Muzyka

sobota, 27 grudnia 2014

Rozdział 17

Witajcie! Oto mój wielki powrót... 
Po pierwsze przepraszam, że tak długo. Obiecuje, że teraz postaram się nie robić dwumiesięcznych przerw pomiędzy i tak krótkimi rozdziałami. Co z tego wyjdzie? Zobaczymy. Jak na razie wielkimi krokami zbliżają się egzaminy gimnazjalne...
Po drugie wybaczcie zaległości na waszych blogach. Powoli je nadrabiam i ciesze się z tego, bo wasze blogi są naprawdę wyjątkowe. Uwielbiam je i przykro mi, że tak zaniedbałam czytanie ich. :c
Po trzecie nowy rozdział ( fanfary jest nowy rozdział!) był pisany na telefonie z powodu awarii komputera. Nienawidzę pisać na telefonie, ale obiecałam, że coś wstawię w tym okresie. Jak wyszło, tak wyszło. Dość krótko, mało ciekawie, niezbyt dobrze stylowo. Nie jestem zadowolona z tego rozdziału. Chyba na powrót muszę się wdrożyć w tę historię... Nie bijcie, starałam się.
W każdym razie zapraszam. 
Miłego czytania!

Percy i Nico weszli w głąb mieszkania Rosemary. Kobieta zaprosiła ich do salonu. Było to obszerne pomieszczenie, ładnie umeblowane, ale mało przytulne. Jeśli chodziło o kolory to dominowała tu głównie czerń i biel.  Chłopcy usiedli na kanapie z obiciami wykonanymi z ciemnej skóry.
Dziewczyna znikła na moment w pomieszczeniu obok. Przez tę chwilę Percy zdążył się rozglądnąć. Lewa część salonu wypełniona została nowoczesnymi szafkami i szafeczkami, stojącymi przy ścianie, którą całkowicie zakrywały. Z drugiej zaś strony była pustka. Znajdowało się tam jedynie duże okno, które zasłonięte zostało czarną roletą. Źródła światła dostarczała lampa,  o okrągłym, papierowym kloszu, wisząca przy suficie.  Na środku salonu stał duży masywny stół, a po jego dwóch stronach stała kanapa i dwa fotele.
Rosemary wyszła z kuchni. Przyniosła tacę na której stały trzy filiżanki z herbatą. Postawiła je na hebanowym stole ustawionym tuż przed kanapą, na której rozsiedli się chłopcy. Następnie sama zajęła miejsce na fotelu.
— Częstujcie się — kobieta wskazała ręką na herbatę.
Nico chwycił ostrożnie jedną filiżankę i przysunął w swoją stronę masywną cukiernicę. Wsypał sobie pięć łyżeczek cukru i zamieszkał herbatę łyżeczką, którą Rosemary umieściła na talerzyku przy filiżance.
— Widzę, że nic się nie zmieniłeś — zaśmiała się kobieta, wpatrując się w kopczaste łyżeczki cukru znikające w napoju.
Nico uśmiechnął się krzywo.
Po chwili również Percy i Rosemary popijali herbatę.
— A więc po co przybywacie, mój drogi Nico? — spytała w końcu dziewczyna.
— Potrzebujemy byś opowiedziała nam swoją historię.
Dziewczyna skrzywiła się.
— Przecież ją znasz. Po co mam ją opowiadać Ci jeszcze raz? Może chcesz zrobić z mojego życia sensacje przed swoim kolegą? Wiesz, że to wszystko jest dla mnie bardzo bolesne — wyszeptała z wyrzutem dziewczyna.
Nico westchnął.
— Rose, przecież mnie znasz. Nigdy nie chciałem dla ciebie źle. I tym razem nie mam zamiaru cię skrzywdzić, czy też śmiać się z ciebie. Tak właściwie to chce ci pomóc; zrobić coś o czym od zawsze marzyłaś — ostatnie zdanie chłopak wypowiedział szeptem i lekko pochylił się w stronę dziewczyny, która po jego wypowiedzi wyprostowała się jak struna.
— Ty chyba nie chcesz powiedzieć, że...
— Tak dokładnie to chce powiedzieć. Znalazłem sposób na pokonanie bogów. Teraz wszystko zależy od ciebie. Pomożesz nam Rosemary? Opowiesz nam swoją historię?
***
Troje półbogów wysiadło z auta. Kierowca taksówki odjechał z piskiem opon szukać następnych klientów.
Len lekko się przeciągnęła. Po tej długiej podróży samochodem zdrętwiały jej nogi.
Wylądowali w samym centrum miasta.
Herosi rozglądnęli się wokół. Tłumy ludzi śpieszących się nie wiadomo gdzie i nie wiadomo po co. Korki powodowane dość dużym ruchem. Pełno różnorakich świateł, odgłosów, zapachów będącymi bodźcami dla ludzi wciąż szukających jakiegoś pobudzenia. Typowe amerykańskie miasto. Teraz tylko musieli w nim w jakiś sposób znaleźć Nica i Percy'ego.
— Co robimy? — spytał lekko zagubiony Tony.
— Chyba czas poprosić rodziców o pomoc —stwierdził Ian, intensywnie wpatrując się w chłopaka.
Tony'ego nagle olśniło.
— A tak... Jasne! — chłopak zaczął się rozglądać. — Ale tu nie ma wody...
Ian skinął głową.
— To może ty Len? Poprosisz swoją mamusie, aby nam pomogła? — spytał z chytrym uśmieszkiem.
Len pobladła, a następnie poczerwieniała zagniewana.
— Ty...! Niedoczekanie twoje — warknęła, nie mogąc pohamować złości.
— Czyli nie chcesz nam pomóc w złapaniu zdrajców? — ciągnął temat Ian, widząc, że Tony przysłuchuje się rozmowie z zainteresowaniem. Być może to go jeszcze bardziej przekona o tym, że dziewczyna nie jest godna zaufania — pomyślał Ian.
— Ona chce wam pomóc choć być może sama tego nie wie — odparła kobieta o czarnych włosach.
— Hekate — szepnęła wściekle Lenore.
***
Brązowowłosa dziewczyna przechodziła się po obozie Łowczyń. Spoglądała na swe towarzyszki witając je nieznacznym skinieniem głowy. One odpowiadały tym samym bądź pomachały do niej ręką, a czasem po prostu się uśmiechnęły.
Dziewczyna już ze znużeniem wpatrywała się w te same twarze; to samo otoczenie. Miała już tego dość. Ciągłe pościgi, spanie w niewygodnych namiotach, narażanie się na przedwczesną śmierć... Na początku uważała, że zostanie Łowczynią to coś wspaniałego. Jakże się pomyliła! Teraz jednak nie wierzyła w żadną wartość tej organizacji. Wszystko okazało się jednym wielkim kłamstwem. Wszystkie prawa, zakazy nie miał zastosowania w praktyce. Jednak, co dziwne, dziewczyna tę obłudę popierała. Całym sercem. Zmarszczyła brwi i zacisnęła pięści dochodząc do głównej sprawczyni tego co się tutaj działo. Artemida i jej głupia przysięga! Gdyby nie te durne zakazy wszystkim żyło by się lepiej...
Z rozmyślań wyrwał ją krzyk dochodzący z lewej strony obozowiska. Odwróciła się i zobaczyła tłum towarzyszek biegnących w tamtą stronę. Nieznacznie zmarszczyła brwi. Zdjęła łuk z pleców  ruszyła za nimi. Pewnie znowu potwory - pomyślała.
Biegnąc mijała puste namioty. Musiało się stać coś bardzo poważnego skoro wszystkie Łowczynie pobiegły w tamtą stronę. Przyspieszyła i w tym momencie pędziła jak najszybciej mogła.
Dość prędko dotarła na miejsce. Rozglądnęła się wokół, ale nie dostrzegła zagrożenia. Zobaczyła za to tłum Łowczyń, które z widocznym zainteresowaniem coś obserwowały.
Dziewczyna podeszła do jednej, którą tak naprawdę znała tylko z imienia,  i spytała:
— Co się stało?
— Jedna z nas zdradziła.  Głupia ladacznica – warknęła w odpowiedzi, stając na palcach, aby wypatrzyć zdrajczynie.  
Dziewczynie strach ścisnął gardło. Przepchnęła się przez tłum Łowczyń i zobaczyła młodą kobietę. Leżała ona na ziemi, a wokoło zgromadził się tłum. Została spętana,  jej ubranie zostało potargane, odkrywając nagość w bardzo wstydliwy sposób. Widać, że była już torturowana. W wielu miejscach z jej ciała sączyła się krew. Była cała posiniaczona.  Jej rude włosy były w nieładzie, a jej oczy,  te śliczne zielone oczy przyglądały się światu z przerażeniem, a gdzieś tam w nich czaiło się szaleństwo, spowodowane wielogodzinnymi torturami. Jej wargi lekko drżały, a z kącika ust ciekła krew.  
— Tak oto kończą Ci, którzy nie dotrzymują przysięgi! — krzyknęła złowrogo Artemida.
Dziewczyna zauważyła wielki bat, który trzymała bogini. Artemida smagnęła nim rudowłosą, a ta krzyknęła z bólu. Kolejna piekąca rana...
— Myślę, że możemy to zakończyć. Łowczynie, które znalazły niewierną odpowiednie się nią zajęły. Jak widać... — bogini skinęła głową w podzięce w kierunku grupy dziewczyn stojących obok niej, a następnie zagwizdała. Chwile potem przybiegły dwa wielkie, białe wilki,  które zaczęły ocierać się o jej nogi. Ona pogłaskała je, a następnie patrząc z nienawiścią na rudowłosą powiedziała zimno:
— Brać ją!
Zwierzęta rzuciły się na kobietę wbijając swe ostre kły i rozszarpując jej skórę.
Brązowowłosa dziewczyna odwróciła głowę nie chcąc patrzeć na tą przeraźliwą śmierć. Słyszała jednak krzyk, przeraźliwy krzyk, który sprawiał, że jeżyły się włosy na głowie. Do oczu dziewczyny napłynęły upragnione łzy. W uszach cały czas brzmiał pisk kobiety, która w tym momencie nie mogła już wydać z siebie żadnego dźwięku. Po chwili zmusiła się by spojrzeć. Jęknęła gdy ujrzała zmasakrowane szczątki. Zasłoniła dłońmi oczy i przepchnęła się przez tłum. Biegła na oślep do swojego namiotu. Chciałaby zapomnieć to co widziała i słyszała. Było to jednak niemożliwe. Przymknęła oczy i od razu zobaczyła zakrwawione ciało swojej najlepszej przyjaciółki...
***
Artemida przechadzała się po swoim namiocie. Miała tysiąc myśli na minutę, a żadna nie była przyjemna. Usta wykrzywiła w grymasie gniewu, a brwi zmarszczyła w wyraźnym zamyśleniu .
—Powiedz mi moja droga jak to możliwe żeby tuż pod moim nosem jedna z Łowczyń randkowała z jakimś głupim śmiertelnikiem?!  — wybuchła w końcu.
— Nie mam pojęcia —  stwierdziła spokojnie dziewczyna.
—Jeszcze nikt mnie tak nie zlekceważył jak ona! Rozumiesz? Nikt! — bogini przewróciła krzesło próbując wyładować swoją wściekłość.
— A może to nie była jej wina...  Może ten chłopak ją zaczarował albo Afrodyta maczała a tym palce...  — stwierdziła Łowczyni tym samym sprowadzając boginie na ziemie.
Artemida przystanęła i popatrzyła na swoją towarzyszkę. W jednej chwili uleciał z niej gniew, a w oczach pojawiła się bezradność.  Przygarbiła się nieco i westchnęła.
—Nie pomyślałam o tym —  szepnęła. —  A jeśli masz racje? Jeśli zabiłam niewinną, wierną mi Łowczynie? Sama już nie wiem... Mam tyle problemów na głowie, że nie jestem w stanie logicznie myśleć...
Nagle ktoś zapukał w belkę przy namiocie.
—Wejść! —  rozkazała Artemida.
— Zlokalizowaliśmy Percy'ego Jacksona i Nica di Angelo. Są w Denver, na obrzeżach miasta.
Artemida uśmiechnęła się.
—Wreszcie jakieś pomyślne wieści! Dziękuje, możesz odejść — powiedziała do Łowczyni, która przyniosła jej informacje. Ta skłoniła się i wyszła.
—  Powiadom o tym inne Łowczynie — Artemida powiedziała do towarzyszki, której jeszcze przed chwilą się żaliła — Możesz odejść.  

Dziewczyna skłoniła się i wychodząc westchnęła tylko z ulgą. Nikt nie odkrył jej potajemnej miłości. Im dłużej Artemida o tym nie wie, tym ja dłużej pożyje – pomyślała będąc już na zewnątrz. 

środa, 24 grudnia 2014

Wesołych świąt!

Ile ozdób na choince,
ile kartek leży w skrzynce,
ile potraw jest na stole,
ile siana masz w stodole,
ile spadło w górach śniegu,
ile czasu spędzasz w biegu.
Tyle w święta miej radości,
dobra, ciepła i miłości.

Z okazji świąt Bożego Narodzenia chce wam życzyć wszystkiego najlepszego, zdrowia, szczęścia i dobrego spędzenia tego czasu w rodzinnym gronie. :) Niech Zbawiciel błogosławi wam i zagości w waszych sercach! Natomiast niewierzącym życzę przyjemnie spędzonego czasu wolnego.
Pochwalcie się co dostaliście pod choinkę. :D

WESOŁYCH ŚWIĄT!
Sheila.

sobota, 13 grudnia 2014

W oczekiwaniu na wschód

Ehhh... Miałam wstawić wczoraj, ale tak wyszło, że zasnęłam. O 19.15... Naprawdę byłam padnięta. Ale do rzeczy... To opowiadanie pisałam na polski. Nie wiem jak wyszło, ale z pewnością było lepsze, bo je nieco modyfikowałam, ale niestety mój drugi komputer postanowił się zepsuć dlatego mam jedynie początkową wersje. Końcówka pisana na telefonie z  powodu braku zdatnej do pisania klawiatury na działającym komputerze (sprzęt elektroniczny mnie nie lubi...). Mam jednak nadzieje, ze jest w miarę ok. Oczywiście to w ogóle nie dotyczy tematyki bloga, ale wstawiłam to, bo się napracowałam dość sporo pisząc to, a chciałabym poznać czyjąś opinie na temat tego opowiadanka.W każdym razie miłego czytania!

