Ehhh... Miałam wstawić wczoraj, ale tak wyszło, że zasnęłam. O 19.15... Naprawdę byłam padnięta. Ale do rzeczy... To opowiadanie pisałam na polski. Nie wiem jak wyszło, ale z pewnością było lepsze, bo je nieco modyfikowałam, ale niestety mój drugi komputer postanowił się zepsuć dlatego mam jedynie początkową wersje. Końcówka pisana na telefonie z powodu braku zdatnej do pisania klawiatury na działającym komputerze (sprzęt elektroniczny mnie nie lubi...). Mam jednak nadzieje, ze jest w miarę ok. Oczywiście to w ogóle nie dotyczy tematyki bloga, ale wstawiłam to, bo się napracowałam dość sporo pisząc to, a chciałabym poznać czyjąś opinie na temat tego opowiadanka.W każdym razie miłego czytania!
Pierwsze promienie wschodzącego
słońca oświetlały jasno pagórek. Delikatny wiatr wprawiał w ruch zielone trawy
i dzikie zboża, które wyglądały niczym falujące morze. Zwierzęta powoli zaczęły
się budzić, wychodząc ze swoich kryjówek w poszukiwaniu śniadania. Wraz ze
wschodem objawiało się życie. Dopiero teraz dzienny świat zaczął się budzić.
Jednak był pewien wyjątek od reguły...
Młoda
dziewczyna, jeszcze nim zaczęło świtać, przysiadła na pagórku wpatrzona w
miejsce ulokowane sześć metrów niżej. Jej czarne długie włosy powiewały lekko
na wietrze, a turkusowe oczy były
półprzymknięte ze zmęczenia. Trwała jednak dzielnie.
Dokładnie
w parę minut po wzejściu słońca pod pagórek zaczął się schodzić mały oddział
złożony z samych mężczyzn. Każdy z nich miał założoną na siebie zbroje Ō-yoroi,
a w rękach trzymali katany. Samurajów było około trzydziestu. Po chwili
dziewczyna usłyszała tętent kopyt. Już za chwilę zza osłony drzew na polane
wyjechał dowódca oddziału. Przegalopował na swym białym koniu przed wojowników i
zsiadł ze zwierzęcia. Wyjął katanę i uniósł ją do góry tak, że zalśniła w
blasku słońca. Odszedł kawałek od swego rumaka i ustawił się w pozycji bojowej.
Żołnierze obserwując go, uczynili to samo. Zaczęły się ćwiczenia. Powoli
wykonywali pozycje pokazane przez dowódcę. Widać było, że ci samurajowie są
już wykształconymi wojownikami.
Wszystkie ruchy mieczem wykonywali płynnie i z klasą. Dziewczyna obserwując ich
bardziej niż walkę widziała taniec. Każdy ich krok był niczym sunięcie po tafli
lodu. Wszystko sprawiało wrażenie niesamowitej lekkości. To było coś pięknego.
Po
chwili przystąpili do walk w parach. Krążyli wokół siebie niczym dzikie bestie
szukające dogodnego momentu do skoku. Już po chwili rozbrzmiał odgłos
uderzającej o siebie stali.
Dowódca
również walczył. Wszystkie jego ruchy były przemyślane. Każdy krok był pewny, a cięcie mieczem płynne i dokładne.
Zabójcze. W jego sposobie walki było coś pradawnego. Dziewczyna z
zafascynowaniem przyglądała się ruchom walczących. Łaknęła jeszcze więcej
dynamizmu, aby walka stała się żywsza, pełniejsza. Po chwili jej pragnienie
zostało spełnione. Dowódca niczym pantera rzucił się na żołnierza, który starał
się mu nie ustępować. Po chwili inni samurajowie przerwali walkę, aby z zainteresowaniem śledzić pojedynek,
który każdy znający się na sztuce walki nazwałby pięknym. Dziewczyna wiedziała,
że dowódca wygra. Widziała determinacje, ale i zmęczenie na twarzy drugiego
żołnierza, który z każdym parowanym ciosem słabł. Natomiast dowódca był
niewzruszony jak skała. Spokojny i cierpliwy, wypatrujący czułego punku
przeciwnika. Paradoksalnie był również lekki jak piórko w swych ruchach. Nie
spinał się, wszystko robił luźno, ale nie od niechcenia. Każde cięcie miecza
było precyzyjne i dopracowane. Tworzyło to jego obraz jako świetnego wojownika.
Dziewczyna zauważyła, że silniejszy dowódca męczy swego przeciwnika, który w
pewnym momencie ledwo unosił miecz. Sprawnym ruchem doświadczony samuraj
wytrącił broń z ręki osłabionego, mocno raniąc jego dłoń. Ten syknął z bólu,
jednak po chwili uspokoił się i razem z dowódcą przystąpili do rytualnego
pokłonu po walce.
Dziewczyna jeszcze przez moment
obserwowała jak drugi wojownik beznamiętnie obwiązuje sobie dłoń szmatą, robiąc
prowizoryczny opatrunek. Widziała spokój na jego twarzy, brak emocji. Samurajom
nie wolno było okazywać bólu. Nie mogli również czuć strachu przed śmiercią.
Mieli być gotowi do poświęcenia. Wpajano to od pierwszego dnia nauki. Musieli
być twardzi i opanowani. Strach burzy spokój, a gdy nie ma spokoju nie ma też
logicznego myślenia, a chłodna kalkulacja jest podstawą do bycia dobrym
samurajem.
Po chwili dziewczyna usłyszała
szelest trawy. Uczono ją stałej czujności, więc zawsze miała oczy i uszy
szeroko otwarte. Odwróciła się i zobaczyła swojego nauczyciela.
Mitsuya był niskim, krępym
starcem o przyjaznym uśmiechu. Ubrał się w granatowe kimono i przepasał się
srebrnym, ozdobnym pasem. Swoimi zielonymi oczyma wnikliwie wpatrywał się w
dziewczynę, która pod tym spojrzeniem lekko się zarumieniła. Nauczyciel
podszedł do niej, a ona wstała i ukłoniła się na przywitanie. On również lekko
skinął głową.
— Znów tu przyszłaś... — rozpoczął rozmowę sensei z lekką przyganą w
głosie.
— Jak zwykle. Lubię oglądać
wschody słońca... — odrzekła lekko
speszona dziewczyna, wzruszając ramionami i odwracając swój wzrok.
Sensei zauważył zawstydzenie
dziewczyny, więc postanowił na chwilę zmienić temat, aby rozluźnić atmosferę.
Mężczyzna spojrzał więc w dal, ku pomarańczowemu niebu i odrzekł:
— To bardzo kształcące. Wiesz, że
z każdym wschodem słońca...
— … zaczyna się nowy etap w
naszym życiu — dokończyła dziewczyna, przerywając swojemu nauczycielowi i
wywracając oczyma. Westchnęła i kontynuowała swoją wypowiedź — Tak wiem.
Powtarzasz to ciągle Mitsuya-sensei.
— Niektóre prawdy trzeba powtarzać, abyście wy
młodzi je zapamiętali — starzec uśmiechnął się promiennie.
—
Jaka w tym prawda? Wschód zaczyna tylko jeden zwyczajny dzień — mruknęła.
—
Są różne wchody i różne dni —
odparł rozbawiony sensei.
—
No i co to niby ma znaczyć? —
spytała lekko skołowana dziewczyna.
—
Na tym polega problem tego świata – wszystko jest zbyt realne. Ty jako
samuraj powinnaś otworzyć umysł, a nie zamykać go rzeczywistością. Powinnaś patrzyć
dalej, poza zwykłe granice — powiedział poważnie, widocznie niezadowolony z jej
odpowiedzi.
— Wiem, ale chyba nie potrafię...
— westchnęła smutno.
Nauczyciel skinął parę razy
głową.
— Zastanów się nad wchodem. Jeśli
zrozumiesz to daj mi znać — odparł, zachęcając ją do rozmyślań,
—
Oczywiście Mitsuya-sesei — stwierdziła dziewczyna, posyłając uśmiech w
jego stronę.
—
A i jeszcze jedno Aiko – już o tym rozmawialiśmy, ale... — Mitsuya
wskazał ręką w stronę trenujących.
—
Wiem, wiem. Ale chyba nie robię nic złego, przyglądając się mu, prawda?
— szepnęła dziewczyna kątem okiem zerkając na mężczyzn.
— Robisz. Dekoncentrujesz się, stwarzasz
więź z doczesnością. To może Cię zgubić... — westchnął zmartwiony nauczyciel.
—
Ale samurajowie przecież zakładają rodzinny... — próbowała się
wytłumaczyć dziewczyna.
— Czyli ty próbujesz zostać jego
żoną? — sensei spojrzał figlarnie na
dziewczynę.
—
Nie, nie! Chodziło mi tylko...
—
Rozumiem — przerwał jej spokojnie Mitsuya. — Pamiętaj jednak, że to twój
dowódca. Powinnaś traktować go z szacunkiem i nie spoufalać się z nim. Poza tym
Soichiro-sama jest od ciebie dużo starszy.
—
Zdaje sobie z tego sprawę. Mtisuya- sensei wiesz, że ja go po prostu
podziwiam ze względu na jego umiejętności i żadne inne aspekty nie wchodzą w
grę...
On patrzył na nią przez chwilę.
Gdy ona myślała, że za chwilę usłyszy dość długie kazanie na temat swej
nieodpowiedzialności, starzec uśmiechnął się jedynie tajemniczo i rzekł tylko:
— Pamiętaj o wchodzie...
Skinął głową na pożegnanie i
zostawił oniemiałą dziewczynę samą. Ta przez chwile wpatrywała się
w jego plecy póki nie zniknął w
gąszczu drzew. Dziewczyna tylko pokiwała głową nic nie rozumiejąc. Mitsuya
zawsze ją zaskakiwał...
Aiko zmarszczyła brwi i odwróciła
się w stronę ćwiczących. Tylko, że ich tam nie było. A jeśli ich tam nie było
to znaczy, że wrócili do koszar. A jeśli wrócili do koszar... Dziewczyna
zrobiła przerażoną minę
i pędem rzuciła się w stronę lasu. Biegła ile
miała sił w nogach, aby tylko zdążyć przed samurajami. Wiedziała bowiem, że
karą za spóźnienie się jest pięćset pompek i zmywanie garów po prawie czterystu
osobach. Nie były to jej ulubione czynności. Aiko w pędzie potknęła się o
wystającą gałąź. Szybko jednak odzyskała równowagę i ruszyła dalej, aby tylko
wejść na śniadanie na czas. Dziewczyna pomyślała, że takie poranne, rześkie
powietrze idealnie nadaje się na taką rozgrzewkę. Uśmiechnęła się na tą myśl.
Po chwili zza drzew zobaczyła koszary. Piękne,
białe budynki o złotych, spadzistych dachach wspaniale się prezentowały. Dumnie
powiewająca czerwona flaga z wizerunkiem lecącego smoka, świadczyła
o przynależności do jednej z
czterech Rengō.
Podział tych grup został ustalony
bardzo dawno temu. Przodkowie ustalili rozdzielenie poszczególnych rodowodów na
cztery Smocze Koalicje: Niebieską, Białą, Czerwoną i Zieloną. Wzięły się one od
żywiołów: wody, powietrza, ognia i ziemi. Oprócz tego była jeszcze piąta grupa
– Złota. Było to oznaczenie cesarza i jego dworu. Jako piąta grupa
reprezentowali ostatni Krąg Gorin-no Sho – Krąg Pustki. Wszystkie Rengō miały
się uzupełniać. Niestety stało się inaczej. Nieraz zdarzały się wojny domowe
przez chęć dominacji którejś z tych grup nad pozostałymi. Jednak od prawie
trzystu lat ich ojczyzna nie zaznała wojny, a życie toczyło się spokojnie.
Wszystko było w porządku, aż do ostatniego miesiąca, dopóki Wiatr nie zakłócił
równowagi. Biała koalicja, reprezentująca Krąg Wiatru postanowiła przejąć
władze w państwie zabijając cesarza i porywając jego dzieci. Ich plan udał się,
jednak nie wzięli pod uwagę buntu innych Rengō. Nikt z Wietrznych wojowników
nie zdołał zasiąść na tronie, gdyż dwie grupy wystąpiły przeciwko - Ognia i Ziemi.
Czerwoni byli blisko z rodziną cesarską i zamordowanie władcy było dla nich
niczym strata kogoś z grupy. Poprzysięgli więc zemstę na mordercy. Natomiast Zieloni
byli strażnikami prawa. Królobójstwo było dla nich tak rażącą zbrodnią, że gdy
tylko się dowiedzieli o tym strasznym czynie od razu wypowiedzieli wojnę
Białym. Jedynie Niebiescy pozostali bezstronni.
Jutro ludzie z tych koszar mieli
wyjechać, aby pomóc walczyć. Dziewczyna, wchodząc przez bramę, zaczęła
rozmyślać nad wojną. Bała się, że zginie. Wiedziała, że nie powinna czuć lęku
przed śmiercią, ale to było silniejsze od niej. Nie chciała ginąć. Bała się również
śmierci jeszcze jednej, drogiej jej osoby. Nie przeżyłaby, gdyby coś mu się
stało. Wolałaby raczej poświęcić siebie, niżby on miał cierpieć...
Nagle na kogoś wpadła. Zachwiała
się i próbując zachować równowagę, cofnęła się o krok. Podniosła wzrok na poszkodowanego
samuraja. Tym kimś był niejaki Soichiro-sama. Dziewczyna wybałuszyła oczy z
przerażenia. Dowódca miał zmarszczone brwi i usta wykrzywione w grymasie
niezadowolenia.
— Przepraszam Soichiro-sama! Śpieszyłam się na śniadanie i
dodatkowo zamyśliłam się. Proszę
o wybaczenie —
zażenowana Aiko skłoniła się przed dowódcą.
Mina samuraja złagodniała, stał
się jakby obojętny w stosunku do całej sytuacji. Dowódca odkłonił się
z gracją i rzekł:
— Uważaj na przyszłość. Jako
samuraj powinnaś zachowywać większą czujność. Gdyby nie wojna dostałabyś do
robienia pięćset pompek codziennie przez najbliższy tydzień. Nie mam jednak
czasu na zajmowanie się takimi bzdetami jak dopilnowywanie kar niezdarnej
dziewczyny.
— Przepraszam Soichiro-sama.
Dziękuje za twą łaskawość i obiecuje poprawę.
Mężczyzna gestem dłoni wskazał by pierwsza
weszła przez drzwi do jadalni. Dziewczyna jeszcze raz ukłoniła się i speszona
prędziutko odbiegła, zajmując miejsce przy stole tuż obok swych przyjaciół.
Jadalnia była przestronnym pomieszczeniem.
Znajdowały się tu trzy duże stoły, przy których mieściło się około czterysta
osób. Na przeciwko wejścia, po drugiej stronie stał jeszcze jeden długi stół,
przy którym siadali nauczyciele, dowódcy i inne ważne osobistości. W centralnym
punkcie swe miejsce miał Soichiro-sama. Dziewczyna przez chwile przyglądała się
mu.
Nagle zielonooka dziewczyna o
ciemnobrązowych, prawie czarnych włosach, której na imię było Juri, trąciła
Aiko, aby się do niej odwróciła i spytała szeptem:
— O czym tam gawędziłaś ze swoim
Soichiro-sama?
— Niechcący na niego wpadłam.
Powiedz mi czemu ja zawsze muszę przed nim wychodzić na jakąś głupią? —
przygnębiona Aiko zasłoniła twarz dłońmi . Dopiero po krótkiej chwili dodała
— Poza tym Soichiro nie jest mój.
Juri zaśmiała się dźwięcznie.
— Jeszcze nie jest twój —
poprawiła przyjaciółkę.
Tym razem to na twarz Aiko
wpłynął uśmiech.
— Oj przestań. Wiesz, że ja go po
prostu bardzo cenie i to tyle. Naprawdę.
— Oczywiście — powiedziała
poważnie Juri, ale jej mina wyraźnie wskazywała na to, że myśli w ogóle co
innego.
Dziewczyna puściła jeszcze oczko
do Aiko i odwróciła się do Kiyoshi.
—
Wiesz, że Aiko ma chłopaka? — powiedziała cicho do chłopaka.
— Że co proszę?! — Kiyoshi o mało się nie zakrztusił. — Kto był
tak zdesperowany?
Aiko zgromiła chłopaka wzrokiem.
—
Nasz drogi dowódca — powiedziała Juri, bawiąc się swoimi włosami.
—
Aaa... No tak. Ale ten to już od dawna...
—
Możecie przestać?! To nie jest śmieszne! — warknęła czerwona ze złości Aiko, uderzając
ręką
o stół.
Dwójka pozostałych samurajów na
chwile zamilkła, zaskoczona reakcją koleżanki.
— Nie denerwuj się. Wiesz, że my
tylko żartujemy. Przepraszam jeśli Cię uraziłam — Juri ukłoniła się delikatnie w stronę
koleżanki.
— I mi wybacz nietakt — dodał Kiyoshi, również się ukłoniwszy.
Aiko machnęła ręką i lekko się
zarumieniła, zawstydzona nagłym wybuchem gniewu.
— To mi wybaczcie, bo nie
powinnam się złościć. Wiem, że nie mieliście nic złego na myśli. Po prostu
denerwuję się jutrem — dziewczyna
odkłoniła się swoim przyjaciołom.
Nagle usłyszeli gong
oznajmiający, że wszyscy są już w jadalni. Rozmowy ucichły. Dowódca podniósł
się ze swojego miejsca. Wszyscy skupili na nim swój wzrok.
— Witam was tego pięknego dnia
— zaczął powoli przemowę. — Jak wiecie jutro ruszamy, aby wspomóc naszych
na wojnie. Dlatego też dzisiaj wszystkie zajęcia są odwołane. Macie czas dla
siebie. Powinniście się przygotować do drogi co oznacza spakowanie się i
skompletowanie uzbrojenia. Proszę tego nie zbagatelizować! Oprócz tego macie możliwość
indywidualnego treningu. Oczywiście jak ktoś chce może również spędzić czas w
gronie przyjaciół. To już zależy od waszych potrzeb... Z mojej strony to tyle.
Możemy zacząć śniadanie.
Dowódca usiadł i już po chwili
wszyscy wrócili do wcześniejszych rozmów.
— Twój kochany jak zwykle
głodny... — stwierdziła złośliwie Juri, zapominając
o wcześniejszych przeprosinach, co doprowadzało Aiko do szewskiej pasji.
— To może teraz pogadamy o twoim
chłopaku? — spytała niewinnie
dziewczyna.
Juri zbladła.
—
Może jednak nie — mruknęła wystraszona.
—
Juri ma chłopaka? — ciągnął temat
z wyraźną ciekawością Kiyoshi, zajadając się przy tym dango.
— Nie mam — odparła szybko dziewczyna.
—
Jeszcze — dodała Aiko wskazując
na nią pałeczką do ryżu.
—
Skończmy temat — mruknęła
niezadowolona Juri.
— A może Kiyoshi chciałby się
dowiedzieć kto...
— Dość! — powiedziała dziewczyna,
tym razem podnosząc głos.
Aiko przybrała triumfalny wyraz
twarzy.
— A widzisz jak to jest?
— Ale ty mówisz o mężczyźnie,
którego kocham... — stwierdziła Juri
—
Ty też. To znaczy... — Aiko zasłoniła dłonią usta.
— Słyszałeś Kiyoshi? Przyznała
się! — Tym razem Juri uśmiechnęła się
zwycięsko.
