — Pamiętasz jak szukałem informacji o swojej przeszłości? Poznałem podczas tej podróży wiele ciekawych osób. Niektórych z nich warto będzie teraz odwiedzić
Percy uśmiechnął się do chłopaka. Czyli ich misja nie będzie aż taka trudna. Nie wiedział jednak jak bardzo się mylił...
***
Lenore spakowała już wszystkie swoje rzeczy. Udało jej się zmieścić w niewielkim plecaczku z czego była niezwykle dumna, bo zwykle nie mieściła się do ogromnej walizki. Właściwie to nie była zasługa tego, że tak starannie posegregowała rzeczy. Po prostu użyła bardzo przydatnego zaklęcia. Nikt by nie pomyślał, że do plecaka wielkości zwykłego, szkolnego tornistra zmieści się kociołek, paręnaście fiolek, szuflada wypełniona słoikami, zawierającymi różne ciekawe substancje, około dwadzieścia książek z zaklęciami i recepturami, szafa ciuchów i jeszcze wiele, wiele innych przydatnych rzeczy.
Wkładając to wszystko do torby przypomniała sobie w jaki sposób dowiedziała się o magii. Jej maka jej to wytłumaczyła. Okazało się, że znana pisarka - Rowling była nieuznaną córką Hekate i wnuczką Apolla. Z tego względu, że syn boga nic właściwie nie stworzył, w spadku od dziadka kobieta otrzymała wenę twórczą, a matka podsunęła jej pomysł na historie we śnie. Wszystkie dziedziny magii przedstawione w Harrym Potterze występowały w świcie herosów. Oczywiście nazwy zaklęć to bzdety. Do czarowania służył specjalny język. Tak samo jak Hogwart. Len uśmiechnęła się na myśl o zamku. Podobno Hekate wpadła na pomysł przerobienia domku na właśnie taki pałac, ale w tym momencie inni bogowie również zaczęli sobie rościć prawa do przeobrażenia mieszkań swoich pociech w monumentalne budowle. Na szczęście Chejron wybił im ten pomysł z głowy i niepocieszona Hekate musiała ustąpić.
Od tych wesołych wspomnień oderwała ją rzeczywistość. Przypomniała sobie dzisiejszą rozmowę z Tony'm. Posmutniała. Usiadła na łóżku zastanawiając się co ma dalej począć. Ian idzie z nimi. Jej oczy zaszkliły się łzami. Bardziej niż tej misji bała się jego. Syn Aresa. Bezwzględny potwór, przez którego nie wiedziała kim właściwie jest. Czasem nadal zastanawiała się czy kiedykolwiek będzie wiedziała...
Nagle usłyszała skrzypienie otwieranych drzwi. Odwróciła wzrok w tamtą stronę i ujrzała... Len pobladła jak tylko go zobaczyła. Muskularny, wysoki chłopak z opalenizną i kasztanowymi, sięgającymi do ramion włosami. Jego ciemne oczy były piękne na swój sposób, ale Lenore przerażały. Zresztą on cały ją przerażał. Każda dziewczyna w Obozie uważała go za przystojnego. Jednak dla Len był odrażający. Rozglądnęła się po pokoju i z przestrachem stwierdziła, że są sami. Wszystkie dzieci Hekate były na zajęciach.
Lenore wstała i cofnęła się w głąb pokoju tak, że przycisnęła swoje plecy do twardej, chłodnej ściany. Ian uśmiechnął się wrednie
— Witaj zwierzątko. Cieszysz się, że wyruszmy razem na misje? — syknął i otaksował ją wzrokiem od góry do dołu, lekko mrużąc oczy.
— Odejdź. Proszę — szepnęła Len drżącym głosem, zasłaniając się przy tym rękami.
Ianowi nie spodobała się ta odpowiedź. Wykrzywił twarz w gniewnym grymasie.
— Nie pogrywaj sobie ze mną zwierzątko. Zadałem pytanie — powiedział cicho, ale ton jego głosu sprawił, że Len zdrętwiała ze strachu.