Pierwsze promienie wschodzącego słońca oświetlały jasno pagórek. Delikatny wiatr wprawiał w ruch zielone trawy i dzikie zboża, które wyglądały niczym falujące morze. Zwierzęta powoli zaczęły się budzić, wychodząc ze swoich kryjówek w poszukiwaniu śniadania. Wraz ze wschodem objawiało się życie. Dopiero teraz dzienny świat zaczął się budzić. Jednak był pewien wyjątek od reguły...
            Młoda dziewczyna, jeszcze nim zaczęło świtać, przysiadła na pagórku wpatrzona w miejsce ulokowane sześć metrów niżej. Jej czarne długie włosy powiewały lekko na wietrze, a turkusowe oczy  były półprzymknięte ze zmęczenia. Trwała jednak dzielnie.
            Dokładnie w parę minut po wzejściu słońca pod pagórek zaczął się schodzić mały oddział złożony z samych mężczyzn. Każdy z nich miał założoną na siebie zbroje Ō-yoroi, a w rękach trzymali katany. Samurajów było około trzydziestu. Po chwili dziewczyna usłyszała tętent kopyt. Już za chwilę zza osłony drzew na polane wyjechał dowódca oddziału. Przegalopował na swym białym koniu przed wojowników   i zsiadł ze zwierzęcia. Wyjął katanę i uniósł ją do góry tak, że zalśniła w blasku słońca. Odszedł kawałek od swego rumaka i ustawił się w pozycji bojowej. Żołnierze obserwując go, uczynili to samo. Zaczęły się ćwiczenia. Powoli wykonywali pozycje pokazane przez dowódcę. Widać było, że ci samurajowie są już  wykształconymi wojownikami. Wszystkie ruchy mieczem wykonywali płynnie i z klasą. Dziewczyna obserwując ich bardziej niż walkę widziała taniec. Każdy ich krok był niczym sunięcie po tafli lodu. Wszystko sprawiało wrażenie niesamowitej lekkości. To było coś pięknego.
            Po chwili przystąpili do walk w parach. Krążyli wokół siebie niczym dzikie bestie szukające dogodnego momentu do skoku. Już po chwili rozbrzmiał odgłos uderzającej o siebie stali.
            Dowódca również walczył. Wszystkie jego ruchy były przemyślane. Każdy krok był pewny,     a cięcie mieczem płynne i dokładne. Zabójcze. W jego sposobie walki było coś pradawnego. Dziewczyna z zafascynowaniem przyglądała się ruchom walczących. Łaknęła jeszcze więcej dynamizmu, aby walka stała się żywsza, pełniejsza. Po chwili jej pragnienie zostało spełnione. Dowódca niczym pantera rzucił się na żołnierza, który starał się mu nie ustępować. Po chwili inni samurajowie przerwali walkę, aby          z zainteresowaniem śledzić pojedynek, który każdy znający się na sztuce walki nazwałby pięknym. Dziewczyna wiedziała, że dowódca wygra. Widziała determinacje, ale i zmęczenie na twarzy drugiego żołnierza, który z każdym parowanym ciosem słabł. Natomiast dowódca był niewzruszony jak skała. Spokojny i cierpliwy, wypatrujący czułego punku przeciwnika. Paradoksalnie był również lekki jak piórko w swych ruchach. Nie spinał się, wszystko robił luźno, ale nie od niechcenia. Każde cięcie miecza było precyzyjne i dopracowane. Tworzyło to jego obraz jako świetnego wojownika. Dziewczyna zauważyła, że silniejszy dowódca męczy swego przeciwnika, który w pewnym momencie ledwo unosił miecz. Sprawnym ruchem doświadczony samuraj wytrącił broń z ręki osłabionego, mocno raniąc jego dłoń. Ten syknął z bólu, jednak po chwili uspokoił się i razem z dowódcą przystąpili do rytualnego pokłonu po walce.
Dziewczyna jeszcze przez moment obserwowała jak drugi wojownik beznamiętnie obwiązuje sobie dłoń szmatą, robiąc prowizoryczny opatrunek. Widziała spokój na jego twarzy, brak emocji. Samurajom nie wolno było okazywać bólu. Nie mogli również czuć strachu przed śmiercią. Mieli być gotowi do poświęcenia. Wpajano to od pierwszego dnia nauki. Musieli być twardzi i opanowani. Strach burzy spokój, a gdy nie ma spokoju nie ma też logicznego myślenia, a chłodna kalkulacja jest podstawą do bycia dobrym samurajem.
Po chwili dziewczyna usłyszała szelest trawy. Uczono ją stałej czujności, więc zawsze miała oczy i uszy szeroko otwarte. Odwróciła się i zobaczyła swojego nauczyciela.
Mitsuya był niskim, krępym starcem o przyjaznym uśmiechu. Ubrał się w granatowe kimono i przepasał się srebrnym, ozdobnym pasem. Swoimi zielonymi oczyma wnikliwie wpatrywał się w dziewczynę, która pod tym spojrzeniem lekko się zarumieniła. Nauczyciel podszedł do niej, a ona wstała i ukłoniła się na przywitanie. On również lekko skinął głową.
— Znów tu przyszłaś... —  rozpoczął rozmowę sensei z lekką przyganą w głosie.
— Jak zwykle. Lubię oglądać wschody słońca... —  odrzekła lekko speszona dziewczyna, wzruszając ramionami i odwracając swój wzrok.
Sensei zauważył zawstydzenie dziewczyny, więc postanowił na chwilę zmienić temat, aby rozluźnić atmosferę. Mężczyzna spojrzał więc w dal, ku pomarańczowemu niebu i odrzekł:
— To bardzo kształcące. Wiesz, że z każdym wschodem słońca...
— … zaczyna się nowy etap w naszym życiu — dokończyła dziewczyna, przerywając swojemu nauczycielowi i wywracając oczyma. Westchnęła i kontynuowała swoją wypowiedź — Tak wiem. Powtarzasz to ciągle Mitsuya-sensei.
 — Niektóre prawdy trzeba powtarzać, abyście wy młodzi je zapamiętali — starzec uśmiechnął się promiennie.
—  Jaka w tym prawda? Wschód zaczyna tylko jeden zwyczajny dzień —  mruknęła.
—  Są różne wchody i różne dni —  odparł rozbawiony sensei.
—  No i co to niby ma znaczyć? —  spytała lekko skołowana dziewczyna.
—  Na tym polega problem tego świata – wszystko jest zbyt realne. Ty jako samuraj powinnaś otworzyć umysł, a nie zamykać go rzeczywistością. Powinnaś patrzyć dalej, poza zwykłe granice — powiedział poważnie, widocznie niezadowolony z jej odpowiedzi.
— Wiem, ale chyba nie potrafię... — westchnęła smutno.
Nauczyciel skinął parę razy głową.
— Zastanów się nad wchodem. Jeśli zrozumiesz to daj mi znać — odparł, zachęcając ją do rozmyślań,
—  Oczywiście Mitsuya-sesei — stwierdziła dziewczyna, posyłając uśmiech w jego stronę.
—  A i jeszcze jedno Aiko – już o tym rozmawialiśmy, ale... — Mitsuya wskazał ręką w stronę trenujących.
—  Wiem, wiem. Ale chyba nie robię nic złego, przyglądając się mu, prawda? — szepnęła dziewczyna kątem okiem zerkając na mężczyzn.
— Robisz. Dekoncentrujesz się, stwarzasz więź z doczesnością. To może Cię zgubić... — westchnął zmartwiony nauczyciel.
—  Ale samurajowie przecież zakładają rodzinny... — próbowała się wytłumaczyć dziewczyna.
— Czyli ty próbujesz zostać jego żoną? —  sensei spojrzał figlarnie na dziewczynę.
—  Nie, nie! Chodziło mi tylko...
—  Rozumiem — przerwał jej spokojnie Mitsuya. — Pamiętaj jednak, że to twój dowódca. Powinnaś traktować go z szacunkiem i nie spoufalać się z nim. Poza tym Soichiro-sama jest od ciebie dużo starszy.
—  Zdaje sobie z tego sprawę. Mtisuya- sensei wiesz, że ja go po prostu podziwiam ze względu na jego umiejętności i żadne inne aspekty nie wchodzą w grę...
On patrzył na nią przez chwilę. Gdy ona myślała, że za chwilę usłyszy dość długie kazanie na temat swej nieodpowiedzialności, starzec uśmiechnął się jedynie tajemniczo i rzekł tylko:
— Pamiętaj o wchodzie...
Skinął głową na pożegnanie i zostawił oniemiałą dziewczynę samą. Ta przez chwile wpatrywała się
w jego plecy póki nie zniknął w gąszczu drzew. Dziewczyna tylko pokiwała głową nic nie rozumiejąc. Mitsuya zawsze ją zaskakiwał...
Aiko zmarszczyła brwi i odwróciła się w stronę ćwiczących. Tylko, że ich tam nie było. A jeśli ich tam nie było to znaczy, że wrócili do koszar. A jeśli wrócili do koszar... Dziewczyna zrobiła przerażoną minę
 i pędem rzuciła się w stronę lasu. Biegła ile miała sił w nogach, aby tylko zdążyć przed samurajami. Wiedziała bowiem, że karą za spóźnienie się jest pięćset pompek i zmywanie garów po prawie czterystu osobach. Nie były to jej ulubione czynności. Aiko w pędzie potknęła się o wystającą gałąź. Szybko jednak odzyskała równowagę i ruszyła dalej, aby tylko wejść na śniadanie na czas. Dziewczyna pomyślała, że takie poranne, rześkie powietrze idealnie nadaje się na taką rozgrzewkę. Uśmiechnęła się na tą myśl.
 Po chwili zza drzew zobaczyła koszary. Piękne, białe budynki o złotych, spadzistych dachach wspaniale się prezentowały. Dumnie powiewająca czerwona flaga z wizerunkiem lecącego smoka, świadczyła
o przynależności do jednej z czterech Rengō.
Podział tych grup został ustalony bardzo dawno temu. Przodkowie ustalili rozdzielenie poszczególnych rodowodów na cztery Smocze Koalicje: Niebieską, Białą, Czerwoną i Zieloną. Wzięły się one od żywiołów: wody, powietrza, ognia i ziemi. Oprócz tego była jeszcze piąta grupa – Złota. Było to oznaczenie cesarza i jego dworu. Jako piąta grupa reprezentowali ostatni Krąg Gorin-no Sho – Krąg Pustki. Wszystkie Rengō miały się uzupełniać. Niestety stało się inaczej. Nieraz zdarzały się wojny domowe przez chęć dominacji którejś z tych grup nad pozostałymi. Jednak od prawie trzystu lat ich ojczyzna nie zaznała wojny, a życie toczyło się spokojnie. Wszystko było w porządku, aż do ostatniego miesiąca, dopóki Wiatr nie zakłócił równowagi. Biała koalicja, reprezentująca Krąg Wiatru postanowiła przejąć władze w państwie zabijając cesarza i porywając jego dzieci. Ich plan udał się, jednak nie wzięli pod uwagę buntu innych Rengō. Nikt z Wietrznych wojowników nie zdołał zasiąść na tronie, gdyż dwie grupy wystąpiły przeciwko - Ognia i Ziemi. Czerwoni byli blisko z rodziną cesarską i zamordowanie władcy było dla nich niczym strata kogoś z grupy. Poprzysięgli więc zemstę na mordercy. Natomiast Zieloni byli strażnikami prawa. Królobójstwo było dla nich tak rażącą zbrodnią, że gdy tylko się dowiedzieli o tym strasznym czynie od razu wypowiedzieli wojnę Białym. Jedynie Niebiescy pozostali bezstronni.
Jutro ludzie z tych koszar mieli wyjechać, aby pomóc walczyć. Dziewczyna, wchodząc przez bramę, zaczęła rozmyślać nad wojną. Bała się, że zginie. Wiedziała, że nie powinna czuć lęku przed śmiercią, ale to było silniejsze od niej. Nie chciała ginąć. Bała się również śmierci jeszcze jednej, drogiej jej osoby. Nie przeżyłaby, gdyby coś mu się stało. Wolałaby raczej poświęcić siebie, niżby on miał cierpieć...
Nagle na kogoś wpadła. Zachwiała się i próbując zachować równowagę, cofnęła się o krok. Podniosła wzrok na poszkodowanego samuraja. Tym kimś był niejaki Soichiro-sama. Dziewczyna wybałuszyła oczy z przerażenia. Dowódca miał zmarszczone brwi i usta wykrzywione w grymasie niezadowolenia.
— Przepraszam  Soichiro-sama! Śpieszyłam się na śniadanie i dodatkowo zamyśliłam się. Proszę
 o wybaczenie —  zażenowana Aiko skłoniła się przed dowódcą.
Mina samuraja złagodniała, stał się jakby obojętny w stosunku do całej sytuacji. Dowódca odkłonił się
 z gracją i rzekł:
— Uważaj na przyszłość. Jako samuraj powinnaś zachowywać większą czujność. Gdyby nie wojna dostałabyś do robienia pięćset pompek codziennie przez najbliższy tydzień. Nie mam jednak czasu na zajmowanie się takimi bzdetami jak dopilnowywanie kar niezdarnej dziewczyny.
— Przepraszam Soichiro-sama. Dziękuje za twą łaskawość i obiecuje poprawę.
 Mężczyzna gestem dłoni wskazał by pierwsza weszła przez drzwi do jadalni. Dziewczyna jeszcze raz ukłoniła się i speszona prędziutko odbiegła, zajmując miejsce przy stole tuż obok swych przyjaciół.
Jadalnia była przestronnym pomieszczeniem. Znajdowały się tu trzy duże stoły, przy których mieściło się około czterysta osób. Na przeciwko wejścia, po drugiej stronie stał jeszcze jeden długi stół, przy którym siadali nauczyciele, dowódcy i inne ważne osobistości. W centralnym punkcie swe miejsce miał Soichiro-sama. Dziewczyna przez chwile przyglądała się mu. 
Nagle zielonooka dziewczyna o ciemnobrązowych, prawie czarnych włosach, której na imię było Juri, trąciła Aiko, aby się do niej odwróciła i spytała szeptem:
— O czym tam gawędziłaś ze swoim Soichiro-sama?
— Niechcący na niego wpadłam. Powiedz mi czemu ja zawsze muszę przed nim wychodzić na jakąś głupią? — przygnębiona Aiko zasłoniła twarz dłońmi . Dopiero po krótkiej chwili dodała —  Poza tym Soichiro nie jest mój.
Juri zaśmiała się dźwięcznie.
— Jeszcze nie jest twój — poprawiła przyjaciółkę.
Tym razem to na twarz Aiko wpłynął uśmiech.
— Oj przestań. Wiesz, że ja go po prostu bardzo cenie i to tyle. Naprawdę.
— Oczywiście — powiedziała poważnie Juri, ale jej mina wyraźnie wskazywała na to, że myśli w ogóle co innego.
Dziewczyna puściła jeszcze oczko do Aiko i odwróciła się do Kiyoshi.
—  Wiesz, że Aiko ma chłopaka? — powiedziała cicho do chłopaka.
— Że co proszę?! —  Kiyoshi o mało się nie zakrztusił. — Kto był tak zdesperowany?
 Aiko zgromiła chłopaka wzrokiem.
—  Nasz drogi dowódca — powiedziała Juri, bawiąc się swoimi włosami.
—  Aaa... No tak. Ale ten to już od dawna...
—  Możecie przestać?! To nie jest śmieszne! —  warknęła czerwona ze złości Aiko, uderzając ręką
o stół.
Dwójka pozostałych samurajów na chwile zamilkła, zaskoczona reakcją koleżanki.
— Nie denerwuj się. Wiesz, że my tylko żartujemy. Przepraszam jeśli Cię uraziłam —  Juri ukłoniła się delikatnie w stronę koleżanki.
— I mi wybacz nietakt —  dodał Kiyoshi, również się ukłoniwszy.
Aiko machnęła ręką i lekko się zarumieniła, zawstydzona nagłym wybuchem gniewu.
— To mi wybaczcie, bo nie powinnam się złościć. Wiem, że nie mieliście nic złego na myśli. Po prostu denerwuję się jutrem —  dziewczyna odkłoniła się swoim przyjaciołom.
Nagle usłyszeli gong oznajmiający, że wszyscy są już w jadalni. Rozmowy ucichły. Dowódca podniósł się ze swojego miejsca. Wszyscy skupili na nim swój wzrok.
— Witam was tego pięknego dnia —  zaczął powoli przemowę. —  Jak wiecie jutro ruszamy, aby wspomóc naszych na wojnie. Dlatego też dzisiaj wszystkie zajęcia są odwołane. Macie czas dla siebie. Powinniście się przygotować do drogi co oznacza spakowanie się i skompletowanie uzbrojenia. Proszę tego nie zbagatelizować! Oprócz tego macie możliwość indywidualnego treningu. Oczywiście jak ktoś chce może również spędzić czas w gronie przyjaciół. To już zależy od waszych potrzeb... Z mojej strony to tyle. Możemy zacząć śniadanie.
Dowódca usiadł i już po chwili wszyscy wrócili do wcześniejszych rozmów.

— Twój kochany jak zwykle głodny... —  stwierdziła złośliwie Juri, zapominając o wcześniejszych przeprosinach, co doprowadzało Aiko do szewskiej pasji.
— To może teraz pogadamy o twoim chłopaku? —  spytała niewinnie dziewczyna.
Juri zbladła.
—  Może jednak nie — mruknęła wystraszona.
—  Juri ma chłopaka? —  ciągnął temat z wyraźną ciekawością Kiyoshi, zajadając się przy tym dango.
— Nie mam —  odparła szybko dziewczyna.
—  Jeszcze —  dodała Aiko wskazując na nią pałeczką do ryżu.
—  Skończmy temat —  mruknęła niezadowolona Juri.
— A może Kiyoshi chciałby się dowiedzieć kto...
— Dość! — powiedziała dziewczyna, tym razem podnosząc głos.
Aiko przybrała triumfalny wyraz twarzy.
— A widzisz jak to jest?
— Ale ty mówisz o mężczyźnie, którego kocham... —  stwierdziła Juri
—  Ty też. To znaczy... — Aiko zasłoniła dłonią usta.
— Słyszałeś Kiyoshi? Przyznała się! —  Tym razem Juri uśmiechnęła się zwycięsko.
—  Słyszałem, słyszałem. Nie musiała mi tego mówić, bo to było od dawna widać. Wiesz, zawsze się na niego wpatruje na jadalni...
—  Na treningach... —  dodała Juri.
— Podczas pokazowych walk...
— Podczas apeli...
—  Czy wy myślicie, że ja was nie słyszę? — mruknęła Aiko, wkładając sobie do ust porcje ryżu.
—  Ależ zdajemy sobie z tego sprawę — powiedział poważnie chłopak.
—  I dzięki temu jest jeszcze bardziej zabawnie —  zaśmiała się Juri.
Aiko prychnęła.
— Świetnie. Ja chyba podziękuje za śniadanie i zamówię sobie całodzienny indywidualny trening...
— Ze swoim Soichiro? —  dopytała Juri, przybierając niewinny wyraz twarzy.
— Zamilcz na wieki! —  Aiko mimo zdenerwowanie na przyjaciółkę nie umiała się nie śmiać z jej docinek. —  Ale tak naprawę to powinnam już iść, bo muszę przygotować sobie miecz.
Juri i Kiyoshi skinęli na zgodę głowami.
Aiko dolała do miski zielonej herbaty i dopiła, pozostałą na dnie resztkę ryżu. Następnie dziewczyna podniosła się z miejsca, ukłoniła się w stronę przyjaciół i stołu nauczycielskiego, a następnie wyszła
z jadalni.
Powietrze na zewnątrz nadal było rześkie. Aiko spojrzała na niebo i, przymknąwszy oczy, zwróciła twarz ku słońcu. Przez chwile rozkoszowała się naturalnym ciepłem bijącym od gwiazdy.
Po chwili ruszyła przez dziedziniec do budynku mieszkalnego. Szybko przeszła przez drzwi i wąski korytarz, aby dojść do swojego pokoju.
Jej osobiste lokum było małe, acz przytulne. Ściany pomalowane zostały na biało, a podłogę wykonano
 z bambusa. W rogu stało łóżko, a przed nim znajdowała się szafa. Po drugiej stronie ustawione zostało niewielkie biurko i biblioteczka. Pomiędzy łóżkiem, a biurkiem było okno. Oprócz tych mebli w pokoju porozwieszano różne ozdoby i pamiątki. Nad biurkiem umieszczony został czerwony pas
z wyhaftowanym złotym smokiem. Ponad ramą drzwi powieszono ozdobną szable.
Aiko weszła do pokoju i przysiadła na moment na łóżku. Przez moment zbierała myśli, a po chwili wstała i zaczęła się pakować. Otwarła szafę i wyciągnęła duży worek. Zaczęła wybierać najwygodniejsze ubrania. Po krótkiej chwili namysłu zdecydowała się na trzy jedwabne, czerwone kimona i jedno pomarańczowe, parę spodni hakama, trzy kamizelki kamishimo oraz japonki. Dodatkowo zabrała pięć jedwabnych pasów. Przez chwile, zamyślona, wpatrywała się w spakowane rzeczy. Wróciwszy do rzeczywistości, z głębi swojej szafy wyjęła skrywany od dawna tessen. Wachlarz ten wysłała jej matka, na siedemnaste urodziny, czyli prawie rok temu. Aiko traktowała go jak skarb, ponieważ był bardzo wartościowy. Rodzice musieli bardzo jej zaufać, gdyż ofiarowany przedmiot był własnością ich przodków. Aiko schowała tessen do worka, a następnie związała pakunek sznurkiem.
Chwile potem wstała i wyciągnęła z szafy elementy zbroi, które zaczęła zakładać, okrywając nimi całe ciało. Po chwili miała na sobie całą Ō-yoroi. 
Później wyjęła z szafy katanę i krótki miecz wakizashi. Przysiadła na łóżku i wyciągnęła broń z pochew,
a następnie poczęła ją ostrzyć specjalnym kamieniem.
Nagle usłyszała pukanie.
— Proszę!
 Do pokoju weszła Juri.
— Nie przeszkadzam?— spytała.
— Nie, ależ skąd! Wchodź! — powiedziała Aiko, przesuwając kamieniem po ostrzu.
Dziewczyna przymknęła drzwi i podeszła do biurka, wysuwając spod niego mały taboret. Siadła na nim
 i przez chwile, w milczeniu, przypatrywała się pracy przyjaciółki.
— Masz do mnie jakąś sprawę? — spytała Aiko.
—  Tak — odpowiedziała cicho Juri.— Chciałam cię prosić być nie mówiła Kiyoshi, że on mi się podoba.
Aiko przerwała prace i spojrzała na koleżankę.
—  Nie miałam takiego zamiaru.
— O mało tego dzisiaj nie zrobiłaś...
— Wybacz mi. Nie chciałam, żeby tak to wyszło.
— Wiem, ale proszę Cię na przyszłość. On by mnie nie pokochał, a ja nie chce cierpieć...
Dziwne bywają zrządzenia losu. Nagle zza uchylonych drzwi wyszedł złotooki brunet, który najwyraźniej też miał sprawę do młodej samuraj, mieszkającej w tym pokoju. Juri zauważając go, momentalnie się skurczyła i odwróciła wzrok. Aiko nie wiedziała przez chwile co robić. Widziała szok na twarzy chłopaka.
— Ja chciałem porozmawiać z Aiko i niechcący podsłuchałem waszą rozmowę. To nie moja wina —  powiedział szeptem, próbując się wytłumaczyć.
Nastała bardzo nieprzyjemna chwila ciszy.
— No i co teraz? —  zapytała, dopiero po upływie parunastu sekund, Juri, hamując napływające do jej oczu łzy. —  Nie będziesz mnie już lubił? To też nie moja wina, że się w tobie zakochałam!
Aiko przypatrywała się to jednemu to drugiemu.
—  Juri, czy możemy porozmawiać na samotności? —  spytał cicho Kiyoshi.
Dziewczyna zmarszczyła lekko czoło i, zastanowiwszy się przez moment, skinęła głową na znak zgody.
Juri, odchodząc, ukłoniła się jeszcze Aiko. To samo uczynił chłopak i po chwili odeszli, zamykając za sobą drzwi.
Dziewczyna. zostawszy sama, skończyła ostrzenie mieczy. Podeszła więc do szafy i wyciągnęła dwa Tantō, po których również zaczęła przejeżdżać kamieniem. Nie było z tym dużo roboty, więc po chwili ułożyła całą broń na blacie biurka. Do tych rzeczy dołożyła jeszcze kyūjutsu wraz ze strzałami.
Przypatrując się rynsztunkowi, wybrała katanę i wyszła na pole. Postanowiła bowiem chwile poćwiczyć. Ustawiwszy się, w pozycji bojowej poczęła wykonywać najróżniejsze pozycje. Ćwiczyła przez cały dzień opuszczając nawet obiad, gdyż na myśl zaczynały jej przychodzić coraz to czarniejsze scenariusze. Gdy tylko jeden z nich się pojawiał zaczynała trenować w taki sposób, aby mu zapobiec. Bała się bitwy tak bardzo, że nie była w stanie nad tym strachem zapanować...
Po parunastu godzinach ćwiczeń oczywiście z dłuższymi przerwami, gdyż nawet lepsi od niej nie byliby w stanie tyle wytrzymać z bronią w ręku, zauważyła, że ktoś jej się przygląda. Był to Mitsuya-sensei. Aiko przerwała trening. Otarła dłonią pot z czoła i ukłoniła się na przywitanie. Nauczyciel odkłonił się jej i rzekł:
 — Widzę, że trenujesz do bitwy —  stwierdził.

