Muzyka

poniedziałek, 30 czerwca 2014

Rozdział 3 cz.1

Pisane dzisiaj o 3 w nocy... Dzisiaj dodam jeszcze 2 część, ale pod wieczór... 
Rozdział dedykuje Viktorii W. i Gabrysi, która przyjdzie i stanie nad moim łóżkiem z tępym nożem, albo co gorsza zablokuje mnie na Fb (sama nie rozumiem swojego poczucia wartości...). Tak samo podziękowania dla Radosnej, Michała, Aleksandry i Natalki, którzy również - jak widzę - wiernie czytają to, to...  No to miłego czytania!


Percy rozkoszował się dźwiękiem morskich fal. Księżyc w pełni odbijający się od tafli wody nadawał miejscu więcej uroku. Bezchmurne niebo pełne gwiazd również wyglądało bardzo ładnie. Chłopak pomyślał, że chciał żeby była z nim Annabeth. Chciałby chwycić ją teraz za rękę, poczuć ciężar jej głowy na swoim ramieniu, gdy oparta o niego spoglądałaby w górę rozkoszując się cudem natury. Tęsknił również za mamą. Pamiętał dobrze, jak nieraz w dzieciństwie robili sobie takie wypady na plaże. Zawsze było im razem dobrze – bez względu na ciągłe problemy nękające ją i jego. Teraz pewnie widząc smutnego syna, przytuliłaby go mocno i dała niebieskie ciasteczko mówiąc, że wszystko się jakoś ułoży. Teraz nie miał ani ich, ani nikogo. Doskonale pamiętał wydarzenia, które zakończyły ciąg tych, które na zawsze zmieniły jego życie…

Coraz bliżej armii Gaji . Załoga Argo musiało opracować jakiś plan… Mieli problem gdyż w Obozie Jupiter wrzało. Rzymianie zarzucali Grekom, że to przez nich Reyna została pojmana. Jasonowi udało się nieco uspokoić wkurzony Obóz jednak Oktawian cały czas podburzał do wojny… Greccy herosi również nie byli specjalnie zadowoleni, że Rzymianie śmią ich obrażać… Ciężki był to sojusz. Percy również starał się uspokajać nastroje…