—
Słyszałem, słyszałem. Nie musiała mi tego mówić, bo to było od dawna
widać. Wiesz, zawsze się na niego wpatruje na jadalni...
—
Na treningach... — dodała Juri.
— Podczas pokazowych walk...
— Podczas apeli...
—
Czy wy myślicie, że ja was nie słyszę? — mruknęła Aiko, wkładając sobie
do ust porcje ryżu.
—
Ależ zdajemy sobie z tego sprawę — powiedział poważnie chłopak.
—
I dzięki temu jest jeszcze bardziej zabawnie — zaśmiała się Juri.
Aiko prychnęła.
— Świetnie. Ja chyba podziękuje
za śniadanie i zamówię sobie całodzienny indywidualny trening...
— Ze swoim Soichiro? — dopytała Juri, przybierając niewinny wyraz
twarzy.
— Zamilcz na wieki! — Aiko mimo zdenerwowanie na przyjaciółkę nie
umiała się nie śmiać z jej docinek. —
Ale tak naprawę to powinnam już iść, bo muszę przygotować sobie miecz.
Juri i Kiyoshi skinęli na zgodę
głowami.
Aiko dolała do miski zielonej
herbaty i dopiła, pozostałą na dnie resztkę ryżu. Następnie dziewczyna
podniosła się z miejsca, ukłoniła się w stronę przyjaciół i stołu
nauczycielskiego, a następnie wyszła
z jadalni.
Powietrze na zewnątrz nadal było
rześkie. Aiko spojrzała na niebo i, przymknąwszy oczy, zwróciła twarz ku
słońcu. Przez chwile rozkoszowała się naturalnym ciepłem bijącym od gwiazdy.
Po chwili ruszyła przez
dziedziniec do budynku mieszkalnego. Szybko przeszła przez drzwi i wąski
korytarz, aby dojść do swojego pokoju.
Jej osobiste lokum było małe, acz
przytulne. Ściany pomalowane zostały na biało, a podłogę wykonano
z bambusa. W rogu stało łóżko, a przed nim
znajdowała się szafa. Po drugiej stronie ustawione zostało niewielkie biurko i
biblioteczka. Pomiędzy łóżkiem, a biurkiem było okno. Oprócz tych mebli w
pokoju porozwieszano różne ozdoby i pamiątki. Nad biurkiem umieszczony został
czerwony pas
z wyhaftowanym złotym smokiem.
Ponad ramą drzwi powieszono ozdobną szable.
Aiko weszła do pokoju i
przysiadła na moment na łóżku. Przez moment zbierała myśli, a po chwili wstała
i zaczęła się pakować. Otwarła szafę i wyciągnęła duży worek. Zaczęła wybierać
najwygodniejsze ubrania. Po krótkiej chwili namysłu zdecydowała się na trzy
jedwabne, czerwone kimona i jedno pomarańczowe, parę spodni hakama, trzy
kamizelki kamishimo oraz japonki. Dodatkowo zabrała pięć jedwabnych pasów.
Przez chwile, zamyślona, wpatrywała się w spakowane rzeczy. Wróciwszy do
rzeczywistości, z głębi swojej szafy wyjęła skrywany od dawna tessen. Wachlarz
ten wysłała jej matka, na siedemnaste urodziny, czyli prawie rok temu. Aiko
traktowała go jak skarb, ponieważ był bardzo wartościowy. Rodzice musieli
bardzo jej zaufać, gdyż ofiarowany przedmiot był własnością ich przodków. Aiko
schowała tessen do worka, a następnie związała pakunek sznurkiem.
Chwile potem wstała i wyciągnęła
z szafy elementy zbroi, które zaczęła zakładać, okrywając nimi całe ciało. Po
chwili miała na sobie całą Ō-yoroi.
Później wyjęła z szafy katanę i
krótki miecz wakizashi. Przysiadła na łóżku i wyciągnęła broń z pochew,
a następnie poczęła ją ostrzyć
specjalnym kamieniem.
Nagle usłyszała pukanie.
— Proszę!
Do pokoju weszła Juri.
— Nie przeszkadzam?— spytała.
— Nie, ależ skąd! Wchodź! —
powiedziała Aiko, przesuwając kamieniem po ostrzu.
Dziewczyna przymknęła drzwi i
podeszła do biurka, wysuwając spod niego mały taboret. Siadła na nim
i przez chwile, w milczeniu, przypatrywała się
pracy przyjaciółki.
— Masz do mnie jakąś sprawę? —
spytała Aiko.
—
Tak — odpowiedziała cicho Juri.— Chciałam cię prosić być nie mówiła
Kiyoshi, że on mi się podoba.
Aiko przerwała prace i spojrzała
na koleżankę.
—
Nie miałam takiego zamiaru.
— O mało tego dzisiaj nie
zrobiłaś...
— Wybacz mi. Nie chciałam, żeby
tak to wyszło.
— Wiem, ale proszę Cię na
przyszłość. On by mnie nie pokochał, a ja nie chce cierpieć...
Dziwne bywają zrządzenia losu.
Nagle zza uchylonych drzwi wyszedł złotooki brunet, który najwyraźniej też miał
sprawę do młodej samuraj, mieszkającej w tym pokoju. Juri zauważając go,
momentalnie się skurczyła i odwróciła wzrok. Aiko nie wiedziała przez chwile co
robić. Widziała szok na twarzy chłopaka.
— Ja chciałem porozmawiać z Aiko
i niechcący podsłuchałem waszą rozmowę. To nie moja wina — powiedział szeptem, próbując się wytłumaczyć.
Nastała bardzo nieprzyjemna
chwila ciszy.
— No i co teraz? — zapytała, dopiero po upływie parunastu sekund,
Juri, hamując napływające do jej oczu łzy. —
Nie będziesz mnie już lubił? To też nie moja wina, że się w tobie
zakochałam!
Aiko przypatrywała się to jednemu
to drugiemu.
—
Juri, czy możemy porozmawiać na samotności? — spytał cicho Kiyoshi.
Dziewczyna zmarszczyła lekko
czoło i, zastanowiwszy się przez moment, skinęła głową na znak zgody.
Juri, odchodząc, ukłoniła się
jeszcze Aiko. To samo uczynił chłopak i po chwili odeszli, zamykając za sobą
drzwi.
Dziewczyna. zostawszy sama,
skończyła ostrzenie mieczy. Podeszła więc do szafy i wyciągnęła dwa Tantō, po
których również zaczęła przejeżdżać kamieniem. Nie było z tym dużo roboty, więc
po chwili ułożyła całą broń na blacie biurka. Do tych rzeczy dołożyła jeszcze
kyūjutsu wraz ze strzałami.
Przypatrując się rynsztunkowi,
wybrała katanę i wyszła na pole. Postanowiła bowiem chwile poćwiczyć.
Ustawiwszy się, w pozycji bojowej poczęła wykonywać najróżniejsze pozycje.
Ćwiczyła przez cały dzień opuszczając nawet obiad, gdyż na myśl zaczynały jej
przychodzić coraz to czarniejsze scenariusze. Gdy tylko jeden z nich się
pojawiał zaczynała trenować w taki sposób, aby mu zapobiec. Bała się bitwy tak
bardzo, że nie była w stanie nad tym strachem zapanować...
Po parunastu godzinach ćwiczeń
oczywiście z dłuższymi przerwami, gdyż nawet lepsi od niej nie byliby w stanie
tyle wytrzymać z bronią w ręku, zauważyła, że ktoś jej się przygląda. Był to
Mitsuya-sensei. Aiko przerwała trening. Otarła dłonią pot z czoła i ukłoniła
się na przywitanie. Nauczyciel odkłonił się jej i rzekł:
— Widzę, że trenujesz do bitwy — stwierdził.
—
Tak Mitsuya-sensei — szepnęła
dziewczyna.
— Czyżbyś się bała? — dopytywał.
—
Wiem, że nie powinnam, ale tak – boje się — wyznała cicho Aiko.
—
Odczuwasz strach przed śmiercią? —
spytał z troską sensei.
— Tak, ale nie do końca przed swoją. Boje się
o... — dziewczyna przerwała swoją
wypowiedź zaciskając usta w wąską linie.
— O Soichiro? — nauczyciel dokończył wypowiedź dziewczyny, a
ona niechętnie skinęła głową.
Mitshuya zamyślił się na chwile,
lecz jego milczenie nie trwało długo.
— Soichiro to dobry dowódca i
żołnierz. Myślę, że sobie spokojnie poradzi.— powiedział spokojnie i po chwili
rozbawiony dodał — Poza tym wiesz na pewno, że miłość zawsze zwycięża...
— Z tym się zgodzę Mitsuya-
sensei — odparła dziewczyna z delikatnym uśmiechem, kłaniając się mu.
— A więc przyznajesz, że go
kochasz?
— Tak — westchnęła cicho.
— Biedna, więc jesteś w swym
uczuciu.
— Wiem. On mnie nigdy nie
dostrzeże, ale cieszę się, że czuje do niego miłość, bo to mimo wszystko piękne
uczucie.
— Masz rację, ale pamiętaj, że
może być też zgubne. We wszystkim trzeba zachować równowagę.
— Ja zachowuje.
— Wiem — sensei spojrzał na
słońce. — Już pora na kolacje... Aiko czy mogę Cię o coś prosić?
—
Oczywiście sensei
— Uważaj na siebie. Nie podejmuj
pochopnych decyzji. Na wojnie każdy błąd kosztuje czyjeś życie.
— Wiem — szepnęła Aiko. —
Obiecuje uważać.
Mitsuya skinął głową, na znak, że
przyjął przysięgę dziewczyny .
— Chodźmy na kolacje — powiedział
starzec.
Aiko przejechała palcem po ostrzu
zostawiając na nim parę kropel krwi, a następnie włożyła katanę do pochwy.
Poszła do przebieralni przy placu treningowym, gdzie rozebrała się ze
zbroi. Postanowiła zostawić tu Ō-yoroi.
Wybiegła z powrotem na plac, a następnie ruszyła za swoim nauczycielem w stronę
jadalni. Zorientowała się, że wielogodzinny trening wzmógł uczucie głodu.
Niezjedzenie obiadu dodatkowo wpływało na ciche burczenie w brzuchu dziewczyny.
Aiko weszła szybko do jadalni i
skierowała się do swych przyjaciół. Zastanawiała się nad przebiegiem ich
samotnej rozmowy. Cicho usiadła obok Juri mając nadzieje, że ta zaraz jej
wszystko opowie. Zgodnie
z przewidywaniami Japonki,
dziewczyna odwróciła się w jej kierunku i szepnęła do ucha:
— Mam chłopaka!
Aiko uśmiechnęła się szeroko.
— Gratuluje wam!
Kiyoshi skinął głową i rzekł
poważnie:
— Jest czego.
Chłopak objął delikatnie Juri, która
na ten czuły gest ślicznie się zarumieniła.
W tym momencie, patrząc na nich,
Aiko strach chwycił za gardło. A jeśli któremuś z nich coś się stanie? Przecież
zbliża się wojna.
Rozmyślania dziewczyny przerwał
gong. Wszyscy umilkli na moment, bo dowódca wstał ze swego miejsca.
— Jutro każdy ma mieć osiodłanego
konia nim jeszcze wzejdzie słońce. Proszę byście byli w pełnym uzbrojeniu.
Jeśli chodzi o podział na mniejsze oddziały to będziemy jechać po trzydzieści
ludzi
w każdym. Zostaniecie pogrupowani
według wieku. Najmłodsi samurajowie czyli Ci co mają już szesnaście wiosen na
karku będą szli w środku potem w kolejności po obu stronach siedemnastolatkowie wraz z tymi
którzy ukończyli lat osiemnaście i tak dalej i tak dalej... Na początku i na
końcu będą szli najbardziej doświadczeni. Czy to jasne?
— Hai! — odpowiedziała chórem
grupa samurajów.
Dowódca siadł, a ludzie znów
zaczęli rozmawiać. Aiko wzięła zupę, którą zjadła bardzo szybko. Zjadła jeszcze
porcję ryżu, a następnie czekało na nią danie zwane tempura. Aby dopełnić ichiju-sansai
zjadła jeszcze aemono.
Po tak sytej kolacji miała ochotę
się położyć. Była zmęczona całodziennym treningiem. Dodatkowo i tak nie miała z
kim porozmawiać,bo z tego co widziała w trakcie posiłku to Juri i Kiyoshi byli
całkowicie zajęci sobą.
Aiko wstała od stołu ukłoniła się
swoim przyjaciołom i nauczycielom na pożegnanie, a następnie wyszła udając się
przebieralni gdzie zostawiła zbroje. Szybko zebrała tam poszczególne
elementy Ō-yoroi,
a później ruszyła w stronę swego
pokoju.
Gdy tylko tam się znalazła,
odłożyła katanę na biurko, a zbroje do szafy. Popatrzyła tęsknie na łóżko
jednak po chwili stwierdziła, że chce jeszcze pożegnać się z tym miejscem, gdyż
nie miała pewności, że tu wróci. Odwróciła się więc na pięcie i wyszła z
pokoju.
Przeszła wąskim korytarzem i
wyszła na dziedziniec.
Popatrzyła na wszystkie
zabudowania wokół. Wyszła właśnie z budynku mieszkalnego, a po drugiej stronie
od niego był budynek, w którym od ośmiu lat miała zajęcia i jadła posiłki. Tuż
obok niego, jakby w rogu znajdowały się właściwe koszary, plac treningowy i
skład broni. W centralnym punkcie,
ulokowany był mały pałac, w którym mieszkał dowódca i nauczyciele.
Dokładnie naprzeciw niego, po drugiej stronie dziedzińca, stały wrota. Całość
otoczona została grubym murem.
Aiko przeszła szybko przez plac i
wyszła bramą, a następnie skierowała się dróżką do jej ulubionego pagórka. Przechodząc przez las podeszła do miejsca, w
którym rosła dzika wiśnia. Dziewczyna pamiętała jakie było jej zdziwienie gdy
pierwszy raz zobaczyła drzewo. W środku zielonego lasu, cała obrośnięta
różowymi kwiatuszkami wiśnia robiła ogromne wrażenie. Wyglądało to szczególnie
pięknie przy zachodzie słońca gdy promienie przedzierające się przez gęstwinę
docierały do tego samotnego drzewka. Obraz ten był wprost magiczny.
Dziewczyna przedzierała się dalej
przez krzaki i pomiędzy gałęziami młodych drzew. Dotarła do małej rzeczki, w
której od parunastu lat, w lecie ochładzała się. Przykucnęła przy niej i
włożyła doń dłoń, pozwalając by zimna woda obmyła jej ją. Aiko westchnęła,
patrząc w tafle strumienia. Zagryzła dolną wargę i zamknęła na chwile oczy, a
gdy je otworzyła uroniła łzę, w której zamieszczony był cały strach Aiko,
wszystkie obawy dotyczące wojny, śmierci.
Wyjęła dłoń ze strumienia i,
otrzepawszy ją, wstała i ruszyła dalej. Przeszła przez zniszczoną, starą kładkę
,a następnie dalej przez las.
W czasie drogi dziewczyna zaczęła
rozmyślać nad swoją życiową sytuacją. Wiedziała, że już jutro wyrusza na wojnę
i nie ma żadnej pewności, że z niej wróci. Zdawała sobie też sprawę, że również
jej przyjaciołom grozi niebezpieczeństwo. Bała się, że może któreś z nich
stracić. To byłoby straszne szczególnie gdy udało im się zostać parą. Aiko
uśmiechnęła się na te myśl. Cieszyła się z ich szczęścia, ale odkryła w tym
wszystkim nieco goryczki. Wiedziała, że teraz to oni dla siebie będą
najważniejsi
i przez ostatni dzień przed bitwą będą
potrzebowali siebie i ona nie ma prawa się do tego wtrącać. Dodatkowo zdała
sobie sprawę, że ona jeszcze nigdy nie miała kogoś takiego z kim mogłaby
stworzyć związek, a później rodzinę. Aiko posmutniała gdyż na myśl od razu
przyszedł jej Soichiro. Wiedziała, że nigdy w życiu nie miałaby u niego szans.
Była w końcu tylko o dwadzieścia lat młodszą i tysiąc razy głupszą od niego dziewczyną.
On za to był dowódcą, miał pod sobą trzystu ludzi i był człowiekiem cenionym w
ich Rengō, jak i w całym kraju. Dodatkowo ludzie lubili go, mimo że bywał
nieraz oschły
i dość władczy. Miał też drugą stronę swojej
osobowości. Z tego co widziała Aiko, z ludźmi równymi sobie, żartował i śmiał
się. Nie robił tego zbyt często z oddziałem gdyż bał się stracić autorytet.
Pozwalał sobie na to jedynie, w kręgu w którym uczył, a Aiko nie należała do
niego. Pech chciał że trafiła na innego senseia. Nie miała, więc większego pola
manewru, aby z nim nawet zamienić słowo.
Zdarzyła się taka sytuacja jedynie raz przy
indywidualnym treningu. Soichiro miał wtedy bardzo dobry humor i to właściwie
od tego czasu dziewczyna zaczęła coś do niego czuć. Była wtedy bardzo osłabiona,
bo właśnie wyleczyła się z długotrwałej
choroby. Właściwie dlatego też miała dodatkowe zajęcia. Musiała bowiem nadrobić
to z czego została zwolniona. To był jej pierwszy trening z mieczem, po dość
długiej przerwie. Do dzisiejszego dnia pamiętała z jaką frustracjom podnosiła
miecz, aby wykonać kolejne nie wychodzące jej ćwiczenie. Była na to zbyt słaba,
zbyt wyczerpana. Nie zapomniała również łez przygnębienia i upokorzenia, kiedy
nie była w stanie sprostać najprostszym ćwiczeniom. Bała się zobaczyć pogardę w
oczach zupełnie obcego człowieka jakim był dla niej Soichiro, więc usiadła na
ziemi i zasłoniła twarz dłońmi. Spodziewała się, że zaraz wypomni jej to jaka
jest słaba w sensie fizycznym, jak i mentalnym, ale on zrobił kompletnie coś
innego. Podszedłszy do niej, przykucnął i położył swą dłoń na jej ramieniu. Ona
drgnęła lekko ze zdziwienia i, poniósłszy na niego wzrok, zobaczyła delikatny
uśmiech,
a w jego granatowych oczach
zrozumienie. Potem usłyszała od Soichiro słowa, które pamiętała do dziś.
Jedwabistym głosem rzekł bowiem: „ Gdyby istniał doskonały człowiek nie miał by
on się czym chwalić, jego życie byłoby proste i nieskalane pracą. Nikt nie jest
idealny, a dzięki temu gdy upadamy tworzymy sobie drogę do wzniesienia się. Im
niżej upadniemy, tym trudniejsza droga, ale gdy już ją pokonamy będziemy mieli
z tego wielką satysfakcje.” Po tych słowach pomógł jej wstać i podał jej do
ręki miecz. Ćwiczył z nią bardzo solidnie, ale nie tak aby się przeforsowała.
Dodatkowo w trakcie zajęć stwierdził, że radzi sobie całkiem nieźle jak na tak
długi czas bez treningów. Dodał też, że i jemu przydarzyła się podobna sytuacja
i wie jak ciężko to nadrobić. Ogółem rzecz biorąc to w czasie tych zajęć okazał
jej tak dużo zrozumienia, że dziewczyna była wręcz zdumiona taką empatią z jego
strony. Dodatkowo jego słowa pobudziły ja do działania i przypominając je sobie
na każdym treningu indywidualnym zdołała nadrobić zaległości.