—  Tak Mitsuya-sensei —  szepnęła dziewczyna.
— Czyżbyś się bała? — dopytywał.
—  Wiem, że nie powinnam, ale tak – boje się —  wyznała cicho Aiko.
—  Odczuwasz strach przed śmiercią? —  spytał z troską sensei.
—   Tak, ale nie do końca przed swoją. Boje się o... —  dziewczyna przerwała swoją wypowiedź zaciskając usta w wąską linie.
— O Soichiro? —  nauczyciel dokończył wypowiedź dziewczyny, a ona niechętnie skinęła głową.
Mitshuya zamyślił się na chwile, lecz jego milczenie nie trwało długo.
— Soichiro to dobry dowódca i żołnierz. Myślę, że sobie spokojnie poradzi.— powiedział spokojnie i po chwili rozbawiony dodał — Poza tym wiesz na pewno, że miłość zawsze zwycięża...
— Z tym się zgodzę Mitsuya- sensei — odparła dziewczyna z delikatnym uśmiechem, kłaniając się mu.
— A więc przyznajesz, że go kochasz?
— Tak — westchnęła cicho.
— Biedna, więc jesteś w swym uczuciu.
— Wiem. On mnie nigdy nie dostrzeże, ale cieszę się, że czuje do niego miłość, bo to mimo wszystko piękne uczucie.
— Masz rację, ale pamiętaj, że może być też zgubne. We wszystkim trzeba zachować równowagę.
— Ja zachowuje.
— Wiem — sensei spojrzał na słońce. — Już pora na kolacje... Aiko czy mogę Cię o coś prosić?
—  Oczywiście sensei
— Uważaj na siebie. Nie podejmuj pochopnych decyzji. Na wojnie każdy błąd kosztuje czyjeś życie.
— Wiem — szepnęła Aiko. — Obiecuje uważać.
Mitsuya skinął głową, na znak, że przyjął przysięgę dziewczyny .
— Chodźmy na kolacje — powiedział starzec.
Aiko przejechała palcem po ostrzu zostawiając na nim parę kropel krwi, a następnie włożyła katanę do pochwy. Poszła do przebieralni przy placu treningowym, gdzie rozebrała się ze zbroi.  Postanowiła zostawić tu Ō-yoroi. Wybiegła z powrotem na plac, a następnie ruszyła za swoim nauczycielem w stronę jadalni. Zorientowała się, że wielogodzinny trening wzmógł uczucie głodu. Niezjedzenie obiadu dodatkowo wpływało na ciche burczenie w brzuchu dziewczyny.
Aiko weszła szybko do jadalni i skierowała się do swych przyjaciół. Zastanawiała się nad przebiegiem ich samotnej rozmowy. Cicho usiadła obok Juri mając nadzieje, że ta zaraz jej wszystko opowie. Zgodnie
z przewidywaniami Japonki, dziewczyna odwróciła się w jej kierunku i szepnęła do ucha:
— Mam chłopaka!
Aiko uśmiechnęła się szeroko.
— Gratuluje wam!
Kiyoshi skinął głową i rzekł poważnie:
— Jest czego.
Chłopak objął delikatnie Juri, która na ten czuły gest ślicznie się zarumieniła.
W tym momencie, patrząc na nich, Aiko strach chwycił za gardło. A jeśli któremuś z nich coś się stanie? Przecież zbliża się wojna.
Rozmyślania dziewczyny przerwał gong. Wszyscy umilkli na moment, bo dowódca wstał ze swego miejsca.
— Jutro każdy ma mieć osiodłanego konia nim jeszcze wzejdzie słońce. Proszę byście byli w pełnym uzbrojeniu. Jeśli chodzi o podział na mniejsze oddziały to będziemy jechać po trzydzieści ludzi
w każdym. Zostaniecie pogrupowani według wieku. Najmłodsi samurajowie czyli Ci co mają już szesnaście wiosen na karku będą szli w środku potem w kolejności po obu  stronach siedemnastolatkowie wraz z tymi którzy ukończyli lat osiemnaście i tak dalej i tak dalej... Na początku i na końcu będą szli najbardziej doświadczeni. Czy to jasne?
— Hai! — odpowiedziała chórem grupa samurajów.
Dowódca siadł, a ludzie znów zaczęli rozmawiać. Aiko wzięła zupę, którą zjadła bardzo szybko. Zjadła jeszcze porcję ryżu, a następnie czekało na nią danie zwane tempura. Aby dopełnić ichiju-sansai zjadła jeszcze aemono.
Po tak sytej kolacji miała ochotę się położyć. Była zmęczona całodziennym treningiem. Dodatkowo i tak nie miała z kim porozmawiać,bo z tego co widziała w trakcie posiłku to Juri i Kiyoshi byli całkowicie zajęci sobą.
Aiko wstała od stołu ukłoniła się swoim przyjaciołom i nauczycielom na pożegnanie, a następnie wyszła udając się przebieralni gdzie zostawiła zbroje. Szybko zebrała tam poszczególne elementy  Ō-yoroi,
a później ruszyła w stronę swego pokoju.
Gdy tylko tam się znalazła, odłożyła katanę na biurko, a zbroje do szafy. Popatrzyła tęsknie na łóżko jednak po chwili stwierdziła, że chce jeszcze pożegnać się z tym miejscem, gdyż nie miała pewności, że tu wróci. Odwróciła się więc na pięcie i wyszła z pokoju.
Przeszła wąskim korytarzem i wyszła na dziedziniec.
Popatrzyła na wszystkie zabudowania wokół. Wyszła właśnie z budynku mieszkalnego, a po drugiej stronie od niego był budynek, w którym od ośmiu lat miała zajęcia i jadła posiłki. Tuż obok niego, jakby w rogu znajdowały się właściwe koszary, plac treningowy i skład broni. W centralnym punkcie,  ulokowany był mały pałac, w którym mieszkał dowódca i nauczyciele. Dokładnie naprzeciw niego, po drugiej stronie dziedzińca, stały wrota. Całość otoczona została grubym murem.
Aiko przeszła szybko przez plac i wyszła bramą, a następnie skierowała się dróżką do jej ulubionego pagórka.  Przechodząc przez las podeszła do miejsca, w którym rosła dzika wiśnia. Dziewczyna pamiętała jakie było jej zdziwienie gdy pierwszy raz zobaczyła drzewo. W środku zielonego lasu, cała obrośnięta różowymi kwiatuszkami wiśnia robiła ogromne wrażenie. Wyglądało to szczególnie pięknie przy zachodzie słońca gdy promienie przedzierające się przez gęstwinę docierały do tego samotnego drzewka. Obraz ten był wprost magiczny.
Dziewczyna przedzierała się dalej przez krzaki i pomiędzy gałęziami młodych drzew. Dotarła do małej rzeczki, w której od parunastu lat, w lecie ochładzała się. Przykucnęła przy niej i włożyła doń dłoń, pozwalając by zimna woda obmyła jej ją. Aiko westchnęła, patrząc w tafle strumienia. Zagryzła dolną wargę i zamknęła na chwile oczy, a gdy je otworzyła uroniła łzę, w której zamieszczony był cały strach Aiko, wszystkie obawy dotyczące wojny, śmierci.
Wyjęła dłoń ze strumienia i, otrzepawszy ją, wstała i ruszyła dalej. Przeszła przez zniszczoną, starą kładkę ,a następnie dalej przez las.
W czasie drogi dziewczyna zaczęła rozmyślać nad swoją życiową sytuacją. Wiedziała, że już jutro wyrusza na wojnę i nie ma żadnej pewności, że z niej wróci. Zdawała sobie też sprawę, że również jej przyjaciołom grozi niebezpieczeństwo. Bała się, że może któreś z nich stracić. To byłoby straszne szczególnie gdy udało im się zostać parą. Aiko uśmiechnęła się na te myśl. Cieszyła się z ich szczęścia, ale odkryła w tym wszystkim nieco goryczki. Wiedziała, że teraz to oni dla siebie będą najważniejsi
 i przez ostatni dzień przed bitwą będą potrzebowali siebie i ona nie ma prawa się do tego wtrącać. Dodatkowo zdała sobie sprawę, że ona jeszcze nigdy nie miała kogoś takiego z kim mogłaby stworzyć związek, a później rodzinę. Aiko posmutniała gdyż na myśl od razu przyszedł jej Soichiro. Wiedziała, że nigdy w życiu nie miałaby u niego szans. Była w końcu tylko o dwadzieścia lat młodszą i tysiąc razy głupszą od niego dziewczyną. On za to był dowódcą, miał pod sobą trzystu ludzi i był człowiekiem cenionym w ich Rengō, jak i w całym kraju. Dodatkowo ludzie lubili go, mimo że bywał nieraz oschły
 i dość władczy. Miał też drugą stronę swojej osobowości. Z tego co widziała Aiko, z ludźmi równymi sobie, żartował i śmiał się. Nie robił tego zbyt często z oddziałem gdyż bał się stracić autorytet. Pozwalał sobie na to jedynie, w kręgu w którym uczył, a Aiko nie należała do niego. Pech chciał że trafiła na innego senseia. Nie miała, więc większego pola manewru, aby z nim nawet zamienić słowo.
 Zdarzyła się taka sytuacja jedynie raz przy indywidualnym treningu. Soichiro miał wtedy bardzo dobry humor i to właściwie od tego czasu dziewczyna zaczęła coś do niego czuć. Była wtedy bardzo osłabiona, bo  właśnie wyleczyła się z długotrwałej choroby. Właściwie dlatego też miała dodatkowe zajęcia. Musiała bowiem nadrobić to z czego została zwolniona. To był jej pierwszy trening z mieczem, po dość długiej przerwie. Do dzisiejszego dnia pamiętała z jaką frustracjom podnosiła miecz, aby wykonać kolejne nie wychodzące jej ćwiczenie. Była na to zbyt słaba, zbyt wyczerpana. Nie zapomniała również łez przygnębienia i upokorzenia, kiedy nie była w stanie sprostać najprostszym ćwiczeniom. Bała się zobaczyć pogardę w oczach zupełnie obcego człowieka jakim był dla niej Soichiro, więc usiadła na ziemi i zasłoniła twarz dłońmi. Spodziewała się, że zaraz wypomni jej to jaka jest słaba w sensie fizycznym, jak i mentalnym, ale on zrobił kompletnie coś innego. Podszedłszy do niej, przykucnął i położył swą dłoń na jej ramieniu. Ona drgnęła lekko ze zdziwienia i, poniósłszy na niego wzrok, zobaczyła delikatny uśmiech,
a w jego granatowych oczach zrozumienie. Potem usłyszała od Soichiro słowa, które pamiętała do dziś. Jedwabistym głosem rzekł bowiem: „ Gdyby istniał doskonały człowiek nie miał by on się czym chwalić, jego życie byłoby proste i nieskalane pracą. Nikt nie jest idealny, a dzięki temu gdy upadamy tworzymy sobie drogę do wzniesienia się. Im niżej upadniemy, tym trudniejsza droga, ale gdy już ją pokonamy będziemy mieli z tego wielką satysfakcje.” Po tych słowach pomógł jej wstać i podał jej do ręki miecz. Ćwiczył z nią bardzo solidnie, ale nie tak aby się przeforsowała. Dodatkowo w trakcie zajęć stwierdził, że radzi sobie całkiem nieźle jak na tak długi czas bez treningów. Dodał też, że i jemu przydarzyła się podobna sytuacja i wie jak ciężko to nadrobić. Ogółem rzecz biorąc to w czasie tych zajęć okazał jej tak dużo zrozumienia, że dziewczyna była wręcz zdumiona taką empatią z jego strony. Dodatkowo jego słowa pobudziły ja do działania i przypominając je sobie na każdym treningu indywidualnym zdołała nadrobić zaległości.
Aiko doszła do pagórka. Podszedłszy do krawędzi, usiadła i patrzyła na zachodzące słońce. Wiatr rozwiewał jej włosy i ochładzał ciało po leśnym spacerze. Dziewczyna wdychała powietrze, wyczuwając zapach zbóż i ziół, który ją uspokajał. Delikatnie przygładziła trawę rosnącą wokół niej. Położyła się na ziemi i zamknęła oczy. Wsłuchała się w szum wiatru, szelest liści w lesie. Uśmiechnęła się. Czuła tutaj spokój. Jakby wszystkie problemy na chwile od niej odeszły. Jednak wiedziała, że to nie będzie trwać wiecznie. Otworzyła oczy i spojrzała w bezchmurne niebo. Zauważyła klucz ptaków gdzieś podróżujących. Dziewczyna stwierdzała ,że chciałaby być taka jak one. Mieć skrzydła i po prostu odlecieć. Zostawić za sobą wojnę i uciec. Wiedziała, że nie może tego jednak zrobić. Musi zostać
z przyjaciółmi, z Soichiro.
Aiko wstała i cicho westchnęła. Obiegła wzrokiem cały krajobraz rozciągający się z tego pagórka. Była tam powiem wielka równina porośnięta jedynie trawą. Z tego miejsca dziewczyna widziała również góry. Zachodzące słońce pięknie się z tym wszystkim komponowało. Całość zapierała dech w piersiach.
Aiko odwróciła się i ruszyła w stronę bramy, gdyż wiedziała, że niedługo ją zamkną. Tym razem drogę przez las przebiegła truchtem w linii prostej, nie zatrzymując się. W stosunkowo krótkim czasie pokonała tę trasę. Weszła przez bramę i udała się do budynku mieszkalnego.
Zabierając ze swego pokoju pidżamę i rzeczy niezbędne do mycia, poszła do łazienki i wzięła szybki prysznic.
Następnie praktycznie od razu położyła się do łóżka i dość szybko zmorzył ją sen. Wiedziała bowiem, że musi być wypoczęta na drogę, która ją jutro czeka...