— Ja... Nie cieszę się. Powinieneś wiedzieć czemu — dziewczyna odważyła się na ostrzejszą odpowiedź, ale prawie natychmiast tego pożałowała.
Ian gniewnie cmoknął, w dwóch krokach pokonał dzielący ich dystans i brutalnie chwycił ją za brodę, patrząc jej w oczy.
— Nie igraj z ogniem zwierzątko. A może wolisz,żebym nazywał Cię Lennie jak twój ukochany imbecyl — Tony? — To mówiąc drugą rękę położył na jej biodrze i lubieżnie oblizał językiem swoje wargi.
Len skurczyła się tak jakby chciała się schować. Łzy przerażenia ciekły po jej policzkach, a sama trzęsła się ze strachu.
Nagle drzwi prowadzące do pokoju uderzyły o ścianę. Ian odwrócił się i w wejściu zobaczył Tony'ego z wesołym uśmiechem na twarzy. Chłopak praktycznie wbiegł do pokoju. Ian odsunął się od dziewczyny na bezpieczną odległość. Len cichaczem otarła łzy i wymusiła sztuczny uśmiech. Tony zdawał się nie zauważyć zaczerwienionych i napuchniętych oczu córki Hekate. Zamiast tego powiedział entuzjastycznie:
— Tak myślałem, że tu was znajdę! Ruszamy na tę misję czy nie? Nie grzebcie się tak!
Ian zaśmiał się przyjacielsko. Lenore była pod wrażeniem jak ten sukinsyn potrafi dobrze grać. Miał niezliczoną liczbę masek, pod którymi chował swoją prawdziwą osobowość. Tą, którą jedynie Len znała.
— Chłopie gdzie Ci się tak śpieszy! Zdążymy dopaść jeszcze zdrajców! — syn Aresa uśmiechnął się od ucha do ucha.
— Wiem, wiem. Jednak chce już dopaść tego mojego parszywego braciszka i zobaczyć jego flaki na zewnątrz — zaśmiał się syn Posejdona jakby powiedział właśnie bardzo śmieszny żart.
Ian mu zawtórował.
— No dobra masz racje brachu! Możemy iść nawet w tym momencie. Mam rzeczy przy sobie — stwierdził, nadal szczerząc zęby.
Dopiero teraz Len zwróciła uwagę, że przez ramię ma przewieszony plecak.
— Ja również zabrałem swoje! — powiedział zadowolony Tony.— No to chodźmy, nie ma na co czekać!
Syn Posejdona wybiegł z pomieszczenia, tak szybko jak się w nim znalazł. Korzystając z okazji Ian odwrócił się do dziewczyny zdejmując maskę dobrego przyjaciela.
— Nie myśl, że to był koniec naszej... rozmowy — szepnął złowrogo, a następnie jakby nic się nie stało wyszedł za Anthony'm
Len siedziała przez chwilę w ciszy, pozostawiona sama sobie. Westchnęła cicho, wzięła plecak, a następnie podążyła śladem chłopaków. To będzie ciężka misja, ale musi ją przetrwać. Jej matka tego od niej oczekuje. Poza tym chciała na tej misji odpłacić Ianowi z nawiązką, za ból i cierpienie jaki jej sprawił. Bała się go – o tak! Ale przecież co może jej zrobić gdy parę kropel jakiegoś wyjątkowo paskudnego Eliksiru wyląduje mu w porannej herbatce? Już nie będzie jej groził, no chyba że Hades wypuści go z Podziemia. W co Len wątpiła. Z tą uspokajającą myślą wybiegła na zewnątrz. Podeszła do chłopaków i milcząc ruszyli w kierunku granicy Obozu.
Nagle wzrok syna Hadesa spoczął na Percy'm. Przyglądał mu się przez chwilę. Wzdrygnął się gdy uświadomił sobie co kiedyś do niego czuł. Te wydarzenia należały jednak do przeszłości. Chłopak zbyt bardzo przypominał mu bolesne wspomnienia. Czuł zresztą, że to jest obustronne. Na razie byli wspólnikami, a nawet kolegami. Być może jeśli kiedykolwiek uda mu się odzyskać zaufanie Perseusza zostaną przyjaciółmi. Jednak nigdy nikim więcej.