Aiko doszła do pagórka.
Podszedłszy do krawędzi, usiadła i patrzyła na zachodzące słońce. Wiatr
rozwiewał jej włosy i ochładzał ciało po leśnym spacerze. Dziewczyna wdychała
powietrze, wyczuwając zapach zbóż i ziół, który ją uspokajał. Delikatnie
przygładziła trawę rosnącą wokół niej. Położyła się na ziemi i zamknęła oczy.
Wsłuchała się w szum wiatru, szelest liści w lesie. Uśmiechnęła się. Czuła
tutaj spokój. Jakby wszystkie problemy na chwile od niej odeszły. Jednak
wiedziała, że to nie będzie trwać wiecznie. Otworzyła oczy i spojrzała w
bezchmurne niebo. Zauważyła klucz ptaków gdzieś podróżujących. Dziewczyna
stwierdzała ,że chciałaby być taka jak one. Mieć skrzydła i po prostu odlecieć.
Zostawić za sobą wojnę i uciec. Wiedziała, że nie może tego jednak zrobić. Musi
zostać
z przyjaciółmi, z Soichiro.
Aiko wstała i cicho westchnęła.
Obiegła wzrokiem cały krajobraz rozciągający się z tego pagórka. Była tam
powiem wielka równina porośnięta jedynie trawą. Z tego miejsca dziewczyna
widziała również góry. Zachodzące słońce pięknie się z tym wszystkim
komponowało. Całość zapierała dech w piersiach.
Aiko odwróciła się i ruszyła w
stronę bramy, gdyż wiedziała, że niedługo ją zamkną. Tym razem drogę przez las
przebiegła truchtem w linii prostej, nie zatrzymując się. W stosunkowo krótkim
czasie pokonała tę trasę. Weszła przez bramę i udała się do budynku
mieszkalnego.
Zabierając ze swego pokoju
pidżamę i rzeczy niezbędne do mycia, poszła do łazienki i wzięła szybki
prysznic.
Następnie praktycznie od razu
położyła się do łóżka i dość szybko zmorzył ją sen. Wiedziała bowiem, że musi
być wypoczęta na drogę, która ją jutro czeka...
***
Następnego dnia Aiko obudziła się słysząc
odgłos gongu. Dziewczyna przeciągnęła się i podniosła się, przecierając oczy.
Ziewnęła głośno i tęsknie spojrzała na swoje łóżko. Wiedziała jednak, że
dzisiaj nie może pozwolić sobie na dosypianie. Otwarła szafę i szybko ubrała
się w czerwone kimono zdobione pomarańczowymi kwiatami oraz przepasała się
szerokim pasem. Ubrała japonki
i, wziąwszy odpowiednie
kosmetyki, poszła się umyć.
Skończywszy, wykonaną szybko
poranną toaletę, uczesała się jeszcze i pobiegła na śniadanie. Wybiegła na
dziedziniec i z rozkoszą chłonęła rześkie, poranne powietrze. Było jeszcze
ciemno.
Szybkim krokiem doszła do jadalni
i podeszła na swoje miejsce, ukłonem witając swoich, już przybyłych,
przyjaciół. Odkłonili jej się i Aiko usiadła obok Juri.
Dziewczyna zauważyła, że jej
przyjaciółka jest wpatrzona w Kiyoshi jak w obrazek. Chłopak również nie mógł
się oderwać od Juri. Aiko bawił ten widok.
— Witajcie gołąbeczki — odparła
figlarnie, zwracając na siebie ich uwagę.
— Cześć — odparł Kiyoshi.
—
Czy ja wyglądam na ptaka? — spytała w tym samym czasie Juri.
—
Oj będziesz miał z niż ciężkie życie Kiyoshi — powiedziała Aiko, przewracając oczyma.
—
Dla niego jestem miła i grzeczna. Prawda? — powiedziała dziewczyna,
zwracając się w stronę chłopaka.
— Czasem Ci się zdarzy... — odparł samuraj szczerząc zęby w uśmiechu.
Aiko parsknęła śmiechem widząc zbulwersowaną
odpowiedzią chłopaka Juri.
— Grabisz sobie grabisz — powiedziała do swojego ukochanego, udając
obrazę.
—
Oj, Juri. Przecież wiesz, że Cię kocham — odparł ze skruchą.
—
Wiem, ale to nie oznacza, że możesz sobie tak pozwalać. Należy mi się
szacunek! — odparła, śmiejąc się, Juri.
Gong przerwał ich rozmowę.
Soichiro wstał i rozpoczął
treścią informacji na temat organizacji dnia.
— Witajcie! Przed podróżą zjemy
krótkie śniadanie, a następnie osiodłamy konie i ruszymy. Będziemy jechać około
dziesięciu godzin, aby połączyć się z paroma innymi oddziałami. Na jutrzejszy
poranek zaplanowana jest bitwa, ponieważ zbliżają się wojownicy wiatru. Naszym
zadaniem jest ochronić ten teren przed nimi. Następnie, wraz zresztą wojska,
ruszymy do głównego członu armii. To tyle. Smacznego!
Dowódca usiadł, a ludzi zaczęli
nakładać sobie jedzenie. Aiko wzięła sobie pięć rożnych potraw,
w których obowiązkowo znalazł się
ryż i zupa. Pochłonęła to jak najszybciej, ponieważ chciała uniknąć tłoku w
stajniach.
Po posiłku zerwała się z miejsca
i pobiegła po swoje rzeczy do pokoju. Szybko ubrała się w zbroje. Zabrała ze
sobą całą broń i tobołek ze spakowanymi ubraniami.
Chwilę później znalazła się w
stajniach będących tuż za placem treningowym. Podeszła do swojego konia.
Zwierzę miało kare umaszczenie i białą łatę ciągnącą się wzdłuż pyska. Aiko
osiodłała go szybko
i przywiązała swój tobołek oraz
namiot, który zabrała z przechowalni tuż przy stajni. Następnie wsiadła na
konia i wyjechała ze stajni.
— Widzisz Shuzo? Jedziemy na
wojnę — powiedziała do zwierzęcia,
klepiąc je lekko po szyi.
Ludzie powoli zaczynali wyjeżdżać
z stajni. Dowódca grupował wojowników według wcześniejszych ustaleń. Aiko stała
w rzędzie wraz z Juri i Kiyoshi.
Gdy odział był gotowy, ruszyli.
Wyjechali za bramę zostawiając w koszarach starszych nauczycieli. Mitsuya
skłonił się lekko na pożegnanie w stronę Aiko, nim zniknęła za bramą. Dziewczyna
również skinęła głową i uśmiechnęła się do niego lekko. Następnie zwróciła swą
twarz ku przodowi.
Jechali dość szybko. Spowolniały
ich jedynie wozy z zapasami.
Aiko wiedziała, że będą musieli
przejechać przesmykiem biegnącym pomiędzy górami. To długa droga, ale
przyjemna. Dziewczyna lubiła jeździć konno, szczególnie poza granicami koszar,
gdyż czuła się swobodnie. Od parunastu lat prawie cały czas siedziała w obrębie
miejsca, w którym trenowała, aby stać się samurajem i zaczęło to ją powoli
nudzić, więc dlatego każda podróż była jakąś odmianą w jej dość monotonnym
życiu.
Na razie jechali przez las,
jednak już po paru minutach ich oczom ukazała się wielka, trawiasta równina,
którą mieli podróżować aż do przesmyku.
Aiko spojrzała na swoich
przyjaciół. Oboje byli zamyśleni i dość spięci. Dziewczyna posłała delikatny
uśmiech w stronę Juri. Ta jedynie wykrzywiła kąciki ust tak, że wyglądało to
bardziej jak grymas.
Aiko westchnęła. Wiedziała, że
jej przyjaciółka się denerwuje. Nie mogli w końcu przewidzieć, jak skończy się
bitwa i kto zginie. Świadomość tego, iż ktoś może zginąć, była przytłaczająca.
Myśli Japonki powędrowały do
Soichiro. Widziała go z przodu kolumny, dumnie jadącego na swym białym koniu.
Dziewczyna przypatrywał się mu z podziwem. Wydawało jej się, że on robi
wszystko idealnie. Nawet teraz, podczas jazdy, miała wrażenie, że to on
najlepiej prowadzi konia. Mimo dość szybkiego kłusa, był idealnie wyprostowany,
a wbrew ciężkiej zbroi, na siodło opadał z zadziwiającą lekkością.
Aiko patrzyła na Soichiro, jak
zaczarowana. Dopiero po chwili zorientowała się, że Juri przypatruje jej się z
głupim uśmiechem na twarzy, wyraźnie powstrzymując wybuch śmiechu. Dziewczyna
łypnęła na nią groźnie wzrokiem, a Juri podniosła tylko ręce w geście poddania.
Oczywiście, robiąc to, o mało nie spadła z konia, tracąc równowagę, co z kolei
bardzo rozbawiło Aiko. Juri pokazała śmiejącej się koleżance język i odwróciła
się, udając obrazę. Aiko pokręciła jedynie głową i westchnęła.
Przez chwilę bezmyślnie jechała
konno, nie zwracając na nic uwagi, ani nie zajmując się specjalnie głębszymi
rozważaniami. Im większy dystans pokonywali to droga stawała się nudniejsza i
żmudniejsza.
Aiko cieszyła się przynajmniej,
że pogoda dopisała. Dzięki Słońcu, świecącemu jasno na bezchmurnym niebie oraz
dzięki świszczącemu wiatrowi, nie było zbyt gorąco ani zbyt zimno.
— Boicie się bitwy? — spytał nagle ni stąd, ni zowąd Kiyoshi.
— Oczywiście, że tak — powiedziała Juri.
— Każdy się chyba boi — szepnęła
Aiko.
— Nie chce żeby któraś z was
zginęła — stwierdził cicho chłopak.
— Ja nie biorę innej możliwości
pod uwagę. Musimy przeżyć — odparła jego dziewczyna.
— Jednak nie wiadomo, jak nasze
losy się potoczą — dodała smutno Aiko.
Po tych słowach nastała cisza.
Trójka przyjaciół pogrążyła się we własnych myślach.
Dziewczyna spojrzała na swoich
przyjaciół.
Juri była dziewczyną o średnim
wzroście, dość szczupłą i raczej ładną, ale nie pięknością. Jej brązowe włosy
ukryte były teraz pod metalowym hełmem, a zielone, wąskie oczy patrzyły się w
da,l jakby szukając odpowiedzi na ciąg przyszłych wydarzeń. Wydane usta były
mocno zaciśnięte – Juri zawsze tak robiła, jak się denerwowała. Aiko kochała ją
jak siostrę. Ceniła jej poczucie humoru i optymizm, ale
w równym stopniu irytująca była
nachalność, wścibskość i impulsywność przyjaciółki.
Aiko skierowała swój wzrok na
Kiyoshi. Był przystojnym chłopakiem o bladej cerze i czarnych włosach, które
wpadały mu do oczu. Muskuły oraz postawa sprawiały, że prezentował się bardzo
dobrze. Czarne oczy dodawały mu tajemniczości, a kąciki ust zawsze uniesione do
góry określały go jako kogoś sympatycznego. Ludzie lubili tego chłopaka. Aiko
ceniła w nim opanowanie, stanowczość, ale również dość specyficzny humor.
Japonka stwierdziła, że jej
przyjaciele doskonale się dopełniają. Stwierdziła również, że życie bez nich nie miało by sensu. Tak na
prawdę to od dziesięciu lat była z nimi
przez cały czas. To oni byli jej podporą w trudnych chwilach i śmiali się wraz
z nią w tych lepszych. Każdego dnia odczuwała ich bliskość i była za nią
wdzięczna. W tym momencie ich relacje były czymś więcej niż przyjaźń. Połączyła
ich pewnego rodzaju więź braterska. Natomiast Juri i Kiyoshi byli parą, o
której Aiko spokojnie mogła powiedzieć, że przetrwa bieg czasu i próby, które
on przyniesie.
Aiko nie była w stanie myśleć o
ich stracie. To byłoby zbyt bolesne.
Powoli docierali do przesmyku. Jadąc
cały czas kłusem, dość szybko pokonywali drogę. Aiko nawet nie zaważyła tego,
że przejechali już ponad połowę trasy.
Dotarli do przełęczy. Aiko po raz
pierwszy miała okazje zobaczyć góry z tak bliska. Wydawały jej się piękne i
ogromne. Natura wytworzyła coś czego człowiek nie byłby w stanie sam wykonać.
Pięknie wyrzeźbione przez wiatr skały, wspaniale się prezentowały. Dziewczyna z
podziwem przyglądała się jaskinią, których było tu pełno. Wjeżdżając do
przełęczy czuła się jakby jechała pomiędzy dwoma wielkimi murami skalnymi.
Spojrzała do góry, przyglądając się roślinności, która mimo wszelkich utrudnień
zdołała wyrosnąć na prawie pionowej ścianie. Zadziwiające były, powyginane w
różnoraki sposób, drzewa, które szukały miejsca aby zaczepić się korzeniami.
Dziewczyna dostrzegła również kozicę, która bez przeszkód wędrowała po stromych
graniach. Dodatkowego piękna temu miejscu nadawało oświetlenie Słońca, które
powoli chyliło się ku zachodowi. Cała przestrzeń wokół prezentowała się
magicznie.
Aiko zauważyła, że jej
przyjaciele, jak i inni żołnierze, również przyglądają się krajobrazowi z
podziwem.
Jednak fascynacja minęła już po
pół godziny jazdy, gdyż podróż stawała się coraz bardziej męcząca i nużąca.
Przez prawie cały czas jechali w
milczeniu, gdyż wystarczający raban robiły wozy oraz jadące kłusem konie. Poza
tym przed, prawie dla wszystkich, pierwszą bitwą w życiu, nikt nie był zbytnio
rozmowny. Każdy zajął się swoimi myślami, bądź też refleksjami.
Aiko natomiast, zmęczona podróżą,
przymknęła oczy i poddała się jeździe. Nie mogła się doczekać, kiedy dojadą do
obozu. Każda minuta jej się dłużyła, a mięśnie coraz bardziej piekły. Nie była
przyzwyczajona do aż tak długiej konnej podróży. Pragnęła jak najszybciej
stąpać po ziemi na własnych nogach.
Wiedziała jednak, że trasa staję
się coraz krótsza i już niedługo będzie mogła odpocząć...
***
Dojechali do obozu i rozłożyli
namioty. Nastał już wieczór, więc rozniecano ogniska, przy których w małych
grupkach siadali żołnierze.
Aiko, Jui i Kiyoshi rozpalili
własne. Przykucnęli przy nim i ogrzewali ręce w chłodną jesienną noc. Juri
założyła kociołek, w którym gotowali swoją porcje ryżu.
Nałożyli sobie jedzenie na
drewniane miski i szybko zjedli, gdyż długa podróż wzmogła ich poczucie
głodu.
Następnie zaparzyli tradycyjnej
zielonej herbaty i już po chwili mogli cieszyć się gorącym naparem.
Aiko z lubością piła swoją porcje.
Taka herbata działała kojąco na jej obolałe mięśnie.
Okazało się, że zejście z konia
wcale nie pomogło, a tylko pogorszyło sprawę. Każdy ruch był bolesny.
Nie tylko Aiko odczuwała w ten
sposób podróż. Juri i Kiyoshi również wykrzywiali twarz w grymasie, kiedy
musieli się ruszać z miejsca.
Byli już tak zmęczeni, że nawet
nie podejmowali rozmowy. Każde z nich myślało tylko o tym, aby się położyć i
zasnąć. Tak więc od razu po kolacji udali się na spoczynek.
Aiko weszła do swojego namiotu i
praktycznie od razu się położyła. Dość szybko zapadła w głęboki sen.
***
Soichiro powolnym krokiem ruszył
do namiotu wojskowego. Był już zmęczony podróżą i dodatkowo myślami, które
przygniatały go psychicznie. Co prawda wiedział, że jutrzejsza bitwa będzie
raczej wygrana przez armie ognia, ale... Nie miał takiej pewności.
Wojna zawsze ciągnęła za sobą
ofiary. Soichiro bał się, że po walce zobaczy swój oddział zdziesiątkowany. W
większości w składzie armii dowodzonej przez niego byli młodzi ludzie. Nie
mieli żadnego doświadczenia. Mężczyzna nie okazywał tego, ale czuł się
odpowiedzialny za każdego żołnierza. Na swój sposób każdego z nich doceniał, mimo
że zachowywał dystans. Robił to ponieważ każdym zbytnim zbliżeniem mógł stracić
szacunek. Lubił pomagać samurajom w ich problemach, ale bał się okazywania
sympatii. Nie był surowym dowódcą, lecz wojownicy wiedzieli, że nie powinni
próbować się z nim spoufalać, gdyż kończyło się to fiaskiem. Soichiro nie miał w zamyśle tym pokazywać im swojej
wyższości, bądź pogardy do nich. Nie chciał jedynie, by oni zauważali jego
różne potknięcia. Nie znając go zbyt dobrze, nie mogli go też oceniać. Dzięki
temu nie tracił ich szacunku.
Oprócz zmartwień dotyczących
wojska, miał też rodowe. Ojciec ostrzegał go, że na polu bitwy spotka wroga, który
będzie pragnął zemsty. Soichiro znał historię konfliktu i wiedział, że ma się
czego bać. Mściwy wojownik jest jednym z największych zagrożeń. Pragnienie krwi
popycha go do walki. On, jako doświadczony samuraj, wiedział, kiedy należy być
ostrożnym, a kiedy nie zwracać na daną rzecz uwagi. Ta sprawa zdecydowanie
zaliczała się do tych pierwszych. Jeden głupi błąd może kosztować go życie...
Soichiro wszedł do dużego
namiotu, na którego szczycie powiewała czerwona flaga ze złotym smokiem. Zobaczył,
że dowódcy pozostałych pięciu oddziałów już są. Bitwą pokierować miał
najstarszy z nich – Hikaru. Natomiast Soichiro, Junichi, Isao, Seiji mieli
pełnić role doradców i ewentualnie koordynować działania poszczególnych
oddziałów.
Mężczyzna podszedł do stołu, na
którym rozłożona była mapa. Kawałkami czerwonych drewienek ukazano położenie
armii ognia, a białymi wiatru.
Soichiro przyjrzał się dokładnie.
Ich żołnierze ułożeni byli przy wyjściu z przełęczy dzięki czemu mieli lepszy
widok na dolinę. Dodatkowo wschodzące Słońce będzie świecić nieprzyjaciołom w
oczy co było kolejnym atutem. Poza tym
samurajowie znajdowali się w miejscu, które było wyższe niż poziom
doliny. Dawało to możliwość konnicy do rozpędzenia się i przeprowadzenia
skutecznego ataku.
Wiatr miał gorsze położenie
terytorialne. Wojownicy usytuowani byli niżej, pod Słońce i nie mieli tak
dobrego punktu obserwacji bitwy.
Soichiro skinął głową na znak, że
zapoznał się z mapą i mogą zaczynać naradę.
***
Obudzono ich jeszcze gdy było
ciemno.
Aiko wstała i powoli założyła na sobie
elementy zbroi. Wzięła daishō i małą sakiewkę do której schowała tessen, bukłak
z wodą oraz bandaże i parę olejków leczniczych. Dodatkowo włożyła do skrytek w
Ō-yoroi swoje dwa Tantō. Przez plecy przerzuciła kołczan i łuk, a następnie
wyszła z namiotu.