***
 Następnego dnia Aiko obudziła się słysząc odgłos gongu. Dziewczyna przeciągnęła się i podniosła się, przecierając oczy. Ziewnęła głośno i tęsknie spojrzała na swoje łóżko. Wiedziała jednak, że dzisiaj nie może pozwolić sobie na dosypianie. Otwarła szafę i szybko ubrała się w czerwone kimono zdobione pomarańczowymi kwiatami oraz przepasała się szerokim pasem. Ubrała japonki
i, wziąwszy odpowiednie kosmetyki, poszła się umyć.
Skończywszy, wykonaną szybko poranną toaletę, uczesała się jeszcze i pobiegła na śniadanie. Wybiegła na dziedziniec i z rozkoszą chłonęła rześkie, poranne powietrze. Było jeszcze ciemno.
Szybkim krokiem doszła do jadalni i podeszła na swoje miejsce, ukłonem witając swoich, już przybyłych, przyjaciół. Odkłonili jej się i Aiko usiadła obok Juri.
Dziewczyna zauważyła, że jej przyjaciółka jest wpatrzona w Kiyoshi jak w obrazek. Chłopak również nie mógł się oderwać od Juri. Aiko bawił ten widok.
— Witajcie gołąbeczki — odparła figlarnie, zwracając na siebie ich uwagę.
— Cześć —  odparł Kiyoshi.
—  Czy ja wyglądam na ptaka? — spytała w tym samym czasie Juri.
—  Oj będziesz miał z niż ciężkie życie Kiyoshi —  powiedziała Aiko, przewracając oczyma.
—  Dla niego jestem miła i grzeczna. Prawda? — powiedziała dziewczyna, zwracając się w stronę chłopaka.
— Czasem Ci się zdarzy... —  odparł samuraj szczerząc zęby w uśmiechu.
 Aiko parsknęła śmiechem widząc zbulwersowaną odpowiedzią chłopaka Juri.
— Grabisz sobie grabisz —  powiedziała do swojego ukochanego, udając obrazę.
—  Oj, Juri. Przecież wiesz, że Cię kocham — odparł ze skruchą.
—  Wiem, ale to nie oznacza, że możesz sobie tak pozwalać. Należy mi się szacunek! —  odparła, śmiejąc się, Juri.
Gong przerwał ich rozmowę.
Soichiro wstał i rozpoczął treścią informacji na temat organizacji dnia.
— Witajcie! Przed podróżą zjemy krótkie śniadanie, a następnie osiodłamy konie i ruszymy. Będziemy jechać około dziesięciu godzin, aby połączyć się z paroma innymi oddziałami. Na jutrzejszy poranek zaplanowana jest bitwa, ponieważ zbliżają się wojownicy wiatru. Naszym zadaniem jest ochronić ten teren przed nimi. Następnie, wraz zresztą wojska, ruszymy do głównego członu armii. To tyle. Smacznego!
Dowódca usiadł, a ludzi zaczęli nakładać sobie jedzenie. Aiko wzięła sobie pięć rożnych potraw,
w których obowiązkowo znalazł się ryż i zupa. Pochłonęła to jak najszybciej, ponieważ chciała uniknąć tłoku w stajniach.
Po posiłku zerwała się z miejsca i pobiegła po swoje rzeczy do pokoju. Szybko ubrała się w zbroje. Zabrała ze sobą całą broń i tobołek ze spakowanymi ubraniami.
Chwilę później znalazła się w stajniach będących tuż za placem treningowym. Podeszła do swojego konia. Zwierzę miało kare umaszczenie i białą łatę ciągnącą się wzdłuż pyska. Aiko osiodłała go szybko
i przywiązała swój tobołek oraz namiot, który zabrała z przechowalni tuż przy stajni. Następnie wsiadła na konia i wyjechała ze stajni.
— Widzisz Shuzo? Jedziemy na wojnę —  powiedziała do zwierzęcia, klepiąc je lekko po szyi.   
Ludzie powoli zaczynali wyjeżdżać z stajni. Dowódca grupował wojowników według wcześniejszych ustaleń. Aiko stała w rzędzie wraz z Juri i Kiyoshi.
Gdy odział był gotowy, ruszyli. Wyjechali za bramę zostawiając w koszarach starszych nauczycieli. Mitsuya skłonił się lekko na pożegnanie w stronę Aiko, nim zniknęła za bramą. Dziewczyna również skinęła głową i uśmiechnęła się do niego lekko. Następnie zwróciła swą twarz ku przodowi.
Jechali dość szybko. Spowolniały ich jedynie wozy z zapasami.
Aiko wiedziała, że będą musieli przejechać przesmykiem biegnącym pomiędzy górami. To długa droga, ale przyjemna. Dziewczyna lubiła jeździć konno, szczególnie poza granicami koszar, gdyż czuła się swobodnie. Od parunastu lat prawie cały czas siedziała w obrębie miejsca, w którym trenowała, aby stać się samurajem i zaczęło to ją powoli nudzić, więc dlatego każda podróż była jakąś odmianą w jej dość monotonnym życiu.
Na razie jechali przez las, jednak już po paru minutach ich oczom ukazała się wielka, trawiasta równina, którą mieli podróżować aż do przesmyku.
Aiko spojrzała na swoich przyjaciół. Oboje byli zamyśleni i dość spięci. Dziewczyna posłała delikatny uśmiech w stronę Juri. Ta jedynie wykrzywiła kąciki ust tak, że wyglądało to bardziej jak grymas.
Aiko westchnęła. Wiedziała, że jej przyjaciółka się denerwuje. Nie mogli w końcu przewidzieć, jak skończy się bitwa i kto zginie. Świadomość tego, iż ktoś może zginąć, była przytłaczająca.
Myśli Japonki powędrowały do Soichiro. Widziała go z przodu kolumny, dumnie jadącego na swym białym koniu. Dziewczyna przypatrywał się mu z podziwem. Wydawało jej się, że on robi wszystko idealnie. Nawet teraz, podczas jazdy, miała wrażenie, że to on najlepiej prowadzi konia. Mimo dość szybkiego kłusa, był idealnie wyprostowany, a wbrew ciężkiej zbroi, na siodło opadał z zadziwiającą lekkością.
Aiko patrzyła na Soichiro, jak zaczarowana. Dopiero po chwili zorientowała się, że Juri przypatruje jej się z głupim uśmiechem na twarzy, wyraźnie powstrzymując wybuch śmiechu. Dziewczyna łypnęła na nią groźnie wzrokiem, a Juri podniosła tylko ręce w geście poddania. Oczywiście, robiąc to, o mało nie spadła z konia, tracąc równowagę, co z kolei bardzo rozbawiło Aiko. Juri pokazała śmiejącej się koleżance język i odwróciła się, udając obrazę. Aiko pokręciła jedynie głową i westchnęła.
Przez chwilę bezmyślnie jechała konno, nie zwracając na nic uwagi, ani nie zajmując się specjalnie głębszymi rozważaniami. Im większy dystans pokonywali to droga stawała się nudniejsza i żmudniejsza.
Aiko cieszyła się przynajmniej, że pogoda dopisała. Dzięki Słońcu, świecącemu jasno na bezchmurnym niebie oraz dzięki świszczącemu wiatrowi, nie było zbyt gorąco ani zbyt zimno.
— Boicie się bitwy? —  spytał nagle ni stąd, ni zowąd Kiyoshi.
— Oczywiście, że tak  — powiedziała Juri.
— Każdy się chyba boi — szepnęła Aiko.
— Nie chce żeby któraś z was zginęła — stwierdził cicho chłopak.
— Ja nie biorę innej możliwości pod uwagę. Musimy przeżyć — odparła jego dziewczyna.
— Jednak nie wiadomo, jak nasze losy się potoczą — dodała smutno Aiko. 
Po tych słowach nastała cisza. Trójka przyjaciół pogrążyła się we własnych myślach.
Dziewczyna spojrzała na swoich przyjaciół.
Juri była dziewczyną o średnim wzroście, dość szczupłą i raczej ładną, ale nie pięknością. Jej brązowe włosy ukryte były teraz pod metalowym hełmem, a zielone, wąskie oczy patrzyły się w da,l jakby szukając odpowiedzi na ciąg przyszłych wydarzeń. Wydane usta były mocno zaciśnięte – Juri zawsze tak robiła, jak się denerwowała. Aiko kochała ją jak siostrę. Ceniła jej poczucie humoru i optymizm, ale
w równym stopniu irytująca była nachalność, wścibskość i impulsywność przyjaciółki.
Aiko skierowała swój wzrok na Kiyoshi. Był przystojnym chłopakiem o bladej cerze i czarnych włosach, które wpadały mu do oczu. Muskuły oraz postawa sprawiały, że prezentował się bardzo dobrze. Czarne oczy dodawały mu tajemniczości, a kąciki ust zawsze uniesione do góry określały go jako kogoś sympatycznego. Ludzie lubili tego chłopaka. Aiko ceniła w nim opanowanie, stanowczość, ale również dość specyficzny humor.
Japonka stwierdziła, że jej przyjaciele doskonale się dopełniają. Stwierdziła również,  że życie bez nich nie miało by sensu. Tak na prawdę to od  dziesięciu lat była z nimi przez cały czas. To oni byli jej podporą w trudnych chwilach i śmiali się wraz z nią w tych lepszych. Każdego dnia odczuwała ich bliskość i była za nią wdzięczna. W tym momencie ich relacje były czymś więcej niż przyjaźń. Połączyła ich pewnego rodzaju więź braterska. Natomiast Juri i Kiyoshi byli parą, o której Aiko spokojnie mogła powiedzieć, że przetrwa bieg czasu i próby, które on przyniesie.
Aiko nie była w stanie myśleć o ich stracie. To byłoby zbyt bolesne.
Powoli docierali do przesmyku. Jadąc cały czas kłusem, dość szybko pokonywali drogę. Aiko nawet nie zaważyła tego, że przejechali już ponad połowę trasy.
Dotarli do przełęczy. Aiko po raz pierwszy miała okazje zobaczyć góry z tak bliska. Wydawały jej się piękne i ogromne. Natura wytworzyła coś czego człowiek nie byłby w stanie sam wykonać. Pięknie wyrzeźbione przez wiatr skały, wspaniale się prezentowały. Dziewczyna z podziwem przyglądała się jaskinią, których było tu pełno. Wjeżdżając do przełęczy czuła się jakby jechała pomiędzy dwoma wielkimi murami skalnymi. Spojrzała do góry, przyglądając się roślinności, która mimo wszelkich utrudnień zdołała wyrosnąć na prawie pionowej ścianie. Zadziwiające były, powyginane w różnoraki sposób, drzewa, które szukały miejsca aby zaczepić się korzeniami. Dziewczyna dostrzegła również kozicę, która bez przeszkód wędrowała po stromych graniach. Dodatkowego piękna temu miejscu nadawało oświetlenie Słońca, które powoli chyliło się ku zachodowi. Cała przestrzeń wokół prezentowała się magicznie.
Aiko zauważyła, że jej przyjaciele, jak i inni żołnierze, również przyglądają się krajobrazowi z podziwem.
Jednak fascynacja minęła już po pół godziny jazdy, gdyż podróż stawała się coraz bardziej męcząca i nużąca.
Przez prawie cały czas jechali w milczeniu, gdyż wystarczający raban robiły wozy oraz jadące kłusem konie. Poza tym przed, prawie dla wszystkich, pierwszą bitwą w życiu, nikt nie był zbytnio rozmowny. Każdy zajął się swoimi myślami, bądź też refleksjami.
Aiko natomiast, zmęczona podróżą, przymknęła oczy i poddała się jeździe. Nie mogła się doczekać, kiedy dojadą do obozu. Każda minuta jej się dłużyła, a mięśnie coraz bardziej piekły. Nie była przyzwyczajona do aż tak długiej konnej podróży. Pragnęła jak najszybciej stąpać po ziemi na własnych nogach.
Wiedziała jednak, że trasa staję się coraz krótsza i już niedługo będzie mogła odpocząć...
***
Dojechali do obozu i rozłożyli namioty. Nastał już wieczór, więc rozniecano ogniska, przy których w małych grupkach siadali żołnierze.
Aiko, Jui i Kiyoshi rozpalili własne. Przykucnęli przy nim i ogrzewali ręce w chłodną jesienną noc. Juri założyła kociołek, w którym gotowali swoją porcje ryżu.
Nałożyli sobie jedzenie na drewniane miski i szybko zjedli, gdyż długa podróż wzmogła ich poczucie głodu. 
Następnie zaparzyli tradycyjnej zielonej herbaty i już po chwili mogli cieszyć się gorącym naparem.
Aiko z lubością piła swoją porcje. Taka herbata działała kojąco na jej obolałe mięśnie.
Okazało się, że zejście z konia wcale nie pomogło, a tylko pogorszyło sprawę. Każdy ruch był bolesny. 
Nie tylko Aiko odczuwała w ten sposób podróż. Juri i Kiyoshi również wykrzywiali twarz w grymasie, kiedy musieli się ruszać z miejsca.
Byli już tak zmęczeni, że nawet nie podejmowali rozmowy. Każde z nich myślało tylko o tym, aby się położyć i zasnąć. Tak więc od razu po kolacji udali się na spoczynek.
Aiko weszła do swojego namiotu i praktycznie od razu się położyła. Dość szybko zapadła w głęboki sen.
 ***
Soichiro powolnym krokiem ruszył do namiotu wojskowego. Był już zmęczony podróżą i dodatkowo myślami, które przygniatały go psychicznie. Co prawda wiedział, że jutrzejsza bitwa będzie raczej wygrana przez armie ognia, ale... Nie miał takiej pewności.
Wojna zawsze ciągnęła za sobą ofiary. Soichiro bał się, że po walce zobaczy swój oddział zdziesiątkowany. W większości w składzie armii dowodzonej przez niego byli młodzi ludzie. Nie mieli żadnego doświadczenia. Mężczyzna nie okazywał tego, ale czuł się odpowiedzialny za każdego żołnierza. Na swój sposób każdego z nich doceniał, mimo że zachowywał dystans. Robił to ponieważ każdym zbytnim zbliżeniem mógł stracić szacunek. Lubił pomagać samurajom w ich problemach, ale bał się okazywania sympatii. Nie był surowym dowódcą, lecz wojownicy wiedzieli, że nie powinni próbować się z nim spoufalać, gdyż kończyło się to fiaskiem. Soichiro nie   miał w zamyśle tym pokazywać im swojej wyższości, bądź pogardy do nich. Nie chciał jedynie, by oni zauważali jego różne potknięcia. Nie znając go zbyt dobrze, nie mogli go też oceniać. Dzięki temu nie tracił ich szacunku.    
Oprócz zmartwień dotyczących wojska, miał też rodowe. Ojciec ostrzegał go, że na polu bitwy spotka wroga, który będzie pragnął zemsty. Soichiro znał historię konfliktu i wiedział, że ma się czego bać. Mściwy wojownik jest jednym z największych zagrożeń. Pragnienie krwi popycha go do walki. On, jako doświadczony samuraj, wiedział, kiedy należy być ostrożnym, a kiedy nie zwracać na daną rzecz uwagi. Ta sprawa zdecydowanie zaliczała się do tych pierwszych. Jeden głupi błąd może kosztować go życie...
Soichiro wszedł do dużego namiotu, na którego szczycie powiewała czerwona flaga ze złotym smokiem. Zobaczył, że dowódcy pozostałych pięciu oddziałów już są. Bitwą pokierować miał najstarszy z nich – Hikaru. Natomiast Soichiro, Junichi, Isao, Seiji mieli pełnić role doradców i ewentualnie koordynować działania poszczególnych oddziałów.
Mężczyzna podszedł do stołu, na którym rozłożona była mapa. Kawałkami czerwonych drewienek ukazano położenie armii ognia, a białymi wiatru.
Soichiro przyjrzał się dokładnie. Ich żołnierze ułożeni byli przy wyjściu z przełęczy dzięki czemu mieli lepszy widok na dolinę. Dodatkowo wschodzące Słońce będzie świecić nieprzyjaciołom w oczy co było kolejnym atutem. Poza tym  samurajowie znajdowali się w miejscu, które było wyższe niż poziom doliny. Dawało to możliwość konnicy do rozpędzenia się i przeprowadzenia skutecznego ataku.
Wiatr miał gorsze położenie terytorialne. Wojownicy usytuowani byli niżej, pod Słońce i nie mieli tak dobrego punktu obserwacji bitwy.
Soichiro skinął głową na znak, że zapoznał się z mapą i mogą zaczynać naradę.
***
Obudzono ich jeszcze gdy było ciemno.
 Aiko wstała i powoli założyła na sobie elementy zbroi. Wzięła daishō i małą sakiewkę do której schowała tessen, bukłak z wodą oraz bandaże i parę olejków leczniczych. Dodatkowo włożyła do skrytek w Ō-yoroi swoje dwa Tantō. Przez plecy przerzuciła kołczan i łuk, a następnie wyszła z namiotu.
Zobaczyła, że jej przyjaciele też już szykują się do bitwy. Widać było, że martwią się strasznie o siebie. Juri i Kiyoshi musieli ze sobą rozmawiać, bo Aiko zobaczyła, że wracali najprawdopodobniej ze spaceru po obozie. Dziewczyna ukłoniła się im, a następnie poszła osiodłać swego konia. Po chwili Shuzo był gotowy.
Nagle Juri podeszła i podała dziewczynie porcje ryżu z mięsem, którą mieli zjeść przed bitwą. Została ona przekazana im od głównego kuchmistrza, który odpowiadał za żywienie żołnierzy.  Dziewczyna pochłonęła szybko to co miała w misce, a następnie, wrzucając naczynie do namiotu, dosiadła konia
 i ruszyła w kierunku swojego oddziału.  
Tuż za nią kłusem jechali jej przyjaciele, którzy ustawili się w szeregu obok niej.
— Powodzenia — szepnęła do nich Aiko.
— Nawzajem — odparł cicho Kiyoshi.
— Nie ważcie się zginąć, bo będziecie mieli do czynienia ze mną! — podsumowała jedynie drżącym głosem Juri.
Usłyszeli gong.
Aiko zobaczyła Soichiro, który wskazuje, aby ich oddział ruszył. Spięła konia i powoli zaczęła się rozpędzać, aż do pełnego galopu. Patrzyła przed siebie i zobaczyła, zbliżających się do nich samurajów wiatru. Wyjęła katanę i po chwili wzięła zamach. Poczuła opór gdy jej miecz wbił się obcemu żołnierzowi w szyje, lecz dzięki sile rozpędu katana przeszła na drugą stronę, zostawiając biedaka bez głowy. Galopujący koń ciągnął za sobą martwego żołnierza, zostawiając krwawy ślad na trawie.
Aiko ruszyła dalej, w wir bitwy. Cięła, zasłaniała się, walczyła o przetrwanie. Krwawa rzeź wyzwalała
w człowieku najgorsze instynkty. Aiko chciała tylko wyjść żywo z całej jatki. Widziała trupy, po których po prostu przejeżdżała, słysząc głośny chrupot i torowała sobie drogę mieczem.
Było jej nie dobrze gdy widziała, że za jednym jej ruchem miecza, drugiemu człowiekowi odpadała urąbana kończyna lub gdy ktoś ranny wił się w agonii na ziemi, zazwyczaj dobijany przez galopujące konie. 
Po chwili, znalazłszy się w epicentrum walki, ruszyła na wolnego samuraja. Usłyszała odgłos metalu, gdy zablokował jej cios. Następnie ciął, lecz Aiko zdołała zasłonić się i przystąpić do szybkiego kontrataku. Raniła mężczyznę pod nieosłoniętą pachą, a ten wypuścił broń z ręki. Aiko nie myśląc wzięła zamach i poderżnęła chłopakowi gardło. Dopiero wtedy dziewczyna zorientowała się, że zabiła kogoś w podobnym wieku do niej i pozbawiła go szansy na spełnienie swoich marzeń. Przeżyła szok gdy spojrzała w jego rozszerzone oczy, bez życia. Przez chwilę zrobiło jej się słabo i była wściekła na siebie, że musi zabijać. Czuła się jak zwierzę. Była nic nie warta i pusta w środku. Po raz pierwszy w swym życiu patrzyła ofierze w twarz...
Nie mogła sobie pozwolić na dłuższe refleksje, bo w tym momencie zaatakował ją bardziej doświadczony samuraj. Zablokowała pierwsze natarcie, ale z następnymi było gorzej. Dziewczyna z trudem parowała jego ataki. Niestety w pewnym momencie popełniła błąd i mężczyzna ranił ją w brzuch, przebijając zbroje. Aiko krzyknęła ze zdziwienia i napływającej gwałtownej fali bólu. Mężczyzna podnosił miecz, by ją dobić, ale ktoś posłał strzałę w jego kierunku. Dziewczyna zobaczyła jej grot wychodzący z piersi mężczyzny. Oczy samuraja  gwałtownie się rozszerzyły, a on sam z jękiem upadł na ziemie. Przez chwile miał atak mocnych drgawek, a spomiędzy jego warg wydobywała się piana. Po chwili to ustało i z kącika ust pociekła mu strużka krwi.
Dziewczyna patrzyła na to z odrazą. Śmierć napawała ją obrzydzeniem. Wpajano jej, że umrzeć na polu bitwy to honor. Ona widziała tu jedynie dziesiątki trupów, które zostaną zapomniane, a ich zmaltretowane ciała czas pogrzebie w ziemi. Czuła się podle, przykładając rękę do tej rzezi...
Po chwili, ktoś następny na nią natarł. Tym razem był to człowiek z jej poziomu, więc walka była dość wyrównana. Wiedziała, że nie może popełnić błędu, szczególnie, że rana w brzuchu bardzo jej doskwierała. Udało jej się jednak zapanować nad sytuacją. Dodatkowym atutem było to, że niedaleko tego człowieka, walczyła jego znajoma, której on co jakiś czas się przyglądał. Niestety przez zwykłe zagapienie nie osłoniła się i zginęła. Wtedy on, będąc rozkojarzonym, opuścił broń, a Aiko wykorzystała okazje, raniąc go w brzuch i najprawdopodobniej przebijając żołądek. Uwolniony kwas spowodował natychmiastowy nokaut przeciwnika. Skurczył się on w siodle i z powodu niewyobrażalnego bólu zwymiotował. Koń nie wiedząc co się dzieje,zrzucił jeźdźca, który umarł, dławiąc się własnymi wymiocinami.
Aiko drgnęła, patrząc na mężczyznę, lecz nie wywołało to w niej szoku, tak jak przy pierwszej z ofiar. Czuła jedynie pustkę. Była przerażona, że zaczyna się przyzwyczajać do zbijania. Chciała płakać, lecz wiedziała, że nie może. Musi być silna. Tego ją uczono.
Spoglądając na leżącą w oddali znajomą swojej ofiary, przypomniała sobie o swych przyjaciołach.
Aiko odszukała wzrokiem Juri. Dziewczyna krwawiła z boku i ostatkiem sił osłaniała się przed o wiele lepszym samurajem. Japonka postanowiła pomóc przyjaciółce i galopując, zamachnęła się kataną
i z chrupotem odrąbała facetowi głowę. Odwracając się, zobaczyła jedynie wystający z szyi kręgosłup.
Cieszyła się, że udało jej się pomóc przyjaciółce, jednak miała następną ofiarę na sumieniu. Wiedziała, że nie może tego powstrzymać. Albo zginie wiatr, albo ogień. Stawka była zbyt wysoka. Aiko była szkolona, by być silną. Mimo trawiącego ją w środku bólu i targających nią wyrzutów sumienia, wzięła się w garść
i poddała się walce. Ze łzami w oczach spięła konia i pogalopowała dalej siekając mieczem gdzie popadnie, słysząc odgłos metalu, bądź nieprzyjemny chrupot, albo czując gładkie przejście miecza przez czyjąś skórę.
W wolnej sekundzie otarła pot z czoła i przez chwilę rozglądała się po okolicy szukając następnego wojownika, z którym będzie musiała walczyć...
 ***
Soichiro walczył zawzięcie z jednym z wrogich samurajów. Był bardzo dobrym wojownikiem, więc uporał się z nim dość szybko.
Jak na razie bitwa przebiegała w miarę dobrze. Ogień miał znaczną przewagę nad wiatrem. Wszystko szło zgodnie z planem...
W pewnym momencie Soichiro zobaczył samuraja, który intensywnie się w niego wpatrywał.  Wrogi wojownik ruszył powoli w jego kierunku i zatrzymał się parę metrów od niego.
— Witaj... Soichiro — odparł, wypowiadając to imię niczym coś paskudnego.
— Wiem kim jesteś — odpowiedział jedynie samuraj na te słowa powitania, marszcząc złowrogo brwi.
— Ah, tak? — wojownik prychnął z pogardą i udawanym zdziwieniem. — Wiesz też zapewne o moim dziadku.
— Wiem tylko tyle, że był miernym żołnierzem — Soichiro wzruszył ramionami, zachowując spokój.
— Był wyśmienitym wojownikiem — wycedził przez zęby ten drugi. — Za to nie był oszustem, tak jak twój.
— To boli, jak ktoś nie umie przyznać się do porażki – o wiele łatwiej zarzucać komuś, że był nieuczciwy, prawda? —  zaoponował samuraj ognia.
Soichiro miał już dość tej rozmowy. Jego przeciwnik najwidoczniej też, bo po słowach dowódcy czerwonych zaatakował.
Samuraj zdołał zablokować ciecie wojownika wiatru, a następnie zadać cios z prawej strony, które niestety zostało sparowane. Żołnierz natarł na Soichiro jeszcze szybciej, tnąc od góry, a następnie z boku,  jednak nie udało się mu ranić dowódcy, który zręcznie bronił się przed ciosami. Kontratak był szybki, ale również nieskuteczny. Obaj wojownicy byli na równym poziomie, więc walka była wyrównana. Wojownik wiatru był widocznie zawiedziony, że nie udało mu się pokonać dowódcy tak szybko jak się spodziewał. Zadał więc serie błyskawicznych ciosów. Cięcie z prawej. Z lewej. Z góry. Parokrotnie powtarzana sekwencja uderzeń przyniosła jednak mierne skutki, gdyż Soichiro za każdym razem stosował właściwą zasłonę. Teraz dowódca miał okazje wykazać się umiejętnościami, gdy przeciwnik zmęczył się. Dowódca,  jako wytrawny wojownik, od razu zauważył, że broń przeciwnika jest lekko opuszczona. Wojownik wiatru nie był jednak w stanie utrzymać miecza w dobrej pozycji, gdyż w ostatni atak włożył  zbyt dużo siły, a teraz czuł, że jego ramie omdlało, na skutek zadanych ciosów. Soichiro wykorzystał to, wprowadzając serie silnych cięć, z którymi samuraj poradził sobie, ale zmęczyły go jeszcze bardziej. Dodatkowo samuraj wiatru wycofywał się i widać, że tak naprawdę bronił się ostatkiem sił. Dowódca postanowił przystąpić do końcówki i wykończyć wroga.
Udałoby mu się to zapewne, gdyby nie to, że zauważył nagłe poruszenie się swojego oddziału. Spostrzegł wrogi oddział nacierający w miejscu, w którym nikt się ich nie spodziewał... Soichiro patrzył
 z przerażeniem, jak przeciwnicy biorą jego oddział w kleszcze.
Usłyszał gong sygnalizujący odwrót, a następnie poczuł ból prawego ramienia. Zagapił się  i wtedy przeciwnik zadał cios, przebijając się przez zbroję i dotkliwie raniąc jego rękę. Soichiro jęknął z bólu, ale udało mu się zablokować następny cios, który padł po chwili.
— Odwrót! — wydał rozkaz, krzycząc jak najgłośniej dał rade, ledwo zasłaniając się przed mieczem wojownika wiatru.
***
Aiko zauważyła zamieszanie w armii. Po chwili do jej uszu dotarł dźwięk gongu. Zdziwiła się, bo jeszcze przed chwilą ogień  miał przewagę nad siłami wiatru. Spróbowała zorientować się w sytuacji. Zamarła
 z przerażenia, widząc nacierającą wrogą armie z zupełnie niespodziewanego kierunku. Dotarło do niej,  że za chwile zostaną otoczeni.
— Odwrót! — usłyszała głos swego dowódcy.
Spięła konia i szykowała się do ucieczki. Spojrzała jednak jeszcze w kierunku z którego usłyszała głos Soichiro. Zamarła, gdy go zobaczyła. Przez chwilę nie wiedziała co robić. Spojrzała w stronę uciekających, a następnie znów na dowódcę. Postanowiła co zrobi. Zacisnęła usta i spięła konia. Następnie ruszyła, kompletnie nie myśląc co robi.
Jej dowódca był ranny w rękę i ledwo bronił się przed atakami. W pewnym momencie nie zdołał zablokować ciosu i przeciwnik przejechał mieczem po jego brzuchu, dość głęboko wbijając ostrze. Zorientowała się, że jeśli mu nie pomorze to on zginie. Nie miał szans wyjść z tego cało. Z przerażeniem przypatrywała się słabnącym blokom swojego mistrza, który resztkami sił utrzymywał się w siodle. Przeciwnik najwyraźniej również to zauważył...
Dojechała do mężczyzny w tym momencie,  w którym przeciwnik ranił jego konia. Rumak stanął dęba
 i zrzuciłby jeźdźca gdyby Aiko nie złapała za uzdę. Dziewczynie udało się przytrzymać zwierzę tak, że dowódca utrzymał się w siodle.
Następnie z zaskoczenia natarła na wojownika wiatru, który był zdziwiony niespodziewanym i nagłym ciosem zadanym przez dziewczynę. Tylko i wyłącznie dzięki temu, że Aiko lekko go ogłuszyła, trafiając dość mocno w hełm oraz zamieszaniu panującym wokół, udało się jej uzyskać parę chwil. Spostrzegła, że Soichiro zemdlał w  siodle z powodu wycieczenia. Dziewczyna w pośpiechu złapała konia za lejce
 i  poczęła go prowadzić w stronę przesmyku. Galopowała dość szybko, ale również kontrolowała, aby dowódca  nie wypadł z siodła.
W ciągu drogi zorientowała się, że nie ma szans na dotarcie do przesmyku. Została odcięta przez wrogą armię, bo zbyt długo zajęło jej ratowanie z opresji swojego dowódcy. Zaklęła siarczyście, obserwując rozproszoną na wszystkie strony armie ognia i nacierających żołnierzy wiatru. Nie mała zbyt wielkiego pola manewru. Wiedziała, że są marne szanse na ucieczkę, gdyż jest otoczona, a nie da rady przebić się do głównego członu wojska czerwonych. Zrozpaczona zaczęła rozglądać się na wszystkie strony
 i intensywnie myśląc, nagle znalazła miejsce, którego potrzebowała. Las. Był on co prawda ślepą uliczką, gdyż od jej krainy oddzielały ją góry, ale ten teren może zapewnić jej przeżycie. Choćby i na chwilę.
Dotarcie tam wydawało się dość proste, bo nikt z wiatru nie spodziewał się takiego posunięcia żołnierzy ognia. No bo po co uciekać do miejsca, z którego i tak nie ma ratunku?  
Odbiła więc w bok, kierując się ku zalesionemu terenowi. Manewrując pomiędzy żołnierzami, wjechała
 w las.
Liczyła, że nikt nie dostrzeże jej ucieczki, ale przeliczyła się. Nie minęła chwile, gdy usłyszała za sobą tętent kopyt. Odwróciła głowę i spojrzała za siebie. Dostrzegła oddział składający się z około dwudziestu wojowników. Przewodził im ten sam samuraj, który parę chwil temu walczył z Soichiro.
Dziewczyna zmarszczyła brwi, widząc go. Zdziwił ją i jednocześnie zaciekawił powód pościgu.
Aiko wiedziała, że w czasie bitwy przeciwnicy próbują pojmać dowódców, gdyż można ich potem wymieniać w zamian za innych jeńców. Jednak w ataku tego konkretnego samuraja miała wrażenie, że idzie o coś więcej. Był za bardzo zdesperowany, aby pojmać, bądź zabić Soichiro, by chodziło tylko
o zwykły wojskowy fortel.
Zaiste było to ciekawe, ale Aiko wiedziała, że ten odział to problem. Duży problem. No bo jak ona sama ma poradzić sobie z dwudziestką doświadczonych samurajów?
Dziewczyna zaczęła się zastanawiać jak pozbyć się ogona.
Na razie przywiązała lejce konia Soichiro do swojego siodła i zsunęła łuk z pleców. Wyjęła strzałę,
 z lubością dotykając piórek na jej końcu. Włożyła ją pomiędzy dwa palce i napięła cięciwę. Po chwili wypuściła grot, który ranił jednego z samurajów. Było to jednak tylko draśnięcie.
Dziewczyna wykrzywiła się z bólu, gdyż przy strzelaniu poczuła ranę znajdującą się na brzuchu. Wcześniej dzięki adrenalinie, nie skupiała się na niej, ale teraz doskwierała jej niemiłosiernie. Gdy prostowała się i ściągała do siebie łopatki przy wypuszczaniu kolejnej strzały, znów poczuła rozrywający ból. Przez to nie mogła dobrze wycelować i chybiła, trafiając w drzewo.
Wojownicy widocznie przypomnieli sobie, że też mają łuki, bo po chwili dziewczyna usłyszała świst strzał tuż obok niej. Poczęła jechać slalomem tak, aby być trudniejszym celem.
Nagle zobaczyła zbliżającą się do niej skalną ścianę. Skręciła więc, jadąc równolegle do niej. Postanowiła podjechać bliżej skał i poszukać jakiegoś miejsca, w którym ewentualnie mogłaby podjechać kawałek do góry. Nie znalazła takiego fragmentu, ale za to trafiła na jakąś małą przełęcz nie wiadomo dokąd prowadząca. Była ona pełna zakrętów i jaskiń. No właśnie. Jaskinie!
Aiko zaczął świtać pewien pomysł.  Przejechała kawałek krętą wąską ścieżką między skałami i za większym zakrętem zsiadła ze zwierzęcia i, wraz z Shuzo, koniem Soichiro i z mężczyzną, weszła do jaskini, która była położona bardzo nisko podłoża. Sprawiała wrażenie ciasnej, lecz gdy się do niej weszło od razu zauważało się przestrzeń tej groty. Potwierdzał to fakt, że zmieściły się tu dwa bojowe rumaki. Aiko przykucnęła tuż przy wyjściu. Zobaczyła kopyta galopujących koni. Wojownicy przejechali obok, nie zauważając, że się ukryła. Uśmiechnęła się do siebie zadowolona.
Dziewczyna policzyła do dwudziestu i cicho wyszła z końmi i Soichro na powierzchnie i jak najszybciej się dało wygalopowała z przesmyku, kierując się wzdłuż gór. Kalkulowała, że zyskała jakąś godzinę przewagi nad nieświadomymi jej ucieczki samurajami. Miała jednak pewność, że wkrótce ją wytropią, więc nie mogła zwlekać.
Jedyne co zrobiła to podbiegła do rannego Soichiro i w pośpiechu opatrzyła mu rany. Następnie i sobie przewiązała niedbale bandażem ranę na brzuchu, a następnie wsiadła na Shuzo i, chwytając za wodze zwierzęcia dowódcy, ruszyła.
Pędziła na swoim koniu, jak najdłużej się dało. Była zmęczona, ale wiedziała, że musi wytrwać. Czas nie miał znaczenia, gdyż z powodu utraty krwi i stresu Aiko zaczęła powoli tracić poczucie rzeczywistości. Tak więc galopowała tak, że sekundy zaczęły zlewać si w minuty, a minuty w godziny. Aiko, jadąc tak na złamanie karku, nie wiedziała wówczas, że później gdy będzie to wydarzenie wspominać nie będzie pamiętać nic związanego, a jedynie ból i zmęczenie, które towarzyszyły i doskwierały jej podczas wielogodzinnej monotonnej jazdy...