***

W końcu stało się! Nadeszła bitwa… Tuż przed nią Percy szybko coś skonsumował żeby nie zasłabnąć w trakcie walki… Miło ze strony załogi, że zostawili mu coś do zjedzenia, mimo że zaspał na śniadanie… Bitwa odbywała się niedaleko Aten. Herosi ustawili się na pozycjach, czekając na ruch nieprzyjaciela. W końcu przybyli… Giganci, potwory – a pod nimi odradzająca się Gaja… Herosi ruszyli do walki. Do swoich dzieci dołączyli bogowie.
- Synu, chodź! Pomóż mi! – Percy usłyszał Posejdona. Bóg walczył akurat z jakimś gigantem.
Chłopak ruszył w jego stronę, lecz drogę zagrodził mu mały, chuderlawy syn Hadesa.
- Nico – szepnął złowrogo Percy. Chciał wykończyć tego chłopaka, zgnieść go na miazgę… Torturować, tak jak tamten torturował jego opiekunów…
- Witaj Percy – odpowiedział mu Nico. – Jak zwykle pewny siebie, co? I w dokładnie takim samym stopniu nie ostrożny.
Syn Hadesa cmoknął niezadowolony z braku zmiany w postawie Percy’ego.    
- Ty jesteś stanowczo za pewny siebie. I nie ostrożny… Znasz mnie. Wiesz, że potrafię walczyć. Szczególnie jak ktoś zrani moich bliskich!
- Oj Percy, Percy… Ty jesteś nadal taki naiwny. Nie mam z tobą szans w starciu – jestem młodszy. Ale powiedźmy, że moja Pani zna lepsze sposoby na eliminowanie przeciwników – Nico spojrzał na zegarek, który miał ubrany na lewej ręce. – Jeszcze minutka i się zacznie…
- Co się zacznie? – zapytał Percy marszcząc brwi. Chciał wyciągnąć od tego gnojka jak najwięcej się dało, zanim go zabiję.
- Hmmm… Jadłeś dzisiaj te rzeczy, które leżały przygotowane specjalnie dla Ciebie, prawda? – spytał niewinnie Nico.
Percy poczuł gulę w gardle. Fakt. Zjadł. Myślał, że to ktoś z załogi Argo mu zostawił, bo sam dzisiaj zaspał. Co mogło się kryć pod tym dziwnym pytaniem Nica?
- Tak. Zjadłem. I co z tego? – zapytał zdumiony syn Posejdona.
- Bo wiesz… Postanowiłem być miły i sam przygotowałem posiłek…  Dodałem szczyptę tego i owego. Mam nadzieje, że smakowało… - jeszcze raz spojrzał na zegarek. – Zaczyna się.
Percy był przerażony. Nie wiedział czego dosypał mu syn Hadesa… Chciał się zapytać, ale Nica już nie było. Zniknął w tłumie… Chłopak postanowił, że potem go odszuka, a najpierw pomoże w ojcu, gdyż jak zauważył, ten był w sporych tarapatach. Ruszył więc na giganta siekając Orkanem. Nagle coś się stało… Dźwięki walk ucichły… Percy próbował dostrzec wroga, ale nie widział. Była tylko czerń. Pustka. Leżał na ziemi. Nie potrafił zidentyfikować miejsca w którym się znajduje. Nie widział nic na odległość dalszą niż 2 metry. W pewnym momencie kogoś dostrzegł… Jakąś kobietę.  Była stosunkowo blisko niego. Chłopak wytężył wzrok. Wydawało mu się, że ją zna…To była jego matka!
- Mamo – zawołał Percy. – Mamo, tu jestem!
Ona jednak odchodziła od niego.
-Mamo – krzyknął jeszcze raz zrozpaczony chłopak.
Wtedy się odwróciła. Zobaczył ból w jej oczach. Niewyobrażalny ból. W tym momencie chłopak poczuł się jakby ktoś kopnął go w brzuch. Chciał się zapytać co się stało.  Nie musiał jednak, gdyż jego matka sama, beż jego zbędnych pytań postanowiła wyjaśnić co ją nurtuje.
- Zawiodłeś mnie Percy – rzekła. – Zostawiłeś na pastwę losu. Nie okazałeś swojej miłości… Cierpiałam przez Ciebie… Torturowano mnie dlatego, że jesteś moim synem. Nienawidzę Cię za to.
Percy nie wiedział co powiedzieć. Nie wierzył w to co przed chwilą usłyszał. Myślał, że matka nie jest na niego zła. Myślał, ze ona wiedziała, że on nie chciał jej śmierci… Najwyraźniej jednak nie.  Chciał przeprosić, błagać o wybaczenie, lecz nie mógł wydobyć z siebie głosu. Cierpiał… Chciał by jego matka zrozumiała, że ją kocha. Nie wiedział jednak co zrobić by odzyskać jej zaufanie. Jej miłość. Nagle obok matki pojawił się Paul. Przytulił ją mocno i obdarzył nienawistnym spojrzeniem syna Posejdona.
- Przez Ciebie nie żyjemy – powiedział ojczym. – Nie możemy się już stąpać po Ziemi… Jesteśmy tylko widmami… Przez ciebie cierpieliśmy.  Twoja matka w mękach krzyczała, że przyjdziesz. Do końca w Ciebie wierzyła. A ty nie przyszedłeś. Nie pomogłeś jej… nam. Gdzie byłeś, co Percy? Siedziałeś wśród przyjaciół, bezpieczny. Zepsułeś wszystko. Jesteś nic nie wartym śmieciem…
Jego opiekunowie zniknęli… Percy chciał za nimi zawołać, próbować porozmawiać jednak nie umiał wykrztusić z siebie ani jednego słowa. Usiadł na ziemi i zaczął płakać. Łzy płynęły strumieniami po jego policzkach. Chciał aby jego bliscy wiedzieli, że ich kocha… Ale on ich zawiódł.. Do cholery, zawiódł ich!  Percy wbił paznokcie w skórę dłoni,  tak mocno, że powstały rany. On się jednak tym nie przejął. W pewnym momencie poprzez płacz zaczął wołać:
- Mamooo, mamo…  Ja… Ja cię kochałem… Nadal kocham… Mamo… Wybacz mi… Proszę, wybacz!
Nie pojawiła się jednak z powrotem. Percy ukrył twarz w dłoniach. Przetarł oczy. Okazało się, że płakał krwią… Nagle na swoich plecach poczuł dotyk czyjejś dłoni.
- Dlaczego płaczesz? – spytała stojąca z nim Annabeth.
- Annabeth to ty? - spytał zdziwiony Percy. Po chwili stwierdził, że powie co się stało. Ona go zrozumie... - Moja matka i ojczym mnie nienawidzą, bo… Bo nie umiałem ich ochronić. Ale ja… Ja się starałem. Wiesz, że ja ich kocham.
- Starałeś się? Kochasz? – powiedziała zdumiona dziewczyna. – Przecież ty jesteś wstrętnym egoistą. Myślisz tylko o sobie. Teraz też… Użalasz się nad sobą , a nie nad swoimi opiekunami. Chciałbyś zapewne żeby kochał Cię cały świat, co? Myślisz, że jesteś ważny bo pokonałeś Kronosa. Powiem Ci prawdę – jesteś beznadziejny. Nie zdołałeś mnie ochronić, kiedy tego potrzebowałam… Nie kiwnąłeś nawet palcem gdy Nico di Angelo odcinał mi głowę. Nienawidzę Cię, Percy. Nienawidzę i życzę Ci najgorszego. Mam nadzieje, że skończysz na Polach Kar i nawet po śmierci będziesz zdychał!     
Annabeth splunęła mu prosto w twarz.
- Wiesz co, Percy? Zostawię Ci jeszcze małą pamiątkę. Masz i się przyjrzyj dokładnie… I pamiętaj do końca swoich dni – to wszystko przez Ciebie! – mówiąc to oderwała sobie głowę i rzuciła mu pod nogi. Reszta jej ciała rozpłynęła się w mroku…