Zobaczyła, że jej przyjaciele też
już szykują się do bitwy. Widać było, że martwią się strasznie o siebie. Juri i
Kiyoshi musieli ze sobą rozmawiać, bo Aiko zobaczyła, że wracali
najprawdopodobniej ze spaceru po obozie. Dziewczyna ukłoniła się im, a
następnie poszła osiodłać swego konia. Po chwili Shuzo był gotowy.
Nagle Juri podeszła i podała
dziewczynie porcje ryżu z mięsem, którą mieli zjeść przed bitwą. Została ona
przekazana im od głównego kuchmistrza, który odpowiadał za żywienie
żołnierzy. Dziewczyna pochłonęła szybko
to co miała w misce, a następnie, wrzucając naczynie do namiotu, dosiadła konia
i ruszyła w kierunku swojego oddziału.
Tuż za nią kłusem jechali jej
przyjaciele, którzy ustawili się w szeregu obok niej.
— Powodzenia — szepnęła do nich
Aiko.
— Nawzajem — odparł cicho
Kiyoshi.
— Nie ważcie się zginąć, bo
będziecie mieli do czynienia ze mną! — podsumowała jedynie drżącym głosem Juri.
Usłyszeli gong.
Aiko zobaczyła Soichiro, który
wskazuje, aby ich oddział ruszył. Spięła konia i powoli zaczęła się rozpędzać,
aż do pełnego galopu. Patrzyła przed siebie i zobaczyła, zbliżających się do
nich samurajów wiatru. Wyjęła katanę i po chwili wzięła zamach. Poczuła opór
gdy jej miecz wbił się obcemu żołnierzowi w szyje, lecz dzięki sile rozpędu
katana przeszła na drugą stronę, zostawiając biedaka bez głowy. Galopujący koń
ciągnął za sobą martwego żołnierza, zostawiając krwawy ślad na trawie.
Aiko ruszyła dalej, w wir bitwy.
Cięła, zasłaniała się, walczyła o przetrwanie. Krwawa rzeź wyzwalała
w człowieku najgorsze instynkty.
Aiko chciała tylko wyjść żywo z całej jatki. Widziała trupy, po których po
prostu przejeżdżała, słysząc głośny chrupot i torowała sobie drogę mieczem.
Było jej nie dobrze gdy widziała,
że za jednym jej ruchem miecza, drugiemu człowiekowi odpadała urąbana kończyna
lub gdy ktoś ranny wił się w agonii na ziemi, zazwyczaj dobijany przez
galopujące konie.
Po chwili, znalazłszy się w
epicentrum walki, ruszyła na wolnego samuraja. Usłyszała odgłos metalu, gdy
zablokował jej cios. Następnie ciął, lecz Aiko zdołała zasłonić się i
przystąpić do szybkiego kontrataku. Raniła mężczyznę pod nieosłoniętą pachą, a
ten wypuścił broń z ręki. Aiko nie myśląc wzięła zamach i poderżnęła chłopakowi
gardło. Dopiero wtedy dziewczyna zorientowała się, że zabiła kogoś w podobnym
wieku do niej i pozbawiła go szansy na spełnienie swoich marzeń. Przeżyła szok
gdy spojrzała w jego rozszerzone oczy, bez życia. Przez chwilę zrobiło jej się
słabo i była wściekła na siebie, że musi zabijać. Czuła się jak zwierzę. Była
nic nie warta i pusta w środku. Po raz pierwszy w swym życiu patrzyła ofierze w
twarz...
Nie mogła sobie pozwolić na
dłuższe refleksje, bo w tym momencie zaatakował ją bardziej doświadczony
samuraj. Zablokowała pierwsze natarcie, ale z następnymi było gorzej.
Dziewczyna z trudem parowała jego ataki. Niestety w pewnym momencie popełniła
błąd i mężczyzna ranił ją w brzuch, przebijając zbroje. Aiko krzyknęła ze
zdziwienia i napływającej gwałtownej fali bólu. Mężczyzna podnosił miecz, by ją
dobić, ale ktoś posłał strzałę w jego kierunku. Dziewczyna zobaczyła jej grot
wychodzący z piersi mężczyzny. Oczy samuraja
gwałtownie się rozszerzyły, a on sam z jękiem upadł na ziemie. Przez
chwile miał atak mocnych drgawek, a spomiędzy jego warg wydobywała się piana.
Po chwili to ustało i z kącika ust pociekła mu strużka krwi.
Dziewczyna patrzyła na to z
odrazą. Śmierć napawała ją obrzydzeniem. Wpajano jej, że umrzeć na polu bitwy
to honor. Ona widziała tu jedynie dziesiątki trupów, które zostaną zapomniane,
a ich zmaltretowane ciała czas pogrzebie w ziemi. Czuła się podle, przykładając
rękę do tej rzezi...
Po chwili, ktoś następny na nią
natarł. Tym razem był to człowiek z jej poziomu, więc walka była dość
wyrównana. Wiedziała, że nie może popełnić błędu, szczególnie, że rana w
brzuchu bardzo jej doskwierała. Udało jej się jednak zapanować nad sytuacją.
Dodatkowym atutem było to, że niedaleko tego człowieka, walczyła jego znajoma,
której on co jakiś czas się przyglądał. Niestety przez zwykłe zagapienie nie
osłoniła się i zginęła. Wtedy on, będąc rozkojarzonym, opuścił broń, a Aiko
wykorzystała okazje, raniąc go w brzuch i najprawdopodobniej przebijając
żołądek. Uwolniony kwas spowodował natychmiastowy nokaut przeciwnika. Skurczył
się on w siodle i z powodu niewyobrażalnego bólu zwymiotował. Koń nie wiedząc
co się dzieje,zrzucił jeźdźca, który umarł, dławiąc się własnymi wymiocinami.
Aiko drgnęła, patrząc na
mężczyznę, lecz nie wywołało to w niej szoku, tak jak przy pierwszej z ofiar.
Czuła jedynie pustkę. Była przerażona, że zaczyna się przyzwyczajać do
zbijania. Chciała płakać, lecz wiedziała, że nie może. Musi być silna. Tego ją
uczono.
Spoglądając na leżącą w oddali
znajomą swojej ofiary, przypomniała sobie o swych przyjaciołach.
Aiko odszukała wzrokiem Juri.
Dziewczyna krwawiła z boku i ostatkiem sił osłaniała się przed o wiele lepszym
samurajem. Japonka postanowiła pomóc przyjaciółce i galopując, zamachnęła się
kataną
i z chrupotem odrąbała facetowi
głowę. Odwracając się, zobaczyła jedynie wystający z szyi kręgosłup.
Cieszyła się, że udało jej się
pomóc przyjaciółce, jednak miała następną ofiarę na sumieniu. Wiedziała, że nie
może tego powstrzymać. Albo zginie wiatr, albo ogień. Stawka była zbyt wysoka.
Aiko była szkolona, by być silną. Mimo trawiącego ją w środku bólu i
targających nią wyrzutów sumienia, wzięła się w garść
i poddała się walce. Ze łzami w
oczach spięła konia i pogalopowała dalej siekając mieczem gdzie popadnie,
słysząc odgłos metalu, bądź nieprzyjemny chrupot, albo czując gładkie przejście
miecza przez czyjąś skórę.
W wolnej sekundzie otarła pot z
czoła i przez chwilę rozglądała się po okolicy szukając następnego wojownika, z
którym będzie musiała walczyć...
***
Soichiro walczył zawzięcie z
jednym z wrogich samurajów. Był bardzo dobrym wojownikiem, więc uporał się z
nim dość szybko.
Jak na razie bitwa przebiegała w
miarę dobrze. Ogień miał znaczną przewagę nad wiatrem. Wszystko szło zgodnie z
planem...
W pewnym momencie Soichiro
zobaczył samuraja, który intensywnie się w niego wpatrywał. Wrogi wojownik ruszył powoli w jego kierunku
i zatrzymał się parę metrów od niego.
— Witaj... Soichiro — odparł,
wypowiadając to imię niczym coś paskudnego.
— Wiem kim jesteś — odpowiedział
jedynie samuraj na te słowa powitania, marszcząc złowrogo brwi.
— Ah, tak? — wojownik prychnął z
pogardą i udawanym zdziwieniem. — Wiesz też zapewne o moim dziadku.
— Wiem tylko tyle, że był miernym
żołnierzem — Soichiro wzruszył ramionami, zachowując spokój.
— Był wyśmienitym wojownikiem —
wycedził przez zęby ten drugi. — Za to nie był oszustem, tak jak twój.
— To boli, jak ktoś nie umie
przyznać się do porażki – o wiele łatwiej zarzucać komuś, że był nieuczciwy,
prawda? — zaoponował samuraj ognia.
Soichiro miał już dość tej
rozmowy. Jego przeciwnik najwidoczniej też, bo po słowach dowódcy czerwonych
zaatakował.
Samuraj zdołał zablokować ciecie
wojownika wiatru, a następnie zadać cios z prawej strony, które niestety
zostało sparowane. Żołnierz natarł na Soichiro jeszcze szybciej, tnąc od góry,
a następnie z boku, jednak nie udało się
mu ranić dowódcy, który zręcznie bronił się przed ciosami. Kontratak był
szybki, ale również nieskuteczny. Obaj wojownicy byli na równym poziomie, więc
walka była wyrównana. Wojownik wiatru był widocznie zawiedziony, że nie udało
mu się pokonać dowódcy tak szybko jak się spodziewał. Zadał więc serie
błyskawicznych ciosów. Cięcie z prawej. Z lewej. Z góry. Parokrotnie powtarzana
sekwencja uderzeń przyniosła jednak mierne skutki, gdyż Soichiro za każdym
razem stosował właściwą zasłonę. Teraz dowódca miał okazje wykazać się
umiejętnościami, gdy przeciwnik zmęczył się. Dowódca, jako wytrawny wojownik, od razu zauważył, że
broń przeciwnika jest lekko opuszczona. Wojownik wiatru nie był jednak w stanie
utrzymać miecza w dobrej pozycji, gdyż w ostatni atak włożył zbyt dużo siły, a teraz czuł, że jego ramie
omdlało, na skutek zadanych ciosów. Soichiro wykorzystał to, wprowadzając serie
silnych cięć, z którymi samuraj poradził sobie, ale zmęczyły go jeszcze
bardziej. Dodatkowo samuraj wiatru wycofywał się i widać, że tak naprawdę
bronił się ostatkiem sił. Dowódca postanowił przystąpić do końcówki i wykończyć
wroga.
Udałoby mu się to zapewne, gdyby
nie to, że zauważył nagłe poruszenie się swojego oddziału. Spostrzegł wrogi oddział
nacierający w miejscu, w którym nikt się ich nie spodziewał... Soichiro patrzył
z przerażeniem, jak przeciwnicy biorą jego
oddział w kleszcze.
Usłyszał gong sygnalizujący
odwrót, a następnie poczuł ból prawego ramienia. Zagapił się i wtedy przeciwnik zadał cios, przebijając
się przez zbroję i dotkliwie raniąc jego rękę. Soichiro jęknął z bólu, ale
udało mu się zablokować następny cios, który padł po chwili.
— Odwrót! — wydał rozkaz,
krzycząc jak najgłośniej dał rade, ledwo zasłaniając się przed mieczem
wojownika wiatru.
***
Aiko zauważyła zamieszanie w
armii. Po chwili do jej uszu dotarł dźwięk gongu. Zdziwiła się, bo jeszcze
przed chwilą ogień miał przewagę nad
siłami wiatru. Spróbowała zorientować się w sytuacji. Zamarła
z przerażenia, widząc nacierającą wrogą armie
z zupełnie niespodziewanego kierunku. Dotarło do niej, że za chwile zostaną otoczeni.
— Odwrót! — usłyszała głos swego
dowódcy.
Spięła konia i szykowała się do
ucieczki. Spojrzała jednak jeszcze w kierunku z którego usłyszała głos
Soichiro. Zamarła, gdy go zobaczyła. Przez chwilę nie wiedziała co robić.
Spojrzała w stronę uciekających, a następnie znów na dowódcę. Postanowiła co
zrobi. Zacisnęła usta i spięła konia. Następnie ruszyła, kompletnie nie myśląc
co robi.
Jej dowódca był ranny w rękę i
ledwo bronił się przed atakami. W pewnym momencie nie zdołał zablokować ciosu i
przeciwnik przejechał mieczem po jego brzuchu, dość głęboko wbijając ostrze.
Zorientowała się, że jeśli mu nie pomorze to on zginie. Nie miał szans wyjść z
tego cało. Z przerażeniem przypatrywała się słabnącym blokom swojego mistrza,
który resztkami sił utrzymywał się w siodle. Przeciwnik najwyraźniej również to
zauważył...
Dojechała do mężczyzny w tym
momencie, w którym przeciwnik ranił jego
konia. Rumak stanął dęba
i zrzuciłby jeźdźca gdyby Aiko nie złapała za
uzdę. Dziewczynie udało się przytrzymać zwierzę tak, że dowódca utrzymał się w
siodle.
Następnie z zaskoczenia natarła
na wojownika wiatru, który był zdziwiony niespodziewanym i nagłym ciosem
zadanym przez dziewczynę. Tylko i wyłącznie dzięki temu, że Aiko lekko go
ogłuszyła, trafiając dość mocno w hełm oraz zamieszaniu panującym wokół, udało
się jej uzyskać parę chwil. Spostrzegła, że Soichiro zemdlał w siodle z powodu wycieczenia. Dziewczyna w
pośpiechu złapała konia za lejce
i
poczęła go prowadzić w stronę przesmyku. Galopowała dość szybko, ale
również kontrolowała, aby dowódca nie
wypadł z siodła.
W ciągu drogi zorientowała się,
że nie ma szans na dotarcie do przesmyku. Została odcięta przez wrogą armię, bo
zbyt długo zajęło jej ratowanie z opresji swojego dowódcy. Zaklęła siarczyście,
obserwując rozproszoną na wszystkie strony armie ognia i nacierających
żołnierzy wiatru. Nie mała zbyt wielkiego pola manewru. Wiedziała, że są marne
szanse na ucieczkę, gdyż jest otoczona, a nie da rady przebić się do głównego
członu wojska czerwonych. Zrozpaczona zaczęła rozglądać się na wszystkie strony
i intensywnie myśląc, nagle znalazła miejsce,
którego potrzebowała. Las. Był on co prawda ślepą uliczką, gdyż od jej krainy
oddzielały ją góry, ale ten teren może zapewnić jej przeżycie. Choćby i na
chwilę.
Dotarcie tam wydawało się dość
proste, bo nikt z wiatru nie spodziewał się takiego posunięcia żołnierzy ognia.
No bo po co uciekać do miejsca, z którego i tak nie ma ratunku?
Odbiła więc w bok, kierując się
ku zalesionemu terenowi. Manewrując pomiędzy żołnierzami, wjechała
w las.
Liczyła, że nikt nie dostrzeże
jej ucieczki, ale przeliczyła się. Nie minęła chwile, gdy usłyszała za sobą
tętent kopyt. Odwróciła głowę i spojrzała za siebie. Dostrzegła oddział
składający się z około dwudziestu wojowników. Przewodził im ten sam samuraj,
który parę chwil temu walczył z Soichiro.
Dziewczyna zmarszczyła brwi,
widząc go. Zdziwił ją i jednocześnie zaciekawił powód pościgu.
Aiko wiedziała, że w czasie bitwy
przeciwnicy próbują pojmać dowódców, gdyż można ich potem wymieniać w zamian za
innych jeńców. Jednak w ataku tego konkretnego samuraja miała wrażenie, że
idzie o coś więcej. Był za bardzo zdesperowany, aby pojmać, bądź zabić
Soichiro, by chodziło tylko
o zwykły wojskowy fortel.
Zaiste było to ciekawe, ale Aiko
wiedziała, że ten odział to problem. Duży problem. No bo jak ona sama ma
poradzić sobie z dwudziestką doświadczonych samurajów?
Dziewczyna zaczęła się
zastanawiać jak pozbyć się ogona.
Na razie przywiązała lejce konia
Soichiro do swojego siodła i zsunęła łuk z pleców. Wyjęła strzałę,
z lubością dotykając piórek na jej końcu.
Włożyła ją pomiędzy dwa palce i napięła cięciwę. Po chwili wypuściła grot,
który ranił jednego z samurajów. Było to jednak tylko draśnięcie.
Dziewczyna wykrzywiła się z bólu,
gdyż przy strzelaniu poczuła ranę znajdującą się na brzuchu. Wcześniej dzięki
adrenalinie, nie skupiała się na niej, ale teraz doskwierała jej
niemiłosiernie. Gdy prostowała się i ściągała do siebie łopatki przy
wypuszczaniu kolejnej strzały, znów poczuła rozrywający ból. Przez to nie mogła
dobrze wycelować i chybiła, trafiając w drzewo.
Wojownicy widocznie przypomnieli
sobie, że też mają łuki, bo po chwili dziewczyna usłyszała świst strzał tuż
obok niej. Poczęła jechać slalomem tak, aby być trudniejszym celem.
Nagle zobaczyła zbliżającą się do
niej skalną ścianę. Skręciła więc, jadąc równolegle do niej. Postanowiła
podjechać bliżej skał i poszukać jakiegoś miejsca, w którym ewentualnie mogłaby
podjechać kawałek do góry. Nie znalazła takiego fragmentu, ale za to trafiła na
jakąś małą przełęcz nie wiadomo dokąd prowadząca. Była ona pełna zakrętów i
jaskiń. No właśnie. Jaskinie!
Aiko zaczął świtać pewien
pomysł. Przejechała kawałek krętą wąską
ścieżką między skałami i za większym zakrętem zsiadła ze zwierzęcia i, wraz z
Shuzo, koniem Soichiro i z mężczyzną, weszła do jaskini, która była położona
bardzo nisko podłoża. Sprawiała wrażenie ciasnej, lecz gdy się do niej weszło
od razu zauważało się przestrzeń tej groty. Potwierdzał to fakt, że zmieściły
się tu dwa bojowe rumaki. Aiko przykucnęła tuż przy wyjściu. Zobaczyła kopyta
galopujących koni. Wojownicy przejechali obok, nie zauważając, że się ukryła.
Uśmiechnęła się do siebie zadowolona.
Dziewczyna policzyła do
dwudziestu i cicho wyszła z końmi i Soichro na powierzchnie i jak najszybciej
się dało wygalopowała z przesmyku, kierując się wzdłuż gór. Kalkulowała, że
zyskała jakąś godzinę przewagi nad nieświadomymi jej ucieczki samurajami. Miała
jednak pewność, że wkrótce ją wytropią, więc nie mogła zwlekać.
Jedyne co zrobiła to podbiegła do
rannego Soichiro i w pośpiechu opatrzyła mu rany. Następnie i sobie przewiązała
niedbale bandażem ranę na brzuchu, a następnie wsiadła na Shuzo i, chwytając za
wodze zwierzęcia dowódcy, ruszyła.
Pędziła na swoim koniu, jak
najdłużej się dało. Była zmęczona, ale wiedziała, że musi wytrwać. Czas nie
miał znaczenia, gdyż z powodu utraty krwi i stresu Aiko zaczęła powoli tracić
poczucie rzeczywistości. Tak więc galopowała tak, że sekundy zaczęły zlewać si
w minuty, a minuty w godziny. Aiko, jadąc tak na złamanie karku, nie wiedziała
wówczas, że później gdy będzie to wydarzenie wspominać nie będzie pamiętać nic
związanego, a jedynie ból i zmęczenie, które towarzyszyły i doskwierały jej
podczas wielogodzinnej monotonnej jazdy...