***  
Zatrzymała się dopiero gdy nastał zmrok. Nie mając siły, aby rozkładać namioty weszła do jaskini wprowadzając do niej również konie. Przysiadła przez chwile przy chłodnej ścianie, ciężko oddychając. Następnie wstała i na obolałych nogach podeszła do wierzchowca dowódcy i zdjęła z niego Soichiro, którego delikatnie ułożyła na ziemi. Zobaczyła na jego twarzy spokój. To dobry znak! Jej usta wykrzywiły się w półuśmiechu.
Powoli zaczęła zdejmować jego zbroje kawałek po kawałku, aż mężczyzna został w samych spodniach
 i mocno zakrwawionej kamizelce. Dziewczyna z lekkim wahaniem ściągnęła ją, ale tak aby nie uszkodzić bardziej ran, które zdążyły już zakrzepnąć.
Aiko przez chwilę patrzyła na rytmicznie unoszącą się umięśnioną klatkę piersiową mężczyzny. Delikatnie odwiązała bandaże, które założyła prowizorycznie przez szpary w zbroi. Spostrzegła dość dużą i głęboką ranę na brzuchu oraz na prawym ramieniu. Oprócz tego było kilka drobniejszych ranek
 i siniaków.
Dziewczyna podeszła do konia i wyjęła z pakunku uczepionego do siodła kilka buteleczek z różnymi płynami oraz mały kociołek. Wzięła jeszcze parę torebek ziół  i położyła wszystko oprócz naczynia obok mężczyzny.
Następnie poczęła się rozglądać za jakimś źródełkiem licząc, że takowe jest gdzieś może w tej jaskini. Poszła w głąb niej i faktycznie znalazła małą sadzawkę. Napełniła kociołek z wodą aż po brzegi i pobiegła do mężczyzny. Urwała kawałek materiału z jednej ze swoich czystych kamizelek, a następnie zaczęła przemywać rany Soichiro. Najpierw uczyniła to wodą i środkami dezynfekującymi, a dopiero potem olejkami. Na koniec zasmarowała je maścią.
Gdy to zrobiła okryła mężczyznę jego czerwoną peleryną, która stanowiła element zbroi.
Wstała i miała od niego odejść by sama się opatrzyć gdy nagle poczuła stalowy uścisk na swoim nadgarstku i gwałtowne szarpnięcie w tył. Dziewczyna z piskiem przewróciła się na tylną część ciała, dość boleśnie sobie ją tłukąc.
— Kim jesteś i gdzie ja jestem?! Chcę rozmawiać z twoim dowódcą! — rzekł gniewnie obudzony mężczyzna, który zdołał usiąść o własnych siłach.
Dziewczyna patrzyła na niego, nie rozumiejąc o co mu chodzi. Dopiero po chwili uświadomiła sobie kontekst wypowiedzi i to jak zabrzmiała w zaistniałej sytuacji. Nie mogła powstrzymać dziecinnego chichotku, który natychmiast ukryła pod maską poważnej miny.
— Właśnie z nim rozmawiasz Soichiro-sama —  opowiedziała tylko.
—  Ale... Jak to? —  mężczyzna zrobił zdziwioną minę i był wyraźnie zagubiony. —  Przecież ja walczyłem z Takeshi i... Ja powinienem nie żyć.
Postanowiłam cię uratować mój dowódco —  rzekła cicho dziewczyna. 
Soichiro patrzył na nią przez chwilę jakby z niedowierzaniem. Dopiero potem na jego twarz wpłynął gniewny grymas.
— Postanowiłaś mnie uratować?! Zabiłaś mój honor, głupia dziewucho! Powinienem był zginąć na tym polu bitwy —  wrzasnął na nią.
Dziewczyna przypatrywała się mu ze strachem i smutkiem.
—  Skoro tak uważasz — powiedziała tylko drżącym głosem. — W takim razie przepraszam, że cię uratowałam. Mam nadzieje, że wybaczysz mi ten nietakt.
Dopiero po wypowiedzeniu tych słów dotarło do niej, że zabrzmiało to niegrzecznie
— Tak się odzywasz do dowódcy?! Postaram się abyś została surowo ukarana jak wrócimy do koszar —   mruknął złowrogo.
— O ile wrócimy... Jesteśmy po drugiej stronie gór...
Mężczyzna zerwał się na nogi wściekły.
—  ŻE CO PROSZĘ?! —  tym razem krzyknął niemiłosiernie głośno. —  Jak mogłaś źle skręcić! Powinnaś jechać do przełęczy a nie w las!
Dziewczynie było słabo. Bolała ją głowa, a donośny głos dowódcy dźwięczał jej w uszach, co nie polepszało sprawy. Dziewczyna skrzywiła się i powiedziała coś na co wcale nie miała ochoty.
— Tylko, że tracąc cenne minuty ratowałam ciebie, a potem zorientowałam się, że za ten czas odcięli mi drogę odwrotu —  odparła patrząc mu w oczy.
Soichiro zrozumiał aluzję. Ratowała jego, a przez to teraz ona jest w niebezpieczeństwie. Zacisnął usta
 i zrozumiał, że zachował się jak kretyn. Przeklął się w myślach za swoje dziecinne zachowanie
— No i co zamierzasz zrobić? —  westchnął tylko już dużo spokojniej.
— W sumie to się jeszcze nad tym nie zastanawiałam, ale świta mi pewien pomysł...
Dziewczyna siedziała przez chwile w milczeniu, zastawiając się, czy jej plan się powiedzie. Zmarszczyła brwi i zacisnęła usta, usilnie myśląc nad każdym szczegółem...
— No jaki pomysł...? —  ponaglił ją po chwili Soichiro.
—  Na razie taki, że zrobię kolacje z zapasowego  prowiantu, który mam przy sobie i przy posiłku wszystko ci wyjaśnię Soichiro-sama, zgodzisz się?
Mężczyzna skinął głową.
— Niech będzie — powiedział, krzywiąc się.
Dziewczyna zaczęła przygotowywać posiłek. Powoli przywiesiła kociołek, a następnie wybiegła po cichu z jaskini, aby przynieść trochę chrustu.
W tym momencie Soichiro usiadł  i oparł się o ścianę.  Przymknął na chwilę oczy, wsłuchując się
w swój oddech. W sumie to nie wiedział co ma zrobić. Z jednej strony był wdzięczny dziewczynie, ale
z drugiej... Wiedział, że będzie postrzegany jako ktoś słaby w oczach innych dowódców. Uratowany przez zwykłego żołnierza... W dodatku przez młodą dziewczynę! Taki wstyd...
Nie miał w sumie nic do niej. Bał się jedynie, że może stracić autorytet w jej oczach i nie dość, że rozniesie się wieść o jego niechlubnej „ucieczce” z pola bitwy, to jeszcze ona dołoży swoje trzy grosze, rozpowiadając o tym jaki jest prywatnie. Nie chciał do tego dopuścić i miał zamiar trzymać się od niej na odległość. O tak! Będzie udawał, że jest obrażony za to, że go uratowała. Co z tego, że wyjdzie na świnie. Uchroni to co jeszcze zostało z jego zszarganej już pewnie opinii.
Mimo, że Soichiro podjął taką decyzję gdzieś w głębi serca czuł, że nie jest ona do końca dobra...
Dziewczyna przyniosła chrust, który zaraz podpaliła. Następnie zawiesiła kociołek i dosypała do niego ziół oraz przypraw i ryżu. Z zapasów jakie miała dodała trochę jarzyn i zaczęła gotować zupę, którą niedługo potem rozlała do dwóch dużych kubków.
Soichiro przypatrywał się jej. Długie czarne włosy zarzuciła do tyłu, tak by nie przeszkadzały jej
w gotowaniu. Jej turkusowe oczy wpatrzone były w garnek, z którego nalewała zupę. Usta miała zaciśnięte, a zmarszczone brwi oznaczać mogły, że się nad czymś głęboko zastanawia. Wstała i Soichiro stwierdził że jest dość wysoka i szczupła. Nagle jego uwagę przykuła czerwona plama widniejąca na brzuchu. Zauważył ją między elementami jej nieściągniętej zbroi.
Dziewczyna podała mu napar, a następnie siadła obok niego. Prawie haustem wypiła gorący napój
 i odłożyła kubek na ziemie. Korzystając z okazji, mężczyzna wstał i podniósł zdziwioną kobietę z ziemi.
— Czemu się nie opatrzyłaś? — sptał groźnie wskazując, na jej brzuch, a następnie, nie dając szans na usprawiedliwienie, dodał — Jesteś kompletnie nieodpowiedzialna!
Soichiro zaczął rozpinać jej zbroje delikatnie, kładąc poszczególne elementy na ziemi.
— Połóż się — odparł.
Aiko posłusznie położyło. Tak po prawdzie to była bardzo zadowolona z faktu, że on ma zamiar ją opatrzyć. Właściwie to podobał jej się ten pomysł. Bardzo...
Soichiro wziął pusty kociołek, umył go i napełnił wodą. Szybko podszedł do dziewczyny.  Zobaczył kawałek czystego materiału, który nie został pewnie wykorzystany, gdy to ona go opatrywała. W tym momencie zorientował się, że tak właściwie, to oprócz bandaży nic nie okrywa jego klatki piersiowej
 i pleców. Ku niezadowoleniu Aiko postanowił zmienić ten fakt, zakładając na siebie białą, jedwabną bluzkę schowaną w jednej z sakw przy siodle konia. Podszedł do dziewczyny, podwinął rękawy i zaczął przemywać jej ranę. Wyglądało to dość poważnie. Soichiro jak najdelikatniej umiał zdezynfekował miejsce po cięciu, a następnie namaścił olejkami i maścią. Nie umknął jego uwadze błogi uśmiech na ustach dziewczyny, przez co mimowolnie uniósł do góry. Dopiero po chwili zorientował się, że ona usnęła. Uśmiechnął się smutno i poparzył na nią. No właśnie... Nią. Nawet nie wiedział jak się nazywa ta dziewczyna. Odgarnął włosy z jej twarzy i pozwolił jej spać. Następnie zdjął siodła i pakunki z końskich grzbietów, tak by wierzchowce też mogły odpocząć. Następnie sam ułożył się do snu. Mimo, że prawie cały dzień leżał jak zabity na swoim koniu, to i tak czuł się zmęczony. Położył się przy dogasającym ognisku i praktycznie od razu pogrążył się w głębokim śnie bez snów.

Podróż zaczęli stosunkowo wcześnie. Już od paru dobrych godzin siedzieli w siodłach, jadąc jednostajnym kłusem. Przez całą drogę milczeli, nie za bardzo wiedząc, jak mają prowadzić rozmowę. Obydwoje czuli się dość niepewnie w tej sytuacji.
Aiko co jakiś czas zerkała na dowódcę. Siedział wyprostowany jakby połknął kija i patrzył na wprost,
w ogóle nie zwracając na nią uwagi. Dziewczyna westchnęła. Czego ona się w ogóle spodziewała? Że nagle zacznie z nią gawędzić niczym stary przyjaciel? Z ponurymi myślami zaczęła wypatrywać punktu, do którego zmierzali.
Właściwie wszystko zaczęło się od jej pomysłu. Gdy tylko się obudziła stwierdziła, że czas wyjaśnić Soichiro nad czym się zastanawiała.
Zaparzyła więc herbaty i spokojnie opowiedziała mu co się zdarzyło gdy on zemdlał z powodu odniesionych ran. Dopiero później przeszła do alternatywnego rozwiązania ich teraźniejszych kłopotów.
— Jak już mówiłam samuraj, który chciał cię zabić, wyruszył za nami w pogoń. Udało mi się zgubić
w małej przełęczy, ale sądzę, że nie na długo... Myślę, że ten samuraj czegoś od ciebie chciał...
Soichiro przytaknął a następnie odparł:
— Masz rację, ale wolałbym żebyś nie wiedziała o co chodzi. Sprawy rodowe.
Aiko skinęła głową na znak, że rozumie.
— Dobrze. W każdym razie... Jak wiesz mistrzu jesteśmy na terytorium wroga. Przez góry najszybsza
i najbezpieczniejsza trasa to przejście przez Smoczą Przełęcz. Niestety zostaliśmy odcięci, a szlaki tych wzniesień są nam nie znane. Jednak znam osobę, która mogłaby nam pomóc...
Soichiro lekko pochylił się w stronę dziewczyny z ciekawością, wsłuchując się w każde jej słowo.
— Dawno, dawno temu mój ojciec darował jednemu z wieśniaków życie. On mieszkał tu przy tych górach jednak należał do Ognia, a konkretnie do naszego rodu. Nie zapłacił właściwego podatku... Mój ojciec postanowił ulitować się jednak nad nim, ponieważ był to człowiek stary, niedołężny, ale bardzo mądry. Dodatkowo opiekował się synem swej zmarłej córki, której mąż zginął w walce z leśnymi zbójcami. Tata jako dobry dowódca uznał, że niemądrym posunięciem byłoby zabijanie kogoś takiego. Tak więc darował mu dług. Później okazało się, że starzec tak właściwie to nigdy do naszego rodu nie należał, a wywodzi się ze starszego klanu, znacznie potężniejszego. Ma powiązania z rodziną cesarką, ale nie chciał żyć wśród przepychu. Zapamiętał jednak ułaskawienie mojego ojca i sądzę, że będzie nam
w stanie pomóc, bo jeśli ktoś zna te góry to tyko on. Jako młody człowiek uwielbiał się tu wałęsać
 i sporządził rzetelne mapy szlaków. Nikomu ich jednak nie dał, a z powodu jego pochodzenie nikt nie nalegał. A teraz zamordowano jego krewnego, a w pewnym, sensie ma dług u mojego ojca... Nie wiem czy nam pomoże ale warto spróbować. Co o tym sądzisz Soichiro-sama?
Mężczyzna zamyślił się na chwilę, a następnie delikatnie skinął głową na znak zgody.
— Jak daleko stąd mieszka? — spytał.
— Około dnia jazdy, może nieco krócej — odparła dziewczyna.
— Dobrze — przytaknął mężczyzna i rzekł — Za pół godziny wyruszamy.
Aiko otrząsnęła się ze wspomnień dzisiejszego poranka, bo w tym momencie zza drzew ujrzała małą chatkę leżącą w małej kotlince, porośniętej trawą. Domek zbudowany był z drewna i architektonicznie przypominał budowle z ich rzeczywistości. Lekko pochyły dach unoszący się w górę na końcach, małe okienka. Wszystko bardzo typowe jeśli chodzi o budownictwo w ich kraju. Jednak widać było, że chatka jest urządzona raczej skromnie, ale już z takiej odległości sprawiał wrażenie przytulnego.
Soichiro i Aiko zatrzymali się na chwilę na wzgórzu. Z kominka unosił się dym, co oznaczało, ze na pewno ktoś jest. Przez chwilę wpatrywali się w dół, a po chwili zjechali tak, aby nie narobić hałasu.