W tym momencie przypomniała mu się bardzo ważna rzecz. Zadrżał na samą myśl. To mogło zniszczyć całe ich starania. Wystarczy jeden głupi błąd, jedna niepotrzebna emocja... Pamiętał jak sam przez to przechodził... Pamiętał panikę, radość i nienawiść. Taaaak. To uczucie przewyższało wtedy wszystkie inne.
Nagle syn Posejdona poruszył się. Nico na chwilę zostawił swoje rozmyślania i pochylił się w jego kierunku.
Po chwili spostrzegł, że Percy powoli otwiera oczy. Syn Hadesa uśmiechnął się do niego, ale po chwili spoważniał przypominając sobie jakie wieści ma mu do przekazania. Chłopak podniósł się i usiadł po turecku, przecierając oczy. Głośno ziewnął, a następnie uśmiechnął się.
— Co taka grobowa mina? — zapytał syna Hadesa. — Powinieneś się cieszyć. Udało nam się w końcu przekonać Chaos do pomocy.
— Tak, ciesze się. Ale jest coś o czym musimy pogadać. Coś co Ci się nie spodoba — powiedział ostrożnie Nico patrząc Percy'emu w oczy.
— O co chodzi? — spytał ,zdziwiony zachowaniem chłopaka, syn Posejdona.
— O twój miecz — mruknął potomek Hadesa.
— Co do tego wszystkiego ma mój miecz? — chłopak zmarszczył brwi i widocznie spochmurniał.
— Bo widzisz... To Mściciel. Dar, a raczej przekleństwo Nemezis. Zauważyłeś częste wahania nastrojów u siebie? Albo tą przemożną chęć zabicia mnie? To ten miecz Tobą kieruję...
— Że co, proszę? — spytał zdenerwowany syn Posejdona.
— Nemezis stworzyła go aby wpompowywać w kogoś złość i nienawiść. Wahania nastrojów mają to tuszować, ale w pewnym momencie wybuchniesz. Może się stać to w każdej chwili, w każdym momencie. Wtedy zabijesz wszystkich w swoim najbliższym otoczeniu...
Percy milczał przez chwilę. Zacisnął usta w wąską linie i przybrał zadumany wyraz twarzy.
— Może po prostu go wyrzucę? — zaproponował w końcu.
Nico pokręcił przecząco głową.
— To nic nie da. Ten miecz będzie Cię prześladował. Nawet jeśli go wyrzucisz, powróci. — Nico westchnął.
— To co mam zrobić? — Percy wykrzywił usta w grymasie niezadowolenia.
— Musisz się zemścić. Co równoznaczne jest z pokonaniem bogów — mruknął ponuro syn Hadesa.
— Skąd ty tyle wiesz na ten temat? — spytał Perseusz podejrzliwie patrząc na Nica.
— Bo sam go dostałem — wyszeptał smutno Nico. — Stało się to tuż po śmierci Bianki. Wtedy myślałem, że to ciebie muszę zabić. Okazało się, że chodziło o tytanów. Jak Kronos został pokonany to i miecz zniknął.
— Dlaczego w takim razie nigdy go nie widziałem w Twoich dłoniach? Nie walczyłeś nim? — dopytywał zielonooki.
— Nie, ja brzydziłem się tym mieczem. Nie chciałem mieć z nim nic do czynienia — odparł mrużąc nienawistnie oczy.
— Co w takim razie mogę zrobić? — spytał zrezygnowany Percy.
Co chwilę dokładano mu kłopotów. Dlaczego Nemezis musiała mu dać ten cholerny miecz?!
— Nie możesz zrobić nic oprócz kontrolowania swoich emocji. To jedynie może opóźnić wybuch.