***
Zatrzymała się dopiero gdy nastał
zmrok. Nie mając siły, aby rozkładać namioty weszła do jaskini wprowadzając do
niej również konie. Przysiadła przez chwile przy chłodnej ścianie, ciężko
oddychając. Następnie wstała i na obolałych nogach podeszła do wierzchowca
dowódcy i zdjęła z niego Soichiro, którego delikatnie ułożyła na ziemi.
Zobaczyła na jego twarzy spokój. To dobry znak! Jej usta wykrzywiły się w
półuśmiechu.
Powoli zaczęła zdejmować jego
zbroje kawałek po kawałku, aż mężczyzna został w samych spodniach
i mocno zakrwawionej kamizelce. Dziewczyna z
lekkim wahaniem ściągnęła ją, ale tak aby nie uszkodzić bardziej ran, które
zdążyły już zakrzepnąć.
Aiko przez chwilę patrzyła na
rytmicznie unoszącą się umięśnioną klatkę piersiową mężczyzny. Delikatnie
odwiązała bandaże, które założyła prowizorycznie przez szpary w zbroi.
Spostrzegła dość dużą i głęboką ranę na brzuchu oraz na prawym ramieniu. Oprócz
tego było kilka drobniejszych ranek
i siniaków.
Dziewczyna podeszła do konia i
wyjęła z pakunku uczepionego do siodła kilka buteleczek z różnymi płynami oraz
mały kociołek. Wzięła jeszcze parę torebek ziół
i położyła wszystko oprócz naczynia obok mężczyzny.
Następnie poczęła się rozglądać
za jakimś źródełkiem licząc, że takowe jest gdzieś może w tej jaskini. Poszła w
głąb niej i faktycznie znalazła małą sadzawkę. Napełniła kociołek z wodą aż po
brzegi i pobiegła do mężczyzny. Urwała kawałek materiału z jednej ze swoich
czystych kamizelek, a następnie zaczęła przemywać rany Soichiro. Najpierw
uczyniła to wodą i środkami dezynfekującymi, a dopiero potem olejkami. Na
koniec zasmarowała je maścią.
Gdy to zrobiła okryła mężczyznę
jego czerwoną peleryną, która stanowiła element zbroi.
Wstała i miała od niego odejść by
sama się opatrzyć gdy nagle poczuła stalowy uścisk na swoim nadgarstku i
gwałtowne szarpnięcie w tył. Dziewczyna z piskiem przewróciła się na tylną
część ciała, dość boleśnie sobie ją tłukąc.
— Kim jesteś i gdzie ja jestem?!
Chcę rozmawiać z twoim dowódcą! — rzekł gniewnie obudzony mężczyzna, który
zdołał usiąść o własnych siłach.
Dziewczyna patrzyła na niego, nie
rozumiejąc o co mu chodzi. Dopiero po chwili uświadomiła sobie kontekst
wypowiedzi i to jak zabrzmiała w zaistniałej sytuacji. Nie mogła powstrzymać
dziecinnego chichotku, który natychmiast ukryła pod maską poważnej miny.
— Właśnie z nim rozmawiasz
Soichiro-sama — opowiedziała tylko.
—
Ale... Jak to? — mężczyzna zrobił
zdziwioną minę i był wyraźnie zagubiony. —
Przecież ja walczyłem z Takeshi i... Ja powinienem nie żyć.
Postanowiłam cię uratować mój
dowódco — rzekła cicho dziewczyna.
Soichiro patrzył na nią przez
chwilę jakby z niedowierzaniem. Dopiero potem na jego twarz wpłynął gniewny
grymas.
— Postanowiłaś mnie uratować?!
Zabiłaś mój honor, głupia dziewucho! Powinienem był zginąć na tym polu bitwy
— wrzasnął na nią.
Dziewczyna przypatrywała się mu
ze strachem i smutkiem.
—
Skoro tak uważasz — powiedziała tylko drżącym głosem. — W takim razie
przepraszam, że cię uratowałam. Mam nadzieje, że wybaczysz mi ten nietakt.
Dopiero po wypowiedzeniu tych
słów dotarło do niej, że zabrzmiało to niegrzecznie
— Tak się odzywasz do dowódcy?!
Postaram się abyś została surowo ukarana jak wrócimy do koszar — mruknął złowrogo.
— O ile wrócimy... Jesteśmy po
drugiej stronie gór...
Mężczyzna zerwał się na nogi
wściekły.
—
ŻE CO PROSZĘ?! — tym razem
krzyknął niemiłosiernie głośno. — Jak
mogłaś źle skręcić! Powinnaś jechać do przełęczy a nie w las!
Dziewczynie było słabo. Bolała ją
głowa, a donośny głos dowódcy dźwięczał jej w uszach, co nie polepszało sprawy.
Dziewczyna skrzywiła się i powiedziała coś na co wcale nie miała ochoty.
— Tylko, że tracąc cenne minuty
ratowałam ciebie, a potem zorientowałam się, że za ten czas odcięli mi drogę
odwrotu — odparła patrząc mu w oczy.
Soichiro zrozumiał aluzję.
Ratowała jego, a przez to teraz ona jest w niebezpieczeństwie. Zacisnął usta
i zrozumiał, że zachował się jak kretyn.
Przeklął się w myślach za swoje dziecinne zachowanie
— No i co zamierzasz zrobić?
— westchnął tylko już dużo spokojniej.
— W sumie to się jeszcze nad tym
nie zastanawiałam, ale świta mi pewien pomysł...
Dziewczyna siedziała przez chwile
w milczeniu, zastawiając się, czy jej plan się powiedzie. Zmarszczyła brwi i
zacisnęła usta, usilnie myśląc nad każdym szczegółem...
— No jaki pomysł...? — ponaglił ją po chwili Soichiro.
—
Na razie taki, że zrobię kolacje z zapasowego prowiantu, który mam przy sobie i przy posiłku
wszystko ci wyjaśnię Soichiro-sama, zgodzisz się?
Mężczyzna skinął głową.
— Niech będzie — powiedział,
krzywiąc się.
Dziewczyna zaczęła przygotowywać
posiłek. Powoli przywiesiła kociołek, a następnie wybiegła po cichu z jaskini,
aby przynieść trochę chrustu.
W tym momencie Soichiro
usiadł i oparł się o ścianę. Przymknął na chwilę oczy, wsłuchując się
w swój oddech. W sumie to nie
wiedział co ma zrobić. Z jednej strony był wdzięczny dziewczynie, ale
z drugiej... Wiedział, że będzie
postrzegany jako ktoś słaby w oczach innych dowódców. Uratowany przez zwykłego
żołnierza... W dodatku przez młodą dziewczynę! Taki wstyd...
Nie miał w sumie nic do niej. Bał
się jedynie, że może stracić autorytet w jej oczach i nie dość, że rozniesie
się wieść o jego niechlubnej „ucieczce” z pola bitwy, to jeszcze ona dołoży
swoje trzy grosze, rozpowiadając o tym jaki jest prywatnie. Nie chciał do tego
dopuścić i miał zamiar trzymać się od niej na odległość. O tak! Będzie udawał,
że jest obrażony za to, że go uratowała. Co z tego, że wyjdzie na świnie.
Uchroni to co jeszcze zostało z jego zszarganej już pewnie opinii.
Mimo, że Soichiro podjął taką
decyzję gdzieś w głębi serca czuł, że nie jest ona do końca dobra...
Dziewczyna przyniosła chrust,
który zaraz podpaliła. Następnie zawiesiła kociołek i dosypała do niego ziół
oraz przypraw i ryżu. Z zapasów jakie miała dodała trochę jarzyn i zaczęła
gotować zupę, którą niedługo potem rozlała do dwóch dużych kubków.
Soichiro przypatrywał się jej.
Długie czarne włosy zarzuciła do tyłu, tak by nie przeszkadzały jej
w gotowaniu. Jej turkusowe oczy
wpatrzone były w garnek, z którego nalewała zupę. Usta miała zaciśnięte, a
zmarszczone brwi oznaczać mogły, że się nad czymś głęboko zastanawia. Wstała i
Soichiro stwierdził że jest dość wysoka i szczupła. Nagle jego uwagę przykuła
czerwona plama widniejąca na brzuchu. Zauważył ją między elementami jej
nieściągniętej zbroi.
Dziewczyna podała mu napar, a następnie
siadła obok niego. Prawie haustem wypiła gorący napój
i odłożyła kubek na ziemie. Korzystając z
okazji, mężczyzna wstał i podniósł zdziwioną kobietę z ziemi.
— Czemu się nie opatrzyłaś? —
sptał groźnie wskazując, na jej brzuch, a następnie, nie dając szans na
usprawiedliwienie, dodał — Jesteś kompletnie nieodpowiedzialna!
Soichiro zaczął rozpinać jej
zbroje delikatnie, kładąc poszczególne elementy na ziemi.
— Połóż się — odparł.
Aiko posłusznie położyło. Tak po
prawdzie to była bardzo zadowolona z faktu, że on ma zamiar ją opatrzyć.
Właściwie to podobał jej się ten pomysł. Bardzo...
Soichiro wziął pusty kociołek, umył
go i napełnił wodą. Szybko podszedł do dziewczyny. Zobaczył kawałek czystego materiału, który
nie został pewnie wykorzystany, gdy to ona go opatrywała. W tym momencie
zorientował się, że tak właściwie, to oprócz bandaży nic nie okrywa jego klatki
piersiowej
i pleców. Ku niezadowoleniu Aiko postanowił
zmienić ten fakt, zakładając na siebie białą, jedwabną bluzkę schowaną w jednej
z sakw przy siodle konia. Podszedł do dziewczyny, podwinął rękawy i zaczął
przemywać jej ranę. Wyglądało to dość poważnie. Soichiro jak najdelikatniej
umiał zdezynfekował miejsce po cięciu, a następnie namaścił olejkami i maścią.
Nie umknął jego uwadze błogi uśmiech na ustach dziewczyny, przez co mimowolnie
uniósł do góry. Dopiero po chwili zorientował się, że ona usnęła. Uśmiechnął
się smutno i poparzył na nią. No właśnie... Nią. Nawet nie wiedział jak się
nazywa ta dziewczyna. Odgarnął włosy z jej twarzy i pozwolił jej spać.
Następnie zdjął siodła i pakunki z końskich grzbietów, tak by wierzchowce też
mogły odpocząć. Następnie sam ułożył się do snu. Mimo, że prawie cały dzień
leżał jak zabity na swoim koniu, to i tak czuł się zmęczony. Położył się przy
dogasającym ognisku i praktycznie od razu pogrążył się w głębokim śnie bez
snów.
Podróż zaczęli stosunkowo
wcześnie. Już od paru dobrych godzin siedzieli w siodłach, jadąc jednostajnym
kłusem. Przez całą drogę milczeli, nie za bardzo wiedząc, jak mają prowadzić
rozmowę. Obydwoje czuli się dość niepewnie w tej sytuacji.
Aiko co jakiś czas zerkała na
dowódcę. Siedział wyprostowany jakby połknął kija i patrzył na wprost,
w ogóle nie zwracając na nią
uwagi. Dziewczyna westchnęła. Czego ona się w ogóle spodziewała? Że nagle
zacznie z nią gawędzić niczym stary przyjaciel? Z ponurymi myślami zaczęła
wypatrywać punktu, do którego zmierzali.
Właściwie wszystko zaczęło się od
jej pomysłu. Gdy tylko się obudziła stwierdziła, że czas wyjaśnić Soichiro nad
czym się zastanawiała.
Zaparzyła więc herbaty i
spokojnie opowiedziała mu co się zdarzyło gdy on zemdlał z powodu odniesionych
ran. Dopiero później przeszła do alternatywnego rozwiązania ich teraźniejszych
kłopotów.
— Jak już mówiłam samuraj, który
chciał cię zabić, wyruszył za nami w pogoń. Udało mi się zgubić
w małej przełęczy, ale sądzę, że
nie na długo... Myślę, że ten samuraj czegoś od ciebie chciał...
Soichiro przytaknął a następnie
odparł:
— Masz rację, ale wolałbym żebyś
nie wiedziała o co chodzi. Sprawy rodowe.
Aiko skinęła głową na znak, że
rozumie.
— Dobrze. W każdym razie... Jak
wiesz mistrzu jesteśmy na terytorium wroga. Przez góry najszybsza
i najbezpieczniejsza trasa to
przejście przez Smoczą Przełęcz. Niestety zostaliśmy odcięci, a szlaki tych
wzniesień są nam nie znane. Jednak znam osobę, która mogłaby nam pomóc...
Soichiro lekko pochylił się w
stronę dziewczyny z ciekawością, wsłuchując się w każde jej słowo.
— Dawno, dawno temu mój ojciec
darował jednemu z wieśniaków życie. On mieszkał tu przy tych górach jednak
należał do Ognia, a konkretnie do naszego rodu. Nie zapłacił właściwego podatku...
Mój ojciec postanowił ulitować się jednak nad nim, ponieważ był to człowiek
stary, niedołężny, ale bardzo mądry. Dodatkowo opiekował się synem swej zmarłej
córki, której mąż zginął w walce z leśnymi zbójcami. Tata jako dobry dowódca
uznał, że niemądrym posunięciem byłoby zabijanie kogoś takiego. Tak więc
darował mu dług. Później okazało się, że starzec tak właściwie to nigdy do
naszego rodu nie należał, a wywodzi się ze starszego klanu, znacznie
potężniejszego. Ma powiązania z rodziną cesarką, ale nie chciał żyć wśród
przepychu. Zapamiętał jednak ułaskawienie mojego ojca i sądzę, że będzie nam
w stanie pomóc, bo jeśli ktoś zna
te góry to tyko on. Jako młody człowiek uwielbiał się tu wałęsać
i sporządził rzetelne mapy szlaków. Nikomu ich
jednak nie dał, a z powodu jego pochodzenie nikt nie nalegał. A teraz
zamordowano jego krewnego, a w pewnym, sensie ma dług u mojego ojca... Nie wiem
czy nam pomoże ale warto spróbować. Co o tym sądzisz Soichiro-sama?
Mężczyzna zamyślił się na chwilę,
a następnie delikatnie skinął głową na znak zgody.
— Jak daleko stąd mieszka? —
spytał.
— Około dnia jazdy, może nieco
krócej — odparła dziewczyna.
— Dobrze — przytaknął mężczyzna i
rzekł — Za pół godziny wyruszamy.
Aiko otrząsnęła się ze wspomnień
dzisiejszego poranka, bo w tym momencie zza drzew ujrzała małą chatkę leżącą w
małej kotlince, porośniętej trawą. Domek zbudowany był z drewna i
architektonicznie przypominał budowle z ich rzeczywistości. Lekko pochyły dach
unoszący się w górę na końcach, małe okienka. Wszystko bardzo typowe jeśli
chodzi o budownictwo w ich kraju. Jednak widać było, że chatka jest urządzona
raczej skromnie, ale już z takiej odległości sprawiał wrażenie przytulnego.
Soichiro i Aiko zatrzymali się na
chwilę na wzgórzu. Z kominka unosił się dym, co oznaczało, ze na pewno ktoś
jest. Przez chwilę wpatrywali się w dół, a po chwili zjechali tak, aby nie
narobić hałasu.
Aiko popijała ciepłą herbatę w
towarzystwie Soichiro i Yuichi.
Starzec okazał się bardzo miłym
człowiekiem. Aiko cieszyła się, że zgodził się im pomóc. Upiła łyk gorącego napoju. Cały czas w głowie
odtwarzała ostatnią rozmowę z gospodarzem tego domku.
Dziewczyna pamiętała, że jak
przekroczyła próg chatki to praktycznie od razu się w niej zakochała. Była
urządzona skromnie, ale przytulnie i schludnie. Mebli było raczej mało.
Znajdowały się tu jedynie stół,
a przy nim trzy krzesła, szafa
oraz mała komódkę. Podłogę zakrywał czerwony dywan. Na ścianach zaś wisiało paręnaście naprawdę
pięknych pejzaży.
Mężczyzna poprosił, aby ona i
Soichiro usiedli, a następnie poczęstował ich zupą. Podczas jedzenia wyjaśnili
mu całą sytuacje dotyczącą ucieczki z bitwy oraz możliwej pogoni za nimi.
Dopiero potem Aiko wspomniała o tym, że jest córką tego, który darował mu
życie. Po stwierdzeniu tego faktu poprosiła go
o mapy szlaków górskich.
Mężczyzna milczał przez cały czas
wypowiedzi swoich gości. Gdy skończyli powiedział:
— Rozumiem waszą sytuację.
Postaram się wam pomóc. Map nie chciałbym wam dawać, ale poproszę mojego wnuka,
aby was przeprowadził. Już nie raz chodził przez te góry, poradzi sobie. Jednak
jakby co dam mu mapy. Wybaczcie, że nie przekaże ich bezpośrednio wam, ale nie
chcę, aby przed moja chatka za pół roku wędrowały tabuny ludzi. Cenie sobie
spokój.
— Dziękujemy ci... — Aiko
zmarszczyła brwi, bo uświadomiła się, że nie zna imienia starca.
— Yuichi. Na imię mam Yuichi —
odparł z uśmiechem.
— A więc dziękujemy ci
Yuichi-sama — Aiko skłoniła się lekko.
—
Ależ nie ma za co. Jednak musicie poczekać na wnuka, bo wyszedł
powyciągać zwierzęta z sideł. Wróci gdzieś dopiero koło wieczora. Zostańcie u
mnie na noc. Miejsca nie brak, a wygodniej spać
w ciepłym domu niż na zimnych skałach...
Z chęcią przystali na jego
propozycję, tak więc praktycznie resztę dnia, czyli koło dwóch godzin,
przesiedzieli w małej chatce.
Teraz dochodził wieczór, a Słońce
chyliło się ku zachodowi. Aiko upiła ostatni łyk herbaty i odłożyła kubek na
stolę. Kątem oka spojrzała na Soichiro, który pogrążony był w jakiejś rozmowie
z Yuichi dotyczącej układów politycznych. Aiko nie włączyła się do pogawędki,
ponieważ nie orientowała się zbytnio w tym temacie. Oczywiście uczyła się tego
na lekcjach w koszarach, ale nigdy specjalnie ją to nie interesowało.
Nagle ktoś otworzył drzwi,
wpuszczając do pomieszczenia powietrze, które nocą było dość chłodne, zważając
na porę roku.
Dziewczyna zobaczyła wchodzącego
chłopaka, który mógł mieć najwyżej trzynaście lat. Ubrany był
w brązową kamizelkę, a na to
zarzucone miał niczym nie przepasane, ciemnozielone kimono. Jego brązowe włosy
były niesfornie ułożone, a w złotych oczach tańczyły radosne iskierki. Dzieciak
uśmiechał się promiennie, dopóki nie zobaczył gości. Zauważając Aiko i
Soichiro, przybrał zdziwiony wyraz twarzy. Dopiero po chwili ukłonił się na
przywitanie. Aiko i Soichiro powtórzyli jego gest.
— Oto i jest mój wnuk Naoki! — odparł
wesoło starzec. — Naoki poznaj Soichiro. Jest on dowódcą jednego z oddziałów
Ognia. Ta dziewczyna to Aiko. Jest żołnierzem podległym Soichiro.
Chłopiec skinął parę razy głową.