Aiko popijała ciepłą herbatę w towarzystwie Soichiro i Yuichi.
Starzec okazał się bardzo miłym człowiekiem. Aiko cieszyła się, że zgodził się im pomóc. Upiła łyk  gorącego napoju. Cały czas w głowie odtwarzała ostatnią rozmowę z gospodarzem tego domku.
Dziewczyna pamiętała, że jak przekroczyła próg chatki to praktycznie od razu się w niej zakochała. Była urządzona skromnie, ale przytulnie i schludnie. Mebli było raczej mało. Znajdowały się tu jedynie stół,
a przy nim trzy krzesła, szafa oraz mała komódkę. Podłogę zakrywał czerwony dywan.  Na ścianach zaś wisiało paręnaście naprawdę pięknych pejzaży.
Mężczyzna poprosił, aby ona i Soichiro usiedli, a następnie poczęstował ich zupą. Podczas jedzenia wyjaśnili mu całą sytuacje dotyczącą ucieczki z bitwy oraz możliwej pogoni za nimi. Dopiero potem Aiko wspomniała o tym, że jest córką tego, który darował mu życie. Po stwierdzeniu tego faktu poprosiła go
o mapy szlaków górskich. 
Mężczyzna milczał przez cały czas wypowiedzi swoich gości. Gdy skończyli powiedział:
— Rozumiem waszą sytuację. Postaram się wam pomóc. Map nie chciałbym wam dawać, ale poproszę mojego wnuka, aby was przeprowadził. Już nie raz chodził przez te góry, poradzi sobie. Jednak jakby co dam mu mapy. Wybaczcie, że nie przekaże ich bezpośrednio wam, ale nie chcę, aby przed moja chatka za pół roku wędrowały tabuny ludzi. Cenie sobie spokój.
— Dziękujemy ci... — Aiko zmarszczyła brwi, bo uświadomiła się, że nie zna imienia starca.
— Yuichi. Na imię mam Yuichi — odparł z uśmiechem.
— A więc dziękujemy ci Yuichi-sama — Aiko skłoniła się lekko.
—  Ależ nie ma za co. Jednak musicie poczekać na wnuka, bo wyszedł powyciągać zwierzęta z sideł. Wróci gdzieś dopiero koło wieczora. Zostańcie u mnie na noc. Miejsca nie brak, a wygodniej spać
 w ciepłym domu niż na zimnych skałach...
Z chęcią przystali na jego propozycję, tak więc praktycznie resztę dnia, czyli koło dwóch godzin, przesiedzieli w małej chatce.
Teraz dochodził wieczór, a Słońce chyliło się ku zachodowi. Aiko upiła ostatni łyk herbaty i odłożyła kubek na stolę. Kątem oka spojrzała na Soichiro, który pogrążony był w jakiejś rozmowie z Yuichi dotyczącej układów politycznych. Aiko nie włączyła się do pogawędki, ponieważ nie orientowała się zbytnio w tym temacie. Oczywiście uczyła się tego na lekcjach w koszarach, ale nigdy specjalnie ją to nie interesowało.
Nagle ktoś otworzył drzwi, wpuszczając do pomieszczenia powietrze, które nocą było dość chłodne, zważając na porę roku.
Dziewczyna zobaczyła wchodzącego chłopaka, który mógł mieć najwyżej trzynaście lat. Ubrany był
w brązową kamizelkę, a na to zarzucone miał niczym nie przepasane, ciemnozielone kimono. Jego brązowe włosy były niesfornie ułożone, a w złotych oczach tańczyły radosne iskierki. Dzieciak uśmiechał się promiennie, dopóki nie zobaczył gości. Zauważając Aiko i Soichiro, przybrał zdziwiony wyraz twarzy. Dopiero po chwili ukłonił się na przywitanie. Aiko i Soichiro powtórzyli jego gest.
— Oto i jest mój wnuk Naoki! — odparł wesoło starzec. — Naoki poznaj Soichiro. Jest on dowódcą jednego z oddziałów Ognia. Ta dziewczyna to Aiko. Jest żołnierzem podległym Soichiro.
Chłopiec skinął parę razy głową.
— Nie często miewamy tu gości —  stwierdził tylko po chwili, a następnie dodał —  Po co przybyliście?
— Przyszli z prośbą o przeprowadzenie przez góry. Zaproponowałem Ciebie jako przewodnika — rzekł wyjaśniając, Yuichi.
Chłopak wyszczerzył zęby w uśmiechu.
—  Widzę, że ten pomysł przypadł ci do gustu? —  zaśmiał się Yuichi.
Dzieciak pokiwał energicznie głową.
— Przynajmniej będzie ciekawiej — rzekł zadowolony.
Aiko od razu polubiła Naoki. Wydawał jej się taki szczery i pełen energii. Tak, zdecydowanie ten chłopiec przypadł jej do gustu.
Dzieciak położył torbę, którą miał przewieszoną na ramieniu, obok szafy, a następnie podbiegł do stołu
i usiadł przy Aiko.
—  Umiesz walczyć na miecze? —  spytał nagle.
Dziewczyna uśmiechnęła się.
— Oczywiście, że tak — odparła.
— A nauczysz mnie? —  popatrzył na nią błagalnie swoimi wielkimi oczami.
— Chyba mamy na to za mało czasu — odrzekła rozbawiona.
— Szkoda —  stwierdził wyraźnie zawiedziony. —  Ale za to  umiem posługiwać się bardzo dobrze sztyletem, wiesz Aiko-sama?
Dziewczyna parsknęła śmiechem.
— Jakie tam Aiko-sama. Mów do mnie po prostu po imieniu Naoki.
— Jeśli tego sobie życzysz — chłopiec wzruszył ramionami. — Chcesz żebym ci pokazał jak walczę?
—  Naoki daj już dzisiaj spokój! — powiedział jego dziadek. — Goście są zmęczeni. Na pewno chętnie położą się spać.
— Nic się nie dzieje. Niech chłopak pokaże co potrafi — odparł Soichiro z szerokim uśmiechem.
 Dziewczyna aż drgnęła na ten widok, bo ucieszyło ją to, że mężczyzna ma lepszy humor. W końcu przez całą drogę do chaty jechał naburmuszony i jakby obrażony. Dziewczyna nie wiedziała czym zawiniła, ale wolała nawet nie pytać...
Chłopiec wstał i dobył sztyletu, który włożony miał za skórzany pasek od spodni. Po chwili zaczął nim całkiem zręcznie wymachiwać, jak na trzynastolatka. Ba! Posługiwał się nożem świetnie. Aiko przeszła przez głowę myśl, że nawet lepiej niż niektórzy żołnierze. Zdała sobie jednak sprawę, że przecież to ten chłopiec musiał bronić już niedołężnego dziadka, zdobywać pożywienie, wyprawiać się w góry. Życie go nauczyło posługiwania się bronią...
Soichiro również był pod wrażeniem pokazu. Zaklaskał w dłonie co sprawiło, że chłopiec uśmiechnął się promiennie.
Po jakichś dziesięciu minutach przerzucania sztyletu z ręki do ręki, pokazywania różnych pchnięć
 i sztuczek, dzieciak zakończył pokaz, kłaniając się.
Aiko i Soichiro bili przez chwile brawo, ku uciesze Naoki.
Chwile później Yuichi wysłał dzieciaka do łóżka. Aiko i Soichiro również postanowili się ułożyć spać. Gospodarz przyniósł im koce i poduszki, aby ułożyli się w głównym pomieszczeniu, a później sam udał się do małego lokum, gdzie spał wspólnie z Naoki.
Po chwili Aiko i Soichiro ułożyli się na ziemi, oczywiście po dwóch oddzielnych częściach pokoju. Oboje byli zmęczeni, gdyż spędzili przecież pół dnia w siodle. Chwile później i on, i ona pogrążyli się w śnie,
 a cisze panującą w pomieszczeniu przerywały jedynie ich ciche oddechy...

Wyruszyli o świcie. Osiodłali konie i przywiązali do siodeł pakunki. Od Yuichi dostali nieco prowiantu na podróż przez góry.
Naoki wziął kucyka, aby ich wędrówka przebiegła szybciej.
— Uważaj na siebie — odrzekł dziadek, mocno przytulając dzieciaka, nim zdążył wyruszyć. 
— Będę ostrożny — obiecał Naoki.
Starzec skinął głową, a następnie zwrócił się do gości:
— Życzę wam bezpiecznej drogi.
— Dziękujemy Yuichi. Jesteśmy ci wdzięczni, że mogliśmy u ciebie przenocować i za pomoc jakiej nam udzieliłeś — powiedział Soichiro.
— Cała przyjemność po mojej stronie — odparł starzec.
— Żegnaj Yuichi-sama. Mam nadzieje, że będzie nam dane zobaczyć się w przyszłości  — rzekła Aiko, ukłoniwszy się na pożegnanie.
— I ja liczę na to. Tak więc do zobaczenia w niedalekiej przyszłości  — powiedział Yuichi.
— Żegnaj i bywaj zdrów — dodał Soichiro, a starzec posłał w jego kierunku ciepły uśmiech.
Następnie wsiedli na konie i powoli ruszyli za chłopcem, który ich prowadził.
Wjechali w las i stracili z oczu chatkę. Aiko wyczuła zapach żywicy. Delikatnie przymknęła oczy wsłuchując się w śpiew ptaków.
Kątem oka zerknęła na Soichiro. Na jego twarzy widniał grymas przygnębienia. Mężczyzna wpatrywał się intensywnie w plecy Naoki. Aiko zmarszczyła brwi i postanowiła, że przy najbliższej okazji grzecznie zapyta swojego dowódcę o co chodzi.
Nagle chłopiec odwrócił się, a Soichiro spuścił wzrok. Naoki uśmiechnął się do dziewczyny i kazał kucykowi zwolnić tak, że zrównał się z nią.
— Podobno brałaś udział w prawdziwej bitwie — stwierdził chłopiec.
—Tak, brałam — odparła Aiko.
— I jak to jest? To musi być piękne... — powiedział rozmarzony Naoki.
Dziewczyna wzdrygnęła się. Wiedziała, że jedyne źródła z których ten dzieciak słyszał o wojnie to pieśni na cześć dzielnych samurajów.
—Bitwa wcale nie jest piękna — stwierdziła Aiko, czując napływające do jej oczu łzy.
Przez ten czas, który minął od walki myślała tylko o  tym jak uciec z Krainy Wiatru. Teraz jednak wspomnienia powróciły. Przypomniała jej się pierwsza, a właściwie druga ofiara, bo żołnierza, którego zrzuciła z konia, szarżując nie była w stanie dostrzec, gdyż koń powlókł jego ciało. Tymczasem ten drugi chłopak... On miałby tyle lat życia przed sobą!
Nagle zdała sobie sprawę, że przygląda jej się zdziwiony chłopiec i, co gorsza, Soichiro. Otarła szybko łzy i ponowiła kontakt wzrokowy z Naoki.
— Ale jak to...? — spytał cicho chłopiec.
— Wojna to nie tylko samurajowie ubrani w zbroje, z pięknie zdobionymi mieczami. Na polu bitwy musisz zabijać. Mogłam zginąć, moi przyjaciele również. Wyobraź sobie jakby twój dziadek był na skraju śmierci...
Chłopiec zacisnął usta i spuścił wzrok.
— Rozumiem — szepnął.
Dziewczyna zdziwiła się, że jest taki dojrzały. Spodziewała się cytowania wersów różnych pieśni opiewających bitwy. Tymczasem dzieciak od razu pojął o co idzie. Dziewczyna zanotowała sobie ten fakt w głowie.
— Jesteś mądrym chłopcem Naoki — stwierdził Soichiro, widocznie myśląc to samo co Aiko.
— Mój dziadek zawsze mi to powtarza — dzieciak uśmiechnął się, a dowódca nieznacznie skrzywił.
Aiko zauważyła to i znów zaczęło ją nurtować pytanie o co chodzi. Po krótkiej chwili zastanawiania się, pokręciła głową i cicho westchnęła. Najlepszym sposobem jest nakłonić dowódcę do powiedzenia czy coś jest nie tak. Bowiem kto pyta nie błądzi...
Z takim postanowieniem Aiko od razu poczuła się lepiej. Wiedziała jednak, że musi uzbroić się w cierpliwość do wieczornego postoju...