Percy przez patrzył się w dal w zamyśleniu. Dopiero po chwili wznowił kontakt wzrokowy z synem Hadesa.
— Co z naszą misją? Musimy poszukać jakiś uciskanych przez bogów herosów — powiedział zielonooki specjalnie zmieniając temat.
— Otóż nie musimy — stwierdził Nico z tajemniczym błyskiem w oku. — Pamiętasz jak szukałem informacji o swojej przeszłości? Poznałem podczas tej podróży wiele ciekawych osób. Niektórych z nich warto będzie teraz odwiedzić
Percy uśmiechnął się do chłopaka. Czyli ich misja nie będzie aż taka trudna. Nie wiedział jednak jak bardzo się mylił...
***
Lenore spakowała już wszystkie swoje rzeczy. Udało jej się zmieścić w niewielkim plecaczku z czego była niezwykle dumna, bo zwykle nie mieściła się do ogromnej walizki. Właściwie to nie była zasługa tego, że tak starannie posegregowała rzeczy. Po prostu użyła bardzo przydatnego zaklęcia. Nikt by nie pomyślał, że do plecaka wielkości zwykłego, szkolnego tornistra zmieści się kociołek, paręnaście fiolek, szuflada wypełniona słoikami, zawierającymi różne ciekawe substancje, około dwadzieścia książek z zaklęciami i recepturami, szafa ciuchów i jeszcze wiele, wiele innych przydatnych rzeczy.
Wkładając to wszystko do torby przypomniała sobie w jaki sposób dowiedziała się o magii. Jej maka jej to wytłumaczyła. Okazało się, że znana pisarka - Rowling była nieuznaną córką Hekate i wnuczką Apolla. Z tego względu, że syn boga nic właściwie nie stworzył, w spadku od dziadka kobieta otrzymała wenę twórczą, a matka podsunęła jej pomysł na historie we śnie. Wszystkie dziedziny magii przedstawione w Harrym Potterze występowały w świcie herosów. Oczywiście nazwy zaklęć to bzdety. Do czarowania służył specjalny język. Tak samo jak Hogwart. Len uśmiechnęła się na myśl o zamku. Podobno Hekate wpadła na pomysł przerobienia domku na właśnie taki pałac, ale w tym momencie inni bogowie również zaczęli sobie rościć prawa do przeobrażenia mieszkań swoich pociech w monumentalne budowle. Na szczęście Chejron wybił im ten pomysł z głowy i niepocieszona Hekate musiała ustąpić.
Od tych wesołych wspomnień oderwała ją rzeczywistość. Przypomniała sobie dzisiejszą rozmowę z Tony'm. Posmutniała. Usiadła na łóżku zastanawiając się co ma dalej począć. Ian idzie z nimi. Jej oczy zaszkliły się łzami. Bardziej niż tej misji bała się jego. Syn Aresa. Bezwzględny potwór, przez którego nie wiedziała kim właściwie jest. Czasem nadal zastanawiała się czy kiedykolwiek będzie wiedziała...
Nagle usłyszała skrzypienie otwieranych drzwi. Odwróciła wzrok w tamtą stronę i ujrzała... Len pobladła jak tylko go zobaczyła. Muskularny, wysoki chłopak z opalenizną i kasztanowymi, sięgającymi do ramion włosami. Jego ciemne oczy były piękne na swój sposób, ale Lenore przerażały. Zresztą on cały ją przerażał. Każda dziewczyna w Obozie uważała go za przystojnego. Jednak dla Len był odrażający. Rozglądnęła się po pokoju i z przestrachem stwierdziła, że są sami. Wszystkie dzieci Hekate były na zajęciach.
Lenore wstała i cofnęła się w głąb pokoju tak, że przycisnęła swoje plecy do twardej, chłodnej ściany. Ian uśmiechnął się wrednie
— Witaj zwierzątko. Cieszysz się, że wyruszmy razem na misje? — syknął i otaksował ją wzrokiem od góry do dołu, lekko mrużąc oczy.
— Odejdź. Proszę — szepnęła Len drżącym głosem, zasłaniając się przy tym rękami.