— Nie często miewamy tu gości
— stwierdził tylko po chwili, a
następnie dodał — Po co przybyliście?
— Przyszli z prośbą o
przeprowadzenie przez góry. Zaproponowałem Ciebie jako przewodnika — rzekł
wyjaśniając, Yuichi.
Chłopak wyszczerzył zęby w
uśmiechu.
—
Widzę, że ten pomysł przypadł ci do gustu? — zaśmiał się Yuichi.
Dzieciak pokiwał energicznie
głową.
— Przynajmniej będzie ciekawiej —
rzekł zadowolony.
Aiko od razu polubiła Naoki.
Wydawał jej się taki szczery i pełen energii. Tak, zdecydowanie ten chłopiec
przypadł jej do gustu.
Dzieciak położył torbę, którą
miał przewieszoną na ramieniu, obok szafy, a następnie podbiegł do stołu
i usiadł przy Aiko.
—
Umiesz walczyć na miecze? —
spytał nagle.
Dziewczyna uśmiechnęła się.
— Oczywiście, że tak — odparła.
— A nauczysz mnie? — popatrzył na nią błagalnie swoimi wielkimi
oczami.
— Chyba mamy na to za mało czasu
— odrzekła rozbawiona.
— Szkoda — stwierdził wyraźnie zawiedziony. — Ale za to
umiem posługiwać się bardzo dobrze sztyletem, wiesz Aiko-sama?
Dziewczyna parsknęła śmiechem.
— Jakie tam Aiko-sama. Mów do
mnie po prostu po imieniu Naoki.
— Jeśli tego sobie życzysz —
chłopiec wzruszył ramionami. — Chcesz żebym ci pokazał jak walczę?
—
Naoki daj już dzisiaj spokój! — powiedział jego dziadek. — Goście są
zmęczeni. Na pewno chętnie położą się spać.
— Nic się nie dzieje. Niech
chłopak pokaże co potrafi — odparł Soichiro z szerokim uśmiechem.
Dziewczyna aż drgnęła na ten widok, bo
ucieszyło ją to, że mężczyzna ma lepszy humor. W końcu przez całą drogę do
chaty jechał naburmuszony i jakby obrażony. Dziewczyna nie wiedziała czym
zawiniła, ale wolała nawet nie pytać...
Chłopiec wstał i dobył sztyletu,
który włożony miał za skórzany pasek od spodni. Po chwili zaczął nim całkiem
zręcznie wymachiwać, jak na trzynastolatka. Ba! Posługiwał się nożem świetnie.
Aiko przeszła przez głowę myśl, że nawet lepiej niż niektórzy żołnierze. Zdała
sobie jednak sprawę, że przecież to ten chłopiec musiał bronić już niedołężnego
dziadka, zdobywać pożywienie, wyprawiać się w góry. Życie go nauczyło
posługiwania się bronią...
Soichiro również był pod
wrażeniem pokazu. Zaklaskał w dłonie co sprawiło, że chłopiec uśmiechnął się
promiennie.
Po jakichś dziesięciu minutach
przerzucania sztyletu z ręki do ręki, pokazywania różnych pchnięć
i sztuczek, dzieciak zakończył pokaz,
kłaniając się.
Aiko i Soichiro bili przez chwile
brawo, ku uciesze Naoki.
Chwile później Yuichi wysłał
dzieciaka do łóżka. Aiko i Soichiro również postanowili się ułożyć spać.
Gospodarz przyniósł im koce i poduszki, aby ułożyli się w głównym
pomieszczeniu, a później sam udał się do małego lokum, gdzie spał wspólnie z
Naoki.
Po chwili Aiko i Soichiro ułożyli
się na ziemi, oczywiście po dwóch oddzielnych częściach pokoju. Oboje byli
zmęczeni, gdyż spędzili przecież pół dnia w siodle. Chwile później i on, i ona
pogrążyli się w śnie,
a cisze panującą w pomieszczeniu przerywały
jedynie ich ciche oddechy...
Wyruszyli o świcie. Osiodłali
konie i przywiązali do siodeł pakunki. Od Yuichi dostali nieco prowiantu na
podróż przez góry.
Naoki wziął kucyka, aby ich
wędrówka przebiegła szybciej.
— Uważaj na siebie — odrzekł
dziadek, mocno przytulając dzieciaka, nim zdążył wyruszyć.
— Będę ostrożny — obiecał Naoki.
Starzec skinął głową, a następnie
zwrócił się do gości:
— Życzę wam bezpiecznej drogi.
— Dziękujemy Yuichi. Jesteśmy ci
wdzięczni, że mogliśmy u ciebie przenocować i za pomoc jakiej nam udzieliłeś —
powiedział Soichiro.
— Cała przyjemność po mojej
stronie — odparł starzec.
— Żegnaj Yuichi-sama. Mam
nadzieje, że będzie nam dane zobaczyć się w przyszłości — rzekła Aiko, ukłoniwszy się na pożegnanie.
— I ja liczę na to. Tak więc do
zobaczenia w niedalekiej przyszłości —
powiedział Yuichi.
— Żegnaj i bywaj zdrów — dodał
Soichiro, a starzec posłał w jego kierunku ciepły uśmiech.
Następnie wsiedli na konie i
powoli ruszyli za chłopcem, który ich prowadził.
Wjechali w las i stracili z oczu
chatkę. Aiko wyczuła zapach żywicy. Delikatnie przymknęła oczy wsłuchując się w
śpiew ptaków.
Kątem oka zerknęła na Soichiro.
Na jego twarzy widniał grymas przygnębienia. Mężczyzna wpatrywał się
intensywnie w plecy Naoki. Aiko zmarszczyła brwi i postanowiła, że przy
najbliższej okazji grzecznie zapyta swojego dowódcę o co chodzi.
Nagle chłopiec odwrócił się, a
Soichiro spuścił wzrok. Naoki uśmiechnął się do dziewczyny i kazał kucykowi
zwolnić tak, że zrównał się z nią.
— Podobno brałaś udział w
prawdziwej bitwie — stwierdził chłopiec.
—Tak, brałam — odparła Aiko.
— I jak to jest? To musi być
piękne... — powiedział rozmarzony Naoki.
Dziewczyna wzdrygnęła się.
Wiedziała, że jedyne źródła z których ten dzieciak słyszał o wojnie to pieśni
na cześć dzielnych samurajów.
—Bitwa wcale nie jest piękna —
stwierdziła Aiko, czując napływające do jej oczu łzy.
Przez ten czas, który minął od
walki myślała tylko o tym jak uciec z
Krainy Wiatru. Teraz jednak wspomnienia powróciły. Przypomniała jej się
pierwsza, a właściwie druga ofiara, bo żołnierza, którego zrzuciła z konia,
szarżując nie była w stanie dostrzec, gdyż koń powlókł jego ciało. Tymczasem
ten drugi chłopak... On miałby tyle lat życia przed sobą!
Nagle zdała sobie sprawę, że
przygląda jej się zdziwiony chłopiec i, co gorsza, Soichiro. Otarła szybko łzy
i ponowiła kontakt wzrokowy z Naoki.
— Ale jak to...? — spytał cicho
chłopiec.
— Wojna to nie tylko samurajowie
ubrani w zbroje, z pięknie zdobionymi mieczami. Na polu bitwy musisz zabijać.
Mogłam zginąć, moi przyjaciele również. Wyobraź sobie jakby twój dziadek był na
skraju śmierci...
Chłopiec zacisnął usta i spuścił
wzrok.
— Rozumiem — szepnął.
Dziewczyna zdziwiła się, że jest
taki dojrzały. Spodziewała się cytowania wersów różnych pieśni opiewających
bitwy. Tymczasem dzieciak od razu pojął o co idzie. Dziewczyna zanotowała sobie
ten fakt w głowie.
— Jesteś mądrym chłopcem Naoki —
stwierdził Soichiro, widocznie myśląc to samo co Aiko.
— Mój dziadek zawsze mi to
powtarza — dzieciak uśmiechnął się, a dowódca nieznacznie skrzywił.
Aiko zauważyła to i znów zaczęło
ją nurtować pytanie o co chodzi. Po krótkiej chwili zastanawiania się,
pokręciła głową i cicho westchnęła. Najlepszym sposobem jest nakłonić dowódcę
do powiedzenia czy coś jest nie tak. Bowiem kto pyta nie błądzi...
Z takim postanowieniem Aiko od
razu poczuła się lepiej. Wiedziała jednak, że musi uzbroić się w cierpliwość do
wieczornego postoju...
Aiko obudziła się, słysząc krzyk
Naoki. Dziewczyna zerwała się z miejsca i wyszła szybko z namiotu. Zobaczyła
chłopca stojącego na krańcu wzgórza. Podbiegła do niego. Gdy zobaczyła, co
spowodowało taką a nie inną reakcje chłopca, sama cofnęła się przerażona o krok
w tył. Chatkę, którą widać było z tej wysokości, trawiły płomienie, a obok niej
grasowała dwudziestka uzbrojonych po zęby wojowników Wiatru.
Chłopiec odwrócił się i podbiegł
do namiotu, który zaczął składać.
— Co ty robisz?! — krzyknęła
zdezorientowana dziewczyna.
— Musze pomóc mojemu dziadkowi.
On sam sobie nie poradzi — powiedział dzieciak ze łzami
w oczach.
— Ale ty też sobie nie poradzisz
— powiedziała, próbując powstrzymać chłopaka.
Wzrokiem szukała Soichiro, ale
nie było go w obozie. Jedyne co mogła zrobić to zajść drogę zdesperowanemu
dzieciakowi zabronić mu wyruszyć.
— Nie jedź. To i tak się na nic
nie zda — powiedziała spokojnie.
Chłopiec dokończył pakować
namiot. Wstał z ziemi i spróbował wyprzedzić Aiko,lecz ta chwyciła go za ramie.
— Nigdzie nie idziesz —
stwierdziła ostro.
Chłopiec popatrzył na nią
groźnie. Już otwierał usta, aby cos powiedzieć, lecz przerwał mu dowódca ,który
nagle wyszedł z lasu. Aiko spojrzała w jego kierunku. Soichiro groźnie
zmarszczył brwi.
— Zostaw go i pozwól mu iść —
powiedział.
— Ale... — zaczęła Aiko.
— Powiedziałem puść go! — warknął
Soichiro.
Dziewczyna rozluźniła dłoń, którą
trzymała ramie dzieciaka. Naoki natychmiast wyrwał się jej, zarzucił namiot na
zad kucyka, a następnie sam wsiadł na zwierzę. Chłopiec rzucił Soichiro jakąś paczkę. Dowódca złapał ją i
otworzył.
— Macie mapy szlaków. Uważajcie
na siebie w górach — odparł i ruszył galopem w stronę swego domu.
Aiko stała parę minut zamurowana,
patrząc się w krzaki, za którymi znikł Naoki. Dopiero potem odwróciła się do
swojego dowódcy. Miała serdecznie dość jego fochów, nastrojów i niedopowiedzeń.
Była – łagodnie mówiąc – wkurzona. Zacisnęła pięści i próbowała się uspokoić.
Jednak, gdy zauważyła, posłane w jej kierunku, pełne irytacji spojrzenie po
prostu nie mogła się powstrzymać. Wybuchła.
— Posłałeś dzieciaka na pewną
śmierć! — krzyknęła.
— Naprawdę? Przecież nie wysłałem
go na wojnę — odparł Soichiro, wzruszając ramionami.
—Ciebie w ogóle nie obchodzi los
innych, co? Po trupach do celu... — warknęła.
— Czyżbyś podważała moje decyzje?
— spytał, nawet na nią nie patrząc, bo właśnie przeglądał mapy.
Jego kompletny brak
zainteresowania tą sytuacją zdenerwował dziewczynę jeszcze bardziej.
— Nie — odparła, udając
opanowanie. — Ja po prostu uważam cię za kompletnego idiotę.
Mapy wypadły z rąk mężczyzny, a
ten spojrzał wściekle na Aiko.
— Coś ty powiedziała? — szepnął
groźnie.
— Że jesteś idiotą. To znaczy
mniej więcej tyle co głupek, imbecyl debil... — dziewczyna z lubością patrzyła,
jak za każdym jej słowem Soichiro czerwienieje jeszcze bardziej.
— Przypominam ci że jestem twoim
dowódcą! — upomniał ją.
— Jesteś również wstrętnym
egoistą, a ja się takimi brzydzę — dziewczyna splunęła na ziemie.
Wtedy Soichiro nie wytrzymał.
Podszedł do niej i wyciągnął miecz. Dziewczyna poczuła chłód klingi na swojej
szyi, ale stała niewzruszona, patrząc groźnie w granatowe oczy mężczyzny.
— Pamiętaj, że za obrazę mogę cię
zabić — szepnął złowrogo.
— To mnie zabij! Proszę!
Bohaterski Soichiro zamordował kogoś, kto uratował mu życie! — krzyknęła mu w
twarz dziewczyna.
Soichiro wykrzywił usta w
grymasie, odwrócił się na pięcie i schował katanę do pochwy.
— Zamilcz — odparł. — Za pół
godziny wyjeżdżamy.
Mężczyzna odszedł od nadal
rozjuszonej dziewczyny.
— Czemu to zrobiłeś? —Aiko
spytała chłodno.
Soichiro zatrzymał się w pół
kroku.
— Co?
— Czemu pozwoliłeś chłopakowi
wyruszyć? Dlaczego zostawiłeś Yuichi na pewną śmierć, choć wiedziałaś co się
stanie?
— A ty czemu przyprowadziłaś
żołnierzy do Yuichi?
— Ja? — zdumiała się dziewczyna.
— Przyszli po naszych śladach.
Powinnaś sobie zdawać sprawę z konsekwencji wizyty u tego starca..
— Nie pomyślałam o tym, a ty
zdawałeś sobie z tego sprawę. Zgodziłeś się jednak na to! — powiedziała
gniewnie i z wyrzutem.
Mężczyzna wzruszył ramionami.
— A ja cię tak ceniłam... —
szepnęła rozgoryczona dziewczyna.
Soichiro wzdrygnął się. Ona go
ceniła? Nie wiedział przez chwilę co powiedzieć, tak więc nie rzekł nic.
Pozostawił dziewczynę samą sobie, tak aby się spakowała. Czuł, że postąpił
dobrze, odsuwając ją od siebie, ale czy na pewno budował w ten sposób dobrą
opinie o sobie? Westchnął. W głębi serca znów czół, że jednak zachował tak jak
trzeba i w niedalekiej przyszłości będzie musiał wynagrodzić dziewczynie
opryskliwe zachowanie.
Mężczyzna otrząsnął się z tych
męczących go myśli i zaczął przygotowywać się do drogi...
***
Przez cała drogę jechali w
milczeniu. Soichiro widział, że dziewczyna jest na niego zła i w sumie nie dziwił
jej się. Nie wiedziała o paru aspektach, które zamierzał jej wytłumaczyć, gdy
tylko zrobią wieczorny postój.
Mężczyzna spojrzał w stronę
Słońca. Wiedział, że za niedługo już całkiem zajdzie za horyzont, więc za parę
minut zatrzymają się.
Wjechali już dużo wyżej, jednak z
tego co dowódca wywnioskował z mapy to teraz będą podróżować raczej po płaskim
terenie, przechodząc różnymi przesmykami i dziwnymi przejściami. Za niecały
tydzień powinni być w domu.
Soichiro zerknął na i przestrzeń wokół niego. Zmniejszyła się
ilość roślin. Skały porośnięte były jedynie mchami i porostami. Gdzieniegdzie
rosły kępki krzaków. W górach było dość sporo grot i jaskiń, co ułatwiało
sprawę jeśli chodzi o nocleg.
Mężczyzna spojrzał na Aiko.
Dziewczyna miała lekko zmrużone oczy i mocno zaciśnięte usta. Nagle odwróciła
się w jego kierunku, ale napotykając jego wzrok wróciła do wcześniejszej
pozycji, parząc na przód. Soichiro zmarszczył brwi. Ta dziewczyna była inna niż
żołnierze, których uczył. Samurajów tych cechowało posłuszeństwo i dyscyplina.
Wiedział, że dziewczyna nie chce uprawiać samowolki, ale umie walczyć o swoje, nawet
z dowódcą. To wymagało sporej ilości odwagi. Albo głupoty. Ale Soichiro
przekonał się, że Aiko jest inteligentna. Potwierdziła to podczas ucieczki. Ranna,
opiekując się nim, przechytrzyła dwudziestkę doświadczonych wojowników. To nie
lada wyczyn. Soichiro przez większość trasy czuł się jak kretyn, bo zdał sobie
sprawę, że próbując pokazać kto tu rządzi, tylko pogarsza opinie
o sobie. Dodatkowo zabolał go
fakt, że dziewczyna go podziwiała. Teraz, po jego wyczynach, musiało się to
zmienić. Soichiro nie był próżnym człowiekiem, ani też pysznym. Właściwie to
jego głównymi cechami były zarozumialstwo i władczość i on sam nieraz nie
wyczuwał, że przekracza granicę.
Naglę mężczyzna spostrzegł
jaskinie idealną na nocleg. Skręcił w lewo i wjechał doń. Zsiadł z konia.
Dziewczyna również zeskoczyła ze zwierzęcia.
— Idź po chrust — poprosił
Soichiro.
Aiko nawet na niego nie
popatrzyła, tylko wyszła z groty.
Mężczyzna rozsiodłał konie i
przygotował dwa posłania. W tym czasie Aiko zdążyła przynieść chrust.
Dziewczyna, wykonawszy swoje zadanie, wzięła kociołek, z zamiarem napełnienia
go wodą. Soichiro ułożył gałązki i rozpalił ognisko. Zbliżył się do niego i
zaczął ogrzać ręce. Zmarzł, gdyż w górach o tej porze roku było chłodno.
Po chwili do jaskini weszła Aiko.
Położyła kociołek i również siadła przy ognisku.
— Nie przygotujesz posiłku? —
spytał mężczyzna, nie zdążywszy ugryźć się w język.
Aiko spojrzała na niego chłodno.
— Dzisiaj ty przygotujesz
Soichiro-sama — stwierdziła, wzruszając ramionami.
Mężczyzna wstał i wziął w
milczeniu kociołek. Dziewczyna ze zdziwieniem obserwowała jak wkłada do
kociołka poszczególne składniki. Po chwili zawiesił naczynie nad ogniskiem, a
jak zupa się zagotowała to porozlewał ją po równo do kubków.
— Proszę — powiedział cicho,
podając dziewczynie napar.
— Dziękuje — odrzekła, odbierając
kubek z jego rąk.
Aiko zmarszczyła brwi. Zdziwiło
ją, że Soichiro poszedł na ugodę. Sądziła, że na nią nawrzeszczy,
a potem przydzieli multum innych
obowiązków. Przynajmniej takim człowiekiem okazał się przez dwa ostatnie dni.
Czyżby się myliła co do niego?
Spojrzała dyskretnie na Soichiro,
który przyłapał ją na tym. Odwróciła szybko wzrok.
— Jestem ci chyba winien
przeprosiny — powiedział nagle jedwabistym głosem.
Aiko nie wiedziała co powiedzieć,
więc zachowała milczenie.
— Wiem, że martwisz się o Naoki.
Jest bezpieczny. Tak samo jak jego dziadek. Przewidziałem, że oddział Takeshi
będzie przejeżdżał koło jego domu. Kazałem, więc Yuichi przez następne trzy dni
skryć się w lesie. Chłopaka zabraliśmy tak, że był daleka od miejsca zdarzeń.