Aiko obudziła się, słysząc krzyk Naoki. Dziewczyna zerwała się z miejsca i wyszła szybko z namiotu. Zobaczyła chłopca stojącego na krańcu wzgórza. Podbiegła do niego. Gdy zobaczyła, co spowodowało taką a nie inną reakcje chłopca, sama cofnęła się przerażona o krok w tył. Chatkę, którą widać było z tej wysokości, trawiły płomienie, a obok niej grasowała dwudziestka uzbrojonych po zęby wojowników Wiatru.
Chłopiec odwrócił się i podbiegł do namiotu, który zaczął składać.
— Co ty robisz?! — krzyknęła zdezorientowana dziewczyna.
— Musze pomóc mojemu dziadkowi. On sam sobie nie poradzi — powiedział dzieciak ze łzami
w oczach.
— Ale ty też sobie nie poradzisz — powiedziała, próbując powstrzymać chłopaka.
Wzrokiem szukała Soichiro, ale nie było go w obozie. Jedyne co mogła zrobić to zajść drogę zdesperowanemu dzieciakowi zabronić mu wyruszyć.
— Nie jedź. To i tak się na nic nie zda — powiedziała spokojnie.
Chłopiec dokończył pakować namiot. Wstał z ziemi i spróbował wyprzedzić Aiko,lecz ta chwyciła go za ramie.
— Nigdzie nie idziesz — stwierdziła ostro.
Chłopiec popatrzył na nią groźnie. Już otwierał usta, aby cos powiedzieć, lecz przerwał mu dowódca ,który nagle wyszedł z lasu. Aiko spojrzała w jego kierunku. Soichiro groźnie zmarszczył brwi.
— Zostaw go i pozwól mu iść — powiedział.
— Ale... — zaczęła Aiko.
— Powiedziałem puść go! — warknął Soichiro.
Dziewczyna rozluźniła dłoń, którą trzymała ramie dzieciaka. Naoki natychmiast wyrwał się jej, zarzucił namiot na zad kucyka, a następnie sam wsiadł na zwierzę. Chłopiec rzucił  Soichiro jakąś paczkę. Dowódca złapał ją i otworzył.
— Macie mapy szlaków. Uważajcie na siebie w górach — odparł i ruszył galopem w stronę swego domu.
Aiko stała parę minut zamurowana, patrząc się w krzaki, za którymi znikł Naoki. Dopiero potem odwróciła się do swojego dowódcy. Miała serdecznie dość jego fochów, nastrojów i niedopowiedzeń. Była – łagodnie mówiąc – wkurzona. Zacisnęła pięści i próbowała się uspokoić. Jednak, gdy zauważyła, posłane w jej kierunku, pełne irytacji spojrzenie po prostu nie mogła się powstrzymać. Wybuchła.
— Posłałeś dzieciaka na pewną śmierć! — krzyknęła.
— Naprawdę? Przecież nie wysłałem go na wojnę — odparł Soichiro, wzruszając ramionami.
—Ciebie w ogóle nie obchodzi los innych, co? Po trupach do celu... — warknęła.
— Czyżbyś podważała moje decyzje? — spytał, nawet na nią nie patrząc, bo właśnie przeglądał mapy.
Jego kompletny brak zainteresowania tą sytuacją zdenerwował dziewczynę jeszcze bardziej.
— Nie — odparła, udając opanowanie. — Ja po prostu uważam cię za kompletnego idiotę.
Mapy wypadły z rąk mężczyzny, a ten spojrzał wściekle na Aiko.
— Coś ty powiedziała? — szepnął groźnie.
— Że jesteś idiotą. To znaczy mniej więcej tyle co głupek, imbecyl debil... — dziewczyna z lubością patrzyła, jak za każdym jej słowem Soichiro czerwienieje jeszcze bardziej.
— Przypominam ci że jestem twoim dowódcą! — upomniał ją.
— Jesteś również wstrętnym egoistą, a ja się takimi brzydzę — dziewczyna splunęła na ziemie.
Wtedy Soichiro nie wytrzymał. Podszedł do niej i wyciągnął miecz. Dziewczyna poczuła chłód klingi na swojej szyi, ale stała niewzruszona, patrząc groźnie w granatowe oczy mężczyzny.
— Pamiętaj, że za obrazę mogę cię zabić — szepnął złowrogo.
— To mnie zabij! Proszę! Bohaterski Soichiro zamordował kogoś, kto uratował mu życie! — krzyknęła mu w twarz dziewczyna.
Soichiro wykrzywił usta w grymasie, odwrócił się na pięcie i schował katanę do pochwy.
— Zamilcz — odparł. — Za pół godziny wyjeżdżamy.
Mężczyzna odszedł od nadal rozjuszonej dziewczyny.
— Czemu to zrobiłeś? —Aiko spytała chłodno.
Soichiro zatrzymał się w pół kroku.
— Co?
— Czemu pozwoliłeś chłopakowi wyruszyć? Dlaczego zostawiłeś Yuichi na pewną śmierć, choć wiedziałaś co się stanie?
— A ty czemu przyprowadziłaś żołnierzy do Yuichi?
— Ja? — zdumiała się dziewczyna.
— Przyszli po naszych śladach. Powinnaś sobie zdawać sprawę z konsekwencji wizyty u tego starca..
— Nie pomyślałam o tym, a ty zdawałeś sobie z tego sprawę. Zgodziłeś się jednak na to! — powiedziała gniewnie i z wyrzutem.
Mężczyzna wzruszył ramionami.
— A ja cię tak ceniłam... — szepnęła rozgoryczona dziewczyna.
Soichiro wzdrygnął się. Ona go ceniła? Nie wiedział przez chwilę co powiedzieć, tak więc nie rzekł nic. Pozostawił dziewczynę samą sobie, tak aby się spakowała. Czuł, że postąpił dobrze, odsuwając ją od siebie, ale czy na pewno budował w ten sposób dobrą opinie o sobie? Westchnął. W głębi serca znów czół, że jednak zachował tak jak trzeba i w niedalekiej przyszłości będzie musiał wynagrodzić dziewczynie opryskliwe zachowanie.
Mężczyzna otrząsnął się z tych męczących go myśli i zaczął przygotowywać się do drogi...
***
Przez cała drogę jechali w milczeniu. Soichiro widział, że dziewczyna jest na niego zła i w sumie nie dziwił jej się. Nie wiedziała o paru aspektach, które zamierzał jej wytłumaczyć, gdy tylko zrobią wieczorny postój.
Mężczyzna spojrzał w stronę Słońca. Wiedział, że za niedługo już całkiem zajdzie za horyzont, więc za parę minut zatrzymają się.
Wjechali już dużo wyżej, jednak z tego co dowódca wywnioskował z mapy to teraz będą podróżować raczej po płaskim terenie, przechodząc różnymi przesmykami i dziwnymi przejściami. Za niecały tydzień powinni być w domu.
Soichiro zerknął na  i przestrzeń wokół niego. Zmniejszyła się ilość roślin. Skały porośnięte były jedynie mchami i porostami. Gdzieniegdzie rosły kępki krzaków. W górach było dość sporo grot i jaskiń, co ułatwiało sprawę jeśli chodzi o nocleg.
Mężczyzna spojrzał na Aiko. Dziewczyna miała lekko zmrużone oczy i mocno zaciśnięte usta. Nagle odwróciła się w jego kierunku, ale napotykając jego wzrok wróciła do wcześniejszej pozycji, parząc na przód. Soichiro zmarszczył brwi. Ta dziewczyna była inna niż żołnierze, których uczył. Samurajów tych cechowało posłuszeństwo i dyscyplina. Wiedział, że dziewczyna nie chce uprawiać samowolki, ale umie walczyć o swoje, nawet z dowódcą. To wymagało sporej ilości odwagi. Albo głupoty. Ale Soichiro przekonał się, że Aiko jest inteligentna. Potwierdziła to podczas ucieczki. Ranna, opiekując się nim, przechytrzyła dwudziestkę doświadczonych wojowników. To nie lada wyczyn. Soichiro przez większość trasy czuł się jak kretyn, bo zdał sobie sprawę, że próbując pokazać kto tu rządzi, tylko pogarsza opinie
o sobie. Dodatkowo zabolał go fakt, że dziewczyna go podziwiała. Teraz, po jego wyczynach, musiało się to zmienić. Soichiro nie był próżnym człowiekiem, ani też pysznym. Właściwie to jego głównymi cechami były zarozumialstwo i władczość i on sam nieraz nie wyczuwał, że przekracza granicę.
Naglę mężczyzna spostrzegł jaskinie idealną na nocleg. Skręcił w lewo i wjechał doń. Zsiadł z konia. Dziewczyna również zeskoczyła ze zwierzęcia.
— Idź po chrust — poprosił Soichiro.
Aiko nawet na niego nie popatrzyła, tylko wyszła z groty.
Mężczyzna rozsiodłał konie i przygotował dwa posłania. W tym czasie Aiko zdążyła przynieść chrust. Dziewczyna, wykonawszy swoje zadanie, wzięła kociołek, z zamiarem napełnienia go wodą. Soichiro ułożył gałązki i rozpalił ognisko. Zbliżył się do niego i zaczął ogrzać ręce. Zmarzł, gdyż w górach o tej porze roku było chłodno.
Po chwili do jaskini weszła Aiko. Położyła kociołek i również siadła przy ognisku.
— Nie przygotujesz posiłku? — spytał mężczyzna, nie zdążywszy ugryźć się w język.
Aiko spojrzała na niego chłodno.
— Dzisiaj ty przygotujesz Soichiro-sama — stwierdziła, wzruszając ramionami.
Mężczyzna wstał i wziął w milczeniu kociołek. Dziewczyna ze zdziwieniem obserwowała jak wkłada do kociołka poszczególne składniki. Po chwili zawiesił naczynie nad ogniskiem, a jak zupa się zagotowała to porozlewał ją po równo do kubków.
— Proszę — powiedział cicho, podając dziewczynie napar.
— Dziękuje — odrzekła, odbierając kubek z jego rąk.
Aiko zmarszczyła brwi. Zdziwiło ją, że Soichiro poszedł na ugodę. Sądziła, że na nią nawrzeszczy,
a potem przydzieli multum innych obowiązków. Przynajmniej takim człowiekiem okazał się przez dwa ostatnie dni. Czyżby się myliła co do niego?
Spojrzała dyskretnie na Soichiro, który przyłapał ją na tym. Odwróciła szybko wzrok.
— Jestem ci chyba winien przeprosiny — powiedział nagle jedwabistym głosem.
Aiko nie wiedziała co powiedzieć, więc zachowała milczenie.
— Wiem, że martwisz się o Naoki. Jest bezpieczny. Tak samo jak jego dziadek. Przewidziałem, że oddział Takeshi będzie przejeżdżał koło jego domu. Kazałem, więc Yuichi przez następne trzy dni skryć się w lesie. Chłopaka zabraliśmy tak, że był daleka od miejsca zdarzeń. Jedyne co zrobiłem na niekorzyść naszych przyjaciół to to, że odesłałem Naoki do dziadka. Nie spotka samurajów Wiatru, bo znając ich tok myślenia, pojadą inną drogą. W końcu nie mają mapy trasy, którą my podążaliśmy, prawda? Dopiero po jakimś czasie natrafią na trop odchodzący od jednego z gościńców. Naoki nie wjedzie jednak na drogę, tylko przejedzie w linii prostej do domku. Wiesz przecież, że my podróżowaliśmy gościńcem tak długo, jak się da ze względu na konie i ogólną wygodę. Wątpię, by chłopak chciał tracić czas. Minie się
z wojownikami Wiatru i dotrze do domu cały i zdrowy, spotykając swojego dziadka. Miałem go nie odsyłać i powiedzieć mu, że u jego dziadka wszystko w porządku, ale zrobiłem to ze względu na mapy. Mogą być bezcenne na tej wojnie. Nie zamierzam ich jednak nikomu pokazywać. Całą wiedzę zachowam dla siebie, a po wojnie oddam je Yuichi. Oczywiście zapłacę za odbudowę chatki i mam zamiar zaproponować mu, by Naoki wstąpił do mojego oddziału — powiedział praktycznie jednym tchem. — Wybacz mi również moje niegrzeczne zachowanie, gdy dowiedziałem się, że mnie uratowałaś. Jestem ci za to wdzięczny, mimo że powiedziałem coś innego. Przepraszam także za moje zarozumialstwo.
Mężczyzna zamilknął, zamykając oczy. Było mu bardzo ciężko przepraszać kogoś o niższej randze. Zrobił to jednak, aby oczyścić relacje z dziewczyną. Wiedział, że wcześniejszym zachowaniem jeszcze bardziej zszargał sobie opinie. Teraz gdy na to zwrócił uwagę, sam się dziwił, że powiedział albo zrobił to czy tamto. Wiedział, że stracił w oczach żołnierza ze swojego oddziału, a to było dla niego nie wybaczalne. Chciał naprawić swój autorytet. Zależało mu na tym. Bowiem dobry dowódca to taki, za którym żołnierze pójdą wszędzie, prawda?  
Aiko zdumiała się przemową mężczyzny. Nie spodziewała się, że ten władczy i zarozumiały dowódca, którego ciemną stronę poznała w ciągu ostatnich dni, jest w stanie wyrzec takie słowa. Od razu uzmysłowiła sobie, że musiał się z sobą bardzo długo wewnętrznie zmagać, aby powiedzieć to co powiedział. Znów poczuła do niego coś na kształt podziwu. Umiał dostrzec swoje wady, a to duży plus. Dziewczyna przyjęła z aprobatą wypowiedziane przez niego słowa.
— Przyjmuje przeprosiny — powiedziała cicho. — I ja również przepraszam, że zachowałam się
 w stosunku do ciebie Soichiro-sama, jakbyś nie był moim dowódcą. To było niegrzeczne i obraźliwe. Wiedz, że większość słów powiedziałam w gniewie i kłócą się z moją rzeczywistą opinią o tobie. Tak przy okazji sprytnie to wszystko ułożyłeś, jeśli chodzi o Naoki i Yuichi.
Aiko uśmiechnęła się do Soichiro.
— Widzę, że trzeba naszą znajomość zacząć od początku żołnierzu Aiko — stwierdził, również się uśmiechając.
— Zdecydowanie — stwierdziła dziewczyna, ziewając. — Jednak zaczniemy od jutro, dobrze Soichiro-sama? Na razie muszę się położyć, bo jestem kompletnie wykończona po wykłócaniu się z tobą.
Mężczyzna zaśmiał się. Aiko przysłuchiwała się temu dźwiękowi zaskoczona. Pierwszy raz słyszała, jak Soichiro się śmieje i ten odgłos wydał jej się całkiem przyjemny...
— Właśnie widzę, że zasypiasz nad kubkiem z zupą — odparł mężczyzna. — Idź spać. Przejmę pierwszą wartę.
Dziewczyna siknęła głową z wdzięcznością, a następnie położyła się do łóżka, praktycznie od razu pogrążając się we śnie.
Soichiro patrzył na nią jeszcze przez chwilę. Kto wie może taka próba nawiązania znajomości czegoś mnie nauczy? - pomyślał, a następnie zajął się sprzątaniem po kolacji.

Następnego ranka znów wyruszyli o świcie. Wsiedli na konie i pogalopowali dalej według mapy.
— Jak myślisz Soichiro-sama, ile nam zajmie podróż? —spytała Aiko.
— Około tygodnia — odparł mężczyzna.
— Aha — westchnęła tylko dziewczyna.
Przez chwilę jechali w niezręcznym milczeniu.
— Czemu zostałaś samurajem? — spytał nagle Soichiro.
— Mój ojciec tak chciał, ponieważ sam jest wojownikiem — Aiko wzruszyła ramionami.
— Naprawdę? A w jakiej jednostce walczy? — spytał zaciekawiony mężczyzna.
— Mój ojciec jest Dowódcą Sił Zbrojnych Rengō Ognia —  odpowiedziała.
Soichiro o mało nie spadł z konia. Wiedział, że mają wśród żołnierzy córkę tego dowódcy, ale nie podejrzewał, że jest nią Aiko.
Dziewczyna zerknęła na niego i zaśmiała się smutno.
— Wiem, że nie widać po mnie, że mój tata zajmuję tak ważne stanowisko. Wszyscy pokładali nadzieje, że odziedziczę talent po ojcu. Może go miałam, ale nie wykorzystałam? Nie wiem. Nigdy specjalnie nie przepadałam ze byciem samurajem. Dopiero niedawno to doceniłam i w pewnym sensie żałuje czasu, który zmarnowałam, przeciwstawiając się ojcu. W każdym razie nie dysponuje takimi umiejętnościami jak on...
— Mogę cię nieco podszkolić jeśli chcesz — zaproponował mężczyzna.
—  A mógłbyś Soichiro-sama? To byłoby wspaniałe! —  dziewczynie aż zalśniły oczy.
— Mogę, mogę. W sumie nie ma problemu —  powiedział zadowolony.
Mężczyzna zauważył,  że zyskuje aprobatę dziewczyny, rozmawiając z nią na bardziej przyjacielskim poziomie. Oczywiście wszystko z szacunkiem, nic nie wykraczającego poza ich relacje. Natomiast lepiej odbierała taki sposób, niźli rozkazy i groźby. Dawało mu to do myślenia...
—  A ty Soichiro-sama? Czemu zostałeś samurajem? —  spytała dziewczyna, zerkając na niego
z zaciekawieniem.
— Z tego samego powodu co ty. Ojciec mi kazał.
— A twój ojciec kim jest?
— Pierwszym Doradcą Rengō Ognia — odparł Soichiro.
— I ty jesteś dowódcą tylko jednego małego oddziału? — zdumiała się Aiko.
— Jestem jeszcze całkiem młody — zaśmiał się mężczyzna.
— Ile masz lat? — spytała dziewczyna.
—  Trzydzieści sześć. A ty?
— Prawie osiemnaście.
Mężczyzna skinął głową.
— Co zamierzasz robić po ukończeniu Szkoły Samurajskiej i odbyciu obowiązkowej, rocznej służby wojskowej?
— Nie wiem. Założyć rodzinę?
— Masz kandydata na męża?
Dziewczyna zaśmiała się, patrząc na niego.
— Mam tylko, że on nie traktuje mnie jak kandydatkę na żonę.
— To się postaraj żeby cię tak zaczął traktować.
— Coś mi się zdaje, że w tym wypadku to raczej od początku jestem na przegranej pozycji — stwierdziła smutno i spytała — A ty masz kandydatkę na żonę?
— Niestety nie. Chyba nigdy nie znalazłeś właściwej kobiety — powiedział bardziej do siebie niż do niej.
— Może szukałeś nie tam gdzie trzeba? — spytała.
— Być może — uśmiechnął się smutno.
— Wydajesz się być zupełnie innym człowiekiem — stwierdziła nagle dziewczyna.
— Czemu? — zmarszczył brwi.
— Przez ostatnie trzy dni zachowywałeś się do mnie z wrogością i niechęcią Soichiro-sama.A teraz... Rozmawiasz ze mną jakbyśmy byli starymi przyjaciółmi.
Mężczyzna westchnął.
— Przyzwyczaiłem się do innych relacji z żołnierzami. Zwykle zajmuje się już doświadczonymi samurajami, z nimi trenuje i nasze relacje ograniczone są do minimum. Poza tym ostatnie dni nie były najspokojniejszymi w moim życiu. Przepraszam jeszcze raz za moje zachowanie. Teraz staram się być lepszym dowódcą. Wcześniej się chyba niezbyt spisałem. Zamiast pomagać, tylko napsułem Ci nerwów,
a przecież to ty miałaś ten świetny plan z Yuichi —  powiedział i po chwili namysłu dodał —  No
 i uratowałaś mi życie. 
Dziewczyna uśmiechnęła się.
— Lubię cię takiego, wiesz? Myślę, że bałeś się stracić autorytetu przede mną, a tak naprawdę to właśnie teraz mam o tobie lepsze zdanie Soichiro-sama — stwierdziła.
— Skąd wiedziałaś o tym autorytecie? — mężczyzna spojrzał zdziwiony na Aiko.
— Kobieca intuicja? — zachichotała się.
Soichiro wywrócił oczami.
— No tak...
Rozbawiona Aiko zaczęła śmiać się jeszcze głośniej. Chwile później dołączył mężczyzna. Oboje w tym samym momencie pomyśleli, że ta podróż może być jednak całkiem przyjemna, a do tego na pewno bardzo kształcąca...
***
Takeshi przeklinał w tym momencie wszystko i wszystkich. Od trzech dni próbowali dogonić jego znienawidzonego wroga, a on tymczasem cały czas uciekał. I to na ich terenie!
Pamiętał dzień gdy dotarli do chatki. Był pewien, że się zatrzymali u gospodarza. Tymczasem przeszukali cały domek i jedyne co znaleźli to jakieś przedmioty z Rengō Ognia. Nie było śladu po ludziach.
A już miał nadzieje, że znajdzie tego psa Soichiro i tą bezczelną dziewuchę. Ta wojowniczka zrobiła
 w konia dwudziestu doświadczonych samurajów.
Teraz zgubili trop. Jechali gościńcem pełnym śladów koni, bądź też ludzi. Nie wiedzieli którędy jechać.
Takeshi miał dość tego żałosnego poszukiwania. Czuł, że ośmieszył swój ród. Powinien skończyć
z Soichiro, jak była ku temu okazja... Wszystko gdyby nie ta dziewczyna!
Mężczyzna przeklął po raz enty. Jego towarzysze nawet nie zwracali już na to uwagi.
Nagle usłyszał konia. Z naprzeciwka nadjeżdżał jeden z dwóch posłanych przodem żołnierzy.
— Mamy trop! — krzyknął z oddali.
 Takeshi uśmiechnął się i zmrużył oczy. Nareszcie dobre wieści! Spiął konia i przyśpieszył tępo jazdy oddziału. Chciał bowiem jak najszybciej dorwać swego wroga i to dziewczę, które narobiło mu tylu problemów. Wprost nie mógł się doczekać konfrontacji z nimi. A jeszcze bardziej cieszyły go wyobrażenia ich krwi wsiąkającej w ziemie...
***
Na wieczór znów zatrzymali się w jaskini. Niestety nieopodal nie było żadnego strumyka, więc musieli zadowolić się suchym prowiantem.
Rozpalili jednak ognisko, grzejąc się przy nim.
— Wiesz, bo ominąłem jedną sprawę... —  zaczął nagle Soichiro
—  Jaką? —  spytała Aiko, zajęta pochłanianiem kolacji.
—  Dlaczego goni mnie Takeshi.
Dziewczyna przerwała jedzenie, z zaciekawieniem spoglądając na mężczyznę.
— Zamierzasz mi opowiedzieć?—  spytała.
—  Tak. I tak byś się w końcu dowiedziała. A więc... Zacznijmy może od tego, że mój dziadek był zakochany w pewnej dziewczynie z Rengō Ziemi. Niestety okazało się, że nie on jeden. Inny facet
 z  Rengō Wiatru po stracie żony również się w niej zakochał. Miał on małego synka i chciał by ktoś się nim zaopiekował. Doszło do sporu. Oczywiście Wietrzny samuraj zażądał pojedynku. Przegrał. Mój dziadek zabił go w trakcie walki. Nie udało się uratować tego wojownika. Pozostawił dziecko pod opieką służby. W końcu pewnie mu powiedzieli, jak zginął jego ojciec, no i od tej pory mamy konflikt rodowy. My do nich nic nie mamy, ale oni poprzysięgli sobie, że wybiją każdego kto nosi nasze nazwisko. Właściwie to by było na tyle.
Aiko skinęła parę razy głową.
—  A co z tą dziewczyną? —  spytała.
—  Została moją babcią —  odpowiedział mężczyzna.
— Myślisz, że nas dogonią?
—  Jestem tego pewien —  westchnął.
— I co zamierzasz zrobić?
Soichiro wyjął mapę i wskazał palcem na jedno z miejsc na trasie.
— Tu jest most. Jeśli go przejdziemy, będziemy względnie bezpieczni.
—  A to czemu? —  zdziwiła się Aiko.
— Przetniemy liny — odparł Soichiro.
— Jesteś zdecydowanie inteligentnym dowódcą —  stwierdziła Aiko, kiwnąwszy głową z uznaniem.
— Wiem —  odparł mężczyzna, szczerząc zęby w uśmiechu. —  Chyba popadnę w samouwielbienie! 
Aiko zachichotała. Soichiro po całym dniu spędzonym na rozmowie z nią przyzwyczaił się do żartów, które ją bawiły. Jego w sumie również, ale nigdy nie przyznał by się do tego przed swoimi żołnierzami bądź innymi dowódcami. Nigdy!

Takeshi nie pozwolił sobie na nocny odpoczynek. Zatrzymali się jedynie na półtorej godziny, aby się przespać i ruszyli w dalszą drogę.
Właściwie jechali przez prawie dwie doby. Dopiero po tym czasie zdecydował się na dłuższy postój. Wjechali do jaskini. Takeshi zsiadł z konia i naglę spostrzegł coś bardzo interesującego.
Podszedł i przykucnął przy popiele. Ktoś niedawno palił ognisko.
Takeshi wziął szczyptę prochu w palce i przez chwile bawił się nim, przerzucając z ręki do ręki.
Uśmiechnął się do siebie. Soichiro ma jakiś jeden dzień przewagi, ale ja go i tak dogonię — pomyślał.
I zabije — dodał chwile później.
Usatysfakcjonowany tym co znalazł, wstał i poszedł pomagać swoim ludziom w przygotowaniu w miarę znośnego obozowiska.  
***
Soichiro i Aiko jechali szybkim kłusem. Do mostu zostało im jeszcze jakieś pół godziny drogi. Aiko zauważyła, że dowódca co jakiś czas nerwowo zerka do tyłu.
— Sądzisz, że są niedaleko? — spytała zaciekawiona.
— Tak. Od jakiegoś czasu słychać w oddali tętent kopyt. To może być jedynie Takeshi — Soichiro zmarszczył brwi.
Dziewczyna skinęła głowa i również wsłuchała się w otoczenie. Po chwili faktycznie do jej uszu dobiegł stukot kopyt.
— Nie sądzisz, że powinniśmy przyśpieszyć?
— Masz racje. Powinniśmy — zgodził się z nim Soichiro.
W tym samym momencie przeszli do galopu. Dokładnie parę chwil później, zza odległego zakrętu wyłoniła się dwudziestka ludzi. Mimo przyśpieszenia tępa jazdy i tak ich doganiali. Soichiro zaklął
 i zmusił konia do cwału. Aiko poszła w ślady swojego dowódcy. Jednak oddział nadal poruszał się szybciej od nich.
Piętnaście minut do mostu.
Żołnierze wiatru wyciągnęli strzały i powoli celowali w plecy Soichiro i Aiko.  Teraz musieli zwolnić, aby unikać śmiercionośnych pocisków. Również zdjęli łuki z pleców. Udało im się nawet zranić paru samurajów, ale w takim tępię jazdy nie możliwe było celne strzelanie.
Dziesięć minut do mostu.
Aiko odwróciła się, aby wystrzelić. Przekręcając się w siodle, nadziała się na strzałę. Pisnęła gdy poczuła, jak wbija jej się grot w lewe ramie. Soichiro krzyknął. Następnie napiął cięciwę i strzelił. Po chwili mógł się rozkoszować widokiem padającego na ziemie samuraja, który zranił Aiko. Z zaciśniętymi ustami wpatrywał się na cierpiącą dziewczynę. Widział, że próbuje powstrzymać napływające do jej oczu łzy bólu. Chciała być silna, ale jej to nie wychodziło. Mężczyzna w ciągu ostatnich dwóch dni polubił dziewczynie i nie podobało mu się, że cierpi. Bardzo.
Pięć minut do mostu.
Wojownicy zbliżali się. Soichiro słyszał odgłos metalu, kiedy wyciągali swoje miecze. Zauważył, że dziewczyna słabnie. Ból musiał być okropny. Widział, że jest na skraju zemdlenia. Zachwiała się siodle,
 a mężczyzna lekko ją przytrzymał. Spojrzał w tył. Samurajów Wiatru dzieliło od nich paręnaście metrów. Dowódca znów odwrócił głowę, patrząc w przód.
Most.
Mężczyzna wsłuchiwał się w odgłos kopyt, które miarowo uderzały w drewniane belki. Szybciej – myślał tylko. Dziewczyna straciła kontakt z rzeczywistością. Zemdlała. Soichiro przytrzymywał ją. Przebyli most.
Soichiro widział, że samurajowie Wiatru dopiero wjeżdżają. Wyjął sztylet i zaczął przecinać grubą linę.
— Cofnąć się! Wycofajcie się głupcy! — usłyszał nawoływanie Takeshi do żołnierzy którzy byli na środku mostu.
Jednak nie było już dla nich ratunku... Lina pękła. Po chwili dowódca zajął się drugą. Poszło szybko. Pięciu samurajów spadło w przepaść. Soichiro zmrużył oczy i z satysfakcją wpatrywał się w tych ludzi, którzy po chwili znikli mu z jego pola widzenia. Znów zerknął na Takeshi, który stał po drugiej stronie. Nie widział jego wyrazu twarzy, ale wyobraził sobie jaki musi być wściekły. Uśmiechnął się na myśl
o tym.
— Dopadnę Cię! — usłyszał nagle krzyk Takeshi. — Dogonię ciebie i tą twoją dziewuchę! Obojga was wypatroszę. Obiecuje ci to!
W tym momencie, mimo że stał po drugiej stronie przepaści, Soichiro poczuł się nieswojo. Nie wątpił bowiem, że jego prześladowca dotrzyma obietnicy. Wiedział, że dla Takeshi nie ma innego wyjścia. Któryś z nich zginie. Tylko który? — zapytał sam siebie dowódca, wpatrując się w nawracający oddział.
    
