Percy powoli wlókł się za
Nickiem. Syn Hadesa powiedział, że muszą dotrzeć do Denver aby odwiedzić jego
dawną przyjaciółkę. Z jego opowieści wynikało, że całkowicie odcięła się od
bogów i żyje w zwyczajnym świecie śmiertelników. Rzadko atakowały ją potwory, gdyż była córką mało
znaczącego boga Himerosa. Mieli u niej znaleźć rozpacz, lecz gdy Percy zapytał
Nica czemu, ten odpowiedział mu, że obiecał, iż nikomu nie opowie historii tej
dziewczyny bez jej wyraźnej zgody. Percy przystał na to, bo wiedział, że on sam
nie życzyłby sobie opowiadania na prawo i lewo o jego cierpieniach.
Dni mijały powoli na ciągłym
marszu. Percy zdawał sobie sprawę, że muszą w jakiś sposób załatwić sobie
transport, bo to była naprawdę długa i niebezpieczna droga.
Co dziwne do tej pory nie
zaatakował ich żaden potwór. Obaj herosi wiedzieli jednak, że ten spokój nie
będzie trwał wiecznie, więc cały czas byli w gotowości na ewentualną obronę.
Poza tym zdawali sobie sprawę, że
gnają za nimi łowczynie na czele z Artemidą. W końcu ich pościg nie zakończył
się w supermarkecie szczególnie, że tam rozjuszyli je jeszcze bardziej.
Szli więc jak tylko najszybciej
mogli i mało odpoczywali.
W końcu dotarli do jakiejś szosy.
Percy miał już przedrzeć się przez krzaki dzielące go od ulicy, kiedy Nico
szarpnął go za ramię do tyłu i przykładając palec wskazujący do ust nakazał mu
cisze, a następnie wskazał na drogę. Syn
Posejdona spojrzał w tamtą stronę i zobaczył czerwone Ferrari stojące na
uboczu. Opierając się o drzwi auta stał jakiś młodzieniec palący papierosa.
Ubrany był w czarną skurzaną kurtkę, podkoszulek z logiem zespołu Metallica i
ciemne dżinsy. Widać było, że na kogoś czeka. Po chwili rzucił niedopałek na
ziemie i przygniótł butem. Nagle zza drzew wyszedł drugi mężczyzna w podobnym
wieku do tego od Ferrari. Wymienili ostre spojrzenia i poczęli gniewnie
rozmawiać. Zaczęli się kłócić i po chwili krzyki zamieniły się w ostrą bójkę.
— Teraz mamy okazje — szepnął
Nico.
— Co…? — odrzekł głośniej nic nie
rozumiejąc Percy.
— Ciszej! — syknął syn Hadesa. — Chodź!
Chłopak
pociągnął Percy’ego za rękę i cicho podbiegł do samochodu. Wsiadł razem synem Posejdona do niego i od razu zobaczył,
że kluczyki pozostawiono w stacyjce. Zadowolony Nico przekręcił je i od razu
ruszył. Ryk silnika zwrócił uwagę bijących się mężczyzn i w lusterku samochodu
syn Hadesa zauważył krzyczącego za nimi właściciela pojazdu. Po chwili
jednak odjechali na tyle daleko, że
chłopak był tylko małym punkcikiem.
— Zaraz. My właśnie ukradliśmy
samochód? — Percy spojrzał na Nica z
dezaprobatą.
— Pożyczyliśmy — stwierdził Nico.
— No ale nie zamierzamy go oddać —
stwierdził Percy.
— No raczej. Jak pożyczasz od kogoś chusteczkę do nosa to
po zużyciu mu oddajesz?
— To nie to samo — burknął
niezadowolony Percy.
— To dokładnie to samo. Jeśli Cię
to uspokoi to ten chłopak też raczej nie pozyskał tego auta w uczciwy sposób.
Wystarczyło na niego popatrzeć, żeby stwierdzić, że nie jest zbytnio dobrym
człowiekiem…
Percy zmarszczył brwi.
— Może masz i racje — podsumował,
próbując uspokoić swoje sumienie.
Percy ze zdziwieniem zauważył, że
kontakty między nim, a Nickiem stały się bardziej przyjacielskie. W sumie
cieszył się, że może z nim normalnie porozmawiać. Pamiętał go jako zamkniętego
w sobie chłopaka, roztaczającego na około siebie mroczną aurę. Nie należy
jednak oceniać książki po okładce.