Percy był przerażony. Oczy Annabeth  patrzyły w jego i zachowały wcześniejszy wyraz… Wyraz nienawiści. Chłopak odsunął się i zaczął uciekać w mrok… Jednak dokądkolwiek nie pobiegł zawsze potykał się o głowę Annabeth, lądując na ziemi akurat w taki sposób by spojrzeć jej w oczy. Biegał jak opętany, wrzeszcząc. Naglę usłyszał rozchodzące się wokół dźwięki: Zawiodłeś nas, Percy… Wyłapał głos swojej mamy, ojczyma, Annabeth, Luka, Sileny, Charliego  Beckendorfa, Małego Boba, Zoe, Bianki. Było jednak wiele, wiele innych, których nie potrafił zidentyfikować. Zrobiło mu się niedobrze. Nagle poczuł uderzenie jakieś nieznanej siły. Poleciał w powietrze… Zaczął spadać. Czuł się jakby trwało to całą wieczność. Nagle walnął ciałem w jakieś twarde podłoże . Potem poczuł tępy ból z tyłu głowy. Na początku zobaczył rażące światło, które jednak praktycznie natychmiast znikło, z powrotem ustępując miejsca ciemności…

2 komentarze:

  1. Rozdział genialny . Boże ty naprawdę piszesz świetnie . Uwierz mi . Czekam na kolejny jeszcze dzisiaj

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeju czemu to opowiadanie jest takie cudowne,
    super rozdział <3

    OdpowiedzUsuń