Jedyne co zrobiłem na niekorzyść naszych przyjaciół to to, że odesłałem Naoki
do dziadka. Nie spotka samurajów Wiatru, bo znając ich tok myślenia, pojadą
inną drogą. W końcu nie mają mapy trasy, którą my podążaliśmy, prawda? Dopiero
po jakimś czasie natrafią na trop odchodzący od jednego z gościńców. Naoki nie
wjedzie jednak na drogę, tylko przejedzie w linii prostej do domku. Wiesz
przecież, że my podróżowaliśmy gościńcem tak długo, jak się da ze względu na
konie i ogólną wygodę. Wątpię, by chłopak chciał tracić czas. Minie się
z wojownikami Wiatru i dotrze do
domu cały i zdrowy, spotykając swojego dziadka. Miałem go nie odsyłać i
powiedzieć mu, że u jego dziadka wszystko w porządku, ale zrobiłem to ze
względu na mapy. Mogą być bezcenne na tej wojnie. Nie zamierzam ich jednak
nikomu pokazywać. Całą wiedzę zachowam dla siebie, a po wojnie oddam je Yuichi.
Oczywiście zapłacę za odbudowę chatki i mam zamiar zaproponować mu, by Naoki
wstąpił do mojego oddziału — powiedział praktycznie jednym tchem. — Wybacz mi
również moje niegrzeczne zachowanie, gdy dowiedziałem się, że mnie uratowałaś.
Jestem ci za to wdzięczny, mimo że powiedziałem coś innego. Przepraszam także
za moje zarozumialstwo.
Mężczyzna zamilknął, zamykając
oczy. Było mu bardzo ciężko przepraszać kogoś o niższej randze. Zrobił to
jednak, aby oczyścić relacje z dziewczyną. Wiedział, że wcześniejszym
zachowaniem jeszcze bardziej zszargał sobie opinie. Teraz gdy na to zwrócił
uwagę, sam się dziwił, że powiedział albo zrobił to czy tamto. Wiedział, że
stracił w oczach żołnierza ze swojego oddziału, a to było dla niego nie
wybaczalne. Chciał naprawić swój autorytet. Zależało mu na tym. Bowiem dobry
dowódca to taki, za którym żołnierze pójdą wszędzie, prawda?
Aiko zdumiała się przemową
mężczyzny. Nie spodziewała się, że ten władczy i zarozumiały dowódca, którego
ciemną stronę poznała w ciągu ostatnich dni, jest w stanie wyrzec takie słowa.
Od razu uzmysłowiła sobie, że musiał się z sobą bardzo długo wewnętrznie
zmagać, aby powiedzieć to co powiedział. Znów poczuła do niego coś na kształt
podziwu. Umiał dostrzec swoje wady, a to duży plus. Dziewczyna przyjęła z
aprobatą wypowiedziane przez niego słowa.
— Przyjmuje przeprosiny —
powiedziała cicho. — I ja również przepraszam, że zachowałam się
w stosunku do ciebie Soichiro-sama, jakbyś nie
był moim dowódcą. To było niegrzeczne i obraźliwe. Wiedz, że większość słów
powiedziałam w gniewie i kłócą się z moją rzeczywistą opinią o tobie. Tak przy
okazji sprytnie to wszystko ułożyłeś, jeśli chodzi o Naoki i Yuichi.
Aiko uśmiechnęła się do Soichiro.
— Widzę, że trzeba naszą
znajomość zacząć od początku żołnierzu Aiko — stwierdził, również się
uśmiechając.
— Zdecydowanie — stwierdziła
dziewczyna, ziewając. — Jednak zaczniemy od jutro, dobrze Soichiro-sama? Na
razie muszę się położyć, bo jestem kompletnie wykończona po wykłócaniu się z
tobą.
Mężczyzna zaśmiał się. Aiko
przysłuchiwała się temu dźwiękowi zaskoczona. Pierwszy raz słyszała, jak
Soichiro się śmieje i ten odgłos wydał jej się całkiem przyjemny...
— Właśnie widzę, że zasypiasz nad
kubkiem z zupą — odparł mężczyzna. — Idź spać. Przejmę pierwszą wartę.
Dziewczyna siknęła głową z
wdzięcznością, a następnie położyła się do łóżka, praktycznie od razu
pogrążając się we śnie.
Soichiro patrzył na nią jeszcze
przez chwilę. Kto wie może taka próba nawiązania znajomości czegoś mnie nauczy?
- pomyślał, a następnie zajął się sprzątaniem po kolacji.
Następnego ranka znów wyruszyli o
świcie. Wsiedli na konie i pogalopowali dalej według mapy.
— Jak myślisz Soichiro-sama, ile
nam zajmie podróż? —spytała Aiko.
— Około tygodnia — odparł
mężczyzna.
— Aha — westchnęła tylko
dziewczyna.
Przez chwilę jechali w
niezręcznym milczeniu.
— Czemu zostałaś samurajem? —
spytał nagle Soichiro.
— Mój ojciec tak chciał, ponieważ
sam jest wojownikiem — Aiko wzruszyła ramionami.
— Naprawdę? A w jakiej jednostce
walczy? — spytał zaciekawiony mężczyzna.
— Mój ojciec jest Dowódcą Sił
Zbrojnych Rengō Ognia — odpowiedziała.
Soichiro o mało nie spadł z
konia. Wiedział, że mają wśród żołnierzy córkę tego dowódcy, ale nie podejrzewał,
że jest nią Aiko.
Dziewczyna zerknęła na niego i
zaśmiała się smutno.
— Wiem, że nie widać po mnie, że
mój tata zajmuję tak ważne stanowisko. Wszyscy pokładali nadzieje, że
odziedziczę talent po ojcu. Może go miałam, ale nie wykorzystałam? Nie wiem.
Nigdy specjalnie nie przepadałam ze byciem samurajem. Dopiero niedawno to
doceniłam i w pewnym sensie żałuje czasu, który zmarnowałam, przeciwstawiając
się ojcu. W każdym razie nie dysponuje takimi umiejętnościami jak on...
— Mogę cię nieco podszkolić jeśli
chcesz — zaproponował mężczyzna.
—
A mógłbyś Soichiro-sama? To byłoby wspaniałe! — dziewczynie aż zalśniły oczy.
— Mogę, mogę. W sumie nie ma
problemu — powiedział zadowolony.
Mężczyzna zauważył, że zyskuje aprobatę dziewczyny, rozmawiając z
nią na bardziej przyjacielskim poziomie. Oczywiście wszystko z szacunkiem, nic
nie wykraczającego poza ich relacje. Natomiast lepiej odbierała taki sposób,
niźli rozkazy i groźby. Dawało mu to do myślenia...
—
A ty Soichiro-sama? Czemu zostałeś samurajem? — spytała dziewczyna, zerkając na niego
z zaciekawieniem.
— Z tego samego powodu co ty.
Ojciec mi kazał.
— A twój ojciec kim jest?
— Pierwszym Doradcą Rengō Ognia —
odparł Soichiro.
— I ty jesteś dowódcą tylko
jednego małego oddziału? — zdumiała się Aiko.
— Jestem jeszcze całkiem młody —
zaśmiał się mężczyzna.
— Ile masz lat? — spytała
dziewczyna.
—
Trzydzieści sześć. A ty?
— Prawie osiemnaście.
Mężczyzna skinął głową.
— Co zamierzasz robić po
ukończeniu Szkoły Samurajskiej i odbyciu obowiązkowej, rocznej służby wojskowej?
— Nie wiem. Założyć rodzinę?
— Masz kandydata na męża?
Dziewczyna zaśmiała się, patrząc
na niego.
— Mam tylko, że on nie traktuje
mnie jak kandydatkę na żonę.
— To się postaraj żeby cię tak
zaczął traktować.
— Coś mi się zdaje, że w tym
wypadku to raczej od początku jestem na przegranej pozycji — stwierdziła smutno
i spytała — A ty masz kandydatkę na żonę?
— Niestety nie. Chyba nigdy nie znalazłeś właściwej kobiety — powiedział
bardziej do siebie niż do niej.
— Może szukałeś nie tam gdzie trzeba? — spytała.
— Być może — uśmiechnął się smutno.
— Wydajesz się być zupełnie innym człowiekiem — stwierdziła nagle dziewczyna.
— Czemu? — zmarszczył brwi.
— Przez ostatnie trzy dni zachowywałeś się do mnie z wrogością i niechęcią
Soichiro-sama.A teraz... Rozmawiasz ze mną jakbyśmy byli starymi przyjaciółmi.
Mężczyzna westchnął.
— Przyzwyczaiłem się do innych
relacji z żołnierzami. Zwykle zajmuje się już doświadczonymi samurajami, z nimi
trenuje i nasze relacje ograniczone są do minimum. Poza tym ostatnie dni nie
były najspokojniejszymi w moim życiu. Przepraszam jeszcze raz za moje
zachowanie. Teraz staram się być lepszym dowódcą. Wcześniej się chyba niezbyt
spisałem. Zamiast pomagać, tylko napsułem Ci nerwów,
a przecież to ty miałaś ten
świetny plan z Yuichi — powiedział i po
chwili namysłu dodał — No
i uratowałaś mi życie.
Dziewczyna uśmiechnęła się.
— Lubię cię takiego, wiesz?
Myślę, że bałeś się stracić autorytetu przede mną, a tak naprawdę to właśnie
teraz mam o tobie lepsze zdanie Soichiro-sama — stwierdziła.
— Skąd wiedziałaś o tym
autorytecie? — mężczyzna spojrzał zdziwiony na Aiko.
— Kobieca intuicja? —
zachichotała się.
Soichiro wywrócił oczami.
— No tak...
Rozbawiona Aiko zaczęła śmiać się
jeszcze głośniej. Chwile później dołączył mężczyzna. Oboje w tym samym momencie
pomyśleli, że ta podróż może być jednak całkiem przyjemna, a do tego na pewno
bardzo kształcąca...
***
Takeshi przeklinał w tym momencie
wszystko i wszystkich. Od trzech dni próbowali dogonić jego znienawidzonego
wroga, a on tymczasem cały czas uciekał. I to na ich terenie!
Pamiętał dzień gdy dotarli do
chatki. Był pewien, że się zatrzymali u gospodarza. Tymczasem przeszukali cały
domek i jedyne co znaleźli to jakieś przedmioty z Rengō Ognia. Nie było śladu
po ludziach.
A już miał nadzieje, że znajdzie
tego psa Soichiro i tą bezczelną dziewuchę. Ta wojowniczka zrobiła
w konia dwudziestu doświadczonych samurajów.
Teraz zgubili trop. Jechali
gościńcem pełnym śladów koni, bądź też ludzi. Nie wiedzieli którędy jechać.
Takeshi miał dość tego żałosnego
poszukiwania. Czuł, że ośmieszył swój ród. Powinien skończyć
z Soichiro, jak była ku temu
okazja... Wszystko gdyby nie ta dziewczyna!
Mężczyzna przeklął po raz enty.
Jego towarzysze nawet nie zwracali już na to uwagi.
Nagle usłyszał konia. Z
naprzeciwka nadjeżdżał jeden z dwóch posłanych przodem żołnierzy.
— Mamy trop! — krzyknął z oddali.
Takeshi uśmiechnął się i zmrużył oczy.
Nareszcie dobre wieści! Spiął konia i przyśpieszył tępo jazdy oddziału. Chciał
bowiem jak najszybciej dorwać swego wroga i to dziewczę, które narobiło mu tylu
problemów. Wprost nie mógł się doczekać konfrontacji z nimi. A jeszcze bardziej
cieszyły go wyobrażenia ich krwi wsiąkającej w ziemie...
***
Na wieczór znów zatrzymali się w
jaskini. Niestety nieopodal nie było żadnego strumyka, więc musieli zadowolić
się suchym prowiantem.
Rozpalili jednak ognisko, grzejąc
się przy nim.
— Wiesz, bo ominąłem jedną
sprawę... — zaczął nagle Soichiro
—
Jaką? — spytała Aiko, zajęta pochłanianiem
kolacji.
—
Dlaczego goni mnie Takeshi.
Dziewczyna przerwała jedzenie, z
zaciekawieniem spoglądając na mężczyznę.
— Zamierzasz mi
opowiedzieć?— spytała.
—
Tak. I tak byś się w końcu dowiedziała. A więc... Zacznijmy może od
tego, że mój dziadek był zakochany w pewnej dziewczynie z Rengō Ziemi. Niestety
okazało się, że nie on jeden. Inny facet
z Rengō
Wiatru po stracie żony również się w niej zakochał. Miał on małego synka i
chciał by ktoś się nim zaopiekował. Doszło do sporu. Oczywiście Wietrzny
samuraj zażądał pojedynku. Przegrał. Mój dziadek zabił go w trakcie walki. Nie
udało się uratować tego wojownika. Pozostawił dziecko pod opieką służby. W
końcu pewnie mu powiedzieli, jak zginął jego ojciec, no i od tej pory mamy
konflikt rodowy. My do nich nic nie mamy, ale oni poprzysięgli sobie, że wybiją
każdego kto nosi nasze nazwisko. Właściwie to by było na tyle.
Aiko skinęła parę razy głową.
—
A co z tą dziewczyną? — spytała.
—
Została moją babcią —
odpowiedział mężczyzna.
— Myślisz, że nas dogonią?
—
Jestem tego pewien — westchnął.
— I co zamierzasz zrobić?
Soichiro wyjął mapę i wskazał
palcem na jedno z miejsc na trasie.
— Tu jest most. Jeśli go
przejdziemy, będziemy względnie bezpieczni.
—
A to czemu? — zdziwiła się Aiko.
— Przetniemy liny — odparł
Soichiro.
— Jesteś zdecydowanie
inteligentnym dowódcą — stwierdziła
Aiko, kiwnąwszy głową z uznaniem.
— Wiem — odparł mężczyzna, szczerząc zęby w uśmiechu.
— Chyba popadnę w samouwielbienie!
Aiko zachichotała. Soichiro po
całym dniu spędzonym na rozmowie z nią przyzwyczaił się do żartów, które ją
bawiły. Jego w sumie również, ale nigdy nie przyznał by się do tego przed
swoimi żołnierzami bądź innymi dowódcami. Nigdy!
Takeshi nie pozwolił sobie na
nocny odpoczynek. Zatrzymali się jedynie na półtorej godziny, aby się przespać
i ruszyli w dalszą drogę.
Właściwie jechali przez prawie
dwie doby. Dopiero po tym czasie zdecydował się na dłuższy postój. Wjechali do
jaskini. Takeshi zsiadł z konia i naglę spostrzegł coś bardzo interesującego.
Podszedł i przykucnął przy
popiele. Ktoś niedawno palił ognisko.
Takeshi wziął szczyptę prochu w
palce i przez chwile bawił się nim, przerzucając z ręki do ręki.
Uśmiechnął się do siebie.
Soichiro ma jakiś jeden dzień przewagi, ale ja go i tak dogonię — pomyślał.
I zabije — dodał chwile później.
Usatysfakcjonowany tym co
znalazł, wstał i poszedł pomagać swoim ludziom w przygotowaniu w miarę znośnego
obozowiska.
***
Soichiro i Aiko jechali szybkim
kłusem. Do mostu zostało im jeszcze jakieś pół godziny drogi. Aiko zauważyła,
że dowódca co jakiś czas nerwowo zerka do tyłu.
— Sądzisz, że są niedaleko? —
spytała zaciekawiona.
— Tak. Od jakiegoś czasu słychać
w oddali tętent kopyt. To może być jedynie Takeshi — Soichiro zmarszczył brwi.
Dziewczyna skinęła głowa i
również wsłuchała się w otoczenie. Po chwili faktycznie do jej uszu dobiegł
stukot kopyt.
— Nie sądzisz, że powinniśmy
przyśpieszyć?
— Masz racje. Powinniśmy —
zgodził się z nim Soichiro.
W tym samym momencie przeszli do
galopu. Dokładnie parę chwil później, zza odległego zakrętu wyłoniła się
dwudziestka ludzi. Mimo przyśpieszenia tępa jazdy i tak ich doganiali. Soichiro
zaklął
i zmusił konia do cwału. Aiko poszła w ślady
swojego dowódcy. Jednak oddział nadal poruszał się szybciej od nich.
Piętnaście minut do mostu.
Żołnierze wiatru wyciągnęli
strzały i powoli celowali w plecy Soichiro i Aiko. Teraz musieli zwolnić, aby unikać
śmiercionośnych pocisków. Również zdjęli łuki z pleców. Udało im się nawet
zranić paru samurajów, ale w takim tępię jazdy nie możliwe było celne
strzelanie.
Dziesięć minut do mostu.
Aiko odwróciła się, aby
wystrzelić. Przekręcając się w siodle, nadziała się na strzałę. Pisnęła gdy
poczuła, jak wbija jej się grot w lewe ramie. Soichiro krzyknął. Następnie
napiął cięciwę i strzelił. Po chwili mógł się rozkoszować widokiem padającego
na ziemie samuraja, który zranił Aiko. Z zaciśniętymi ustami wpatrywał się na
cierpiącą dziewczynę. Widział, że próbuje powstrzymać napływające do jej oczu
łzy bólu. Chciała być silna, ale jej to nie wychodziło. Mężczyzna w ciągu
ostatnich dwóch dni polubił dziewczynie i nie podobało mu się, że cierpi.
Bardzo.
Pięć minut do mostu.
Wojownicy zbliżali się. Soichiro
słyszał odgłos metalu, kiedy wyciągali swoje miecze. Zauważył, że dziewczyna
słabnie. Ból musiał być okropny. Widział, że jest na skraju zemdlenia.
Zachwiała się siodle,
a mężczyzna lekko ją przytrzymał. Spojrzał w
tył. Samurajów Wiatru dzieliło od nich paręnaście metrów. Dowódca znów odwrócił
głowę, patrząc w przód.
Most.
Mężczyzna wsłuchiwał się w odgłos
kopyt, które miarowo uderzały w drewniane belki. Szybciej – myślał tylko.
Dziewczyna straciła kontakt z rzeczywistością. Zemdlała. Soichiro przytrzymywał
ją. Przebyli most.
Soichiro widział, że samurajowie Wiatru
dopiero wjeżdżają. Wyjął sztylet i zaczął przecinać grubą linę.
— Cofnąć się! Wycofajcie się
głupcy! — usłyszał nawoływanie Takeshi do żołnierzy którzy byli na środku
mostu.
Jednak nie było już dla nich
ratunku... Lina pękła. Po chwili dowódca zajął się drugą. Poszło szybko. Pięciu
samurajów spadło w przepaść. Soichiro zmrużył oczy i z satysfakcją wpatrywał
się w tych ludzi, którzy po chwili znikli mu z jego pola widzenia. Znów zerknął
na Takeshi, który stał po drugiej stronie. Nie widział jego wyrazu twarzy, ale
wyobraził sobie jaki musi być wściekły. Uśmiechnął się na myśl
o tym.
— Dopadnę Cię! — usłyszał nagle
krzyk Takeshi. — Dogonię ciebie i tą twoją dziewuchę! Obojga was wypatroszę.
Obiecuje ci to!
W tym momencie, mimo że stał po
drugiej stronie przepaści, Soichiro poczuł się nieswojo. Nie wątpił bowiem, że
jego prześladowca dotrzyma obietnicy. Wiedział, że dla Takeshi nie ma innego
wyjścia. Któryś z nich zginie. Tylko który? — zapytał sam siebie dowódca,
wpatrując się w nawracający oddział.