  ***
Zajął się ranną dziewczyną. Przeciął strzałę w taki sposób, aby móc ja delikatnie wyjąć z ciała Aiko. Nie dziwił się, że zemdlała. Jedyną ranę jaką odniosła wcześniej, była rana powierzchowna na brzuchu. Ta natomiast przechodziła na wylot ramienia. Bardzo bolesne.
Mężczyzna przemył zakrwawione miejsce wodą i olejkami leczniczymi.
Dopiero gdy skończył opatrywać dziewczynę, zajął się obozowiskiem. Rozpalił ognisko, rozsiodłał konie, przygotował miejsce spoczynku i posiłek.
Ułożył dziewczynę przy ognisku tak, że jej twarz oświetlały płomienie.  Wpatrywał siew nią przez chwilę i zdał sobie sprawę, że znów jest coś nie tak. Za bardzo się do niej przywiązał. Ta Aiko zdołała go do siebie przekonać w przeciągu tych paru dni. Polubił ją mimo złych początków ich znajomości. Właściwie to on wygłupił się na starcie. Mimo wszystko stwierdził, że dobrze, że się nieco zmienił. W sumie rozmowy z nią były całkiem ciekawe, a przede wszystkim zabawne. Zdał sobie sprawę, że jeszcze z nikim tak dotąd nie rozmawiał. Zawsze wymagano od niego powagi. W tym momencie stwierdził, że przywiązanie do tej dziewczyny może nie być takie złe. Może dzięki niej będzie lepiej dogadywał się
 z żołnierzami w oddziale, kto wie?
Jeszcze raz omiótł dziewczynę wzrokiem. Przez myśl przeszło mu, że w sumie to jest całkiem ładna. Szybko wyrzucił to sobie z głowy. Może i była ładna, ale co z tego? Była młoda, a każdy młody jest ładny. Jednak Soichiro musiał przyznać, że jej delikatna uroda jest bardzo kobieca. Delikatne wąskie usta, zgrabny nosek i proste, długie, hebanowe włosy... Ale najbardziej podobały mu się jej oczy, które teraz były zamknięte...
Mężczyzna westchnął i dojadł resztkę jedzenia, która mu została. Chwilę później położył się na swoim posłaniu. Soichiro miał tylko nadzieje, że dziewczyna jutro wstanie. Trzeba bowiem ruszać, bo wiedział, że jeśli tak dalej pójdzie to Takeshi odetnie im drogę. A na to nie mogli sobie pozwolić... Mężczyzna zamknął oczy i pogrążył się, w długim, niespokojnym śnie.
Aiko obudziła się i natychmiast poczuła ból lewego ramienia. Wykrzywiła usta w grymasie i otworzyła oczy. Rozglądnęła się wokoło. Praktycznie natychmiast napotkała spojrzenie nieśpiącego już dowódcy. 
A więc udało im się przejść przez most... Dziewczyna odetchnęła z ulgą.
— Boli? —  spytał nagle Soichiro,  wskazując na jej ramie.
—  Bardzo — odparła dziewczyna.
Mężczyzna wstał z posłania,  na którym leżał i podszedł do dziewczyny,  po drodze biorąc torbę
 z bandażami i olejkami leczniczymi.
— Zmienię ci opatrunek — powiedział, ogarniając jej włosy.
Zdezynfekował ręce i szybko zdjął nasiąkłą od krwi tkaninę.  Następnie przemył ranę i związał czystym bandażem.
— Musimy ruszać.  Jeśli się nie pośpieszymy to Takeshi odetnie nam drogę —  powiedział, wstając.
—  Sądzisz,  że nas wyprzedzi? — spytała zdumiona. 
—  Nie wiem,  ale jest duża możliwość. Sądzę,  że on zna te góry. No bo jak inaczej by nas wyśledził? Przecież konie nie zostawiły śladów na kamiennym podłożu. Nie wiem w jaki sposób obeznał się z tymi trasami, ale jestem prawie pewien, że umie się poruszać w tych górach.
Dziewczyna skinęła parę razy głową.
—  To faktycznie jest problem - stwierdziła i, wstając, dodała -  No to komu w drogę temu w czas.
Szybko więc się spakowali i ruszyli w dalszą trasę.
***
Przez cały czas trwania podróży rozmawiali ze sobą.
  Soichiro opowiedział jej historie swojego życia. Jego matka pochodziła ze złotego Rengo. Ona i jego ojciec poznali się na jakimś bankiecie. Pokochali się i wzięli ślub. Rok później narodził się on.  Już od najmłodszych lat był szkolony na samuraja.  Później dostał się do koszar, w których teraz dowodził.  Uczył się tam i odbył rok obowiązkowej służby wojskowej. Teraz kierował oddziałem.
Aiko przysłuchiwała się temu z zainteresowaniem i stwierdziła że jej życie wygląda podobnie. I ona krótko streściła mu swój życiorys.
Tak więc przez ten dzień  poznali siebie jeszcze bardziej. Każde z nich było usatysfakcjonowane, tym co usłyszało od tego drugiego. Dobrze się rozumieli. Im więcej rozmawiali, tym więcej zauważali podobieństw do tego drugiego.  
Na wieczór zatrzymali się w jaskini. Tym razem to Soichiro przygotował obozowisko, zważywszy na to, że dziewczyna była ranna. Zjedli wieczorny posiłek i praktycznie od razu się położyli.
Ten dzień przeszedł tak jak parę poprzednich, jednak i Soichio i Aiko dostrzegli pewną zmianę. Oboje uświadomili sobie, że w tym krótkim czasie stali się przyjaciółmi. Mimo że jedno liczyło na coś więcej,  a drugie wzbraniało się przed nawet taką relacją,  w głębi duszy cieszyli się z tej znajomości.
***
Kolejny dzień wędrówki.
Powoli teren zaczął się obniżać. Soichiro powiedział, że jutro powinni być w domu. Aiko cieszyła się
z tego powodu. Chciała bowiem zobaczyć Juri i Kiyoshi. Jednak dowódca rozwiał szybko jej marzenia
 o spotkaniu z przyjaciółmi, informując ją, że oddział pewnie nadal bierze udział w wojnie.
— Aiko czemu ty tak w ogóle jesteś w moim oddziale? Nie powinnaś iść gdzie indziej, do jakiegoś bardziej znanego? — spytał Soichiro,   przerywając tym samym jej rozmyślania o przyjaciołach.
— Mój ojciec chciał bym tu chodziła,  bo uczy w tych koszarach brat mojego dziadka -  Mitsuya-sensei.
— Ahhh... To wiele wyjaśnia — stwierdził Soichiro,  a następnie smutno dodał -  Czyli to nie dlatego, że jestem takim świetnym dowódcą?
Dziewczyna zaśmiała się.
— To że jesteś świetnym dowódcą też miało jakiś wpływ.
Soichiro uśmiechnął się.
— Czyli uważasz mnie za świetnego przywódcę?
Dziewczyna otaksowała go wzrokiem.
— Bez dwóch zdań — odparła poważnie
***
Tej nocy musieli spać na polu, gdyż nie znaleźli żadnej większej jaskini.
Aiko przygotowała jedzenie, a Soichiro rozłożył namiot.
Po posiłku mężczyzna opatrzył dziewczynę.
Aiko popatrzyła na bezchmurne niebo. Gwiazdy i księżyc w pełni świeciły jasno, co tworzyło niesamowity klimat tej nocy.
Soichiro również to zauważył.
— Pięknie, co? — szepnął.
— Bardzo — odparła dziewczyna, a następnie odrzekła - Dziękuje.
—Za co? — spytał zdziwiony Soichiro.
— Za ten czas spędzony z tobą. Jesteś wyśmienitym żołnierzem, świetnym dowódcą, wspaniałym mężczyzną, a przede wszystkim dobrym człowiekiem. Wiele się od ciebie nauczyłam.
Soichiro nie wiedział przez chwilę co powiedzieć. Po chwili jednak odzyskał panowanie nad sobą i swym głosem.
—To ja ci powinienem podziękować. Dzięki tobie lepiej poznałem to, jakim dowódcą powinienem być. Poza tym przyjaźń z tobą jest bardzo ciekawym doświadczeniem. Cenie cię i cieszę się,  że mogłem cię poznać.
Soichiro patrzył na nią przez chwilę. Milczała,  ale jej uśmiech wyrażał więcej niż tysiąc słów I te rozradowane oczy... Mężczyzna nagle, nie wiedząc sam czemu, przytulił dziewczynę. Cieszył się przez chwilę jej bliskością. Jej włosy pachniały dojrzałymi brzoskwiniami. Soichiro podobał się ten zapach.
Aiko zadrżała pod jego dotykiem, ale wtuliła się w jego ciepłą, męską pierś.
W milczeniu, wtuleni w siebie, patrzyli na gwiazdy, rozpaczliwie szukając w nich przyszłości ich znajomości.
***
Ostatni dzień wędrówki.
Soichiro uświadomił sobie smutno w myślach, że to też koniec ich przyjaźni z Aiko. Wiedział bowiem, że dziewczyna wróci do swoich znajomych, a on na powrót będzie surowym dowódcą.
Spojrzał na Aiko. Polubił ją. Była waleczna, odważna i inteligentna. Ponadto opiekuńcza i przyjacielska. Pamiętał jak zareagowała gdy pozwolił Naoki wracać do domu. Uśmiechnął się na wspomnienie słów jakimi go obrzuciła. Ależ był wtedy wściekły! Zbladł natomiast, gdy uświadomił sobie co zrobił potem.  Przeklął się w myślach. Jak mógł grozić jej śmiercią! Soichito nie wiedział dlaczego, ale czuł się odpowiedzialny za Aiko. Dlatego wpadł w gniew, gdy jej delikatną skórę przeszyła strzała. Chciał zapewnić dziewczynie bezpieczeństwo.
Aiko myślała podobnie. Widziała bowiem, że dowódca nie będzie chciał zostać przy tych relacjach, gdy powrócą do koszar. Było to dla niej trudne. Bardzo. W końcu kochała go. Na początku ich znajomości znienawidziła mężczyznę za to, że okazał się takim chłodnym człowiekiem. Tymczasem zmienił swoje zachowanie. Troszczył się o nią, był przyjacielski i inteligentny.  Przez to pokochała go jeszcze bardziej...
Aiko spuściła głowę. Czuła bowiem, że łzy napływają jej do oczu. Wytarła je dyskretnie i spojrzała przed siebie.
Zjechali już z gór i podróżowali lasem. Za jakieś dwie godziny powonni wrócić do koszar. Oboje milczeli, nie wiedząc co mogą powiedzieć. Zdawali sobie sprawe z trudności ich relacji.
Nagle Soichiro przystanął.
— Co do diabła... — zdążył tylko powiedzieć.
Dziewczyna usłyszała głośny tętent kopyt. Przez chwile Aiki była całkowicie zdezorientowana. Dopiero parę sekund później uświadomiła sobie, że zostali otoczeni przez samurajów, którzy nagle wyjechali zza krzaków. Wpadli w pułapkę i nie mogli nic zrobić.
Soichiro cofnął nerwowo konia, ale z tyłu również stali samuraje.
—. Witaj Soichiro — szepnął Takeshi.
Dowódca mierzył go groźnie wzrokiem. Nie zamierzał wdawać się z nim w dyskusje. Zerknął na Aiko. Chciał ją uratować. Nie mógł znieść myśli, że mogło by jej coś się stać. Nagle wpadł na pewien pomysł...
— Powoluje się na prawo — oparł głośni — Żądam sepuku!
Samurajowie zaczęli szeptać między sobą, a Takeshi zmarszczył brwi.
— Widzę że przechodzisz do konkretów.  Dobrze więc...
—  Tylko wypuść dziewczynę —przerwał mu Soichiro.
— Czemu mam to zrobić? — Takeshi uniósł brew
— Żeby doniosła o mojej śmierci i zmniejszyła morale moich oddziałów?
Takeshi zaśmiał się.
— A więc chcesz ją uratować? Niech będzie. W sumie to ona mnie nie obchodzi mimo że napsuła mi nerwów. Bardziej się przyda żywa w tym celu, który mi podpowiedziałeś.
Aiko siedziała przerażona na koniu. Nie mogła pozwolić Soichiro umrzeć. Nie mogła...  W następnej sekundzie podjęła szaloną decyzje.
—NIE! —  przerwała dyskusje mężczyzn Aiko. —  Powołuje się na prawo i chce przejąć czyn dziadka Soichiro na siebie, tym samym domagając się sepuku zamiast mego dowódcy.
Takeshi skrzywił się. Miał odmówić przyjęcia propozycji dziewczyny, ale nagle coś spostrzegł.  Zobaczył ból na twarzy Soichiro. On chciał ją uratować... Zaraz. Ten głupiec zakochał się w tej dziewczynie!  Takeshi wybuchł złowieszczym śmiechem. Ta zemsta będzie lepsza niż się spodziewał.
— Dobrze dziewczyno. Zejdźcie z koni. Wyjmij nóż, a ty Soichiro miecz.
— Ale — zaczął dowódca.
— Powołała się na prawo. Nie uratujesz swojej kochanki, mój drogi — Takeshi cmoknął ustami.
Kochanki... Soichiro najpierw się wściekł, a potem uświadomił sobie, że Tajeshi ma racje. Z przerażeniem uświadomił sobie,  że coś czuje do Aiko. Zakochał się w niej, ale nie chciał się do tego przyznać.  Zaimponowała mu podczas tej podróży. Stała się jego przyjaciółką, mimo tego jak ją potraktował. Jednak zorientował się za późno. Teraz ona zginie…
Spojrzał w jej turkusowe oczy. Widział tam determinacje. Nie wiedział czemu zależy jej tak na jego życiu. Kolejny raz go ratuje.
Zsiedli z koni, Takeshi również. Soichiro poczuł jak łzy napływają mu do oczu. Podszedł do dziewczyny
 i delikatnie ją objął.
—  Kocham cię — szepnął jej do ucha.
Zadrżała zaskoczona.
— Ja ciebie też — odparła.
Mężczyzna po usłyszeniu tych słów nie mógł powstrzymać łez.
Dziewczyna padła na kolana i uniosła sztylet. Mężczyzna przygotował miecz. Patrzył jak dziewczyna zaciska usta i przymyka oczy. Nie chciał jej zabijać…
 Nagle usłyszał tętent kopyt. Samurajowie Wiatru również. Dziewczyna skupiła się jednak na tym, że za chwile umrze i nie zwróciła na to uwagi.
— Stop! — krzyknął Soichiro, o sekundę za późno.
Dziewczyna wykonała pchnięcie w brzuch.
Nagle w jednym momencie stało się parę różnych rzeczy. Nie wiadomo skąd przybył oddział Ognia, atakując żołnierzy Wiatru. Soichiro chwycił rękę dziewczyny tak, żeby nie wbiła noża głębiej. Aiko zwymiotowała z bólu i zemdlała. Soichiro wziął ją na ręce i schował wśród krzaków. Następnie dobył miecza i natarł na Takeshi. Zaskoczony samuraj praktycznie od razu popełnił błąd. Soichiro ranił go
 w prawe ramie, a następnie wykonał szybkie cięcie w lekko odsłoniętą szyje.  Takeshi upadł na kolana,
 a następnie jego ciało uderzyło o ziemie. Poszło szybko. Tak jak być powinno...
— Żegnaj Takeshi — szepnął jeszcze Soichiro.
Dowódca zorientował się że reszta oddziału też jest pokonana. Spojrzał na żołnierzy Ognia. Sam musiał przez chwile ochłonąć. To, że oni tu przyjechali to był cud. Soichiro patrzył na nich z wdzięcznością.
— Kto tu dowodzi? — spytał.
— Ja Soichiro-sama — powiedział jeden z nich.
— Jak nas znaleźliście?
— W tym lesie jest parunastu pojedynczych zwiadowców. Jeden z nich was zauważył i przyprowadził nasz oddział.
Soichiro skinął głową.
— Jest wśród was lekarz?
Jeden z żołnierzy przejechał parę metrów w kierunku Soichiro.
— Ja mam szkolenie medyczne — odparł.
— Sprawdź co z dziewczyną. Leży w tamtych krzakach — dowódca wskazał kierunek ręką.
Lekarz zsiadł z konia i podbiegł do Aiko. Soichiro również tam podszedł.
— I co? — spytał.
— Będzie żyć. Nie przebiła żołądka.
Soichiro odetchnął z ulgą.
— Odwieziecie nas do koszar?
Dowódca oddziału skinął głową.
— Ależ oczywiście Soichiro-sama.
***
Aiko siedziała na wzgórzu, wpatrując się w zachód Słońca. Po raz pierwszy od wielu dni pozwolono jej wstać z łóżka.
Nagle usłyszała czyjeś kroki. Odwróciła się i zobaczyła starca, który praktycznie cały czas siedział przy jej łóżku.
— Witaj Mitsuya-sensei — przywitała się, a on skinął głową
— Znów oglądasz krajobraz? —spytał rozbawiony.
— Tak — szepnęła.
— I co? Wiesz już o co chodziło ze Słońcem? —spytał, wpatrując się w nią.
Aiko skinęła głową.
— Słońce zachodzi. Skończyła się przeprawa przez góry
— I co teraz?
— Teraz nastąpi wschód.
Mitsuya przyglądał jej się z dumą.
— Dojrzałaś — stwierdził jedynie, a następnie wstał i, odchodząc, powiedział. – Idę, aby nie przeciągać nocy...
Zerknęła na niego zdziwiona, ale zrozumiała po chwili o czym mówił, bo dokładnie w momencie, gdy wszedł w krzaki, z drugiej strony wyłonił się Soichiro. Podszedł i przysiadł tuż obok dziewczyny. Przez kilka sekund przypatrywał jej się w ciszy.
— Dziękuje — odparł po chwili.
— Za co? — zdumiała się dziewczyna.
— Chciałaś mi uratować życie. Już drugi raz — powiedział cicho.
— To nic takiego.
— To bardzo dużo — powiedział poważnie. — A właśnie! Naoki niedługo przyjedzie do koszar. Podobno odbudowali już chatkę. Są także wieści o twoich przyjaciołach. Oboje żyją i również wracają tutaj.
Dziewczyna uśmiechnęła się.
— To dobrze — odparła.
Przez chwilę siedzieli w milczeniu.
— Mogę cię o coś spytać? — przerwała cisze dziewczyna.
— Oczywiście
— Gdy powiedziałeś mi to do ucha przed egzekucją, to to była prawda?
Mężczyzna zamilkł na chwilę.
— Pamiętasz jak ci powiedziałem, że nie znalazłem nigdy kobiety, która mogła by być moją żoną?
Aiko skinęła głową.
— Chyba wreszcie ją odnalazłem — powiedział i pocałował dziewczynę.
Aiko poczuła ciepło jego warg. Delikatnie oddała pocałunek, wtulając się w Soichiro. Wplotła palce w jego miękkie włosy,  a on objął ja w tali, przyciągając jeszcze mocniej do siebie.
Aiko wreszcie poczuła, że wszystko będzie dobrze. Opłacało się czekać na następny wschód - pomyślała, patrząc w oczy ukochanego