Syn Posejdona uśmiechnął się pod
nosem. Mimo jego paskudnego położenia, choć trochę zaczęło się układać. Ma cel
w życiu i jedynym co może mu przeszkodzić w osiągnięciu go jest śmierć.
***
Len powłócząc nogami szła za
chłopakami. Dotarli do granicy Obozu gdzie pożegnał ich Chejron życząc im
szczęścia, mimo że wcale nie wyglądał na zadowolonego z tej misji. Lenore nie
dziwiła się mu, bo sama nie była zachwycona myślą, że będzie musiała zabić
Percy’ego Jacksona - swoją pierwszą miłość. To uczucie już dawno minęło jednak
pozostało coś z szacunku do jego osoby. Zawsze go podziwiała. Nawet teraz gdy
sprzeciwił się bogom cicho się z nim zgadzała.
Spojrzała na swych towarzyszy.
Tony jak zwykle wesoły, z „suchym” i mało
śmiesznym poczuciem humoru, myślący, że zjadł wszystkie rozumy. Len uśmiechnęła
się czule, patrząc na chłopaka. Wiedziała, że jak chce to jest bardzo
przebiegły i wręcz okrutny. Sprawiało jej to ból, ale powzięła sobie za cel
próbę naprawienia jego charakteru. Anthony nie był wcale taki zły. Owszem był
arogancki i mściwy, ale dziewczyna sądziła, że uda się jej to w nim zmienić.
Widziała jednak na treningach, że był bardzo pracowity i towarzyski. Nie
brakowało mu również odwagi i wytrwałości. Jeśliby tylko wyzbył się tych swoich
złych cech to byłby całkiem dobrym herosem…
Skierowała swój wzrok na Iana i
wzdrygnęła się. Tego chłopaka już nic nie naprawi. Był zdemoralizowany w
zupełności. Przemoc zawładnęła nim do końca. Len wiedziała dobrze jaki był
niebezpieczny. Na chwile łzy napłynęły jej do oczu, jednak szybko się powstrzymała.
Jeśli będzie się nad sobą użalać nie przetrwa tej wyprawy. Jeśli ktoś ma zginąć
to Len nie chciała żeby był to Percy, czy choćby Nico, którego i tak mało
znała. Chciała żeby to był Ian. Nienawidziła go z całego serca. Chłopak był
przystojny, spokojny i wytwarzał wokół siebie aurę mroku i tajemnicy.
Dziewczyny ciągnęły do niego, lecz nie wiedziały, że w tym spokojnym,
interesującym mężczyźnie kryje się bestia. Okrutność, egoizm i podłość
osiągnęły w nim apogeum. Len potrafiła czuć do niego jedynie wstręt.
Wyszli poza granicę. Po paru
minutach dotarli do drogi. Nie jechało nic czym mogli by ruszyć w dalszą podróż,
więc Tony zadzwonił po taksówkę. Chwilę przysiedli na trawię.
— Jak myślicie w którą stronę
ruszyli? — spytał Tony, przerywając milczenie.
— Ostatnie informacje jakie o
nich dostaliśmy to ich atak na łowczynie w Houston. Artemida zaprzecza temu
wydarzeniu, jednak wszyscy wiedzą, że to dlatego, aby zatuszować swoją
nieudolność — odparł spokojnie Ian.
— Podobno ruszyli w stronę Denver
z tego co jeszcze powiedział mi na odchodnym Chejron — dopowiedziała Len.
Tony skinął głową.
W tym momencie przyjechała
taksówka, która zatrzymała się na uboczu. Kierowca otworzył okno i wychylił
głowę.
— To wy zamawialiście taksówkę? —
spytał.
— I owszem — odparł arogancko
Tony.
Herosi
wsiedli do taksówki. Ian usiadł z przodu, natomiast Lenore i Anthony wepchnęli
się do tyłu.
—
Dokąd? — spytał taksówkarz.
— Do
Denver — odrzekł Ian i wepchnął kierowcy sporą sumę pieniędzy w łapę wiedząc,
że ten będzie zaraz kręcił nosem, że za taką trasę bierze z góry.
Taksówkarz
przeliczył pieniądze, wydał synowi Aresa resztę i ruszył powoli we wskazanym
kierunku.