Ianowi nie spodobała się ta odpowiedź. Wykrzywił twarz w gniewnym grymasie.
— Nie pogrywaj sobie ze mną zwierzątko. Zadałem pytanie — powiedział cicho, ale ton jego głosu sprawił, że Len zdrętwiała ze strachu.
— Ja... Nie cieszę się. Powinieneś wiedzieć czemu — dziewczyna odważyła się na ostrzejszą odpowiedź, ale prawie natychmiast tego pożałowała.
Ian gniewnie cmoknął, w dwóch krokach pokonał dzielący ich dystans i brutalnie chwycił ją za brodę, patrząc jej w oczy.
— Nie igraj z ogniem zwierzątko. A może wolisz,żebym nazywał Cię Lennie jak twój ukochany imbecyl — Tony? — To mówiąc drugą rękę położył na jej biodrze i lubieżnie oblizał językiem swoje wargi.
Len skurczyła się tak jakby chciała się schować. Łzy przerażenia ciekły po jej policzkach, a sama trzęsła się ze strachu.
Nagle drzwi prowadzące do pokoju uderzyły o ścianę. Ian odwrócił się i w wejściu zobaczył Tony'ego z wesołym uśmiechem na twarzy. Chłopak praktycznie wbiegł do pokoju. Ian odsunął się od dziewczyny na bezpieczną odległość. Len cichaczem otarła łzy i wymusiła sztuczny uśmiech. Tony zdawał się nie zauważyć zaczerwienionych i napuchniętych oczu córki Hekate. Zamiast tego powiedział entuzjastycznie:
— Tak myślałem, że tu was znajdę! Ruszamy na tę misję czy nie? Nie grzebcie się tak!
Ian zaśmiał się przyjacielsko. Lenore była pod wrażeniem jak ten sukinsyn potrafi dobrze grać. Miał niezliczoną liczbę masek, pod którymi chował swoją prawdziwą osobowość. Tą, którą jedynie Len znała.
— Chłopie gdzie Ci się tak śpieszy! Zdążymy dopaść jeszcze zdrajców! — syn Aresa uśmiechnął się od ucha do ucha.
— Wiem, wiem. Jednak chce już dopaść tego mojego parszywego braciszka i zobaczyć jego flaki na zewnątrz — zaśmiał się syn Posejdona jakby powiedział właśnie bardzo śmieszny żart.
Ian mu zawtórował.
— No dobra masz racje brachu! Możemy iść nawet w tym momencie. Mam rzeczy przy sobie — stwierdził, nadal szczerząc zęby.
Dopiero teraz Len zwróciła uwagę, że przez ramię ma przewieszony plecak.
— Ja również zabrałem swoje! — powiedział zadowolony Tony.— No to chodźmy, nie ma na co czekać!
Syn Posejdona wybiegł z pomieszczenia, tak szybko jak się w nim znalazł. Korzystając z okazji Ian odwrócił się do dziewczyny zdejmując maskę dobrego przyjaciela.
— Nie myśl, że to był koniec naszej... rozmowy — szepnął złowrogo, a następnie jakby nic się nie stało wyszedł za Anthony'm
Len siedziała przez chwilę w ciszy, pozostawiona sama sobie. Westchnęła cicho, wzięła plecak, a następnie podążyła śladem chłopaków. To będzie ciężka misja, ale musi ją przetrwać. Jej matka tego od niej oczekuje. Poza tym chciała na tej misji odpłacić Ianowi z nawiązką, za ból i cierpienie jaki jej sprawił. Bała się go – o tak! Ale przecież co może jej zrobić gdy parę kropel jakiegoś wyjątkowo paskudnego Eliksiru wyląduje mu w porannej herbatce? Już nie będzie jej groził, no chyba że Hades wypuści go z Podziemia. W co Len wątpiła. Z tą uspokajającą myślą wybiegła na zewnątrz. Podeszła do chłopaków i milcząc ruszyli w kierunku granicy Obozu.