***
Zajął się ranną dziewczyną.
Przeciął strzałę w taki sposób, aby móc ja delikatnie wyjąć z ciała Aiko. Nie
dziwił się, że zemdlała. Jedyną ranę jaką odniosła wcześniej, była rana
powierzchowna na brzuchu. Ta natomiast przechodziła na wylot ramienia. Bardzo
bolesne.
Mężczyzna przemył zakrwawione
miejsce wodą i olejkami leczniczymi.
Dopiero gdy skończył opatrywać
dziewczynę, zajął się obozowiskiem. Rozpalił ognisko, rozsiodłał konie,
przygotował miejsce spoczynku i posiłek.
Ułożył dziewczynę przy ognisku
tak, że jej twarz oświetlały płomienie.
Wpatrywał siew nią przez chwilę i zdał sobie sprawę, że znów jest coś
nie tak. Za bardzo się do niej przywiązał. Ta Aiko zdołała go do siebie
przekonać w przeciągu tych paru dni. Polubił ją mimo złych początków ich
znajomości. Właściwie to on wygłupił się na starcie. Mimo wszystko stwierdził, że
dobrze, że się nieco zmienił. W sumie rozmowy z nią były całkiem ciekawe, a
przede wszystkim zabawne. Zdał sobie sprawę, że jeszcze z nikim tak dotąd nie
rozmawiał. Zawsze wymagano od niego powagi. W tym momencie stwierdził, że
przywiązanie do tej dziewczyny może nie być takie złe. Może dzięki niej będzie
lepiej dogadywał się
z żołnierzami w oddziale, kto wie?
Jeszcze raz omiótł dziewczynę
wzrokiem. Przez myśl przeszło mu, że w sumie to jest całkiem ładna. Szybko
wyrzucił to sobie z głowy. Może i była ładna, ale co z tego? Była młoda, a
każdy młody jest ładny. Jednak Soichiro musiał przyznać, że jej delikatna uroda
jest bardzo kobieca. Delikatne wąskie usta, zgrabny nosek i proste, długie,
hebanowe włosy... Ale najbardziej podobały mu się jej oczy, które teraz były
zamknięte...
Mężczyzna westchnął i dojadł
resztkę jedzenia, która mu została. Chwilę później położył się na swoim
posłaniu. Soichiro miał tylko nadzieje, że dziewczyna jutro wstanie. Trzeba
bowiem ruszać, bo wiedział, że jeśli tak dalej pójdzie to Takeshi odetnie im
drogę. A na to nie mogli sobie pozwolić... Mężczyzna zamknął oczy i pogrążył
się, w długim, niespokojnym śnie.
Aiko obudziła się i natychmiast
poczuła ból lewego ramienia. Wykrzywiła usta w grymasie i otworzyła oczy.
Rozglądnęła się wokoło. Praktycznie natychmiast napotkała spojrzenie
nieśpiącego już dowódcy.
A więc udało im się przejść przez
most... Dziewczyna odetchnęła z ulgą.
— Boli? — spytał nagle Soichiro, wskazując na jej ramie.
—
Bardzo — odparła dziewczyna.
Mężczyzna wstał z posłania, na którym leżał i podszedł do
dziewczyny, po drodze biorąc torbę
z bandażami i olejkami leczniczymi.
— Zmienię ci opatrunek —
powiedział, ogarniając jej włosy.
Zdezynfekował ręce i szybko zdjął
nasiąkłą od krwi tkaninę. Następnie przemył
ranę i związał czystym bandażem.
— Musimy ruszać. Jeśli się nie pośpieszymy to Takeshi odetnie
nam drogę — powiedział, wstając.
—
Sądzisz, że nas wyprzedzi? —
spytała zdumiona.
—
Nie wiem, ale jest duża
możliwość. Sądzę, że on zna te góry. No
bo jak inaczej by nas wyśledził? Przecież konie nie zostawiły śladów na
kamiennym podłożu. Nie wiem w jaki sposób obeznał się z tymi trasami, ale
jestem prawie pewien, że umie się poruszać w tych górach.
Dziewczyna skinęła parę razy
głową.
—
To faktycznie jest problem - stwierdziła i, wstając, dodała - No to komu w drogę temu w czas.
Szybko więc się spakowali i
ruszyli w dalszą trasę.
***
Przez cały czas trwania podróży
rozmawiali ze sobą.
Soichiro opowiedział jej historie swojego życia. Jego matka pochodziła
ze złotego Rengo. Ona i jego ojciec poznali się na jakimś bankiecie. Pokochali
się i wzięli ślub. Rok później narodził się on.
Już od najmłodszych lat był szkolony na samuraja. Później dostał się do koszar, w których teraz
dowodził. Uczył się tam i odbył rok
obowiązkowej służby wojskowej. Teraz kierował oddziałem.
Aiko przysłuchiwała się temu z
zainteresowaniem i stwierdziła że jej życie wygląda podobnie. I ona krótko
streściła mu swój życiorys.
Tak więc przez ten dzień poznali siebie jeszcze bardziej. Każde z nich
było usatysfakcjonowane, tym co usłyszało od tego drugiego. Dobrze się
rozumieli. Im więcej rozmawiali, tym więcej zauważali podobieństw do tego
drugiego.
Na wieczór zatrzymali się w
jaskini. Tym razem to Soichiro przygotował obozowisko, zważywszy na to, że
dziewczyna była ranna. Zjedli wieczorny posiłek i praktycznie od razu się
położyli.
Ten dzień przeszedł tak jak parę
poprzednich, jednak i Soichio i Aiko dostrzegli pewną zmianę. Oboje uświadomili
sobie, że w tym krótkim czasie stali się przyjaciółmi. Mimo że jedno liczyło na
coś więcej, a drugie wzbraniało się
przed nawet taką relacją, w głębi duszy
cieszyli się z tej znajomości.
***
Kolejny dzień wędrówki.
Powoli teren zaczął się obniżać.
Soichiro powiedział, że jutro powinni być w domu. Aiko cieszyła się
z tego powodu. Chciała bowiem
zobaczyć Juri i Kiyoshi. Jednak dowódca rozwiał szybko jej marzenia
o spotkaniu z przyjaciółmi, informując ją, że
oddział pewnie nadal bierze udział w wojnie.
— Aiko czemu ty tak w ogóle
jesteś w moim oddziale? Nie powinnaś iść gdzie indziej, do jakiegoś bardziej
znanego? — spytał Soichiro, przerywając
tym samym jej rozmyślania o przyjaciołach.
— Mój ojciec chciał bym tu chodziła, bo uczy w tych koszarach brat mojego dziadka
- Mitsuya-sensei.
— Ahhh... To wiele wyjaśnia —
stwierdził Soichiro, a następnie smutno
dodał - Czyli to nie dlatego, że jestem
takim świetnym dowódcą?
Dziewczyna zaśmiała się.
— To że jesteś świetnym dowódcą
też miało jakiś wpływ.
Soichiro uśmiechnął się.
— Czyli uważasz mnie za świetnego
przywódcę?
Dziewczyna otaksowała go
wzrokiem.
— Bez dwóch zdań — odparła
poważnie
***
Tej nocy musieli spać na polu,
gdyż nie znaleźli żadnej większej jaskini.
Aiko przygotowała jedzenie, a
Soichiro rozłożył namiot.
Po posiłku mężczyzna opatrzył
dziewczynę.
Aiko popatrzyła na bezchmurne
niebo. Gwiazdy i księżyc w pełni świeciły jasno, co tworzyło niesamowity klimat
tej nocy.
Soichiro również to zauważył.
— Pięknie, co? — szepnął.
— Bardzo — odparła dziewczyna, a
następnie odrzekła - Dziękuje.
—Za co? — spytał zdziwiony
Soichiro.
— Za ten czas spędzony z tobą.
Jesteś wyśmienitym żołnierzem, świetnym dowódcą, wspaniałym mężczyzną, a przede
wszystkim dobrym człowiekiem. Wiele się od ciebie nauczyłam.
Soichiro nie wiedział przez
chwilę co powiedzieć. Po chwili jednak odzyskał panowanie nad sobą i swym
głosem.
—To ja ci powinienem podziękować.
Dzięki tobie lepiej poznałem to, jakim dowódcą powinienem być. Poza tym
przyjaźń z tobą jest bardzo ciekawym doświadczeniem. Cenie cię i cieszę
się, że mogłem cię poznać.
Soichiro patrzył na nią przez
chwilę. Milczała, ale jej uśmiech
wyrażał więcej niż tysiąc słów I te rozradowane oczy... Mężczyzna nagle, nie
wiedząc sam czemu, przytulił dziewczynę. Cieszył się przez chwilę jej
bliskością. Jej włosy pachniały dojrzałymi brzoskwiniami. Soichiro podobał się
ten zapach.
Aiko zadrżała pod jego dotykiem,
ale wtuliła się w jego ciepłą, męską pierś.
W milczeniu, wtuleni w siebie,
patrzyli na gwiazdy, rozpaczliwie szukając w nich przyszłości ich znajomości.
***
Ostatni dzień wędrówki.
Soichiro uświadomił sobie smutno
w myślach, że to też koniec ich przyjaźni z Aiko. Wiedział bowiem, że
dziewczyna wróci do swoich znajomych, a on na powrót będzie surowym dowódcą.
Spojrzał na Aiko. Polubił ją.
Była waleczna, odważna i inteligentna. Ponadto opiekuńcza i przyjacielska.
Pamiętał jak zareagowała gdy pozwolił Naoki wracać do domu. Uśmiechnął się na
wspomnienie słów jakimi go obrzuciła. Ależ był wtedy wściekły! Zbladł
natomiast, gdy uświadomił sobie co zrobił potem. Przeklął się w myślach. Jak mógł grozić jej
śmiercią! Soichito nie wiedział dlaczego, ale czuł się odpowiedzialny za Aiko.
Dlatego wpadł w gniew, gdy jej delikatną skórę przeszyła strzała. Chciał
zapewnić dziewczynie bezpieczeństwo.
Aiko myślała podobnie. Widziała
bowiem, że dowódca nie będzie chciał zostać przy tych relacjach, gdy powrócą do
koszar. Było to dla niej trudne. Bardzo. W końcu kochała go. Na początku ich
znajomości znienawidziła mężczyznę za to, że okazał się takim chłodnym
człowiekiem. Tymczasem zmienił swoje zachowanie. Troszczył się o nią, był przyjacielski
i inteligentny. Przez to pokochała go
jeszcze bardziej...
Aiko spuściła głowę. Czuła
bowiem, że łzy napływają jej do oczu. Wytarła je dyskretnie i spojrzała przed
siebie.
Zjechali już z gór i podróżowali
lasem. Za jakieś dwie godziny powonni wrócić do koszar. Oboje milczeli, nie
wiedząc co mogą powiedzieć. Zdawali sobie sprawe z trudności ich relacji.
Nagle Soichiro przystanął.
— Co do diabła... — zdążył tylko
powiedzieć.
Dziewczyna usłyszała głośny
tętent kopyt. Przez chwile Aiki była całkowicie zdezorientowana. Dopiero parę
sekund później uświadomiła sobie, że zostali otoczeni przez samurajów, którzy
nagle wyjechali zza krzaków. Wpadli w pułapkę i nie mogli nic zrobić.
Soichiro cofnął nerwowo konia,
ale z tyłu również stali samuraje.
—. Witaj Soichiro — szepnął
Takeshi.
Dowódca mierzył go groźnie
wzrokiem. Nie zamierzał wdawać się z nim w dyskusje. Zerknął na Aiko. Chciał ją
uratować. Nie mógł znieść myśli, że mogło by jej coś się stać. Nagle wpadł na
pewien pomysł...
— Powoluje się na prawo — oparł
głośni — Żądam sepuku!
Samurajowie zaczęli szeptać
między sobą, a Takeshi zmarszczył brwi.
— Widzę że przechodzisz do
konkretów. Dobrze więc...
—
Tylko wypuść dziewczynę —przerwał mu Soichiro.
— Czemu mam to zrobić? — Takeshi
uniósł brew
— Żeby doniosła o mojej śmierci i
zmniejszyła morale moich oddziałów?
Takeshi zaśmiał się.
— A więc chcesz ją uratować?
Niech będzie. W sumie to ona mnie nie obchodzi mimo że napsuła mi nerwów. Bardziej
się przyda żywa w tym celu, który mi podpowiedziałeś.
Aiko siedziała przerażona na
koniu. Nie mogła pozwolić Soichiro umrzeć. Nie mogła... W następnej sekundzie podjęła szaloną
decyzje.
—NIE! — przerwała dyskusje mężczyzn Aiko. — Powołuje się na prawo i chce przejąć czyn
dziadka Soichiro na siebie, tym samym domagając się sepuku zamiast mego
dowódcy.
Takeshi skrzywił się. Miał
odmówić przyjęcia propozycji dziewczyny, ale nagle coś spostrzegł. Zobaczył ból na twarzy Soichiro. On chciał ją
uratować... Zaraz. Ten głupiec zakochał się w tej dziewczynie! Takeshi wybuchł złowieszczym śmiechem. Ta
zemsta będzie lepsza niż się spodziewał.
— Dobrze dziewczyno. Zejdźcie z
koni. Wyjmij nóż, a ty Soichiro miecz.
— Ale — zaczął dowódca.
— Powołała się na prawo. Nie uratujesz
swojej kochanki, mój drogi — Takeshi cmoknął ustami.
Kochanki... Soichiro najpierw się
wściekł, a potem uświadomił sobie, że Tajeshi ma racje. Z przerażeniem
uświadomił sobie, że coś czuje do Aiko.
Zakochał się w niej, ale nie chciał się do tego przyznać. Zaimponowała mu podczas tej podróży. Stała
się jego przyjaciółką, mimo tego jak ją potraktował. Jednak zorientował się za
późno. Teraz ona zginie…
Spojrzał w jej turkusowe oczy.
Widział tam determinacje. Nie wiedział czemu zależy jej tak na jego życiu.
Kolejny raz go ratuje.
Zsiedli z koni, Takeshi również.
Soichiro poczuł jak łzy napływają mu do oczu. Podszedł do dziewczyny
i delikatnie ją objął.
—
Kocham cię — szepnął jej do ucha.
Zadrżała zaskoczona.
— Ja ciebie też — odparła.
Mężczyzna po usłyszeniu tych słów
nie mógł powstrzymać łez.
Dziewczyna padła na kolana i
uniosła sztylet. Mężczyzna przygotował miecz. Patrzył jak dziewczyna zaciska
usta i przymyka oczy. Nie chciał jej zabijać…
Nagle usłyszał tętent kopyt. Samurajowie
Wiatru również. Dziewczyna skupiła się jednak na tym, że za chwile umrze i nie
zwróciła na to uwagi.
— Stop! — krzyknął Soichiro, o
sekundę za późno.
Dziewczyna wykonała pchnięcie w
brzuch.
Nagle w jednym momencie stało się
parę różnych rzeczy. Nie wiadomo skąd przybył oddział Ognia, atakując żołnierzy
Wiatru. Soichiro chwycił rękę dziewczyny tak, żeby nie wbiła noża głębiej. Aiko
zwymiotowała z bólu i zemdlała. Soichiro wziął ją na ręce i schował wśród
krzaków. Następnie dobył miecza i natarł na Takeshi. Zaskoczony samuraj
praktycznie od razu popełnił błąd. Soichiro ranił go
w prawe ramie, a następnie wykonał szybkie
cięcie w lekko odsłoniętą szyje. Takeshi
upadł na kolana,
a następnie jego ciało uderzyło o ziemie.
Poszło szybko. Tak jak być powinno...
— Żegnaj Takeshi — szepnął
jeszcze Soichiro.
Dowódca zorientował się że reszta
oddziału też jest pokonana. Spojrzał na żołnierzy Ognia. Sam musiał przez
chwile ochłonąć. To, że oni tu przyjechali to był cud. Soichiro patrzył na nich
z wdzięcznością.
— Kto tu dowodzi? — spytał.
— Ja Soichiro-sama — powiedział
jeden z nich.
— Jak nas znaleźliście?
— W tym lesie jest parunastu
pojedynczych zwiadowców. Jeden z nich was zauważył i przyprowadził nasz
oddział.
Soichiro skinął głową.
— Jest wśród was lekarz?
Jeden z żołnierzy przejechał parę
metrów w kierunku Soichiro.
— Ja mam szkolenie medyczne —
odparł.
— Sprawdź co z dziewczyną. Leży w
tamtych krzakach — dowódca wskazał kierunek ręką.
Lekarz zsiadł z konia i podbiegł
do Aiko. Soichiro również tam podszedł.
— I co? — spytał.
— Będzie żyć. Nie przebiła
żołądka.
Soichiro odetchnął z ulgą.
— Odwieziecie nas do koszar?
Dowódca oddziału skinął głową.
— Ależ oczywiście Soichiro-sama.
***
Aiko siedziała na wzgórzu,
wpatrując się w zachód Słońca. Po raz pierwszy od wielu dni pozwolono jej wstać
z łóżka.
Nagle usłyszała czyjeś kroki.
Odwróciła się i zobaczyła starca, który praktycznie cały czas siedział przy jej
łóżku.
— Witaj Mitsuya-sensei —
przywitała się, a on skinął głową
— Znów oglądasz krajobraz? —spytał
rozbawiony.
— Tak — szepnęła.
— I co? Wiesz już o co chodziło
ze Słońcem? —spytał, wpatrując się w nią.
Aiko skinęła głową.
— Słońce zachodzi. Skończyła się
przeprawa przez góry
— I co teraz?
— Teraz nastąpi wschód.
Mitsuya przyglądał jej się z
dumą.
— Dojrzałaś — stwierdził jedynie,
a następnie wstał i, odchodząc, powiedział. – Idę, aby nie przeciągać nocy...
Zerknęła na niego zdziwiona, ale
zrozumiała po chwili o czym mówił, bo dokładnie w momencie, gdy wszedł w krzaki,
z drugiej strony wyłonił się Soichiro. Podszedł i przysiadł tuż obok
dziewczyny. Przez kilka sekund przypatrywał jej się w ciszy.
— Dziękuje — odparł po chwili.
— Za co? — zdumiała się
dziewczyna.
— Chciałaś mi uratować życie. Już
drugi raz — powiedział cicho.
— To nic takiego.
— To bardzo dużo — powiedział
poważnie. — A właśnie! Naoki niedługo przyjedzie do koszar. Podobno odbudowali
już chatkę. Są także wieści o twoich przyjaciołach. Oboje żyją i również wracają
tutaj.
Dziewczyna uśmiechnęła się.
— To dobrze — odparła.
Przez chwilę siedzieli w
milczeniu.
— Mogę cię o coś spytać? —
przerwała cisze dziewczyna.
— Oczywiście
— Gdy powiedziałeś mi to do ucha
przed egzekucją, to to była prawda?
Mężczyzna zamilkł na chwilę.
— Pamiętasz jak ci powiedziałem, że
nie znalazłem nigdy kobiety, która mogła by być moją żoną?
Aiko skinęła głową.
— Chyba wreszcie ją odnalazłem —
powiedział i pocałował dziewczynę.
Aiko poczuła ciepło jego warg.
Delikatnie oddała pocałunek, wtulając się w Soichiro. Wplotła palce w jego
miękkie włosy, a on objął ja w tali,
przyciągając jeszcze mocniej do siebie.
Aiko wreszcie poczuła, że
wszystko będzie dobrze. Opłacało się czekać na następny wschód - pomyślała,
patrząc w oczy ukochanego